Niniejszy tekst jest lekko przeredagowanym transkryptem scenariusza videoeseju mojego autorstwa. Filmik można obejrzeć w tym miejscu. Zachęcam do subskrypcji mojego kanału na YouTube.
NINIEJSZY MATERIAŁ JEST PRIMA-APRILISOWYM ŻARTEM, W ZAMIERZENIU PARODIUJĄCYM SENSACJONALISTYCZNE KANAŁY NA YOUTUBE ORAZ TEORIE SPISKOWE.
PROSZĘ, NIE BIERZCIE GO NA POWAŻNIE.
DZIĘKI.
Panie, Panowie, osoby niebinarne oraz te, dla których płeć stanowi nic nieznaczącą ideę. Zebraliśmy się tu dziś, by porozmawiać o największym zagrożeniu czyhającym na cywilizację zachodu. Nie mówię tu o globalnym ociepleniu, politycznym ekstremizmie, kryzysie ekonomicznym ani pandemii. O nie, obawiam się, że wszystkie te katastrofy, choć niewątpliwie dojmujące, bledną przy mrocznym, złowieszczym spisku, jakim jest zbrodnicza ideologia podstępnie wciskana nam na siłę wszystkimi kanałami politycznymi, społecznymi i medialnymi. Niczym Cthulhu oplatająca swoimi mackami naszą codzienność – powoli, niepostrzeżenie, ale nieodwołalnie. I my, prawdziwi obrońcy cywilizacji zachodu musimy w końcu powiedzieć „dość!” i stawić czoła mrocznej, opresyjnej ideologii hetero.
Ideologia hetero – nie zawaham się użyć tutaj mocnych słów – niszczy i rujnuje współczesną kulturę masową. W każdym wysokobudżetowym filmie, niezależnie od tego czy jest to film akcji, science-fiction czy komedia, główny bohater musi zmarnować co najmniej dwadzieścia minut cennego czasu antenowego na rozwijanie zupełnie zbędnego wątku romansu z bohaterką, która jest tam tylko w tym właśnie celu.
Jednym z najbardziej transparentnych przykładów jest tu prawdopodobnie Doctor Strange, superprodukcja Marvela z dwa tysiące szesnastego roku, w którym w główną rolę wciela się Benedict Cumberbat…. aktor najlepiej znany z roli Sherlocka Holmesa w serialu BBC. W Doctorze Strange, tej zachwycającej wizualnie, intensywnej i dynamicznej superprodukcji główny bohater otrzymuje całkowicie niepotrzebny wątek relacji pseudoromantycznej ze swoją znajomą lekarką, doktor Christine Palmer. Mogę się założyć o cokolwiek, że nawet jeśli oglądaliście ten film, do tej pory nie pamiętaliście nawet jej imienia, prawda? Nie zdziwiłoby mnie, gdybyście nie pamiętali nawet, że taka postać pojawiła się w tym filmie. I nic dziwnego, bo jej wątek zmierzał znikąd donikąd, nie kleił się z resztą fabuły filmu jedynie zaburzał naturalną dynamikę narracji. I to w imię czego? Wklepania do filmu nudnych, przewidywalnych scen, w których nic się nie dzieje, charakter głównego bohatera nie jest rozwijany, fabuła nie zostaje zbogacona informacjami mającymi jakąkolwiek wartość, a talent Rachel McAdams, fantastycznej kanadyjskiej aktorki, która wcieliła się w rolę doktor Christine Palmer, został kompletnie zmarnotrawiony.
I to w imię czego? Ideologii hetero. Doctor Strange jest tylko jednym z licznej gamy przykładów tego, jak heteroseksualiści niszczą filmy, zanudzając nas na śmierć zbędną heteroseksualną propagandą. Wszyscy znamy tę historię – on jest głównym bohaterem, ona jest bezużyteczna, on przeżywa przygody, a na końcu zdobywa ją, bo ona tylko po to istnieje w przestrzeni narracyjnej filmu, by być przez niego zdobyta. Widzieliśmy to już w każdym wysokobudżetowym filmie dziesiątki tysięcy razy, za każdym razem jest to tak samo przewidywalne i za każdym razem jest to śmiertelnie nudne. Większość filmów nie zawraca sobie nawet głowy rozwijaniem relacji między ich dwojgiem. Scenarzyści wiedzą, że po tylu latach widzowie doskonale zdają sobie sprawę, jak to się wszystko potoczy.
Dlatego pytam – i ja tylko zadaję pytania, wiem, że wy sami włączycie myślenie i dojdziecie do własnych wniosków – jaki jest w tym cel? Czemu cały czas, bez przerwy powielać ten sam schemat i umyślnie czynić w ten sposób filmy gorszymi? Nikt tego nie lubi. Nikomu się to nie podoba. Wszyscy to krytykują. Więc czemu? Powiem wam, czemu. To spisek ideologów heteroseksualizmu, którym zależy na tym, byśmy byli bezrozumnymi baranami, które bezkrytycznie pochłaniają wszystko, co podsunie im kultura masowa, medialne kłamstwa i korporacyjna propaganda. Chcą nam narzucić swoją ograniczoną wizję świata i odciąć nas od samych korzeni cywilizacji zachodu. Nie wierzycie? Ideologia hetero nie tylko wciska niepotrzebne wątki do filmów, ale też przejmuje inne, tradycyjne dla naszej kultury motywy narracyjne i dosłownie je niszczy, rozszarpuje na strzępy i w ten sposób czyni naszą kulturę parodię tego, czym była od zarania dziejów.
Nie wątpię, że są tu osoby oczytane, doskonale znające kulturowy dorobek cywilizacji zachodu, jednak na wypadek, gdyby zaplątał się tutaj ktoś nieco słabiej poinformowany, pozwólcie, że wytłumaczę. W literaturze antycznej Grecji, będącej fundamentem zachodniej cywilizacji Europejskiej, motyw miłości dwóch herosów płci męskiej to norma. Pomyślcie o Illiadzie Homera, pięknej historii o tragicznej miłości Achillesa i Partoklesa, dwóch towarzyszy broni, których uczucie do dziś stanowi wzór cnoty prawdziwego mężczyzny cywilizacji zachodu, a ich tragiczna historia już na zawsze pozostanie najbardziej ujmującą, chwytającą za serce opowieścią o uczuciu silniejszym od śmierci.
Przyjrzyjcie choćby takim filmom jak seria o Kapitanie Ameryka. Zaprezentowana tam relacja Steve’a Rogersa i Bucky’ego Barnesa od samego początku budowana jest na wzór antycznej miłości herosów greckich. Obaj byli bowiem żołnierzami walczącymi na wojnie, obaj darzyli się uczuciem silniejszym od czasu i od śmierci, obaj zostali w końcu rozdzieleni, by w dramatycznych okolicznościach odnaleźć się już w innym świecie. Niech nie umknie wam przy tym fakt, że ich historia rozegrała się na płaszczyźnie filmów superbohaterskich, które powszechnie określane są nową mitologią i całymi garściami czerpią z klasycznej mitologii greckiej, a współcześni superbohaterowie często porównywani są do antycznych herosów. Nie da się zaprzeczyć, że historia Steve’a i Bucky’ego jest rezultatem dziedzictwa historii Achillesa i Patroklesa, która zawsze – i mówiąc „zawsze” mam na myśli „od co najmniej piątego wieku przed naszą erą” w dziełach takich autorów jak Ajschylos, Platon, Pindar i Ajschines – obrazowana była jako romantyczno-seksualna.
Tego jednak zbrodnicza ideologia hetero znieść nie już mogła i dlatego podniosła rękę na świętość największą z możliwych – samą esencję naszej kultury. W filmie historia Bucky’ego i Steve’a została wyprana z tradycyjnego ujęcia męskiej miłości, wszelkie informacje o ich związku zostały stłamszone. Korporacja Disneya sprzedała nam wykastrowaną, politycznie poprawną wersję, w której obaj bohaterowie są jedynie przyjaciółmi. Każda osoba, która widziała filmy z serii Kapitan Ameryka, z pewnością doskonale wie o tym, że chemia pomiędzy obojgiem herosów jest potężna i niepodważalna.
Nie jest to zresztą jedyny przypadek z najnowszej historii, gdy niezaprzeczalne dziedzictwo kulturowe cywilizacji zachodu zostało strywializowane i usunięte przez ideologów heteroseksualizmu, którzy cynicznie usuwają z kultury tradycyjne relacje romantyczne między osobami tej samej płci, by móc swobodnie dystrybuować swoje produkty w Chinach i Rosji. Innym przykładem jest analogiczna relacja Finna i Poego z nowej trylogii Gwiezdnych Wojen. Obaj główni bohaterowie powielają bardzo podobny schemat, co Kapitan Ameryka i Zimowy Żołnierz. Poznają się, zawiązują głęboką, emocjonalną relację, tracą się nawzajem, po czym odzyskują. Widz ma pełne prawo spodziewać się, że fabułą potoczy się wedle tradycyjnych, helleńskich kanonów i obaj wejdą ze sobą w związek romantyczny, czy nawet – erotyczny,
Niestety nożyce cenzorów ideologii hetero ponownie uniemożliwiły doprowadzenie tego wątku do satysfakcjonującego zakończenia. Jak długo jeszcze znosić będziemy upokorzenia ze strony obcych, złowieszczych sił, które próbują pozbawić nas naszego dziedzictwa kulturowego? Które próbują narzucić nam wąski, ograniczony obraz świata, w którym nie ma miejsca dla takich twórców i twórczyń europejskiej kultury jak Oscar Wilde, Maria Konopnicka, Markiz De Sade, Piotr Czajkowski, Fryderyk Szopen czy Miron Białoszewski? Twórców, którzy własnymi rękoma zbudowali dumną i bogatą kulturę naszej cywilizacji, którą to kulturę próbują teraz zniszczyć ideologowie hetero i po Orwellowsku wymazać z niej wszystko, co im się nie podoba?
Chcę w tym momencie zaznaczyć – z całą stanowczością – że osobiście nie mam nic do osób heteroseksualnych. Oczywiście, dopóki się nie obnoszą, nie liżą po twarzach w miejscach publicznych i nie robią innych obrzydliwych rzeczy na moich oczach. Bo co tam sobie robią w domu, nie obnosząc się, to mnie w ogóle nie interesuje, jestem bardzo tolerancyjną osobą. Należy odróżnić osoby hetero od ideologii hetero. To ta druga jest problemem. Wielu moich dobrych przyjaciół zmaga się ze swoją heteroseksualną orientacją i mimo to udaje im się wieść zdrowe, zwyczajne i stosunkowo szczęśliwe życie. Zresztą, mam znajomego heteroseksualistę, bardzo przyzwoity człowiek, ma żonę i grilla na balkonie, i on sam zdecydowanie odcina się od ideologii hetero, twierdzi że ten obłęd zaszedł już zdecydowanie za daleko i nie podoba mu się, że ideologia hetero robi jemu oraz innym NORMALNYM heteroseksualistom, złą renomę.
Prawdziwą grozę wzbudziło we mnie jednak odkrycie flagi ideologii hetero. Z pewnością znacie już flagi społeczności LGBT oraz różnych jej podgrup. Miłe dla oka kolory symbolizujące różnorodność, solidarność i radość z życia. Każda osoba, która widziała taką flagę, z pewnością może to potwierdzić. Ciekawe jest jednak, że nikt nigdy nie widział heteroseksualnej flagi, prawda? Nigdy nie wydawało się to wam dziwne, że tyle orientacji seksualnych i tożsamości ma reprezentujące je kolory, a heteroseksualiści nie? Otóż, jak się okazało, ideologia hetero ma swoją flagę.
Specjalnie ukryli ją przed światem i wykorzystują tylko na swoich tajnych spotkaniach i Paradach Hetero. Wiecie, czemu to robią? Ponieważ ich flaga w bezwstydny sposób zdradza ideały ideologii hetero. Oto ona. Tak, właśnie tak moje kochane osoby. To nie jest mój wygłup, nie regulujcie monitorów ani wyświetlaczy, to naprawdę tak wygląda. Jedynie biel, czerń i zimna szarość. To jest właśnie świat, który próbuje nam zgotować ideologia hetero. Żadnych barw, żadnej spontaniczności, żadnej różnorodności, która przecież od zarania dziejów stanowiła siłę naszej cywilizacji, jedynie smutek, eliminowanie wszystkiego, co nie pasuje do ich bardzo ograniczonej wizji świata i opresyjna szarość więziennego pasiaka.
Dlatego wzywam was wszystkich do pełnej mobilizacji. Nie pozwólmy zniszczyć samych fundamentów cywilizacji zachodu, nie pozwólmy ocenzurować naszej kultury, nie pozwólmy na to, by ideologia heteroseksualistów pluła nam w twarz, pozbawiając świata tego, co w nim piękne i dobre. Dlatego musimy dać twardy i zdecydowany opór. Dbajcie o to, by sygnał piękna i prawdy nigdy nie umilkł, by walka z obcym wpływem na naszą kulturę nadal trwała. Ideologia hetero jest potężna i dominująca. Ma za swoimi plecami polityków, wielkie korporacje i wpływy obcych mocarstw. Są silni, ale racja i słuszność leżą po naszej stronie. Nie zapominajmy o tym.
Ponieście w świat hasztag #NieDlaIdeologiiHetero.
*
Okej, to było… zaskakująco przyjemnym doświadczeniem. Muszę przyznać, że wcielanie się w parodię osób wierzących w teorie spiskowe sprawiło mi nadspodziewanie dużo radości. Nie mam najmniejszego pojęcia, jak o to o mnie świadczy, ani co o mnie mówi. Wiem jednak, że prawdopodobnie najgorszą rzeczą jaką mogę w tym momencie zrobić, to zacząć dokładnie tłumaczyć ten żart, jednocześnie całkowicie go tym samym spalając. Obawiam się jednak, że muszę to zrobić, ponieważ satyra zawsze wymaga klarowności, w przeciwnym wypadku staje się nieodróżnialna od rzeczy, którą parodiuje. W tym przypadku sprawa jest też o tyle złożona, że wiele kwestii, które padły w tym wygłupie… w jakimś stopniu są prawdą.
No to po kolei.
- nie, nie uważam, że istnieje jakaś zbrodnicza ideologia hetero. Istnieje coś takiego jak heteronormatywność, czyli pewien stan społeczny, w którym odruchowo zakłada się, że wszyscy ludzie są heteroseksualni i odruchowo wszystkich traktuje się w taki sposób. Często nie ma w tym niczego złego, czasami jednak mimowolnie prowadzi to do systemowej dyskryminacji osób nieheteroseksualnych. Ale to coś trochę innego.
- tak, uważam, że mnóstwo wątków miłosnych w wysokobudżetowych filmach jest zrobiona na odwal i wiele z nich jest zupełnie niepotrzebnych. Chciałbym widzieć w takich filmach więcej postaci kobiecych, które są tam nie po to, by robić za paprotkę, ale by miały coś rzeczywistego do roboty. Pacific Rim był tu bardzo przyjemnym wyjątkiem od reguły, bo Mako Mori miała interesującą, niestereotypową relację z głównym bohaterem, nie skończyła jako jego dziewczyna i jej indywidualny wątek fabularny rozwijany w filmie był naprawdę fajny.
- tak, uważam, że wprowadzenie wątków romantycznych między tymi bohaterami Gwiezdnych Wojen i Kapitana Ameryki, o których mówiłem przysłużyłoby się tym filmom. W filmie Skywalker Odrodzenie na przykład pojawiły się dwie nowe bohaterki kobiece, które istniały wyłącznie po to, by Finn i Poe mieli z nimi relacje. Co było niestety niepotrzebne i narracyjna ekonomia (czyli założenie, że opowieść powinna mieć jak najmniej wątków, w których dzieje się jak najwięcej rzeczy – nie na odwrót) zyskałaby na tym, gdyby po prostu Finn i Poe weszli ze sobą w związek. To prawdopodobnie nadal nie byłby zbyt udany film, ale przynajmniej byłby nieco bardziej spójny. No i krótszy.
- tak, wywodzenie tych rzeczy bezpośrednio z antycznej literatury jest naciągane. To znaczy, gdybym chciał się bawić w jakieś intelektualne wygibasy, prawdopodobnie mógłbym zbudować i uzasadnić tezę, że Gwiezdne Wojny i superbohaterowie Marvela są esencjalnie, w prostej linii spadkobiercami mitologii i literatury starożytnej Grecji, ale nadal byłaby to przesada. Siłą tych tekstów kultury jest fakt, że są one synkretyczne kulturowo – odwołują się do wielu różnych kultur z różnych epok i stron świata i łączą je w nową, interesującą całość.
- tak, naprawdę mam heteroseksualnych przyjaciół i znajomych. Bardzo ich kocham, nie wyobrażam sobie bez nich życia, są wspaniałymi ludźmi, przy których czuję się dobrze i bezpiecznie i zrobiłbym dla nich wszystko. I nawet akceptuję umiarkowaną dawkę obrzydliwych rzeczy, które ze sobą robią w mojej obecności. Byleby tylko nie przesadzali za mocno.
- tak, naprawdę mam konto na Patronite, gdzie osoby zainteresowane wspieraniem mojej działalności mogą to robić. Osoby wspierające od drugiego progu otrzymują wcześniejszy dostęp do zrealizowanych wideoesejów, regularne raporty z prac nad kolejnymi materiałami oraz materiały produkcyjne, takie jak wczesne wersje scenariuszy, linki do źródeł oraz, okazjonalnie, fragmenty rzeczy, nad którymi pracuję, często na wiele tygodni przed tym, jak ujrzą one światło dzienne. Mam również konto na Ko-Fi, portalu na którym niezobowiązująco możecie postawić mi kawę jednorazowo wpłacając drobną sumę pieniędzy.
I to już by było na tyle. Chyba zrujnowałem już dowcip całkowicie. Obiecuję, że nigdy więcej nie zrobię niczego podobnego. Dobrego Prima Aprilis. Trzymajcie się i do usłyszenia następnym razem.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz