piątek, 25 września 2020

Cień cisheta


fragment okładki


Zanim zacznę pisać o Tęczowych i fantastycznych – pierwszym w historii polskiej fantastyki tematycznym zbiorze opowiadań poświęconym LGBTQIAA+ – najpierw napiszę o czym ta notka nie będzie. Przede wszystkim nie będzie to recenzja. Nie mam zamiaru oceniać literackiej czy merytorycznej jakości antologii, z przyczyn, o których napiszę już za moment. Po drugie, nie będę skupiał się na poszczególnych tekstach. Z góry przepraszam autorów, autorki i osoby autorskie, bo wiem, że to właśnie one najgłębiej będą wczytywały się w tę blognotkę. Gdybym miał napisać choćby parę słów o każdym tekście, szybko przybrałaby ona gargantuiczne rozmiary, a gdybym wyróżnił tylko kilka konkretnych, czułbym, że wyrządzam krzywdę wszystkim pozostałym. Po trzecie w końcu – nie będę pisał o swoim własnym opowiadaniu, które również dostało się do zbiorku. To jest również powód, dla którego nie będzie to recenzja – czuję, że mam tu zbyt trochę wielki konflikt interesów. 

Dlatego skupię się na własnych przemyśleniach, refleksjach i obserwacjach związanych z Tęczowymi i fantastycznymi. Luźnych, nie zawsze skonkretyzowanych rzeczach, które wyłapałem i zapamiętałem w trakcie lektury. Przypomnę jeszcze, że zbiorek jest darmowy i można go pobrać w tym miejscu, do czego oczywiście gorąco zachęcam. Jego znajomość nie będzie kluczowa dla zrozumienia mojej blognotki, ale jeśli ktoś chce wyrobić sobie własną opinię przed jej lekturą – ma taką możliwość. Ostrzegam jednak, że antologia jest dość obszerna, bo liczy ponad osiemset stron.

Myślę, że słowo „bogactwo” jest kluczowe dla Tęczowych i fantastycznych i powinno paść w tym tekście możliwie najszybciej. Antologia zawiera w sobie nie tylko konwencjonalną prozę, ale również publicystykę, poezję, komiks, setting do gier fabularnych, scenariusz i kilka eksperymentów z formą. Najdłuższe teksty są niemal mikropowieściami, najkrótsze można przeczytać na jednym wydechu. Autorzy, autorki i osoby autorskie są ludźmi w różnym wieku, o różnych statusach społecznych, wykształceniu, płciach, orientacjach psychoseksualnych. Niektórzy są pisarkami ze sporym dorobkiem literackim, dla innych jest to debiut. 

Treść tekstów jest równie różnorodna. Mamy horror, fantasy, realizm magiczny, fantastykę naukową we wszelkich odmianach i wiele gatunkowych hybryd. Nie wszystkie mi odpowiadały, ale też nigdy w trakcie lektury nie miałem poczucia, że któryś znalazł się tam przez pomyłkę albo był niepotrzebny. W żadnym razie – każdy dodawał coś do równania, unikalną perspektywę, język, pomysł, ideę. Długo mógłbym jeszcze pisać o tym, co te teksty dzieli, ale znacznie bardziej interesuje mnie fakt, iż wiele z nich łączy.

A łączy niemało. W toku lektury zauważyłem kilka motywów regularnie przewijających się w kolejnych opowiadaniach. Była to dość pouczająca analiza, ponieważ zarysowała pewne spektrum doświadczeń współdzielonych przez osoby nie-cishetero. Choć prawdopodobnie powinienem był napisać – spektrum doświadczeń współdzielonych przez osoby nie-cishetero żyjące w Polsce i interesujące się fantastyką. W zdecydowanej większości opowiadań te trzy tożsamości – queerowa, polska i fantastyczna – nakładają się i przenikają w różnych proporcjach i kombinacjach. Czyni to zbiorek naprawdę unikalnym, ponieważ nie jest to perspektywa, którą mamy szansę obserwować często i chyba nigdy do tej pory w takim stężeniu i przy tak ogromnej różnorodności podejść.

Zauważyłem, że wiele tekstów w ten czy inny sposób stara się zakotwiczyć queerowe doświadczenia w historii, czy to poprzez rekontekstualizację legend lub podań, czy to przez osadzenie fabuły w starożytności lub wczesnym średniowieczu. Gdybym miał się pokusić o jakąś teorię – a czemu by nie? – powiedziałbym, że przebija się przez to potrzeba historycznej walidacji, uprawomocnienia własnej egzystencji jako osoba queerowa poprzez obecność podobnych do nas bohaterów i bohaterek u samych korzeni rodzimej (i nie tylko rodzimej) kultury. Do bardzo niedawna historia osób nieheteronormatywnych była powszechnie wymazywana, czasami z powodu obyczajowości historyków i kronikarzy, czasami interpretacje zapisków historycznych z punktu wykluczające możliwość istnienia osób innych niż cishetero.

Jakiś czas temu znajoma lesbijka przysłała mi mema przedstawiającego podręcznik historyczny otwarty na stronie z reprodukcją średniowiecznej ilustracji wizualizującej dwie kobiety leżące w łóżku. Podpis pod tym obrazkiem głosił – parafrazując – „nie wiadomo czemu te dwie kobiety zostały przedstawione w ten sposób”. No cóż za tajemnica! – kpiła moja znajoma w konwersacji, którą odbyliśmy zaraz potem – Zagadka, której zapewne nigdy w życiu nie uda nam się rozwiązać!

Ta anegdotka dość dobrze obrazuje problem z interpretacją historii – ten proces zawsze ograniczany będzie perspektywą interpretujących. Osobie redagującej podręcznik historyczny z tamtego mema najprawdopodobniej nie przyszło nawet do głowy, że reprodukcja może przedstawiać kobiety homoseksualne. Dla mojej znajomej było to odruchowe założenie i konfuzja autorów podręcznika rozbawiła ją z tego właśnie powodu. Czy kobiety z ilustracji były homoseksualne? Nie wiemy – ale nie jest to niemożliwe. Po prostu dla ludzi badających historię do tej pory często było niewyobrażalne. 

Specyficzne doświadczanie upływu czasu to dla wielu nienormatywnych osób coś powszechnego. Heteronorma dostarcza wygodnego kulturowego wzorca – randki, małżeństwo, założenie rodziny, wychowanie dzieci. Osoby niewpisujące się w heteronormę – szczególnie w kraju, który od lat odmawia im prawa do zawierania rozpoznawanych przez prawo związków – mają do wyboru unieszczęśliwianie się próbą wpisywania się w ten schemat albo życie bez planu, w płynnym stanie niekończącej się niepewności, narażone za zabrnięcie do różnych życiowych ślepych uliczek, bez wyraźnych i rozpoznawalnych granic pomiędzy jednym i drugim etapem życia. 

Ponadto, niektóre osoby trans zwracają uwagę na to, że proces tranzycji czasami przypomina powtórne dorastanie, zarówno w mentalnym jak i czysto fizycznym sensie. Życie bez planu, który mógłby być punktem odniesienia oznacza, że czasami się spóźniamy, a czasami przybywamy za wcześnie. Odbicie tego stanu możemy zaobserwować również i wielu opowiadaniach ze zbiorku. Bohaterowie wielu opowiadań doświadczają czasu na różne niezwykłe sposoby, niektórzy dosłownie podróżują w czasie, inni odkrywają tajemnice z przeszłości zmieniające to, w jaki sposób rozumieją teraźniejszość albo patrzą w przyszłość…

Zaskoczyło mnie nieco, że niemal wszystkie opowiadania zawarte w Tęczowe i Fantastyczne są pozbawione scen seksu, a te, które je posiadają na ogół sprowadzają opisy fizycznych uniesień do najbardziej wysmakowanej, łagodnej i waniliowej wersji. Zastanawiam się, na ile jest to kwestią zbiegu okoliczności, a na ile tego, co na własny użytek nazywam „cieniem cisheta”.

W jednym z odcinków amerykańskiego serialu animowanego Boondocks główny bohater, Huey (czarny dziesięciolatek), spotyka (białego) tajnego agenta CIA posługującego się pseudonimem „Biały Cień”. Serial sugeruje nam, że Biały Cień nie jest realnie istniejącą osobą, elementem wyobraźni chłopca, który jest mocno zaangażowany emocjonalnie w działalność emancypacyjną czarnej mniejszości USA. Biały Cień jest w serialu symbolem presji wynikającej społecznej percepcji Afroamerykanów. Czarni mieszkańcy USA zdają sobie sprawę, że każde ich zachowanie będzie odbierane jako potwierdzenie albo zaprzeczenie ustalonego zestawu (najczęściej krzywdzących) stereotypów, co skutkuje wyrobieniem sobie wewnętrznego cenzora kontrolującego każde zachowanie mogące być odebrane jako negatywne. 

Myślę, że cień cisheta funkcjonuje w bardzo podobny sposób dla społeczności LGBTQIAA+. Ten nieustanny cały czas obserwujący i oceniający wzrok normalnej większości wisi nad nami przez cały czas, niczym miecz Damoklesa, zmusza do ważenia każdego słowa, kontrolowania każdego zachowania w relacjach społecznych. Ta świadomość, że możemy być pierwszym albo nawet jedynym wyoutowanym członkiem społeczności, z którą styka się jakaś osoba, musimy więc zachowywać się nienagannie, niestereotypowo, cierpliwie i wyrozumiale, kładzie na nasze barki odpowiedzialność, o którą żadne z nas nigdy nie prosiło. To jedna z najbardziej wyrazistych demonstracji przywileju w działaniu – jeśli członek większości zachowa się paskudnie, jedynie on jest za to oceniany. Jeśli osoba z nieuprzywilejowanej grupy mniejszościowej zachowa się paskudnie, nagle odpowiedzialność w jakiś sposób ponosi za to cała grupa, na którą rzutuje to zachowanie. To męczy, prowadzi do frustracji i paranoi.

Stereotyp mówiący o seksualnej rozwiązłości osób niehetero (propagowany często przez heteryków uwielbiających chwalić się na Twitterze swoimi bogatymi kolekcjami kadrów z hardkorowych gejowskich filmów porno) może wpływać na „waniliowość” tekstów zawartych w antologii albo przynajmniej być jednym z czynników. Po prostu queerowe doświadczanie świata jest znacznie bogatsze i bardziej różnorodne, rozciągające się na takie rzeczy jak tworzenie specyficznych kręgów towarzyskich, siatek samopomocowych, radzenia sobie z samotnością i poczuciem zaszczucia czy po prostu niepewnością życiową. 

Opowiadania ze zbioru Tęczowe i Fantastyczne ubierają tę inność w różne metafory, czasami bardzo wyraziste, czasami mocno subtelne – i wszystko pomiędzy. Jest w nich wiele szczerości i ta szczerość często wynagradza niedoświadczenie pisarskie albo warsztatowe niedoróbki osób uczestniczących w projekcie. Nie chciałbym jednak, by zabrzmiało to tak, jakbym sugerował, że poziom zbioru jest niski – nie jest. Znajdziecie tam opowiadania znakomite, dobre i bardzo dobre.

Tekst powstał w ramach współpracy z producentem czytników książek elektronicznych PocketBook.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...