Niniejszy tekst jest lekko przeredagowanym transkryptem scenariusza videoeseju mojego autorstwa. Filmik można obejrzeć w tym miejscu. Zachęcam do subskrypcji mojego kanału na YouTube.
Termin „polityczna poprawność” jest… no cóż, stwierdzić, że jest emocjonalnie nacechowany, to grube niedopowiedzenie. Długo wahałem się, czy w ogóle poruszać to zagadnienie – z przyczyn, których, mam nadzieję, nie muszę tłumaczyć. Gdy jednak wszedłem w temat nieco głębiej, okazało się, że chyba jednak mam tu do powiedzenia coś interesującego. Ten wideoesej będzie mniej skupiał się na samym znaczeniu tego terminu, a bardziej na tym, w jaki sposób to znaczenie zmieniało się i ewoluowało – a zmieniało się i ewoluowało, jak na tak świeże sformułowanie, w naprawdę ciekawy sposób.
Termin „polityczna poprawność” wywodzi się z amerykańskiej kultury politycznej. Trudno precyzyjnie określić, kiedy został użyty po raz pierwszy, albo kto go wymyślił. Do mniej-więcej technicznego użytku zaczął wchodzić na początku XX wieku. Wtedy też zaczęła się krystalizować jego pierwsza definicja. „Polityczna poprawność” miała wówczas bardzo dosłowne znaczenie – oznaczała poprawność we własnym politycznym rozumowaniu. Słowo poprawność odnosi się tu do dobrego, spójnego rozumienia własnych poglądów.
Wówczas był komplementem. Powiedzieć komuś, że jest politycznie poprawny, oznaczało docenienie tego kogoś – pochwalenie go za to, że rozumie własne poglądy polityczne i jest w stanie wyrażać je w zrozumiałej formie oraz podejmować dzięki temu spójne działania polityczne. Nie było to jeszcze sformułowanie kojarzące się z jakąś konkretną opcją polityczną – politycznie poprawnymi nazywano osoby z całego spektrum światopoglądowego.
Z czasem zaczęło się to zmieniać. Ścisłe trzymanie się abstrakcyjnych doktryn politycznych może prowadzić – i często prowadzi – do głupich, oderwanych od rzeczywistości zachowań. I nie ma w tym niczego dziwnego. Teoria polityczna powstaje na kartach książek i prac naukowych. Po skonfrontowaniu jej z rzeczywistością czasami się sprawdza, czasami się nie sprawdza, czasami sprawdza się tylko połowicznie, a czasami prawie w ogóle. Bo świat jest skomplikowany i chaotyczny i często zachowuje się w sposób, którego teoretycy polityczni nie są w stanie przewidzieć. W takiej sytuacji najsensowniejsza jest korekta teorii politycznej i zmiana jej na coś lepszego.
Często jednak osoby, które przywiązały się do tej teorii – albo wręcz uczestniczyły w jej wymyślaniu – niekoniecznie chcą się z tym pogodzić i upierają się, że teoria jest prawidłowa, tylko z czymś innym jest problem. Często takie osoby były wcześniej chwalone za swoją polityczną poprawność, więc była to też kwestia ambicji i ego. To z kolei zaczęło sprawiać, że termin „polityczna poprawność” zaczął subtelnie zmieniać swoje znaczenie. Powoli przestawał być komplementem oznaczającym zdrowy rygor w myśleniu o polityce, a zaczął oznaczać zakamieniały upór w dyskusyjnych poglądach.
Ważne jest, by o pamiętać o tym, że zmiana nie dokonała się z dnia na dzień – to był proces, w trakcie którego część osób nadal używała określenia „polityczna poprawność” w jego wcześniejszym znaczeniu, a część w tym nowym ironicznym znaczeniu. Oczywiście prowadziło to – i nadal prowadzi – do pewnych nieporozumień oraz zamieszania. W tysiąc dziewięćset trzydziestym czwartym roku The New York Times donosił o tym, że niemiecka partia nazistowska przyjmuje w swoje szeregi jedynie politycznie poprawnych Aryjczyków czystej krwi – w tym kontekście termin „polityczna poprawność” użyty został ironicznie, jako określenie ślepego posłuszeństwa doktrynie politycznej.
No dobrze, ale dziś termin „polityczna poprawność” nie jest aż tak uniwersalny i zwyczajowo używa się go niemal wyłącznie w stosunku do szeroko pojmowanej lewicy. Jak do tego doszło? Z winy lewicy. Trochę. Tak jakby. To skomplikowane. Już tłumaczę.
W połowie XX wieku amerykańscy lewicowcy zaczęli robić to, co do dnia dzisiejszego robią wszyscy lewicowcy, niezależnie od szerokości geograficznej – kłócić się między sobą i zarzucać sobie nieszczerość, najczęściej w sprawach, w których mają to samo zdanie. Amerykańcy socjaliści zarzucali amerykańskim komunistom polityczną poprawność, właśnie w tym nowym sensie – nie jako komplement, nawet nie jako ironiczną uszczypliwość, tylko jako otwartą obelgę, zarzut politycznego ślepego uporu.
Amerykański edukator Herbert Ralph Kohl, podsumował to w następujący sposób:
Termin „polityczna poprawność” używany był lekceważąco, w odniesieniu do kogoś, kogo lojalność wobec linii partii komunistycznej przewyższała współczucie i wiodła do szkodliwej polityki. Socjaliści, którzy wierzyli w równościowe idee używali tego terminu, by oddzielić się od komunistów, którzy dogmatycznie bronili wszystkich pozycji partyjnych, bez względu na ich moralną wagę.
A zatem, na tym etapie to nie był termin którego konserwatyści używali wobec lewicowców, którzy według nich za dużą wagę przywiązują do kwestii tożsamościowych, jak to zwykle wygląda dzisiaj. Nie – to właśnie lewicowcy, którzy przywiązywali dużą wagę do kwestii moralnych i tożsamościowych zarzucali polityczną poprawność lewicowcom, którzy tego nie robią. A zatem w połowie XX wieku termin „polityczna poprawność” miał całkowicie przeciwne znaczenie niż to współczesne. Niespodziewany zwrot akcji, prawda? A najlepsze, że niejedyny.
W drugiej połowie XX wieku młoda amerykańska lewica zaczęła przejmować sformułowanie „polityczna poprawność” i używać go jako wewnętrznego żartu stosowanego wobec samych siebie. Młodzi lewicowi działacze z tamtego okresu doskonale zdawali sobie sprawę, jak niebezpieczny jest polityczny upór w sytuacji, gdy teoria rozbiega się z rzeczywistością, więc autoironicznie używali go w stosunku do samych siebie. Powiedzmy, że dwóch lewaków z tamtego okresu rozmawiało o tym, że udało im się stworzyć zespół naukowy składający się z w połowie z kobiet i z mężczyzn, a zatem przy zachowaniu parytetu płci. Jeden z nich rzuca coś w stylu „Hohoho, zobacz jacy jesteśmy politycznie poprawni” jednocześnie ciesząc się, że robią coś wedle swoich przekonań politycznych, ale też dyskretnie sygnalizując, że zachowują zdrowy dystans i nie mają zamiar popadać w ślepy dogmatyzm.
W tym kontekście termin „polityczna poprawność” używany był w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w amerykańskim dyskursie feministycznym, w trakcie dyskursu na temat propozycji zakazu pornografii. W najprostszym ujęciu wyglądało to tak, że część feministek twierdziła, że trzeba zakazać pornografii, a część ironizowała na ten temat używając terminu polityczna poprawność, w sensie – żartując sobie z tego, że ta grupa chce wprowadzić nonsensowny, oderwany od rzeczywistości zakaz, który systemowo nikomu nie pomoże, po prostu jest zgodny z teorią polityczną.
Mniej więcej w tym samym czasie termin „polityczna poprawność” powoli zaczął rozlewać się poza lewicowe środowiska i stopniowo zyskiwał szerszą popularność, co wpłynęło na to, jak rozumiany jest ten termin dzisiaj i kto – oraz przeciwko komu – go używa. Do tej pory lewicowcy używali sformułowania „polityczna poprawność” na określenie innych lewicowców, którzy zbyt uporczywie trzymają się pryncypiów, nawet w sytuacjach gdy przynosi to więcej szkody niż pożytku. W dodatku termin zawsze ujmowany był w ironiczny – czasami nawet autoironiczny – cudzysłów. Nie możemy też zapomnieć o wcześniejszych znaczeniach sformułowania „polityczna poprawność”. Mamy tu więc do czynienia z dość skomplikowaną plątaniną ironii, subtelności językowej i wewnętrznego żargonu określonego środowiska politycznego.
I większość tych niuansów zupełnie się rozmyła, gdy określenie „polityczna poprawność” weszło do powszechnego współczesnego języka politycznego. Dzisiaj termin „polityczna poprawność” używany jest głownie przez polityków i dziennikarzy konserwatywnych na określenie tego, co nie podoba im się w progresywnych dążeniach równościowych czynionych przez liberałów i lewicowców, głównie w mediach, edukacji i kulturze popularnej.
W swojej obecnej formie mnie – osobiście – termin „polityczna poprawność” nie wydaje się specjalnie użyteczny, bo budzi wiele niezdrowych emocji, które utrudniają komunikację zamiast ją uławiać. W dodatku często jest nadużywany w takim stopniu, że funkcjonalnie nie ma już prawie żadnego stałego znaczenia. Wszystko może być polityczną poprawnością, jeśli tylko tak się to nazwie.
Nie jest to wyłącznie moja obserwacja. Neil Gaiman, autor między innymi komiksowej serii Sandman oraz powieści Amerykańscy bogowie stwierdził coś podobnego:
Czytałem wczoraj książkę (co ciekawe, opowiadającą o wykrzyknikach), która zawierała zdanie zaczynające się od słów „W dzisiejszych czasach polityczna poprawność…” i mówiące o tym, że w dzisiejszych czasach nie wolno już żartować w sposób, który obraża czyjąś kulturę albo kolor skóry. Pomyślałem wtedy „Przecież to nie ma niczego wspólnego z polityczną poprawnością. To zwyczajny szacunek wobec innych ludzi.” W jakiś sposób mnie to rozbawiło. Wyobraziłem sobie świat, w którym zamieniamy termin „polityczna poprawność” na „traktowanie ludzi z szacunkiem” i uśmiechnąłem się na tę myśl. Powinniście spróbować. To niezwykle pouczające. Wiem, co sobie teraz myślicie. „Mój Boże, to traktowanie ludzi z szacunkiem zaszło już zdecydowanie za daleko!”.
Jest to sentyment, z którym zgadzam się w mniej więcej stu procentach.
I to jest ten moment wideoeseju, w którym zmieniam się w babę od polskiego, więc proszę schować telefony i zacząć słuchać. Nie, nie powiem wam, czy to będzie na kartkówce. Uczycie się przede wszystkim dla siebie, nie dla ocen. No dobrze, zaczynajmy.
Słowa rzadko kiedy posiadają ustalone i niezmienne znaczenie. Świat wokół nas zmienia się bez przerwy i język odzwierciedla te zmiany. Czasami wytwarzając nowe, nieistniejące wcześniej słowa na opisanie nowych rzeczy, procesów i zjawisk, a czasami przez zmianę znaczenia starych słow. Ten drugi proces – zmiany znaczenia słów w ramach ewolucji języka – nazywamy dryfem semantycznym.
Dobrym przykładem jest choćby sformułowanie „mieć coś na taśmie” na określenie nagrania audio albo wideo. W chwili, w której powstało to określenie, nagrania audiowizualne dosłownie przechowywano na dosłownych taśmach magnetofonowych i magnetycznych. Dziś, gdy nagram jakiś materiał video za pomocą mojego smartfona, niewykluczone, że powiem iż mam to na taśmie. Choć żadna dosłowna taśma oczywiście nie wchodzi już tutaj w grę, sformułowanie utarło się już na tyle mocno, że wszyscy wiedzą o co chodzi. Słowo „taśma” dokonało zatem semantycznego dryfu – odrobinę zmieniło swoje znaczenie.
Niektórzy ludzie lubią myśleć, że słowa po prostu istnieją i mają swoje stałe, przypisane raz na zawsze znaczenie, a jeśli ktoś próbuje grzebać przy tym znaczeniu, jest to błąd. Tymczasem sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Rzeczywistość językowa nigdy jednak nie wyglądała w taki sposób, nie wygląda tak dzisiaj i prawdopodobnie nie będzie wyglądała dopóki dany język pozostanie żywy. Każde słowo oprócz swojego znaczenia – czasami kilku znaczeń – ma również coś, co nazywamy polem semantycznym. Pole semantyczne to coś w rodzaju pajęczyny skojarzeń obrastającej konkretne słowo – inne słowa oznaczające taką samą albo bardzo, bardzo podobną rzecz. Najczęściej gdy wypowiadamy jakieś słowo, odruchowo myślimy o całym jego polu semantycznym.
Podam wam pewien przykład. Słowo „sekta” powstało jako stosunkowo neutralne, opisowe określenie odłamu grupy religijnej, którego ta grupa religijna nie uznaje. Pochodzi ono z łaciny, w której oznacza, w swobodnym tłumaczeniu, podążenie własną drogą. W czysto technicznym sensie chrześcijaństwo było u samych swoich początków sektą, odłamem judaizmu. Właściwie każda religia zaczynała jako sekta. Mogę się jednak założyć, że gdy wypowiedziałem słowo „sekta”, pole semantyczne, które pojawiło się w waszych głowach nie było specjalnie neutralne. I nic dziwnego. O sektach słyszy się najczęściej w negatywnym kontekście, bo religie, z których wyłamały się sekty nie mają o nich najlepszej opinii, a media donosiły o sektach wyłącznie w sytuacjach, gdy były one zamieszane w jakiś skandal.
Z tego powodu słowo „sekta” z czasem obrosło tyloma negatywnymi konotacjami, że dokonał się jego dryf semantyczny i z neutralnego określenia stało się jednoznacznie negatywnym. słowa takie jak „sekciarstwo” albo „sekciarski” oznaczają ślepy fanatyzm i zamknięcie się na inne poglądy, a nie przynależność do małego odłamu religijnego. Z tego powodu współcześnie odchodzi się od używania słowa „sekta” w jego pierwotnym znaczeniu na rzecz dłuższego, ale za to znacznie bardziej neutralnego sformułowania „nowy ruch religijny”.
Podobny proces możemy zauważyć w ewolucji absolutnie najbrzydszego słowa w języku polskim, czyli „konkubinatu”. Konkubinat jest neutralnym, opisowym określeniem niesformalizowanego związku dwojga ludzi. Tak samo jak w przypadku „sekty” szybko nabrało ono negatywnych konotacji, ponieważ nikt poza salami sądowymi nie używa tego słowa – a na salach sądowych używa się go najczęściej w mało przyjemnych sytuacjach.
Dryfy semantyczne to nieustanny proces, który powodowany może być wieloma czynnikami – najczęściej kilkoma równocześnie, co dodatkowo komplikuje obraz sytuacji. Część tych czynników może być ze sobą powiązana, część nie. Niektóre z nich są stosunkowo przypadkowe, niektóre są jak najbardziej umyślnym działaniem mającym na celu wymuszenie dryfu semantycznego w pożądanym kierunku. I nie ma w tym niczego złego, niekoniecznie. W języku angielskim przez bardzo długi czas słowa queer oraz nerd – oznaczające, odpowiednio, osobę nieheteronormatywną oraz kujona – używane były jako obelgi mające na celu obrażanie takich osób, poprzez napiętnowanie ich odmienności od reszty społeczeństwa. Obie te grupy, niezależnie o siebie, postanowiły dokonać odzyskania tych słów i zaczęły używać ich we własnych gronach na określenie samych siebie. Przez to obelga zaczęła tracić swoje negatywne konotacje – nie da się obrażać jakiejś osoby słowem, którego ona sama w gronie podobnych sobie osób używa go w stosunku do siebie. Dzisiaj oba te słowa mają już niemal całkowicie neutralne konotacje.
Taki proces nazywamy z angielska reclaimingiem, odzyskiwaniem – przejęciem obelżywego wobec nas słowa lub znaku, znormalizowaniem go we własnym gronie i przez to rozbrojeniem jego negatywnego znaczenia. Nie każde słowo da się skutecznie odzyskać, wszystko zależy od sytuacji i dziesiątków różnych czynników, ale historia pokazała, że czasami w niektórych przypadkach może to być skuteczną taktyką.
No dobrze, ale wróćmy do politycznej poprawności. Mam nadzieję, że udało mi się przybliżyć, jak długą i pokrętną drogę przeszło to słowo, płynnie zmieniając swoje znaczenie. Czasami w subtelny sposób, czasami w bardzo radykalny. Wiele słów i sformułowań używanych w dyskursie politycznym ma równie długą i skomplikowaną historię dryfu semantycznego. Zawsze warto o tym pamiętać. I warto zwracać uwagę nie tylko na to, jakie słowa są wypowiadane, ale także kto je wypowiada, pod czyim adresem i jaki efekt chce osiągnąć wybierając takie, a nie inne sformułowania. Im więcej wiemy o kontekście słów, tym lepiej rozumiemy ich znaczenie.
Bibliografia:
How ‘politically correct’ went from compliment to insult:
Kohl, Herbert (1992). "Uncommon Differences: On Political Correctness, Core Curriculum and Democracy in Education"
Neil Gaiman o politycznej poprawności:
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz