piątek, 20 listopada 2020

Marksizm kulturowy. Netflix


Niniejszy tekst jest lekko przeredagowanym transkryptem scenariusza videoeseju mojego autorstwa. Filmik można obejrzeć w tym miejscu. Zachęcam do subskrypcji mojego kanału na YouTube.

Teoria spiskowa to próba wyjaśnienia jakiegoś – rzeczywistego albo fikcyjnego – zjawiska celową działalnością tajemnych sił, najczęściej elit finansowych lub intelektualnych, które chcą w ten sposób manipulować resztą ludzkości. Teorie spiskowe cieszą się dużą popularnością między innymi dlatego, że na ogół dostarczają bardzo prostej odpowiedzi na bardzo skomplikowane pytania odnośnie tego, w jaki sposób funkcjonuje nasze rzeczywistość społeczna, jak kształtuje się polityka, normy kulturowe, w jaki sposób prowadzone są badania naukowe oraz dyskurs akademicki i tak dalej. Świat jest skomplikowany. Nic dziwnego, że niektórzy ludzie się w nim gubią i intuicyjnie szukają jakiejś optyki, która pomoże im zrozumieć, co się właściwie dzieje i dlaczego się to dzieje. Teorie spiskowe dostarczają takiej optyki, bo wskazują winowajców oraz ich motywacje, a fakt, że jest to optyka dramatycznie błędna schodzi wtedy na dalszy plan. 

Przykładem teorii spiskowej, o której chciałbym dzisiaj opowiedzieć jest marksizm kulturowy. Jakiś czas temu przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski i metropolita poznański arcybiskup Stanisław Gądecki, powołał się na tę teorię w obszernym wywiadzie, którego udzielił Katolickiej Agencji Informacyjnej. Jego Ekscelencja oskarżył marksistów kulturowych o – tu dosłowny cytat – konsekwentną realizację programu formowania posłusznego nowym ideom człowieka. Jaki konkretnie jest to program, tego już arcybiskup nie konkretyzuje, ale chwilę wcześniej wspomina o narzucaniu kodu kulturowego przez, między innymi, gry komputerowe, filmy i seriale Netflixa. 

No dobrze, ale o czym właściwie jest mowa? No cóż, zapnijcie pasy, bo czeka nas naprawdę niezły rollercoaster. 

Marksizm kulturowy to teoria spiskowa wymyślona w okolicach lat dziewięćdziesiątych XX wieku w USA, która do dziś jest bardzo popularna w środowiskach skrajnej prawicy, fundamentalistów religijnych i konserwatywnych demagogów. Głosi ona – najogólniej rzecz ujmując – że współcześni intelektualiści chcą zniszczyć Cywilizację Zachodu przemycając do mediów oraz do tekstów kultury masowej wątki feministyczne, polityczno-poprawnościowe, nieheteronormatywne i tak dalej. 

Żeby zrozumieć cały ten bałagan, musimy cofnąć się aż do lat trzydziestych dwudziestego wieku, gdy grupka ówczesnych intelektualistów zaczęła interesować się filozofią jako narzędziem do zrozumienia procesów społecznych, kultury i polityki oraz tego, w jaki sposób można użyć tej wiedzy celem poprawy ludzkiego życia. Ci intelektualiści – dziś określamy ich mianem przedstawicieli Szkoły Frankfurckiej – uważali, że postęp technologiczny to za mało i musi iść za nim postęp społeczny. W przeciwnym wypadku, mówiąc obrazowo, pozostaniemy jaskiniowcami, którzy okładają się po głowach coraz bardziej wyrafinowanymi technologicznie maczugami. Dlatego warto skupić się na tym, jak wyglądają struktury społeczne, które udało nam się do tej pory stworzyć i czy przypadkiem to właśnie niektóre z nich nie są przyczyną części problemów ze światem. Ta filozoficzna idea nosi nazwę teorii krytycznej i do dnia dzisiejszego cieszy się dużą popularnością w kręgach akademickich i nie tylko. 

Pod koniec lat trzydziestych przedstawiciele Szkoły Frankfurckiej z powodu II Wojny Światowej na pewien czas zmuszeni byli do emigracji z Europy do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Czemu ma to jakiekolwiek znaczenie? Ponieważ sześćdziesiąt lat później, w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym roku amerykański, eee, demagog? Michael Minnicio oskarżył filozofów z tego nurtu, że przybyli do USA po to, by zniszczyć tradycyjne wartości i doprowadzić do upadku obyczajów oraz ogólnie Zachodniej cywilizacji. Swoje tezy zawarł w eseju zatytułowanym „New Dark Age: Frankfurt School and Political Correctness”. Od tego momentu teoria spiskowa zaczęła zdobywać coraz większą popularność. Tak zwanych marksistów kulturowych – o samym terminie jeszcze sobie porozmawiamy za chwilę – zaczęto oskarżać o umyślne i cyniczne niszczenie cywilizacji zachodu – o tym terminie też sobie porozmawiamy – za pomocą terroru politycznej poprawności oraz prezentowania w mediach właściwie czegokolwiek, co wychodziło poza bardzo wąską, konserwatywną wizję świata. 

Okej, no to po kolei – marksizm kulturowy. Coś takiego nie istnieje. W ogóle. Nie ma żadnego nurtu intelektualnego, który określałby się tym mianem w środowiskach akademickich albo jakichkolwiek innych. Żaden z intelektualistów nie identyfikuje się jako kulturowy marksista, nie ma think tanków, fundacji ani organizacji, które określałyby się w taki sposób. Nie istnieje żaden kanon lektur z dziedziny marksizmu kulturowego… ponieważ, skoro już o tym mowa, nie ma żadnych lektur z dziedziny marksizmu kulturowego. Bo nie ma takiej dziedziny. 

Marksizm kulturowy to tylko zlepek słów pomyślany w taki sposób, by brzmiał groźnie i niezrozumiale. Jak „ideologia gender”. Albo „herezja Horusa”. Kogo zatem mają na myśli osoby nieironicznie posługujące terminem „marksizm kulturowy”? Najczęściej jakieś niesprecyzowane, mroczne siły, podejmujące kroki w celu zniszczenia cywilizacji Zachodu, którym można przykleić tę łatkę. Głównie obrywa się właśnie Frankfurckiej Szkole Magii i Czarodziejstwa, ale dobrym kandydatem są też moderniści, postmoderniści, feministki, akademicy zajmujący się gender studies i prawdopodobnie jeszcze dziesięć tysięcy innych nurtów intelektualnych albo społecznych. 

Po drugie – samo sformułowanie „cywilizacja zachodu” ma w sobie cały pakiet ukrytych założeń, które nie są specjalnie mądre. Osoby używające go w kontekście tej teorii spiskowej mówiąc „cywilizacja zachodu” mają na myśli monolityczne kulturowe chrześcijaństwo. Tymczasem szeroko rozumiany zachód – na potrzeby tej dyskusji przyjmijmy, że mówimy o Ameryce Północnej i środkowozachodniej części Europy – nie ogranicza się tylko i wyłącznie do chrześcijaństwa. Wpływy cywilizacji antycznych, arabskich, zachodnioazjatyckich, germańskich, celtyckich, żydowskich, słowiańskich, nordyckich i tak dalej pełnią równie wielką, o ile nie większą rolę w definiowaniu kultury Zachodu. Jeśli w ogóle mamy mówić o jakiejś spójnej kulturze Zachodu. A sam przyznam, że nie jestem przekonany, czy tak bogate i zróżnicowane dziedzictwo kulturowe da się zamknąć w tak ograniczającym terminie. 

W dodatku, nawet jeśli przyjmiemy, że chrześcijaństwo jest takim punktem spięcia całej cywilizacji Zachodu, to… przecież chrześcijaństwo, od – co najmniej – czasów reformacji, czyli od szesnastego wieku, również nie jest monolitem. Mamy całe mnóstwo odłamów, odmian i sekt, które często nie mają ze sobą prawie niczego wspólnego, kierują się sprzecznymi zasadami wiary oraz jej praktykowania. Niektóre dopuszczają kapłaństwo kobiet, małżeństwa jednopłciowe albo małżeństwa kapłańskie. I wcale nie są to peryferie wyznaniowe. Protestanci stanowią prawie połowę wszystkich chrześcijan na świecie. Zmierzam do tego, że jeśli jest jakaś cecha definiująca cywilizację Zachodu, to nie są nią tradycyjne konserwatywne wartości, którykolwiek odłam religijny czy cokolwiek w tym stylu. Jeśli już, to jest nim pluralizm poglądów. Ale i to nie jest przecież cechą wyłącznie cywilizacji zachodu, ale wszystkich innych. 

Cała sprawa ma również drugie, znacznie bardziej śliskie dno. Widzicie, powodem dla którego Minnicio oskarżył o spisek akurat tę konkretną grupę filozofów jest fakt, że byli oni głównie osobami żydowskiego pochodzenia, którzy uciekali z Europy przed Holocaustem. 

I w tym momencie muszę wspomnieć o bolszewizmie kulturowym. Termin ten używany był w połowie XX wieku przez nazistów na określanie sztuki modernistycznej. Naziści bardzo nie lubili tego nurtu w kulturze, ponieważ modernizm był krytyczny w stosunku do tradycji, autorytetów i ustalonych kanonów estetycznych, a naziści uznawali się za obrońców wszystkich tych rzeczy, więc… cóż, traktowali modernistów i sztukę modernistyczną w bardzo brutalny sposób. Gwoli wyjaśnienia – nie, modernizm nie miał niczego wspólnego z bolszewizmem, poza tym, że tym, że oba te zjawiska funkcjonowały mniej więcej w tym samym czasie. Po prostu naziści określali słowem „bolszewizm” wszystko, czego nie lubili. 

Jeśli słuchając tego wyłapaliście podobieństwa bolszewizmu kulturowego do marksizmu kulturowego… no cóż, dzieje się tak dlatego, bo ten drugi jest po prostu inną nazwą tego pierwszego. Inną, bo w starych dobrych latach dziewięćdziesiątych otwarte używanie nazistowskiej retoryki raczej nikomu nie przysporzyłoby zbyt wielkiej popularności, ale chodzi w gruncie rzeczy o dokładnie to samo. 

Jak każda teoria spiskowa, tak i ta puszcza w szwach, gdy przechodzimy do konkretów. Kto konkretnie chce zniszczyć cywilizację zachodu? W jakim celu? Kto finansuje to przedsięwzięcie? Kto je koordynuje? Jaki właściwie jest plan? Jaki jest końcowy cel? Teoria spiskowa marksizmu kulturowego cieszy się nieustającą popularnością, ponieważ świat się zmienia, w tym stuleciu prawdopodobnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a wiele z tych zmian wydaje się obca, niezrozumiała i przytłaczająca. Ale tak przecież było zawsze. Odkąd istnieje ludzkość, nasze myślenie o świecie ulega nieustannej transformacji, a to znajduje odzwierciedlenie w kulturze, sztuce, polityce, modzie i obyczajowości. Świat zmienia się z dziesięciu tysięcy powodów na sekundę, niekiedy bardzo zaskakujących i nieoczywistych. 

Podam wam pewien przykład. Jednym z istotnych wydarzeń, które doprowadziły do emancypacji kobiet było wymyślenie i rozpowszechnienie pralek oraz innego automatycznego sprzętu gospodarstwa domowego. To bowiem sprawiło, że kobiety, wówczas tradycyjnie zajmujące się wyłącznie domem, zyskały więcej czasu, który przeznaczały na szukanie nowych zainteresowań, samorealizację intelektualną, artystyczną i zawodową oraz walkę o prawa wyborcze i emancypację. Progres technologiczny przyczynił się do umożliwienia progresu społecznego. Jestem prawie pewien, że to nie marksiści kulturowi stali za wynalezieniem sprzętu AGD. 

Oczywiście, emancypacja kobiet nie odbyła się wyłącznie dzięki temu. Była rezultatem niesamowicie wielu nakładających się na siebie czynników. Część z tych czynników miała ze sobą coś wspólnego, część nie, część była szczęśliwymi zbiegami okoliczności, część ciężką pracą u podstaw ludzi dobrej woli… tak właśnie dochodzi do przemian społecznych. Zawsze tak do nich dochodziło. 

I nigdy nie stała za tym jakaś tajna grupa potężnych i wpływowych postaci, które chcą zniszczyć ustalony porządek świata i na jego gruzach zbudować nowy. Potężne i wpływowe postacie nie muszą się kryć ze swoimi zamiarami, jakiekolwiek by one nie były. Jeśli ostatnia dekada nauczyła mnie czegokolwiek, to na pewno tego, że niezależnie, co powie albo zrobi jakiś miliarder, dziesięć tysięcy krzykaczy na Twitterze rzuci się na każdą osobę, która tylko spróbuje to skrytykować. 

No dobrze, ale wróćmy do teorii spiskowej marksizmu kulturowego. Wyjaśniliśmy już sobie czym ona jest i skąd się wzięła. Czy oznacza to jednak, że każdy przychlast, który jęczy w Internecie, że kiedyś kreskówki były ładniejsze, nie to co teraz i She-Ra była bardziej seksowna i do gier video nie wciskano kobiet, czarnych i mniejszości świadomie i celowo rozpowszechnia nazistowską propagandę? To by była dopiero teoria spiskowa. Nie, obawiam się, że prawda jest znacznie bardziej prozaiczna. Takie podejście jest po prostu wygodną kliszą myślową, która umożliwia oswojenie własnego dyskomfortu związanego z tym, że otaczający nas świat się zmienia. Co więcej, taki sposób myślenia o świecie pozwala przedstawić całą tę sytuację w prosty czytelny sposób. Który w dodatku stawia myślące tak osoby w pozycji „dobrych” obrońców ustalonego porządku przeciwko „złym” siłom, które próbują coś zmieniać na gorsze, sprawiać, że współczesna kultura popularna jest coraz głupsza, współczesna sztuka coraz bardziej niezrozumiała, a filmy i seriale coraz bardziej zideologizowane. Przy czym w tym kontekście „zideologizowane” oznacza najczęściej „przedstawiające rzeczywistość z innych stron niż przywykła do tego część widzów”. 

Ale wiecie, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? Że, jeśli przyjrzymy się dorobkowi intelektualnemu przedstawicieli tej znienawidzonej Szkoły Frankfurckiej, szybko odkryjemy, że ich stosunek do ówczesnej kultury masowej również był bardzo krytyczny. Jeden z czołowych przedstawicieli tego nurtu, Theodor Adorno, uważał, że istotnie, kultura staje się coraz mniej twórcza, coraz mniej wyrafinowana, coraz prostsza i schlebiająca coraz niższym gustom. Adorno uważał jednak, że przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest jakiś spisek tylko rezultat kapitalizmu coraz silniej wkraczającego w ludzkie życie.

Korporacje tworzące rozrywkę dla mas robią to w taki sposób, by nie miała ona żadnych trudnych, nieoczywistych albo kontrowersyjnych elementów, bo dzięki temu jest większa szansa na to, że kupi ją więcej osób. Z drugiej strony konsumenci zalewani taką kulturą masową zaczynają przyzwyczajać się do jej niskiego poziomu, a z czasem nawet go oczekiwać, na zasadzie inżyniera Mamonia, który lubi tylko te piosenki, które już zna. Poza tym, rutynowa, wyczerpująca fizycznie i intelektualnie praca w kapitalizmie sprawia, że większość osób, do których skierowana jest kultura masowa zwyczajnie nie ma już sił ani motywacji do szukania lepszych, trudniejszych tekstów kultury, które stanowią jakieś intelektualne wyzwanie i wymagają większej wiedzy, skupienia albo podważenia własnych oczekiwań. I, jeśli mam być szczery, trudno mi się dziwić takim osobom. Ja sam po ciężkim dniu w pracy często wolę obejrzeć kolorowy serial o superbohaterach albo po raz milionowy przejść Bulletstorma zamiast mocować się z trudnymi, ale satysfakcjonującymi intelektualnie i emocjonalnie tekstami kultury, bo na to pierwsze mam siłę, a na to drugie – niekoniecznie. 

Cała Szkoła Frankfurcka polegała właśnie na takim interpretowaniu w jaki sposób ekonomia, polityka i rozwój technologiczny wpływają na kulturę, sztukę oraz życie społeczne. Nie na próbie zniszczenia cywilizacji zachodu, tylko próbie opisania, jak zmienia się ona pod wpływem wszystkich tych czynników. Uwierzcie mi, intelektualiści nie chcą zniszczyć cywilizacji zachodu. Intelektualiści mają na ogół lepsze rzeczy do roboty. Na przykład pisanie wniosków grantowych na finansowanie ich pracy naukowej, a potem denerwowanie się, że znowu ich nie dostali. A, przy okazji – pozdrawiam wszystkich moich znajomych doktorantów. 

W teorię spiskową marksizmu kulturowego wierzył, między wieloma innymi osobami, Anders Breivik, norweski suprematysta rasy białej, który dwudziestego drugiego lipca dwa tysiące jedenastego roku przeprowadził dwa zamachy terrorystyczne, w których zabił siedemdziesiąt siedem osób i ranił trzysta dziewiętnaście kolejnych. W swoim manifeście, który opublikował w Internecie tuż przed dokonaniem zamachów obwiniał marksizm kulturowy o seksualną rozwiązłość i prześladowanie europejskich chrześcijan. Marksiści kulturowi nie istnieją. Są wymysłem opartym o uprzedzenia głęboko zakorzenione w dwudziestowiecznym antysemityzmie. Nie stanowią zagrożenia dla nikogo. Zagrożenie stanowią natomiast osoby, które tak bardzo boją się marksizmu kulturowego, że są w stanie dokonywać zamachów terrorystycznych i zabijać dziesiątki ludzi. 

Oczywiście, nie mam zamiaru stawiać w jednym szeregu masowego mordercy i ludzi twierdzących, że jeśli w dwudziestym pierwszym filmie Marvela główną bohaterką po raz pierwszy będzie kobieta to jest to jakiś niewyobrażalny akt terroru politycznej poprawności. Tym niemniej, warto zwracać uwagę na tego typu retorykę. Jak przy ostatnim reboocie Ghostbusters. Nie był to udany film, ale spora część najbardziej zajadłej krytyki – nie cała, ale spora część – skupiała się na samym fakcie, że w głównej obsadzie znajdują się niemal wyłącznie kobiety. Co jest… dość dziwną krytyką, bo sugeruje, że gdyby wymienić obsadę na męską, a całą resztę rzeczy zostawić bez zmian, sam film stałby się lepszy. A nie stałby się. Chyba, że dla kogoś sama obecność kobiet – albo mniejszości etnicznych albo mniejszości seksualnych – w wiodących rolach automatycznie obniża jakość filmu lub innego tekstu kultury. Ale wtedy musimy zadać sobie, skąd się biorą tak dziwne kryteria oceny. I czy aby na pewno mają cokolwiek wspólnego z jakością filmu. 


Bibliografia:




Wywiad:
https://ekai.pl/abp-gadecki-prawo-do-zycia-podstawowym-i-pierwszym-prawem-czlowieka/
Teoria krytyczna, Britannica:
https://www.britannica.com/topic/critical-theory
New Dark Age: Frankfurt School and Political Correctness: https://archive.schillerinstitute.com/fid_91-96/921_frankfurt.html
„Who’s Afraid of the Frankfurt School? “Cultural Marxism” as an Antisemitic Conspiracy Theory” Joan Braune: http://transformativestudies.org/wp-content/uploads/Joan-Braune.pdf

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...