fragment okładki, całość tutaj. |
The Illusion to trzydziesty trzeci
tom serii i zarazem czwarty, którego narratorem jest Tobias. Jest
to również siódmy tom, którego autorem jest nie Katherine A. Applegate (oraz
jej mąż), tylko wynajęty przez wydawnictwo Scholastic autor widmo. Tym razem za
pióro chwyciła Ellen Geroux, którą widzimy w tej roli po raz pierwszy, ale
bynajmniej nie ostatni. Geroux jest bowiem najczęściej powracającą autorką widmo
w serii, odpowiedzialną za napisanie aż pięciu tomów Animorphs… i niczego poza tym. Zdziwiło mnie to, bo w tamtych
czasach ghostwritting był przeważnie furtką otwierającą młodym pisarzom drogę
do indywidualnej kariery literackiej. Sama Applegate zaczynała przecież w ten dokładnie
sposób. Na ogół osoba bawiąca się w pisanie na zlecenie pod cudzym nazwiskiem
albo ostatecznie w taki lub inny sposób wypływała z własnym cyklem literackim
albo kończyła jako etatowy autor widmo. Tymczasem Geroux poza pięcioma odsłonami Animorphs najwyraźniej nie stworzyła już
niczego więcej, ani na własne konto ani na cudze. Nie jest to oczywiście jakoś
mocno podejrzane, bo ludzkie losy biegną krętymi ścieżkami i nawet dobrze
zapowiadający się pisarze mogą niespodziewanie zrezygnować z kariery, ale…
przejdźmy może do fabuły książki.
Lądujemy na szkolnej potańcówce, na którą zaciągnęła
Tobiasa Rachel i słowo „zaciągnęła”
wydaje się tutaj dość adekwatne, bo chłopak wyraźnie nie czuje się zbyt swobodnie
w tej sytuacji. Trudno mu się dziwić, ostatecznie od dłuższego czasu Tobias
wiedzie żywot myszołowa rdzawosternego, człowieczeństwo coraz częściej
traktując raczej w kategoriach urozmaicenia swojej ptasiej egzystencji – nie na
odwrót. I autorka bardzo wyraźnie daje to do zrozumienia, precyzyjnie opisując
dyskomfort Tobiasa, to że źle czuje się w – swoim własnym przecież – ludzkim
ciele i tego typu sytuacji towarzyskiej, od których odwykł już dawno temu. Gdy
zbliża się czas, w którym chłopak musi wrócić do swojej domyślnej postaci,
Tobias panikuje i wymyka się ze szkoły. Rachel biegnie za nim. Na zewnątrz
przeprowadzają krótką rozmowę, z której Tobias wywnioskował, że dziewczyna
próbowała wmanipulować go w przekroczenie limitu i zakleszczenie się w ludzkim
ciele – choć to najpewniej tylko jego paranoja. Rachel martwi się o Tobiasa. O
to, że żyjąc życiem myszołowa przestaje być człowiekiem. Na marginesie wspomina
o interesującej rzeczy, która do tej pory chyba nie była zasygnalizowana, choć
powinna już dawno temu – myszołowy nie są znane z długowieczności i decydując
się żyć w swojej ptasiej formie Tobias skazuje się na egzystencję kilka razy
krótszą niż ta, którą dałoby mu ludzkie życie. Rachel ma też zresztą potrzeby
emocjonalne, których Tobias-ptak nie jest w stanie zaspokoić w pełni. To trochę
niewprawnie napisana (dialogi brzmią nienaturalnie dla obu tych postaci), ale
bardzo przejmująca scena – jedna z takich, za które polubiłem ten cykl tak
bardzo. Oboje, Rachel i Tobias, znajdują się w bardzo złożonej sytuacji, której
nie da się rozwiązać w prosty sposób.
Zaraz potem oboje wpadają na jednocześnie zabawną i
przyjemnie wpisującą się w motyw przywdziewania społecznych masek scenę, w
której Chapman – Yeerk udający dyrektora szkoły – obsuwa Ereka – prastarego
androida z innej planety udającego ucznia – za rzekome palenie papierosów za
szkołą. Tobiasowi w ostatniej chwili udaje się opuścić teren szkoły i wrócić do
ptasiej postaci. Niedługo potem kontaktuje się z nim Jake, który nie ma dobrych wieści – Yeerkowie przygotowują się do
testów promieni demorphujących. W późniejszej dyskusji na zebraniu Animorphów
Jake przedstawia pozostałym swój plan. Chłopak chce dać się schwytać, by
Yeerkowie doprowadzili go do tych promieni, a reszta Animorphów podążyła za nim
i zniszczyła tę technologię zanim zostanie ona dopracowana. Rachel twierdzi, że
to zbyt niebezpieczne wysyłać tam lidera, więc zgłasza się sama. Wtóruje jej Ax, jednak Tobias doskonale daje sobie
sprawę, że to on jest najlepszym kandydatem. Ostatecznie, jeśli to on oberwie
promieniem demorphującym, wróci nie do ludzkiej ani andalickiej postaci, tylko
do formy myszołowa, więc Yeerkowie uznają, iż promień jest całkowicie bezużyteczny.
Celem uprawdopodobnienia tej mistyfikacji, Tobias pobiera morpha Axa, by
zmieniać się w Andalitę co dwie godziny udając, że to jest właśnie jego
domyślna forma, do której powraca, by nie utknąć w ptasiej.
Bohaterowie naprędce organizują akcję, w trakcie
której Tobias „podda się” Yeerkom. W ramach przygotowań Ax pomaga Tobiasowi
oswoić się z morphem Andality. To pierwszy raz w serii, gdy któraś z ludzkich
postaci przyjmuje tę formę i autorce udało się mimochodem obdarować Andalitów nową,
nieznaną wcześniej cechą właściwą ich rasie – naturalnie przychodzącym im optymizmem.
Eskapada powodzi się, choć oczywiście nie bez pewnych perturbacji (powraca
największy wróg Aniorphów, czyli kubki smakowe Axa), przy czym muszę zaznaczyć,
że cała ta scena umyślnego dawania się schwytać jest… nudna. Przede wszystkim
dlatego, że dzieje się w niej niewiele rzeczy naprawdę mających znaczenie dla
dalszego rozwoju fabuły. Jasne, stanowi istotny punkt opowieści, ale sama w
sobie jest przewidywalna, bo na tym etapie wiemy już dokładnie jak się skończy
i do czego będzie prowadziła, a przez to nie robi większego wrażenia ani nie
angażuje.
Tobias zostaje zatem, zgodnie z planem, ujęty. W toku
tego procesu poznajemy nową postać – żeńskiego Yeerka posługującego się
imieniem Taylor, zamieszkującego ciało bardzo młodej (niewiele starszej od
Tobiasa) nastolatki i nazywanego przez resztę Yeerków pod-Visserem. Taylor bardzo
szybko daje się poznać jako totalna sadystka z pokrętnym poczuciem humoru i
skłonnością do nadużywania powierzonej jej władzy. Po chwytaniu Tobiasa nie patyczkuje
się, tylko od razu używa na nim gazu paraliżującego, który unieruchamia chłopaka
(w trakcie morphowania!), ukrywającą się w jego piórach pod postacią muchy
Rachel oraz połowę własnych ludzi obecnych w pomieszczeniu. Rachel gubi się
gdzieś po drodze, tymczasem Emohawk przetransportowany zostaje do miejsca, w
którym znajduje się eksperymentalna maszyna generująca promienie demorphujące.
Tam do Taylor dołącza znany nam dobrze Visser Trzy, chełpiący się więźniem i
podkomendną wybiciem reszty Animorphów. Tobias oczywiście tego nie kupuje, choć
bardziej z desperackiej nadziei na ratunek niż jakichkolwiek mocniejszych
przesłanek.
Chłopak obrywa promieniem, który sprowadza go do jego
domyślnej postaci – myszołowa. Visser wyciąga z tego wniosek, że maszyna działa
źle i wydaje nakaz egzekucji pracujących nad nią naukowców. Tobiasa zaś
pozostawia do dyspozycji Taylor. To pierwszy zgrzyt, jaki miałem z tym tomem.
Przez ostatnie kilkanaście miesięcy Animorphy napsuły Visserowi naprawdę
mnóstwo krwi i po takiej karuzeli można by się spodziewać, że będzie on chciał
osobiście zająć się egzekucją albo wcieleniem w szeregi nosicieli Tobiasa.
Tymczasem wydaje się zaskakująco mało zainteresowany dalszym losem więźnia. To
nie jest typ bohatera, który lubi smakować zemstę na zimno. Nie jest to jakiś
wybitnie duży zgrzyt, ale… no cóż, mnie osobiście zdziwiło takie podejście.
Może Visser uznał, że oddanie Animorpha w ręce Taylor będzie dla niego
najbardziej bolesną karą? Jeśli tak, to prawdopodobnie miał racje, bo podkomendna
nie ma najmniejszych oporów przed torturowaniem Tobiasa, by zmusić go do
przybrania kompatybilnej z pasożytem formy Andality. Tobiasowi udaje się
wytrzymać ból poprzez ucieczkę świadomości w umysł myszołowa – umysł, który
łatwiej jest w stanie zaakceptować ból jako rzeczywistość i przez to nie
załamać się pod ciężarem tortur. To sprawia, że wraca myślami do dzieciństwa
spędzanego u niezainteresowanego nim wujostwa. Nie był maltretowany, w żadnym
razie cokolwiek porównywanego z Harrym Potterem, ale sam fakt braku
emocjonalnej więzi z bliskimi jest w tych retrospekcjach bardzo dojmujący. Taylor
wykorzystuje narzędzie tortur, by przepuszczać Tobiasa przez całe spektrum
zmysłowych doświadczeń, od radości po traumatyzujący ból. Ta scena trwa… długo
i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że redakcja zleciła autorce rozciągnięcie jej
do maksimum, by wyrobić normę. Nie, nie psuje to mocnego wrażenia, jakie robi,
ale zdecydowanie trwa dłużej niż powinna i ciągnie się jeszcze wiele stron po
tym, gdy spełniła swoją rolę w opowieści.
Tobias wciąga Taylor w rozmowę, w nadziei, że w ten
sposób zyska odrobinę czasu na złapanie drugiego oddechu. Dowiadujemy się, że
Taylor – ludzka nosicielka Yeerka – jest dobrowolną kolaborantką i nosi w sobie
pasożyta z własnej, nieprzymuszonej woli. Jej historia okazuje się tragiczna –
niegdyś najpopularniejsza dziewczyna w szkole, wskutek pożaru zostaje
przerażająco okaleczona i opuszczona przez wszystkich znajomych. Należała
jednak do Sharing – organizacji podobnej do harcerstwa, która była przykrywką
dla Yeerków i służyła im jako punkt pozyskiwania nosicieli – i tam złożono jej
propozycję nie do odrzucenia. Taylor, w zamian za odbudowę jej ciała i
rekonstrukcję jej urody, zgodziła się zostać Kontrolerką. W trakcie opowiadania
tej historii dziewczyna nieustannie miesza zaimki, z czego Tobias wnioskuje, że
świadomość Taylor jest bardzo mocno splątana ze świadomością pasożyta. Emohawk
mimowolnie z nią empatyzuje, bo sam, jako umysłowa hybryda człowieka i
myszołowa jest, do pewnego przynajmniej stopnia, w stanie zrozumieć, co się
dzieje w głowie Taylor. Tortury trwają nadal i Tobias doświadcza w nich
dziwnych wspomnień, które nie należały do niego. Tobias się łamie i gotów jest wydać swoich przyjaciół, ale w tym
samym momencie nadciąga odsiecz.
Wywiązuje się walka, w trakcie której… no cóż, dzieje
się dużo rzeczy, bo to kolejna dość sztucznie przedłużona scena. Rachel usiłuje
zabić Taylor, ale Tobias powstrzymuje ją przed tym, bo nadal odczuwa kombinację
współczucia i zrozumienia w stosunku do dziewczyny – poza tym Emohawk nie chce,
by Rachel zabijała z zemsty, bo to niebezpiecznie zbliżyłoby ją do tego, co
reprezentuje Taylor, a Tobias już wcześniej zauważył wiele podobieństw (zarówno
fizycznych jak i psychicznych) między nimi obiema. Taylor przeżywa więc,
Animorphy uciekają i powieść dobiega końca. W epilogu Tobias rozmawia z Axem o
dziwnych halucynacjach, których doświadczał w trakcie tortur. Ax wspomina o
starym przesądzie Andalitów odnośnie pamięci genetycznej i tego, że w
określonych sytuacjach może się ona samoistnie uaktywnić u osobników
znajdujących się na skraju śmierci.
Tobias zgadza się, że to prawdopodobnie tylko efekt szoku, po czym
odchodzi z Rachel, by zrelaksować się wspólnym lotem. Wcześniej jednak, po raz
pierwszy od momentu ich poznania, dochodzi między nimi do pocałunku.
Powiem tak – to był przeraźliwie wręcz nierówny tom.
Największym problemem była jego niewielka zasobność w wydarzenia. Jeśli
zwrócicie uwagę na rozmiar tej blognotki, zauważycie, że jest sporo krótsza niż
zwykle. Nie dlatego, że w ramach streszczenia jakoś wybitnie mocno
kompresowałem najważniejsze wydarzenia, ale dlatego, że w The Illusion dzieje się mało istotnych dla fabuły rzeczy. Zwroty
akcji następują bardzo rzadko, a sama akcja ma tendencję do jednostajności.
Czasami dialogi między bohaterami są trochę karykaturalnie wyostrzone, ale
zrzucam to na karb niedoświadczenia autorki. Z drugiej jednak strony – te
rzeczy, które autorka robi dobrze, robi naprawdę
bardzo dobrze. Kreślenie złożonych sytuacji emocjonalnych między postaciami to
coś, czym ta seria stoi i The Illusion naprawdę
daje tu radę, ukazując stosunek Tobiasa do Rachel, do Taylor – nawet jego
relacja z Axem nabrała tu dodatkowego wymiaru. Ellen Geroux napisze jeszcze
cztery dalsze tomy serii i przyznam, że choćby tylko z tego powodu będę
zabierał się do nich z zainteresowaniem.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz