fragment grafiki okładkowej, całość tutaj. |
W połowie mijającej już dekady w zachodnim Internecie nastąpił
niepokojący proces konserwatywnej radykalizacji użytkowników mediów
społecznościowych – głównie młodych mężczyzn szczególnie na tę radykalizację
narażonych. Przyczyn było wiele i jeszcze długo będą one przedmiotem
fascynujących dyskusji socjologów, politologów i zblazowanych blogerów, tym
razem chciałbym się jednak skupić na pewnym konkretnym wycinku tego ruchu
społecznego – YouTube. Otwarta dla wszystkich platforma służąca do dzielenia
się materiałami video dostarczyła wielu osobom potężnego narzędzia do
komunikowania się z publicznością. Wszystko to bez reporterskiej cenzury,
fack-checkingu czy obligatoryjnego procesu redakcyjnego.
Nie jest to w żadnym
razie rzeczą inherentnie złą – jednak pierwszymi osobami, które w pełni zaczęły
wykorzystywać propagandowy potencjał YouTube’a byli peryferyjni konserwatyści.
Niektórych z nich do działania zainspirował ruch GamerGate, inni wypłynęli
później… od kompilacji klipów z najzabawniej denerwującymi się feministkami
poprzez chałupniczo nagrywane wykłady o katastrofalnych skutkach tej albo innej
polityki imigracyjnej, wytworzył się z tego panteon internetowych celebrytów
otoczony gęstym wianuszkiem naśladowców i jeszcze gęstszym wianuszkiem fanów.
Algorytmy wiążące ze sobą te filmy i wyświetlające je w kategorii
polecanych tylko przyspieszyły i zintensyfikowały cały proces. Wpływ tej
oddolnej (choć z czasem przynajmniej częściowo przejętej i finansowanej przez
różne organizacje polityczne) medialnej machiny na świadomość społeczną i
decyzje polityczne obywateli tych albo innych – głównie anglojęzycznych –
państw jest oczywiście niemierzalny, ciężko jednak kłócić się z tym, że musiał
jakiś być. Nawet jeśli nie miał znaczącego przełożenia na głosy wyborców, z
całą pewnością wywarł dość znaczący na atmosferę panującą w wielu masowych
mediach społecznościowych.
Czemu piszę o tym wszystkim w recenzji piątego, finałowego tomu
komiksu Transmeropolitan? Ponieważ
patrząc z perspektywy powyższego zjawiska społecznego (i całej masy innych)
dostrzec można jak niemal utopijną jest prezentowana w tym komiksie wizja
samotnego rewolwerowca dziennikarstwa, który z pomocą kilkorga przyjaciół i
współpracownic obala gigantyczną machinę propagandową i zgrabnie owija sobie wokół
palca opinię publiczną doprowadzając do strącenia z tronu monstrualnego
prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Nie jest to krytyka per se – bo jak Transmeropolitan uwielbiałem, tak nadal uwielbiam ten komiks – ale
by ukazać, że to nie jest literatura (komiksowa) specjalnie mocno zakotwiczona
w rzeczywistości społecznej. To satyryczne dziennikarskie science-fiction, w
którym szalenie złożona rzeczywistość społeczna została skompresowana i
przycięta celem opowiedzenia określonej historii. I bardzo dobrze, bo jako
takie sprawdza się po prostu wyśmienicie.
Ostatni akt serii zaczął ukazywać się już po wydarzeniach jedenastego
września dwa tysiące pierwszego roku – symboliczny koniec pewnej epoki dla USA
i dla całego świata. Poza jednym czy dwoma dość miękkimi gagami o Osamie bin
Ladenie komiks trzyma się od tych tematów z daleka. Następuje jednak nieco inna
delikatna zmiana optyki – Ellis znacznie częściej ukazywać tę lepszą stronę
natury głównego bohatera. Pająk to nadal chodzący, przeklinający i strzelający
z ostrej amunicji żywioł, ale w wielu scenach widzimy, że zależy mu nie tylko
na Prawdzie (przez Wielkie P) samej w sobie, ale również na ludziach, którym ta
prawda ma pomóc, zapewnić bezpieczeństwo albo poczucie oczyszczenia. Na samym
początku tomu obserwujemy na przykład wątek poszukiwań pracownicy seksualnej, z
którą prezydent wielokrotnie współżył. Pająk zachowuje się tak, jak zwykle… aż
do momentu, gdy zostaje z nią sam na sam, kładzie ręce na jej dłoniach, patrzy
jej w oczy i mówi „Chcę ci pomóc”. Cały wątek był bardzo intensywny i bogaty w
wydarzenia oraz zwroty akcji – ale temu intymnemu humanizującemu Pająka
momentowi twórcy komiksu poświęcili całą stronę, wyraźnie przykładając doń ogromną
wagę.
Akcja komiksu gna na złamanie karku od samego początku do samego
końca. Napięcie odczuwalne jest tym mocniej, że głównemu bohaterowi cały czas
wisi nad głową widmo utraty zmysłów od toksyn, których nawdychał się w jednym z
poprzednich tomów. Niemal wszystkie wątki zostają domknięte – w mniej lub bardziej
elegancki sposób, ale zawsze satysfakcjonująco. Ostateczna konfrontacja
Uśmiechniętego z Pająkiem to jednak najsłabszy moment komiksu i Ellisowi z
Robertsonem nie udało się dostarczyć prawdziwie epickiego finału. Głównie
dlatego, że podobne starcia słowno-fizyczne Pająk miewał już z prezydentem (tym
oraz poprzednim) kilka razy, a to nie wyróżnia się niczym szczególnym. Poza
tym, że jest ostatnim, oczywiście.
Czy to oznacza, że finał komiksu rozczarowuje? Bynajmniej. Transmetropolitan nie kończy się w
sposób spektakularny, ale wciąż dostarcza bardzo dobrego, absorbującego uwagę i
emocje rozwiązania wszystkich konfliktów, z jakimi zmagali się główni
bohaterowie. Podsumowując nie tylko ten tom, ale i całą serię – nadal, po tylu
latach Transmetropolitan pozostaje
jednym z najciekawszych, najbardziej błyskotliwych i przemyślanych komiksów,
jakie miałem przyjemność czytać. Przez dwie dekady, które minęły od jego
powstania zmieniło się na naszym świecie bardzo wiele. Rzeczywistość za oknem
nie wygląda dokładnie tak, jak ta z kart komiksu – choć z każdym dniem pod
wieloma względami zaczyna coraz bardziej ją przypominać. Ellis nie pozostawia
nas jednak w poczuciu całkowitej beznadziei. Jeśli można z Transmetropolitan wyciągnąć jakąś pożyteczną naukę, to prawdopodobnie
taką, że nawet w cynicznych, brudnych, pozbawionych perspektyw czasach można
zmienić coś choć trochę na lepsze. Pająk Jeruzalem nas nie uratuje – ale może
będziemy w stanie uratować się sami.
I wiecie co? To już się dzieje. W reakcji na konstelację skrajnie
prawicowych YouTuberów, o których pisałem na początku powstała alternatywna
grupa wideoeseistów, performerów, krytyków i internetowych komediantów luźno
powiązanych ze sobą. Nazwano ich LeftTuberami albo – od tytułu książki filozofa
Piotra Kropotkina Zdobycie Chleba – BreadTuberami.
Charakteryzowało ich prześmiewcze podejście do rzeczywistości, skłonności do
odważnego humoru i aspiracje edukacyjne – wszystko to jednak zbudowane na
fundamencie empatii i szczerej chęci zrozumienia innych. Pod tym względem
przypominają nieco Pająka. Krok po kroku udawało im się odzyskiwać Internetowe
przestrzenie zajęte do tej pory przez radykalistów alt-prawicy, de-radykalizować Sieć i walczyć o prawdę, gdzie do tej pory szerzyła się ignorancja. Ellis z
Robertsonem przestrzelili w wielu sprawach, ale w jednej – najważniejszej –
mają stuprocentową rację. Zwycięstwo jest możliwe, a prawda to potężne
narzędzie, jeśli tylko znajdzie się ktoś, kto będzie miał odwagę użyć go w
odpowiedni sposób.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz