The Arrival to trzydziesty ósmy tom serii i zarazem czwarty, którego narratorem jest Ax. Jest to również jedenasty tom, którego autorem jest nie Katherine A. Applegate (oraz jej mąż), tylko wynajęty przez wydawnictwo Scholastic autor widmo. Tym razem padło na Kimberly Morris i jest to jej debiut na tym stanowisku. Co ciekawe, najwyraźniej wydawnictwu Scholastic spodobała się współpraca z tą pisarką, bo napisała ona aż cztery tomy serii i jest pod tym względem drugą w kolejności najpłodniejszą autorką widmo, po Elen Geroux, która stworzyła pięć książek. Morris większość swojej kariery spędziła tworząc książki na licencjach popularnych w latach dziewięćdziesiątych marek, jak Fragglesy, wróżki Disneya czy właśnie Animorphy. Tworzyła również scenariusze seriali animowanych, a obecnie zajmuje się prowadzeniem wydawnictwa współpracującego z organizacjami pozarządowymi i prywatnymi przedsiębiorstwami. Chyba. Piszę „chyba", bo strona internetowa tego wydawnictwa wygląda na nieaktualizowaną od jakichś piętnastu lat, nie ma żadnych mediów społecznościowych, a jego ostatnia inicjatywa – książka dla dzieci o podstawach prawa – miała premierę w dwa tysiące siódmym roku. No, ale to nieważne. Przejdźmy do samej książki.
Powieść zaczyna się in media res, w trakcie akcji Animorphów, w którą – trochę niezręcznie – wplecione jest standardowe streszczenie najważniejszych kontekstów serii. Bohaterowie włamują się (pod postacią karaluchów) do redakcji gazety. Jak dowiadujemy się z narracji, niedawno opublikowała ona pochwalny artykuł o Sharing, organizacji społecznej służącej Yeerkom do „werbunku” nowych nosicieli. Jeden z androidów, „ojciec” dobrze nam wszystkim znanego Ereka Kinga postanowił włamać się do siedziby redakcji i sprawdzić, czy ma ona jakieś powiązania z Yeerkami, czy też może artykuł był napisany przez stuprocentowo niewinnego dziennikarza, który po prostu znalazł sobie ciekawy temat. Okazało się, że to pierwsze i pan King został schwytany przez obecnych na miejscu nosicieli. Kontrolerzy powoli zaczynają orientować się, że nie mają do czynienia z istotą ludzką, bo nie są w stanie wsadzić mu do ucha pasożyta. Bohaterowie, nie czekając, ruszają mu z odsieczą.
Cała ta akcja okazała się pułapką zastawioną na Animorphy przez Vissera Trzy. Wywiązuje się chaotyczna walka połączona z próbą ucieczki, Jake w morphie tygrysa zostaje dosłownie rozczłonkowany (wiecie, Animorphs, ta seria książek dla dzieci) i w momencie, gdy wydaje się, że wszystko już stracone… do akcji wkracza eskadra Andalitów. Prawdziwych Andalitów, dokładnie takich jak Ax. Takich, na których odsiecz główni bohaterowie czekali od bardzo, bardzo dawna. Z ich pomocą Animorphy wygrywają walkę. Jeden z nich, Andalita imieniem Arbat, próbuje zabić Vissera, ale Yeerkowi podejrzanie łatwo udaje się uniknąć śmierci. Zaraz potem Andalici oddalają się i pozostawiają animorphy na pobojowisku, niczego nie tłumacząc. Jedna z Andalitek, Estrid, przedstawia się Axowi i na odchodnym obiecuje mu, że go odnajdzie później.
Bohaterowie organizują zebranie w stodole rodziców Cassie. Ax, co oczywiste, jest podekscytowany, że andalicka flota w końcu dotarła na ziemię i teraz już wszystko pójdzie z górki. Reszta dzieciaków jest znacznie bardziej sceptyczna. Marco zauważa, że w całym tym bałaganie z porywaczami ciał, morphowaniem i hologramami to mogli nie być Andalici tylko jacyś podmieńcy. Marco przywołuje również wydarzenia z tomu The Decision, w którym Ax dość boleśnie przekonał się o tym, że nie wszyscy przedstawiciele jego rasy są bez zmazy i skazy. Axa denerwują te implikacje i zapewnia, że mentalna więź, jaką nawiązał w czasie walki z tamtą Andalitką, była bardzo silna, szczera i intensywna. W odpowiedzi Cassie posądza go, niebezpodstawnie, jak informuje nas narracja, o romantyczne zauroczenie.
Nieco później, Ax ćwiczy z Tobiasem walkę. Tobias namawia go na poszukiwania tajemniczego oddziału Andalitów, a gdy to nie odnosi skutku – na wypad do miasta w celach zjedzenia czegoś smacznego. Gdy docierają do centrum handolowego, odnajdują tam dziwacznie ubrana, bełkoczącą dziewczynę, która robi z siebie widowisko, bo nie jest w stanie opanować swojego apetytu względem słodyczy. Obaj rozpoznają symptomy – Ax w pobliżu łakoci zachowywał się tak samo, dopóki nie nauczył się (z wysiłkiem) samokontroli. Oznaczało to, że natrafili na Andalitkę w ludzkiej postaci. Chłopakom udaje się opanować sytuację i odciągnąć Estrid od stoiska ze słodyczami zanim jej zachowanie przyciągnęło uwagę jakiegoś nosiciela. Niestety w międzyczasie wpadli na brata dziewczyny, którą morphowała Andalitka i nadal była pod jej postacią. A ten wyciągnął oczywiste wnioski – dwójka dziwnych chłopaków odciąga gdzieś jego młodszą siostrzyczkę. Szczęściem i jego udaje się zgubić, a Estrid doszła do siebie już na tyle, by transformować się w ptaka i odlecieć w swoją stronę. Wcześniej jednak ustaliła spotkanie Axa z jej eskadrą.
Jake również uczestniczy w tym spotkaniu. Estrid źle reaguje na jego obecność, jeszcze gorzej na fakt, iż jest on człowiekiem, a jeszcze gorzej – na fakt, iż Ax traktuje go jak swojego dowódcę. Pozostali Andalici reagują na ten fakt równie chłodno. Szczególnie dowódca eskadry odmawia uznania Jake’a za partnera w taktycznych dyskusjach. Nawet nie dlatego, że Jake jest dzieciakiem – ale dlatego, że jest wstrętnym, śmierdzącym, prymitywnym człowiekiem. Tak, Andalici to banda dupków z przerostem ego, co zresztą wiemy już od dawna. Dyskusja jest krótka i poleca na tym, że przybyli obrażają Jake. Chłopak ma tego dosyć i zrywa negocjacje. Andalici żądają jednak, by Ax został z nimi. Sytuacja robi się napięta, jeden z Andalitów celuje do Axa z miotacza.
Szczęściem Jake przewidział tę sytuację. W spotkaniu uczestniczyła również Cassie, w formie żmii, w tym momencie owiniętej wokół nogi Andality trzymającego Axa na muszce. Jake po raz kolejny prezentuje fakt, że jest totalnym przekozakiem, który nie da sobie w kaszę dmuchać jakimś tam kosmicznym włóczęgom i w końcu zmusza przybyszów do tego, by traktowali go jak równego sobie. Andalici tłumaczą mu, że co prawda po wydarzeniach na Leerze (The Decision) ich flota wysłała część statków na Ziemię, to te statki zostały wciągnięte w inną wojnę zanim dotarły na miejsce.
Zamiast tego Andalici wysłali na Ziemię Jednostkę Zero – grupkę zabójców do zadań specjalnych. Oraz Estrid, która została przydzielona do tej jednostki przez pomyłkę, w ogólnym wojennym zamieszaniu. By jednak udowodnić, że nie czyni jej to ciężarem dla pozostałych, dziewczyna pokazowo spała Axa, demonstrując swoje imponujące umiejętności bojowe. Ax, oczywiście, zakochał się w niej przez to jeszcze mocniej, ale podejrzewam, że przez tyle miesięcy obcując z Rachel, każdy wyrobiłby sobie sentyment do silnych kobiet. Wywiązuje się między nimi przyjacielski pojedynek, który tym razem wygrywa Ax. Dowiadujemy się w końcu, jaka jest misja Andalitów. Chcą zamordować Vissera Trzy. Co więcej, Arbat – Andalita, który próbował zrobić to na początku książki – jest bratem Allorana, nosiciela Vissera.
Animorphy ponownie dyskutują nad sytuacją we własnym gronie. W oczywisty sposób nie chcą przykładać ręki do śmierci niewinnej istoty znajdującej się pod kontrolą Vissera. Marco i Rachel upierają się jednak, że to zło konieczne. Cassie upiera się, że to tylko zbędny akt przemocy, bo Vissera zastąpi ktoś inny, równie zły, o ile nie gorszy. Sytuacji nie poprawia fakt, że, jak się właśnie dowiedzieli, żadna flota nie leci im na ratunek. Są zdani tylko na siebie. I to sprawia, że łamią się na dobre. Rachel odbija i oznajmia, że skoro nie ma już żadnej nadziei, skoro Andalici postawili krzyżyk na Ziemi, ona ściąga nogę ze wszystkich swoich hamulców i idzie na całość – ma zamiar zabić tyle Yeerków ile to możliwe zanim one w końcu zabiją ją. Cassie rezygnuje w ogóle z walki, bo skoro krzywdzenie nosicieli nie przyniesie nikomu niczego dobrego, to nie warto tego robić w ogóle. Marco, który w tym tomie najwyraźniej nie pamięta, że jego mama nadal jest pod kontrolą Vissera Jeden, kładzie na wszystko lagę i planuje intensywny hedonizm zanim sytuacja pójdzie w diabły. Tobias odpadł już na samym początku.
Zostali tylko Jake i Ax – dowódca i żołnierz. Jake oficjalnie zwalnia Axa ze służby. Gdy Ax zostaje sam, wzywa Estrid do ujawnienia się, bo już wcześniej zdawał sobie sprawę z faktu, iż dziewczyna podsłuchuje tę naradę. Oboje wracają na statek Andalitów. Tam Arbat wciąga go w rozmowę. Mówi Axowi o swoich podejrzeniach w stosunku do Estrid. Arbat podejrzewa, że nie została włączona do ich grupy przez przypadek. Możliwe, że chodziło o nepotyzm, możliwe, że o akcję afirmatywną (bo społeczeństwo Andalitów jest dość mizoginistyczne i dopiero od niedawna sytuacja zaczyna zmieniać się na lepsze), ale możliwe też, że o coś zupełnie innego. Ax opowiada Andalitom o tym, czego zdołał dowiedzieć się o Visserze Trzy. W trakcie omawiania potencjalnej taktyki zabicia Vissera, do sali obrad wkracza Estrid i zabiera Axa na spacer do ogrodu zoologicznego, pod pretekstem zaznajomienia się z lokalną fauną. Ax zaczyna zdawać sobie sprawę, że dziewczyna nie jest zwyczajną kadetką – żaden kadet nie pozwoliłby sobie na taką impertynencję jak przerwanie obrad przełożonym.
Oboje, po krótkim spacerze oddają się zdrożnej przyjemności jedzenia słodyczy i doświadczania ich za pomocą ludzkich kubków smakowych. Później spędzają romantyczny lot w morphach ptaków, który skłania Axa do różnych refleksji natury egzystencjalnej. Po drodze natrafiają na Rachel, która w morphie niedźwiedzia terroryzuje jakichś nosicieli w pobliskiej knajpie. Na miejscu jest też Cassie i Marco. Ta pierwsza boi się, że Rachel kogoś zabije, ten drugi natomiast, ze stoickim spokojem oznajmia, że ma to gdzieś. Po chwili dołącza do nich Jake, który nie może wytrzymać w mieszkaniu ze swoim bratem-nosicielem, ale on też niespecjalnie ma ochotę przerywać Rachel. Estrid krytykuje to zachowanie i nazywa Animorphy niższymi istotami, co budzi u Axa… sprzeczne uczucia. Po powrocie na statek Ax orientuje się, że przeoczył coś naprawdę istotnego. Zapuszcza żurawia w bazę danych statku, ale gdy próbuje się dobrać do tajnych informacji, przyłapuje go jeden z załogantów. Dowiaduje się jednak prawdy – eskadra Andalitów złożona jest ze skazanych więźniów, andalicki suicide squad, którego członkom darowana karę w zamian za wykonywanie najbrudniejszej roboty.
Andalici, z Axem w ekipie, urządzają zamach na Vissera. Zamach się nie udaje, między innymi – wieloma innymi – dlatego, że Ax w kluczowym momencie nie oddaje strzału. Co więcej Arbat… zastrzelił jednego ze swoich towarzyszy broni. Zdezorientowany Ax stara się nadążyć za wydarzeniami. Po ucieczce Arbat wykręca się tym, że standardową procedurą andalickich sił jest uśmiercanie rannych żołnierzy, by nie wpadli w ręce wroga i nie stali się nosicielami. Ax nie kupuje tego, bo tamten członek załogi nie był ciężko ranny.
Ax ma tego dosyć i na własną rękę próbuje dowiedzieć się, co się tak naprawdę dzieje. Z pomocą androida, pana Kinga (tego z początku książki) włamuje się do bazy danych andalickiego statku. Odkrywa, że rada wojenna jego ludu wysłała ten statek na misję samobójczą, by pozbyć się jej jego załogi. Konfrontuje z tymi faktami Estrid i w końcu dowiadujemy się, kim ona właściwie jest. Nie żołnierką, choć na czas tej misji otrzymała tytuł honorowy kadetki. Estrid to pracownica naukowa i młoda geniuszka, która przed tą misją wiodła żywot dość charakterystyczny dla utalentowanych młodych kobiet – mizoginistyczne społeczeństwo nie było w stanie traktować jej poważnie. Dopiero Arbat zorientował się, że Estrid posiada wyjątkowy potencjał. Arbat dał jej zatem środki na badania. Dzięki nim dziewczyna odkryła – przypadkiem – potężnego wirusa, który stanowi idealną wojenną broń biologiczną. Jest stuprocentowo śmiertelny dla Yeerków.
Zabójstwo Vissera było przykrywką dla innej, prawdziwej misji – rozprzestrzenieniu wirusa, który doprowadzi do ludobójstwa (yeerkobójstwa?) na skalę galaktyczną. Ax próbuje przekonać Estrid, że została zmanipulowana przez Arbata i wszyscy oprócz niego zostaną po tej misji uśmierceni. Do rozmowy włącza się Arbat i wywiązuje się impas. Impas, który rozładowują Animorphy, do tej pory obserwujące – zgodnie z planem – całą tę sytuację z morphów drobnych zwierząt poukrywanych na andalickim statku. Arbat ucieka. Animorphy i Estrid ścigają go do basenu Yeerków, gdzie Andalita planuje uwolnić wirusa. Wdają się w walkę z obecnymi na miejscu nosicielami. Estrid odbija i chce chrzanić to wszystko, niech Arbat wypuści tego wirusa i zabije odrażające, przebrzydłe ślimaki jak najszybciej. Ax uznał, że Estrid może sobie być urocza, atrakcyjna, inteligentna i pociągająca, ale jakoś tak kompletnie stracił nią romantyczne zainteresowanie gdy zaczęła pochwalać masowe morderstwo przy użyciu broni biologicznej.
Ax zostaje oddzielony od reszty i zmuszony jest do samodzielnego pościgu za Arbatem. Do walki dochodzi tuż nad basenem Yeerków. W kluczowym momencie dołącza do niej Estrid i powstrzymuje swojego byłego nauczyciela, niszcząc próbkę wirusa, którą Arbat chciał wrzucić do basenu. Bohaterowie ewakuują się za pomocą statku Andalitów i zostawiają Arbata na pastwę Taxxonów, którzy wyczuli jego krew i zaczęli rozdzierać go żywcem. Ostatecznie wszystko dobrze się kończy, Estrid wraca z misji na swój ojczysty świat, by upublicznić wieści o tej akcji, wcześniej jednak żegna się z Axem, a Animorphy idą na obiad.
Powiem tak – to był naprawdę dobry tom. Spodziewałem się solidnej rzemieślniczej roboty, ale dostałem coś więcej. Fabuła była naprawdę świetnie skomponowana, ze zwrotami akcji, które kazały mi cały czas zgadywać, co się dzieje, kto ma jakie motywacje, kto coś ukrywa, a kto mówi prawdę. Książka utrzymała moją uwagę, z czym wcześniejsze tomy Animorphs pisane przez autorów widma miewał problemy, więc jestem pod naprawdę dobrym wrażeniem. Jedyną rzeczą, do której byłem w stanie się na poważnie przeczepić to fakt, że Marco zapomniał o tym, że jego matka nadal gdzieś tam jest pod kontrolą Yeerków. Można by pomyśleć, że go definiująca motywacja zostanie przywołana w momencie, gdy postacie decydują się zrezygnować z dalszych działań na wieść o tym, że Andalici jednak nie przylecą im na pomoc. Z drugiej strony, fabuła mocno sugeruje, że cała ta sytuacja (jak i akcja w barze) były zrobione na pokaz, by uśpić czujność przybyszy i utwierdzić ich w przekonaniu, że Animorphy to tylko banda zdemoralizowanych dzieciaków, więc niewykluczone, że czepiam się bez sensu. W każdym razie – czytało się fantastycznie i cieszę się, że pani Morris zostanie z nami na dłużej.
Tekst powstał w ramach współpracy z producentem czytników książek elektronicznych PocketBook
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz