fragment grafiki autorstwa Weroniki Pruchnickiej, całość tutaj. |
Mistycyzm Popkulturowy działa już od ośmiu lat. Przeglądam właśnie artykuły typu "Dziesięć najważniejszych wydarzeń popkulturowych 2011 roku" i uświadamiam sobie, ile się od tamtej pory zmieniło – jak wiele popularnych jeszcze niedawno zjawisk kultury popularnej osunęło się w mroki kolektywnej niepamięci, jak zupełnie nowe rzeczy zajęły ich miejsce, a w międzyczasie doszło do gigantycznych zmian w samej społecznej percepcji kultury masowej. Takie zjawiska jak GamerGate czy #MeToo (które same w sobie są oczywiście nieporównywalne) dobitnie uświadomiły wielu osobom, że popkultura nie jest abstrakcyjną bańką istniejącą gdzieś poza realnym światem i mająca nań jedynie pośredni i, w gruncie rzeczy, niewiele znaczący wpływ, ale – no cóż – częścią naszej rzeczywistości, z całym dobrodziejstwem inwentarza.
To z kolei zmusiło mnie do przewartościowania pewnych rzeczy w moim własnym sposobie myślenia o kulturze popularnej. Osiem lat temu zacząłem prowadzić bloga z przekonaniem, że kultura popularna może w pewnym stopniu zagospodarować emocjonalne i społeczne nisze zajmowane do tej pory przez zinstytucjonalizowane religie – i może to zrobić bez wad, jakimi są one obciążone. Było to oczywiście bardzo naiwne myślenie i ostatnie lata zweryfikowały tę tezę w dość brutalny sposób, pokazując, że osoby otaczające semi-religijną czcią kulturę popularną często są podatne na manipulacje cynicznych koniunkturalistów, zapalczywe, nietolerancyjne i roszczeniowe – dokładnie tak, jak często bywają osoby oddane wierze religijnej. Blog w międzyczasie zdążył wyewoluować w coś więcej niż eksplorację idei zawartej w jego tytule, więc nie mogę napisać, że jego prowadzenie było (i jest nadal) ślepym zaułkiem, nie zmienia to jednak faktu, że wracając pamięcią do jego początków odczuwam coś na kształt zażenowania własną naiwnością.
Poza kulturą popularną zmienił się bowiem i sam Mistycyzm Popkulturowy. Szczególnie w ostatnim roku, ale to raczej proces, który postępuje już od co najmniej paru lat – zauważam, że po drodze coraz mocniej się radykalizuję i zdaję sobie sprawę z faktu, że może to momentami alienować niektórych czytelników oraz czytelniczki. Pozostaje mi tylko zapewnić, że zawsze staram się być możliwie uczciwy intelektualnie. To ważne, ponieważ odkryłem, że bloga – oraz powiązanego z nim fanpage'a – czyta wiele młodych osób, o nieukształtowanych jeszcze osobowościach i poglądach. Nie chcę nikogo indoktrynować, chcę raczej prezentować własny światopogląd w możliwie czytelny sposób – i mieć nadzieję, że osoby czytające bloga będą w stanie wyciągnąć własne wnioski. Nie zawsze mi to wychodzi. Czasami się zacietrzewiam, czasami niesprawiedliwie wydaję wyroki i niekoniecznie w fortunny sposób zawiaduję moderacją.
W 2018 narodziła się też Misty Pop – nieformalna personifikacja bloga wymyślona przez jego czytelników i czytelniczki, przy moim skromnym, acz minimalnym współudziale, która coraz częściej zastępuje w tej roli Kojota. To bardzo sympatyczne zjawisko, które powstało niemal przypadkiem i bardzo szybko stało się nieodłączną częścią wewnętrznej memosfery bloga. To coś naprawdę świetnego, bo nie ma dla twórcy nic lepszego niż widzieć, jak wokół jego twórczości rozwija się sieć utworów zależnych, inspirowanych koncepcji i odprysków. Dzięki temu społeczność bloga pozostaje żywa myślowo oraz artystycznie.
Co do samej społeczności – po prostu nie mogłem wymarzyć sobie lepszej. Mistycyzm Popkulturowy czytają, między wieloma innymi, dziennikarze i dziennikarki dużych portali kulturowych, filmowcy mający w swoim portfolio pracę przy największych hollywoodzkich superprodukcjach, politycy i polityczki partii, na którą zdarzyło mi się głosować w ostatnich wyborach, pracownicy i pracowniczki wydawnictw naukowych, twórcy oraz twórczynie gier video, pracownicy akademiccy, badacze i badaczki kultury, działacze społeczni, pisarze i pisarki, członkowie i członkinie ruchów anarchistycznych oraz przynajmniej jeden kapłan Kościoła Rzymskokatolickiego (pozdrawiam!). Nazwa mojego bloga pojawia się w książkowych blurbach, komercyjne portale dla normalnych ludzi proszą mnie o wypowiedzi... nieźle jak na blogera, który nadal odmawia wykupienia własnej domeny i przeniesienia się na jakąś platformę poważniejszą niż blogspot, a to przecież coś, co większość blogerów i blogerek o porównywalnych do moich zasięgów zrobiła już dawno temu.
W tym roku rozpocząłem cykl blognotek analizujących poszczególne opowiadania o wiedźminie pióra Andrzeja Sapkowskiego – jest to zdecydowanie najpopularniejszy obecnie cykl tekstów, jaki ukazuje się na Mistycyzmie Popkulturowym i mam w planach jego kontynuację w 2019 roku. Kontynuowałem również owocną współpracę z serwisem Popmoderna, dla której stworzyłem kilka naprawdę niezłych artykułów. Jeśli jednak miałbym wymienić najważniejszą związaną z moim blogiem rzecz, jaka przytrafiła mi się w kończącym się właśnie roku, byłby to bezsprzecznie krótki mail od jednej z osób czytających mojego bloga i fanpage'a, w której podziękowała mi za jego prowadzenie i wyznała, że dzięki niemu i jego społeczności nabrała na tyle odwagi, by wyoutować się przed swoją rodziną i znajomymi. Bardzo mnie to poruszyło, bo pisanie o komiksach i kreskówkach to jedno, ale wywarcie znaczącej, pozytywnej zmiany na czyjeś życie... no cóż, zdecydowanie uczy to pokory i napawa mnie przekonaniem, że dla tej jednej rzeczy warto było przez osiem lat prowadzić Mistycyzm.
A zatem... widzimy się po Nowym Roku. 2019 rok póki co nie zapowiada się może jakoś oszałamiająco, ale doświadczenie nauczyło mnie, że te najważniejsze rzeczy, zarówno w popkulturze, jak i w życiu, często pojawiają się bez żadnego ostrzeżenia. Życzę Wam więc możliwie najwięcej przyjemnych zaskoczeń. Coś mi mówi, że najlepsze wciąż jest jeszcze przed nami.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz