Postapokalipsa
jako konwencja fantastyki zawsze wydawała mi się szalenie konserwatywnym
gatunkiem. Dekonstrukcja ustalonego porządku rzeczy zamiast przynieść radykalną
transformację tego, w jaki sposób funkcjonuje społeczeństwo bardzo często jest
w kulturze popularnej drogą do jego regresji, powrotu do dawnych form
organizowania zbiorowości ludzkich. To z kolei najczęściej prowadzi do
stworzenia konserwatywnego placu zabaw, rodzaju romantycznej wizji porządku
społecznego, w którym liczy się wyłącznie siła, ponieważ nie istnieją sztuczne
mechanizmy systemowe ułatwiające życie słabszym albo mniej sprawnym. Woman World, internetowy komiks
autorstwa kanadyjskiej artystki i animatorki Aminder Dhaliwal, ujął mnie
wieloma rzeczami – między innymi właśnie tym, że z postapokaliptycznego punktu
wyjścia podąża w zupełnie innym kierunku.
To
bardzo specyficzny komiks. Swój żywot rozpoczął na Instagramie autorki, jako
kilka krótkich, zainspirowanych Marszem Kobiet z 2017 roku, luźno powiązanych
ze sobą epizodów z życia kobiet na świecie, w którym bliżej niesprecyzowany
defekt ciążowy doprowadził do sytuacji, w której nie rodzą się już mężczyźni.
Banki spermy zapewniają czasowe przedłużenie gatunku, ale nawet to nowe
pokolenie składa się wyłącznie z przedstawicielek płci żeńskiej (od razu
nadmienię, że autorka sygnalizuje istnienie osób trans i zdaje sobie sprawę z
nieoczywistości płci i prezentuje do tematu bardzo życzliwy stosunek) i prędzej
czy później rasa ludzka wygaśnie – chyba, że uda się znaleźć inny sposób na jej
przetrwanie.
Komiks
błyskawicznie zdobył zainteresowanie osób obserwujących profil na Instagramie artystki
(w niedługim czasie po publikacji przybyło ich ponad sto tysięcy), co
przekonało ją do kontynuowania projektu. Rok później Dhaliwal przystosowała
opublikowane już odcinki do formatu wydawniczego i Woman World ukazał się drukiem, zyskując w ten sposób jeszcze
większą popularność i zdobywając Doug Wright Award. Kilka miesięcy temu stacja
telewizyjna Freeform zapowiedziała produkcję serialu animowanego adaptującego
komiks do formy serii półgodzinnych odcinków. Rzecz powstaje w ścisłej
współpracy z autorką, zaś w projekt zaangażowana jest również Felicia Day.
Tymczasem Dhaliwal cały czas publikuje na swoim Instagramie (oraz
w innych miejscach) kolejne odcinki serii. A komiks wciąż pozostaje
niezmiennie świeży, zabawny i ujmujący.
Co
zadziwia, zważywszy na fakt, jak statyczna jest to seria. Woman World to opowieść wyprana z jakichkolwiek konfliktów. Jego
bohaterki – grupa kobiet w różnym wieku i z różnymi temperamentami – nie toczą
walki o władzę czy przetrwanie w skrajnie niesprzyjających warunkach. To bardzo
spokojna apokalipsa, bez chaosu i przemocy, a raczej ze spokojnym postscriptum dla
dotychczasowego świata. Fabuła luźno obraca się wokół takich wątków jak budowa
szpitala czy nawiązywanie kontaktu z innymi społecznościami, ale są one tylko
tłem, fabularnym punktem orientacyjnym, który pozwala wchodzić bohaterkom w
interakcje. Bo to właśnie interakcje między nimi są daniem głównym. Ale i tutaj
brakuje wyrazistych konfliktów – zamiast tego obserwujemy rozmowy, refleksje na
temat życia w post-męskim świecie („Czy istnieje coś takiego jak feminizm w
rzeczywistości, w której na świecie nie ma już żadnych mężczyzn?” zastanawia
się jedna z bohaterek), codzienne troski i niepokoje… bardzo łatwo byłoby
autorce popaść w irytujące banały, ale dzięki poczuciu humoru i emocjonalnej
inteligencji nigdy to nie następuje.
Fabuła
składa się z kilku przeplatających się wątków – moim ulubionym jest relacja
najstarszej członkini społeczności z najmłodszą. Ta pierwsza, jako jedna z
nielicznych żyjących jeszcze osób, nadal pamięta świat sprzed apokalipsy, choć
mijające lata coraz mocniej zacierają już ten obraz w jej pamięci. Dla tej
drugiej mężczyźni to na wpół mityczne istoty znane jedynie z opowieści,
strzępków kulturowych pozostałości i tego, co uda się jej (przeważnie błędnie) wywnioskować.
Proces powolnego, ale przecież nieuchronnego w takiej sytuacji mitologizowania
mężczyzn przedstawiony jest w komiksie tak, jak wszystko inne – z ujmującym
humorem, wycelowanym nie w którąś z płci, ale w sytuację samą w sobie.
W
jednym z epizodów bohaterki adaptują skonstruowaną z żywopłotu figurę mężczyzny
jako coś w rodzaju elementu parareligijnego obyczaju – figura jednak, zamiast
udzielać mądrych życiowych porad ma do zaoferowania jedynie dad jokes. W innym jedna z bohaterek
odnajduje fabrykę wibratorów i jest święcie przekonana, że oto natrafiła na
zaginiony eksperyment mający na celu stworzenie armii robotów mających na celu
zastąpienie wymarły rodzaj męski. Poza tym mamy również historię nieszczęśliwej
miłości, zmagania z fobiami, introspektywne podróże w poszukiwaniu własnej
tożsamości, kontemplację gruzów minionego świata i wiele, naprawdę wiele
międzyludzkiego ciepła. Wszystkie te wątki są w zasadzie autonomiczne, choć ich
bohaterki spotykają się czasem i rozmawiają ze sobą, tworząc subtelną siatkę
powiązań.
Ilustracje
to temat na oddzielny akapit. Dhaliwal radykalnie minimalizuje rolę tła, co
jest częstym zabiegiem artystycznym z komiksach internetowych, ale raczej
niepowszechnym w dziełach z gatunku post-apo, które przeważnie eksploatują
pornografię zniszczenia. Autorka umyślnie jednak ogranicza tego typu zabiegi,
tworząc elementy tła wyłącznie w sytuacjach, w których jest ono nieodzowne dla
kontekstu danego rozdziału. To sprawia, że percepcja czytelnika skupiona jest
wyłącznie na postaciach i w subtelny sposób sugeruje, że mamy tu do czynienia z
opowieścią nie o świecie (jego strukturze, mitologii, siłach wpływających na
jego kształt), ale o zamieszkujących go ludziach. Same projekty bohaterek są
bardzo przyjemne dla oka – Dhaliwal zadbała o odpowiednią wizualną różnorodność
postaci zamieszkujących uniwersum Woman
World.
Woman World to opowieść bez opowieści –
bez antagonisty (ani antagonizmu), bez narracyjnej struktury dążącej do
określonej kulminacji, bez kompleksowo zarysowanego świata przedstawionego. To
jedna z tych opowieści, o których pisałem
w mojej poprzedniej notce – historia grupy osób, które trzymają się razem w
powoli umierającym świecie i starają się wspierać w ich codziennych troskach.
Jest w tym pewna ujmująca melancholia, której nie sposób się oprzeć.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz