fragment okładki,
całość tutaj.
|
The Conspiracy to trzydziesty pierwszy tom serii i zarazem siódmy, którego narratorem jest Jake. Jest to również szósty tom, którego autorem jest nie Katherine A. Applegate (oraz jej mąż), tylko wynajęty przez wydawnictwo Scholastic autor widmo. W tym przypadku mamy do czynienia z Laurą Battyanyi-Weiss, która ma już pewne doświadczenia z serią – odpowiedzialna była bowiem za napisanie dwudziestego siódmego tomu serii, czyli The Exposed. Poszło jej to naprawdę dobrze – była pierwszą pisarką, która przejęła pisanie serii w trakcie długiego urlopu, jaki zrobiła sobie od niej Applegate i ustawiła poprzeczkę całkiem wysoko, dlatego przed lekturą tego tomu byłem dobrej myśli. Nawet jeśli tym razem miała nieco trudniejsze zadanie, bo ile wcześniej stworzyła tom opowiadający o lubianej i dobrze skonstruowanej postaci – Rachel – o tyle w tym przypadku musiała napisać powieść, której narratorem i głównym bohaterem będzie znacznie bardziej kontrowersyjny bohater. Nie, żeby Jake był jakąś szczególnie nielubianą czy źle prowadzoną postacią – na pewno nie jest z nim tak źle jak z nieszczęsną Cassie – po prostu jest tego typu bohaterem, który łatwo wpada w różne charakterologiczne pułapki, które z kolei potrafią przedstawić go w niekoniecznie korzystnym świetle. Sprawdźmy zatem, w jaki sposób poradziła sobie z tym wyzwaniem Battyanyi-Weiss.
Obligatoryjny wstęp streszczający wszystkie najważniejsze założenia serii jest w tym przypadku bardzo melancholijny i introspektywny – ciekawa odmiana, bo większość autorów widm (a przeważnie i sama Applegate) traktuje ten fragment po macoszemu, jako coś, co być musi, bo wydawca wymaga, by każdy tom miał chociaż pozory fabularnej samodzielności. Tymczasem Battyanyi-Weiss płynnie wplata tu wspomnienia Jake’a związane z pradziadkiem, troskę o Toma, który nadal uwięziony jest we własnym ciele razem ze sterującym nim Yeerkiem oraz subtelnie ustawia ton i fabułę tego tomu. Dowiadujemy się, że wspomniany pradziadek właśnie zmarł i cała rodzina planuje wybrać się na pogrzeb. Jake reaguje dość realistycznie na śmierć lubianego, ale jednocześnie nie aż tak bliskiego krewniaka i naprawdę podoba mi się sposób, w jaki autorka podsumowała tę emocję „I shivered. I'd cared about Grandpa G and now he was gone, and my family was smaller. I didn't like that” nie popadając przy tym w tani melodramatyzm. Szybko dowiadujemy się, że Tom odmawia wyjazdu z resztą rodziny na pogrzeb i jest ku temu dość istotny powód – żyjący w jego głowie Yeerk zmuszony jest do regularnego naświetlania się specjalnymi promieniami, by nie zabiła go ziemska atmosfera, a wyprawa potrwa co najmniej cztery dni – o wiele za długo na to, by pasożyt przetrwał w ciele nosiciela. Jake oczywiście od razu snuje plany, w jaki sposób wykorzystać sytuację, by obrócić ją na swoją korzyść – może nawet trwale uwolnić Toma od wpływu Yeerków? Tom robi wszystko, by wymigać się od wyjazdu, ale jego ojciec nawet nie chce o tym słyszeć.
Jako myślący, inteligentny nastolatek, chce przedyskutować tę sprawę z kimś, kto nie jest w nią zaangażowany na tak osobistym poziomie. Niestety, jego pierwszy wybór – Cassie – jest niedostępny, bo dziewczyna wyjechała z rodzicami na jakieś sympozjum weterynaryjne. Dlatego konsultuje się z Marco. Marco nie jest idiotą, choć wiele zachowań i wydarzeń z przeszłości zdaje się przeczyć tej tezie, i w mig łapie, co to oznacza dla Toma. I dla ojca obu braci, którego Yeerk widzi nie jako członka rodziny, ale potencjalne śmiertelne zagrożenie. Jake uświadamia to sobie i momentalnie pędzi do domu, bojąc się, czy nie zastanie tam zabitego w upozorowanym wypadku ojca i robiącego niewinne oczy Toma-Yeerka. Zastaje coś prawdopodobnie jeszcze gorszego – znalezioną w koszu na śmieci notatkę napisaną przez jego ojca, w którym tłumaczy on, że poszedł do siedziby Sharing (organizacja społeczna będąca przykrywką dla punktu „rekrutacji” nowych ludzkich nosicieli dla Yeerków), czemu Tom nie będzie mógł uczestniczyć w najbliższym spotkaniu grupy. Wnioski są oczywiste – Tom zaprowadził ojca do basenu Yeerków, by zrobić z niego kolejnego nosiciela i w ten sposób umożliwić wymiganie się od wyjazdu.
Jake jest całkowicie spanikowany i tylko chłodna głowa Marco – nie miałem pojęcia, że kiedykolwiek przyjdzie mi napisać takie słowa – ratuje sytuację. Marco wpada na pomysł, by zwrócić się o pomoc do Chee (rasy ekstremalnie pacyfistycznych androidów, której członkowie infiltrują ziemskie siły Yeerków), konkretniej do naszego starego znajomego, Ereka Kinga. Erek utrzymuje, że chwilowo nie odbywa się żadne oficjalne spotkanie Sharing. Coraz mniej panujący nad sobą Jake planuje zadzwonić na komórkę ojca i spytać go, gdzie jest, ale Erek oraz Marco odwodzą go od tego, wiedząc, że w ten sposób wrogowi zbyt łatwo będzie dodać dwa o dwóch i powiązać Jake’a z ewentualną eskapadą ratunkową. Erek wykorzystuje swoje androidowe umiejętności, by namierzyć telefon ojca Jake’a. Wspólnymi siłami udaje im się zawęzić poszukiwania do jednego obszaru. Jake i Marco przybierają ptasie morphy, a Erek informuje o całej sytuacji Rachel. Jake dociera na miejsce najwcześniej (ma najszybszego ptasiego morpha) i dostrzega samochód swojego rodziciela na parkingu przy jednym ze sklepów. Jake nie chce bawić się w półśrodki i transformuje się w tygrysa. Marco ponownie go hamuje, nalegając na mniej ryzykowny sabotaż. Marco zmienia się w goryla i demoluje kilka zaparkowanych w pobliżu samochodów, co wywabia Toma i jego ojca na zewnątrz oraz niweczy plany Yeerków – Jake’owi udaje się podsłuchać rozmowę, z której wynika, że do procesu implementacji pasożyta w ciele jego taty jeszcze nie doszło.
Kryzys został jednak tylko chwilowo zażegnany, bo główna przyczyna problemów nadal nie została rozwiązana. Jake spotyka się z resztą Animorphów, by omówić tę sytuację. Bardzo fajnie wychodzi przy tym kilka rysów charakterologicznych postaci, jak choćby Tobias dziwiący się, że tego typu konflikt w ogóle ma miejsce w rodzinie Jake’a – bo Tobias przed swoim zakleszczeniem w morphie myszołowa wychowywał się u krewnych niepoświęcających mu uwagi i emocjonalnej troski, nie wypracował więc u siebie świadomości, jaką wartość ma uczestnictwo w rodzinnych wydarzeniach. To bardzo fajne podkreślenie odmienności tego bohatera, przy czym ta odmienność nie jest rezultatem jego szczególnego stanu, tylko warunków, w jakich się wychował i dorastał. Rachel w dość typowy dla siebie, pozbawiony subtelności sposób twierdzi, że Tom, jeśli zostanie zagoniony w kozi róg, może po prostu zabić ojca. Bohaterowie godzą się zatem na dwudziestoczterogodzinny dozór.
Jake zwalnia się ze szkoły, by w morphie karalucha pilnować swojego ojca przez pierwszą część dnia. Pod tą postacią towarzyszy mu w drodze do pracy (ojciec chłopaka jest lekarzem pediatrą), gdzie pomagający mu w tej misji Tobias i Ax informują, że w pobliżu kręci się jakiś brodaty podejrzany osobnik. Po zakończeniu dnia pracy, gdy ojciec Jake’a wychodzi z kliniki, brodacz zaczyna za nim iść. Ax pyta, co robić. Jake jest rozdarty, ponieważ jakiekolwiek działania bardzo łatwo mogą ich zdemaskować i doprowadzić do dekonspiracji Animorphów, śmierci albo zniewolenia ich oraz padnięcia ostatniej linii obrony Ziemi przez inwazją. Z drugiej strony – jego tata jest w niebezpieczeństwie. Nie mając czasu na cokolwiek wymyślnego, chłopak – nadal pod postacią karalucha – wspina się na ramię brodatego i go dezorientuje. Tobias korzysta z zamieszania i przechwytuje Jake’a. Później okazuje się, że brodacz nie miał niczego wspólnego z Yeerkami, po prostu był pieniaczem, któremu tata Jake’a zajął ulubione miejsce parkingowe, stąd jego podejrzane zachowanie.
Po powrocie do domu Jake jakiś czas później wymyka się, by porozmawiać z Tobiasem. W trakcie ich krótkiej dyskusji Tobias zauważa samochód z Chapmanem (dyrektor szkoły bohaterów i jeden z nosicieli Yeerków) za kierownicą i towarzyszącą mu osobą z bronią w rękach. Samochód zbliża się do domu Jake’a. Spanikowany chłopak piorunem wraca do siebie, ofiarowuje się wyręczyć swojego ojca w podlewaniu trawnika i gdy samochód mija dom Jake’a, chłopak dostrzega, że strzelec mimo wszystko będzie próbował zabić jego tatę, niby przypadkiem polewa okno samochodu wężem ogrodniczym. Kolejny kryzy zostaje zażegnany. I znów – tylko chwilowo. Widząc Toma, Jake przysięga, że niezależnie od tego, jak dalej potoczy się sytuacja, zabije Yeerka, który zniewolił jego brata i próbuje uśmiercić mu ojca.
Nieco później Jake opowiada pozostałym Animorphom o tym incydencie. Cassie jest na niego mocno wkurzona i przebija się przez to wkurzenie troska, jaką obdarza chłopaka. Reszta zaczyna w mniej lub bardziej delikatny sposób kwestionować zachowanie Jake’a, który nagle stracił swoją chłodną głowę i talenty przywódcze, ponieważ lęk o najbliższych zaciemnia mu obraz sytuacji. Powraca też odwieczna dyskusja „Czy można ryzykować losy całego świata by próbować ocalić jedno życie”, która teoretycznie powinna być wymęczoną kliszą, ale w tej książce działa naprawdę dobrze, ponieważ tutaj nie jest pustą, bezkontekstową dyskusją o etyce, tylko realnie istniejącym problemem, zarzewiem konfliktu między postaciami, a także zwierciadłem, w którym odbija się ich moralność. Marco, który – przez fakt, że jego mama jest nosicielką Visser Jeden – znajdował się w podobnej sytuacji, potępia Jake’a. Cassie się o niego troszczy, Tobias się waha… super sprawa, bardzo organiczny sposób na pogłębienie opowieści i relacji między postaciami jednocześnie. Ostatecznie decydują się na przejście do ofensywy – przywalenie Yeerkom tak mocno i tak niespodziewanie, by nie mieli głowy do uganiania się za ojcem Jake’a, przynajmniej do czasu powrotu rodziny z pogrzebu. Jake zrzuca prawdziwą bombę – porwą Chapmana.
W tym momencie akcja naprawdę rusza z kopyta do przodu i na przestrzeni dosłownie kilku kolejnych stron bohaterowie włamują się do domu dyrektora swojej szkoły i porywają go, po czym korzystając ze swoich morphów bojowych robią możliwie najwięcej chaosu i zamieszania. Jake w pewnym momencie traci nad sobą panowanie i niemal uśmierca Chapmana i tylko utrata równowagi ratuje życie jeńcowi. Akcja kończy się powodzeniem – bohaterowie przetrzymują więźnia w pustym domu nieopodal i starają się go przesłuchiwać. Ax, mimo swojej andalickiej lojalności, okazuje wyraźny dyskomfort związany z całą tą sytuacją – przetrzymują i w pewnym sensie torturują jeńca wojennego, co niespecjalnie pasuje do jakiegokolwiek kodeksu honorowego trzyma się Ax. Jake to rozumie i odczuwa poczucie winy związane z tym, czego wymaga od swoich przyjaciół. Bohaterowie niby przypadkiem zostawiają w pobliżu Chapmana kawałki potłuczonego szkła, by umożliwić mu oswobodzenie się i ucieczkę.
W końcu rodzina Jake’a wyrusza na pogrzeb – z Tomem, mimo wszelkich starań siedzącego mu w głowie Yeerka, by do tego nie dopuścić. Zamieszanie z Chapmanem sprawiło, że nie będzie miał żadnych posiłków – najprawdopodobniej. To jednakże czyni go znacznie bardziej zdesperowanym, a przez to – znacznie bardziej niebezpiecznym. Po dotarciu na miejsce, w trakcie przeglądania rzeczy pradziadka Tom przywłaszcza sobie jego nóż wojskowy odebrany jakiemuś SS-manowi. Jake ma zły sen, z którego się wybudza i orientuje, że Tom zniknął z zajmowanego przez braci pokoju – i zabrał ze sobą nóż. Chłopak zrywa się z łóżka i biegnie szukać ojca. Zastaje go na zewnątrz, rozmawiającego z Tomem, który trzyma w pogotowiu nóż. Jake, odrzucając wszelkie środki bezpieczeństwa, morphuje w tygrysa. Tymczasem jego ojciec wpada do wody i, mimo całkiem niezłych umiejętności pływackich, nie jest w stanie utrzymać się na powierzchni. Tom również wpada do wody – i idzie na dno jak kamień. Sprawcami całego zamieszania są delfiny przebywające w jeziorze, nad którym stoi chatka pradziadka Jake’a. Nie są to oczywiście prawdziwe delfiny, tylko Animorphy, które – wbrew poleceniom Jake’a – cały czas miały na oku sytuację. Jake, mimo wahania, ratuje Toma, który wskutek tego incydentu łamie nogę i musi zostać przetransportowany z powrotem do miasta, do szpitala, gdzie Yeerkowie na pewno nie będą mieli problemów z dyskretną podmianą pasożyta i jego naświetleniem. Kryzys zostaje zatem zażegnany, tym razem ostatecznie. Później reszta tłumaczy Jake’owi, że to Marco wymyślił cały ten plan i przekonał ich do tej eskapady. Pogrzeb odbywa się bez dalszych komplikacji.
Powiem tak – to był jeden z najlepszych tomów serii. Przede wszystkim jest bardzo zwarty fabularnie. Autorka nie wprowadziła żadnych nowych postaci, motywów czy artefaktów, a pracowała wyłącznie z istniejącymi już narracyjnymi komponentami, rozwijając je i doprowadzając do ich logicznej konkluzji. Tom był nosicielem Yeerka – oczywiście, że prędzej czy później musiało dojść do sytuacji, w której pojawi się konieczność kompromisu swojej przykrywki z bezpieczeństwem pozostałych domowników. To fabularna sposobność do opowiedzenia fascynującej, przejmującej historii i Battyanyi-Weiss wykorzystała tę sposobność tak dobrze, jak tylko można było. Jake zakleszczony jest sytuacji niemal jak z greckiego dramatu, gdzie każda podjęta przez niego decyzja będzie wiązała się z cierpieniem i czyjąś zagładą. To szczególnie istotne w kwestii tej postaci, ponieważ Jake zbyt łatwo mógłby stać się drażniącym i nierealistycznym archetypem genialnego dziecka, które podejmuje wyłącznie trafne, racjonalne decyzje i śmiało wiedzie drużynę do zwycięstwa. Tymczasem Jake wciąż jest jeszcze bardzo młody i choć sytuacja zmusiła go do przyspieszonego dorastania, nie oznacza to, iż ten proces dokonał się już w całości. Oczywiście, że będzie reagował impulsywnie i podejmował niewłaściwe decyzje, gdy jego rodzina jest w niebezpieczeństwie. To uprawdopodobnia jego postać i czyni ją bardziej ludzką – a to w Animorphs jest i zawsze było najmocniejszym punktem.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz