fragment kadru z odcinka |
Pamiętacie,
z jaką pompą w 2016 roku obchodzone było pięćdziesięciolecie Star Treka? Ja też nie. Ani Paramount
Pictures (właściciel praw do kinowych inkarnacji marki), ani CBS (właściciel
praw do seriali) nie przygotowały na tę okazję niczego
szczególnego. Jasne, był to rok, w którym ukazał się najświeższy dotychczas
kinowy film z tego uniwersum – Star Trek
Beyond – ale tematycznie nie był on powiązany z jubileuszem w żaden
znaczący sposób. W dodatku przeciągająca się produkcja Star Trek: Discovery sprawiła, że serial nie zdążył ze swoją
premierą na pięćdziesięciolecie. Oczywiście pojawiło się kilka satelickich
materiałów poświęconych obchodom tej rocznicy, ale w porównaniu z tym, co
działo się na trzydziestolecie marki wyglądało to… marnie.
A
co się działo? Przede wszystkim w emisji były aż dwa seriale telewizyjne – Star Trek: Deep Space 9 oraz Star Trek: Voyager i oba przygotowały z
tej okazji odcinki specjalne odwołujące się do oryginalnej inkarnacji Star Treka. Oba na swój sposób spełniły
swoją rolę i stanowią satysfakcjonujący powrót do korzeni marki, ale o ile
epizod Voyagera, Flashback, uległ raczej
zapomnieniu, o tyle Trials and
Tribble-ations do dnia dzisiejszego cieszy się popularnością i okupuje
czołowe miejsca w rankingach najlepszych odcinków Deep Space 9 czy nawet najlepszych odcinków Star Treka w ogóle. I
nie bez powodu, bo nawet po wyjęciu z jubileuszowego kontekstu Trials and Tribble-ations pozostaje
imponującym osiągnięciem logistycznym, technologicznym, fabularnym i
metanarracyjnym.
Zaczęło
się od Paramountu, który zamówił u Iry Stevena Behra, producenta Deep Space 9, odcinek celebrujący
trzydziestolecie marki. Nie od razu zdecydowano, że epizod nawiązywał będzie do
The Trouble With Tribbles –
początkowo Behr chciał stworzyć coś na bazie Charlie X, który to odcinek uznawał za swój ulubiony, poza tym
Robert Walker, aktor grający tytułową rolę, wciąż był aktywny. Ostatecznie
pomysł jednak odrzucono, głównie z obawy, że Walker nie zdecyduje się na
powrót. Ronald D. Moore, jeden z popularniejszych scenarzystów Deep Space 9 (możecie go również
kojarzyć jako producenta nowszej wersji serialu Battlestar Galactica) zaproponował powrót na „mafijną planetę” z
odcinka A Piece of the Action, w
którym załoga Enterprise odwiedziła planetę, której cywilizacja oparła całą
swoją kulturę o książkę historyczną skupiającą się na amerykańskiej mafii lat
dwudziestych XX wieku. Moore chciał pociągnąć ten motyw kulturowego przejęcia –
po interwencji Enterprise mieszkańcy planety mieli zmienić się w coś w rodzaju
fandomu Star Treka, z cosplayowaniem załogi Enterprise i otaczaniem koncepcji
przedstawionych przez Kirka z niemal nabożną czcią. Pomysł został wykorzystany
później w jednym z komiksów spod znaku Star
Trek: The Next Generation oraz – w mocno przetworzonej formie – w jednym z
(niepowiązanych z jubileuszem) odcinków Star
Trek: Voyager.
To
René Echevarria, jeszcze inny scenarzysta, zaproponował pójście na całość i
wykorzystanie pionierskiej wówczas technologii (spopularyzowanej przez film Forrest Gump) cyfrowej edycji
archiwalnych materiałów filmowych, by wkomponować w nie nowe elementy. Zemeckis
wykorzystał ten patent, by doprowadzić do „interakcji” głównego bohatera filmu
z kilkoma postaciami historycznymi. Twórcy Deep
Space 9 chcieli zrobić coś podobnego z materiałami ze Star Trek: The Original Series. Początkowo producenci byli
sceptyczni względem wykorzystania dość kosztownej technologii w serialu
telewizyjnym. Przekonał ich dopiero materiał testowy przygotowany przez ekipę
produkcyjną serialu, która wmontowała w scenę z Star Trek: The Original Series zupełnie nową postać – żaden z
producentów nie zorientował się, że ogląda przetworzony materiał.
Decyzja,
który odcinek zaadaptować na potrzeby jubileuszu została podjęta pośrednio
dzięki gigantycznemu zbiegowi okoliczności Behr, Echevarria i Moore dyskutowali
o tym w jednej z pizzerii w Beverly Hills. The
Trouble With Tribbles był dość oczywistym wyborem – niewiele jest odcinków Star Trek: The Original Series dorównujących
popularnością temu, a te, które są, są raczej poważne i klimatycznie
niepasujące do krotochwilnej natury tego typu jubileuszowego wygłupu. Traf
chciał, że tego samego dnia, w tym samym momencie, do tej samej pizzerii
zawitał aktor Charlie Brill, który grał w The
Trouble With Tribbles i z olbrzymim entuzjazmem podszedł do idei powrotu w
ramach odcinka specjalnego. „To dowód na to, że Bóg jest fanem Star Trek: Deep Space 9”, zażartował
później Behr.
Scenarzyści
przystąpili do pracy nad fabułą. Każdy chciał dorzucić coś od siebie, więc
powstawanie skryptu przypominało raczej burzę mózgów. Intryga odcinka obracała
się wokół Arnego Darvina – Klingona poddanego operacji upodabniającej go
człowieka, który w The Trouble
With Tribbles odpowiedzialny był za sabotaż zasobów stacji, a którego
zdekonspirował Kirk. Sto lat później, znacznie starszy już Darvin zaplanował
makiaweliczną zemstę – postanowił cofnąć się w czasie do tamtego feralnego dnia
i uśmiercić Kirka zanim jeszcze stanie się on legendą Federacji. Na szczęście
(dla Federacji) wmieszał w ten plan bohaterów Deep Space 9, którzy również zostali przeniesieni w przeszłość i zrobili
wszystko, co w ich mocy, by ująć Darvina oraz naprawić wszelkie szkody w linii
czasowej, jakich się dopuścił.
Z
podróżami w czasie w uniwersum Star Treka jest tak, że lepiej nie myśleć o nich
zbyt mocno – nie ma żadnych twardych reguł odnośnie zasad ich działania, oczywiści
poza „jak w danym momencie pasuje to scenarzyście”. Osobiście radzę sobie z tym
w taki sposób, że o wszelkie wewnętrzne sprzeczności, paradoksy i retcony
obwiniam kapitana Jonathana Archera, głównego bohatera serialu Star Trek: Enterprise znanego z rażącego
braku kompetencji, zdrowego rozsądku i instynktu samozachowawczego oraz
mimowolnego udziału w konflikcie czasoprzestrzennym znanym jako Temporalna
Zimna Wojna. Nie macie nawet pojęcia, jak wiele nerwów i frustracji mi to
oszczędza. Wracając jednak do odcinka – podejście scenarzystów w Trials and Tribble-ations, gdzie
bohaterowie próbują do minimum ograniczyć bezpośrednie kontakty z osobami z przeszłości by przypadkowo
nie namieszać w chronologii (ramowa fabuła odcinka opowiada zresztą o przesłuchaniu
kapitana Sisko przez agencję zajmującą się nadzorem nad podróżami w czasie)
stanowi zgrabne wyjaśnienie, czemu załoga nie podejmuje niemal żadnych
interakcji z bohaterami Star Trek: The
Original Series. Niemal – bo zmyślny montaż kilku scen pozwolił na drobne
wymiany zdań (albo chociaż spojrzeń), szczęśliwie każdy taki moment wypada
bardzo naturalnie.
Odcinek
powstał poprzez łączenie ze sobą materiału z The Trouble With Tribbles i nowych scen nakręconych z udziałem
obsady Deep Space 9. Na potrzeby tych
drugich wybudowano nowe dekoracje, wiernie odtwarzające te z oryginalnego
odcinka. I naprawdę mam na myśli wierne odtworzenie – tam, gdzie się dało ekipa
produkcyjna wykorzystała dokładnie te same materiały. Nawet kolory światełek
kontrolnych na panelach Enterprise zostały pieczołowicie odwzorowane za pomocą
bardzo dokładnych analiz odcinków serii oryginalnej. Reżyser w trakcie kręcenia
Trials and Tribble-ations umyślnie
wykorzystywał jedynie te ujęcia, które możliwe były do osiągnięcia w telewizji
lat sześćdziesiątych, zadbano również o adekwatne oświetlenie, makijaże,
fryzury i kostiumy aktorów. Sekwencje z The
Trouble With Tribbles poddano również obróbce jakościowej, by możliwie
najlepiej wtopić je w nowy materiał.
W
toku tworzenia odcinka pojawiły się również problemy natury, nazwijmy to,
metafabularnej. Otóż Klingoni w serialu Star
Trek: The Original Series oraz jego animowanej inkarnacji mieli zupełnie
inny, znacznie bardziej człekopodobny, wygląd niż w dalszych serialach oraz
filmach. Ta rozbieżność nigdy wcześniej nie została wytłumaczona czy nawet
zaadresowana. Twórca franczyzy, Gene Roddenberry, utrzymywał, że Klingoni od
samego początku mieli wyglądać tak, jak w Star
Trek: The Next Generation i kolejnych odsłonach Star Treka, po prostu
budżet i technologia późnych lat sześćdziesiątych uniemożliwiły bardziej
wyrafinowaną charakteryzację. Żeby jeszcze bardziej skomplikować i tak już
poplątaną sytuację, w Star Trek: Deep
Space 9 powróciło kilku Klingonów z oryginalnego serialu, granych przez
tych samych aktorów co w Star Trek: The
Original Series (jednym z nich był zresztą Koloth, który zadebiutował w The Trouble With Tribbles) i w swoich
nowszych występach mieli oni uwspółcześniony makijaż…
Nie
byłoby to może aż tak wielkim problemem, gdyby nie fakt, że w obsadzie Deep Space 9 znajdował się
(transplantowany z The Next Generation)
przedstawiciel tej rasy, Worf i był on dość mocno zaangażowany w fabułę całego
odcinka. Początkowo planowano w ogóle nie zawracać sobie tym głowy, później ktoś
zaproponował, by w tym odcinku Michael Dorn (aktor grający rolę Worfa) miał
nałożony „klasyczny” makijaż. Ostatecznie stanęło na krótkiej scenie, w której
ta różnica została zauważona, a Worf uciął dyskusję na ten temat, twierdząc, że
Klingoni nie lubią o tym rozmawiać z obcymi. Inni bohaterowie rzucili kilka
domysłów na ten temat – było to puszczenie oczka do fanów, którzy od wielu lat
snuli rozmaite teorie tłumaczące tę rozbieżność – ale generalnie był to sposób
na powiedzenie trekkerom „Starajcie się nie myśleć o tym za mocno”. O ile w
innych przypadkach pewnie czepiałbym się niewykorzystanej okazji do pogłębienia
uniwersum, o tyle w takim odcinku spokojnie można to sobie darować. Kwestia
różniących się charakteryzacji Klingonów została rozwiązana w ostatnim sezonie
serialu Star Trek: Enterprise. Okazało
się, że w sprawę zamieszany był kapitan Archer. Nic dziwnego, że Worf nie
chciał o tym mówić… Przez chwilę był z tym spokój, po czy Star Trek: Discovery przedstawił jeszcze inną charakteryzację
Klingonów, ponownie wprowadzając mnóstwo zamieszania do chronologii i spójności
uniwersum – ale to jest już temat na inną blognotkę.
Trials and Tribble-ations to przykład
odcinka jubileuszowego, w których wszystko poszło dokładnie tak, jak powinno. Z
każdej sceny wylewa się miłość do oryginalnego serialu telewizyjnego z lat
sześćdziesiątych, prawie każda linijka dialogu nawiązuje do jakichś smaczków,
które wyłapią najwierniejsi fani serii, a finałowa scena, w której dochodzi do
krótkiej rozmowy Kirka z Sisko budzi przyjemne ciarki na plecach. Ten odcinek
stworzyli fani zakochani w Star Treku tak mocno, że czuje się to w każdej
sekundzie seansu, a jednocześnie tak profesjonalni, by ta miłość nie zmieniła
się w puste komplementowanie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz