fragment grafiki z Pottermore, całość tutaj. |
Od pewnego
czasu da się zauważyć na Facebooku pewien interesujący trend – bardzo często,
gdy zaczyna toczyć się dyskusja o Harrym
Potterze, pojawia się ktoś, kto wkleja hiperlink do grupy noszącej nazwę „i’m
begging you please read another book” (błagam
cię przeczytaj jakąś inną książkę). To – przyznam, że
zrozumiały dla mnie – wyraz zmęczenia nieprzerwanie trwającym już od ponad
dwudziestu lat fenomenem literackim i kulturowym, jakim jest seria książek
autorstwa J.K. Rowling. Momentami naprawdę można odnieść wrażenie, że Harry Potter to jedyny istotny cykl powieściowy
istniejący w naszym kręgu kulturowym – a osoby, które go nie znają (albo,
poznawszy, nie przykładają do niego zbyt dużej wagi) mogą czuć się sfrustrowane
i wyalienowane. Coś jak jedyny człowiek niebędący miłośnikiem piłki nożnej
pracujący w miejscu, gdzie wszyscy są zapalonymi kibicami – po pewnym czasie
najzwyczajniej w świecie chciałoby się porozmawiać o czymkolwiek innym niż
kopanie piłki. I czasami w takich warunkach trudno powstrzymać się od pewnych
złośliwości w stosunku do osób, które – nieświadomie, bez złych intencji, ale
jednak – wykluczają nas z pewnych obszarów interakcji społecznych.
Ja jednak
uważam, że (w przypadku Harry’ego Pottera – nie mam żadnych skonkretyzowanych
opinii o piłce nożnej) warto te rozmowy prowadzić, nawet jeśli niekoniecznie
zawsze prowadzą nas do jakichś odkrywczych wniosków. Siedmioksiąg o Chłopcu,
Który Przeżył jest kulturowym fenomenem formatu Gwiezdnych Wojen – a im mocniej zakotwiczony w powszechnej świadomości
tekst kultury, tym łatwiej traktować go jako pomost do rozmowy o znaczących
rzeczach. To ważna funkcja społeczna kultury masowej – dawanie nam punktów
odniesienia do rozmawiania o sprawach istotnych dla prawdziwego, pozafikcyjnego
świata. Owszem, wiele z tych rozmów zatrzymuje się na poziomie porównywania
nielubianych polityków do złoczyńców tego czy innego tekstu popkultury, ale
przecież na tym dyskusja nie musi się wcale kończyć. Nie, nie uważam, by Harry Potter był dziełem znakomici rozbrajającym wszystkie
społeczne i polityczne procesy, które opisuje w ramach opowiadania swojej
historii – rzadko kiedy mamy do czynienia z tak komfortową sytuacją (a jeśli
wykluczymy książki z oznaczeniem Świat
Dysku na okładce, to już w ogóle szanse spadają niemal do zera), nie powinno
nas to jednak zniechęcać do rozmów i myślenia.
Jakiś czas
temu napisała do mnie w prywatnej wiadomości osoba zajmująca się prowadzeniem
prelekcji kinowych dla dzieci w wieku szkolnym z pytaniem czy może w swojej
pracy wykorzystać moją facebookową notkę o porównaniu Zakonu Feniksa z
działalnością antify. Oczywiście się zgodziłem (choć pierwszy przyznam, że moja
zgoda lub jej brak nie mają tu specjalnego znaczenia – to był krótki wpis z
Internetu, który można spokojnie cytować bez oglądania się na zgodę autora czy
jej brak), choć po pewnym czasie zorientowałem się, że tamten wpis, choć nie do
końca błędny, w żadnym razie nie wyczerpuje tematu i nie kreśli pełnego obrazu
tej analogii. A zatem… oto pełnowymiarowa blognnotka o tym, na ile (i czy w ogóle) można kreślić
analogie pomiędzy antifą, a fikcyjną organizacją czarodziejów oraz czarodziejek
walczących ze śmierciożercami. Mam nadzieję, że uda mi się nie denerwować nią zbyt wielu osób.
Zacznijmy
od tego, czym tak właściwie jest antyfaszyzm, bo krąży na ten temat wiele mitów
i przekłamań – część z nich wynika ze zwykłego niedoinformowania, część z
ignorancji, część ze złej woli osób powtarzających te mity i przekłamania.
Oliver „Olly” Thorn, autor kanału na YouTube Philosophy Tube stworzył w 2017 roku materiał video noszący tytuł The Philosophy of Antifa, w którym w bardzo przystępny sposób
tłumaczy wszelkie zawiłości związane z tym terminem i reprezentowanym przez
niego ruchem społecznym. Video jest naprawdę dopracowane i posiada nawet
włączenia polskich napisów – ma jednak tę wadę, że trwa ponad godzinę i nikogo
nie chciałbym zmuszać do zapoznawania się z taką kobyłą (choć zarazem bardzo do
tego zachęcam). W skrócie zatem – antyfaszyzm, jak sama nazwa wskazuje, jest
społeczną postawą mającą na celu powstrzymanie dominacji faszyzmu w sferze
publicznej. Można to robić na wiele sposobów. Antyfaszystowskim działaniem jest
na przykład zmywanie graffiti z antysemickimi i nazistowskimi komunikatami,
zdrapywanie wlepek organizacji faszystowskich (pamiętajcie, by zawsze używać
kluczy, bo często zaklejają za nimi żyletki – tę taktykę
wykorzystują też zresztą środowiska antyaborcyjne),
alarmowanie ośrodków kultury w sytuacjach, gdy organizacje faszystowskie chcą
wykorzystać je do szerzenia antysemickich treści, ujawnianie powiązań
indywidualnych faszystów albo całych organizacji faszystowskich z organizacjami
publicznymi, apelowanie do księgarń i dystrybutorów, by nie sprzedawały
propagandowych książek pisanych przez faszystów – ostatnio pod naporem fali
krytyki Empik wycofał się
ze sprzedaży książki byłego księdza i (obecnego) nazisty Jacka Międlara.
Antyfaszyzmem mogą być również działania mniej bezpośrednie, jak choćby pomoc
byłym neonazistom w powrocie na łono społeczeństwa, ochrona ich przed niegdysiejszymi
kolegami, pomaganie w usunięciu tatuaży z nazistowskimi symbolami oraz
znalezieniu nowej pracy i odcięciu się od poprzedniego środowiska; oraz ochrona
marszy i parad przed brutalnymi kontrmanifestacjami organizowanymi przez
faszystów.
Antifa nie
jest jednak organizacją w takim sensie, w jakim jest nią, dajmy na to, partia
polityczna czy organizacja religijna. Nie ma żadnego prezydenta czy wodza, nie
da się wstąpić ani wystąpić z antify, nie istnieje żaden scentralizowany
ośrodek koordynacji działań antyfaszystów na całym świecie. Antyfaszyzm jest
trochę jak feminizm w tym sensie, że reprezentuje pewien określony nurt
społeczny, ale w jego ramach istnieje wiele odmian, sposobów myślenia i
działania oraz mimo rozproszenia i pozbawienia wewnętrznej hierarchii posiada
wspólne tradycje i rozpoznawalną ikonografię. Antifa sama w sobie jest ruchem,
z którym identyfikują się raczej osoby z lewej strony politycznego spektrum,
nic nie stoi jednak na przeszkodzie by ludzie o liberalnej czy nawet
konserwatywnej wrażliwości (albo osoby identyfikujące się jako apolityczne,
którym zależy na rozwiązaniu określonych problemów społecznych bez wpisywania
się w określoną narrację polityczną) włączali się do działań
antyfaszystowskich. Poprzez fakt, iż działania antify są uzależnione od
lokalnych potrzeb i czynników oraz elastyczne można, w zależności od
sytuacji, popierać niektóre posunięcia antify, a niektóre nie, albo angażować
się tylko częściowo, albo wejść w (zawsze żywy) dyskurs odnośnie stosowanych w
danych sytuacjach taktyk.
Zanim
przejdziemy do Zakonu Feniksa, przyjrzyjmy się najpierw Śmierciożercom. Na ile
uzasadnione jest określanie działalności Voldemorta i jego popleczników mianem
faszyzmu? Ostatecznie nie każde zło ma faszystowski charakter, nie każdy
autorytaryzm to faszyzm i nie możemy nadużywać tego terminu, ponieważ prowadzi
to do jego dewaluacji, a to bardzo niebezpieczny proces, który pozwala realnie
istniejącym i działającym faszystom zasłaniać się prawem Godwina albo przemycać
swoje postulaty naklejając na nie inne określenia. Do najpowszechniejszych cech
faszystowskich ustrojów i nurtów politycznych należy odrzucanie demokracji na
rzecz dyktatury (coś, do czego dąży Voldemort infiltrując Ministerstwo Magii i
umieszczając w nim własnych ludzi oraz manipulując za pomocą zaklęcia Imperius
kluczowymi politykami), skłonność do militaryzacji i nadzoru oraz kontrolowania
obywateli na wielu szczeblach ich życia (słynne, makabryczne oko wydłubane
Moody’emu i umocowane w drzwiach gabinetu Umbridge, nieustannie śledzące i
kontrolujące urzędników Ministerstwa Magii), odwoływanie się do dawnej chwały i
czasów minionej świetności oraz szukanie wroga odpowiedzialnego za zmianę stanu
rzeczy na gorsze (ideologia czystej krwi i „problem” czarodziei mugolskiego
pochodzenia, którzy rzekomo psują społeczność brytyjskich magów) oraz rasizm.
Autorka wielokrotnie kreśli zresztą paralele między ideologią czystej krwi i
drugowojennym nazizmem, robi to również tłumacz, wprowadzając do polskiej
wersji Insygniów Śmierci termin
„szmalcownicy” używany w czasach II Wojny Światowej na określenie ludzi
donoszących nazistom na ukrywających się Żydów.
Podobieństw
między antyfaszystami, a Zakonem Feniksa jest sporo i wyłapywanie analogii samo
w sobie jest fascynującym doświadczeniem. Zaangażowanymi w antifę osobami są
często przedstawiciele zepchniętych na margines mniejszości społecznych – w
Zakon zaangażowany jest wilkołak Lupin i półolbrzym Hagrid, którzy przez wzgląd
na swoją odmienność mają problem w odnalezieniu się w konserwatywnym
społeczeństwie czarodziejów. Na rzecz Zakonu Feniksa aktywnie działa również
Severus Snape, co jest interesującą analogią zreformowanych faszystów, którzy
po odrzuceniu sentymentów faszystowskich i odcięciu się od tego środowiska
dołączają do organizacji antyfaszystowskich. Tak, wiem że motywacje Snape’a są
przedmiotem nieprzerwanych dyskusji, ale technicznie rzecz biorąc łapie się do
kategorii, o którą mi tu chodzi. Osoby, które wcześniej romansowały z
problematyczną ideologią (Dumbledore) czy takie, które straciły rodziny wskutek
działań śmierciożerców (Harry) oraz te, które po dojściu Voldemorta i jego
popleczników do władzy będą w sytuacji zagrożenia życia (czarodziejka mugolskiego
pochodzenia Hermiona) również włączają się do działań Zakonu.
Z niejakim
rozbawieniem uświadomiłem sobie, że Zakon Feniksa wykorzystuje najbardziej
radykalne i kontrowersyjne taktyki walki ze śmierciożercami – bezpośrednia
przemoc (liczne starcia jeszcze nawet przed odzyskaniem pełni sił przez
Voldemorta), infiltracje szeregów śmierciożerców celem zidentyfikowania ich,
walka z aurorami w sytuacji, gdy ich działania służą – nawet nieświadomie –
sprawie Voldemorta, pośrednia i bezpośrednia odpowiedzialność z szkody i
zniszczenia poczynione wskutek starć z wrogiem. Za każdym razem gdy organizacje
antyfaszystowskie angażują się w podobne działania jest to przedmiotem
wielkiego wzburzenia społeczeństwa, zainteresowania mediów i nieustannie
powracających dyskusji odnośnie granic defensywnej przemocy. O ile Zakon
Feniksa niekoniecznie jest idealną analogią dla antify – z przyczyn, o których
napiszę za moment – o tyle Harry Potter dostarcza
dzięki niemu poręcznych narzędzi retorycznych tłumaczących te zachowania.
Antyfaszyści zasłaniają twarze w trakcie demonstracji na marszach i budzi to
niepokój osób twierdzących, że jeśli ukrywasz swoją tożsamość, to znaczy że
masz nieczyste sumienie? Cóż, członkowie Zakonu Feniksa korzystali z
modyfikującego wygląd eliksiru wielosokowego, by utrudnić śmierciożercom
identyfikację ich tożsamości. Antifa bije się z policją, a zatem jest tak samo
zła jak faszyści? Dumbledore w piątym tomie walczył z próbującymi go aresztować
aurorami – którzy nie byli śmierciożercami ani nie znajdowali się pod kontrolą
Imperiusa, po prostu wykonywali rozkazy głupich polityków, którzy nie rozumieli
skali zagrożenia. Można sarkać na masy, które bez przerwy odtwarzają raz po raz
te same dyskusje na temat Harry’ego
Pottera w mediach społecznościowych – można też jednak wykorzystać to jako
okazję do porozmawiania o czymś ważnym językiem czytelnych dla tych mas metafor
i w ten sposób wytłumaczyć pewne społeczne procesy. Jasne – Harry Potter nie jest do tego narzędziem
idealnym, ale też kultura nie działa w taki sposób, że zawsze dostarcza nam
idealnych narzędzi do opisu i zrozumienia rzeczywistości.
Porównywanie
Zakonu Feniksa z działającymi w realnym świecie nieformalnymi organizacjami
antyfaszystowskimi traci jednak sens gdy uświadomimy sobie, jak niewiele w
gruncie rzeczy czarodzieje zaangażowani w Zakon wykonują działań u samych
podstaw. Olbrzymią częścią wykonywanej przez antifę pracy jest dbanie o to, by
faszyzm nie miał podatnego gruntu na społeczny rozrost. To przecież nie jest
tak, że ludzie zostają faszystami sami z siebie – musi istnieć jakiś powód, dla
którego decydują się na taki krok. Jednym z najpowszechniejszych powodów jest
frustracja związana z niemożnością zaspokojenia własnych egzystencjalnych
potrzeb. Z tego też powodu tak wielu antyfaszystów identyfikuje się z opcjami
politycznymi nieprzychylnymi kapitalizmowi – ponieważ nierówności ekonomiczne
są jednym z kluczowych powodów takiego stanu rzeczy. Z tego też powodu wiele
działań antify skupia się na, w granicach możliwości, rozładowywaniu tej
frustracji przez próby eliminowania jej przyczyn – stąd wielu osób
identyfikujących się z antyfaszyzmem udziela się w wolontariatach, angażuje w
prowadzenie przytułków dla bezdomnych i lokalną samopomoc. Poza tym antyfaszyzm
to również nieprzerwana kampania informacyjna, identyfikująca środowiska
radykalnych, tłumaczenie ludziom procesów społecznych potencjalnie wiodących do
faszyzmu i proponowanie zdrowszych alternatyw.
Zakon
Feniksa tego nie robi. To ruch czysto reakcyjny – po zakończeniu pierwszej
wojny z Voldemortem organizacja została rozwiązana i nie kontynuowała swojej
działalności. Tymczasem o ile Czarny Pan został pokonany (jak się okazało,
tylko tymczasowo), o tyle społeczne powody, dla których udało mu się zdobyć
tylu sojuszników zostały zignorowane. Spychanie na margines społeczny
mniejszości, wygodna eksploatacja innych rozumnych ras magicznych przez
ludzkich czarodziei, przekonanie o inherentnej wyższości czarodziei czystej
krwi nad wszystkimi innymi… gdyby antifa istniała w świecie Harry’ego Pottera,
jej działania po pokonaniu Voldemorta skupiałyby się na próbach włączenia do
magicznej społeczności mugoli, szukanie sposobu na to, by umożliwić skrzatom
domowym niezależność od swoich właścicieli w sposób, który nie będzie budził
ich dyskomfortu (coś, co do pewnego momentu stara się robić Hermiona, a co na
kartach książek prezentowane jest jako źle ukierunkowane dobre intencje),
popieranie emancypacyjnych postulatów goblinów… próby realnej transformacji
społeczeństwa na bardziej otwarte. O ile niektórzy członkowie Zakonu starają
się, do pewnego stopnia, podejmować takie próby – Dumbledore dający pracę
wilkołakowi Lupinowi – o tyle są one raczej listkiem figowym i plasterkiem na
otwarte złamanie niż czymkolwiek poważniejszym.
Czarodziejski
światek przechodził ten cykl już co najmniej trzykrotnie – najpierw z
Grindelwaldem, potem dwa razy z Voldemotem. Na początku pojawia się jednostka,
która potrafi zagospodarować społeczne sentymenty (i resentymenty) celem
uzyskania faszystowskiej władzy, a gdy zostaje powstrzymana, nie zachodzi żadna
społeczna zmiana, żadna refleksja czy trwały kontrkulturowy ruch, który
funkcjonowałby analogicznie do „naszej” antify – kontestował zastaną
rzeczywistość, starał się diagnozować przyczyny problemów i aktywnie działał,
by je wyeliminować zamiast skupiać się wyłącznie na objawowym leczeniu w momencie, gdy mleko już się wylało. Zakon Feniksa to fantazja o zwyczajnych dobrych ludziach,
którzy w chwili potrzeby biorą sprawy w swoje ręce i powstrzymują zło,
przywracając wcześniejszy porządek i „normę”, od której odstępstwem jest
aberracyjna ideologia czystej krwi. Problemem jest natomiast to, że w
prawdziwym świecie rzadko kiedy tak to funkcjonuje – głównie dlatego, że
faszystowska „aberracja” jest na ogół bezpośrednim rezultatem tego, w jaki
sposób funkcjonuje norma społeczna. Rzeczywistość czarodziejów ze świata
Herry’ego Pottera jest naszpikowana uprzedzeniami w stosunku do innego –
mugola, mugolaka, goblina, charłaka, centaura, półolbrzyma, wilkołaka, skrzata
domowego, lista ciągnie się bez końca – i jest to powszechnie akceptowalne status quo. Nierówności społeczne,
nieprzepracowane uprzedzenia i systemowa niesprawiedliwość to grunt, na którym
bardzo łatwo wyhodować faszyzm – wskazać „innego”, odwołać się do „tradycji”,
przekierować społeczny gniew na korzystne dla siebie tory i (możliwe, że
najważniejsze) przekonać większość ludzi, że „to nie jest ich sprawa”.
Czy Zakon
Feniksa to antifa? Zadane w tytule tej notki pytanie miało na celu – jak każdy
tytuł – przyciągnięcie uwagi do tego tekstu. Ciężko jest odpowiedzieć na nie
bez jego wcześniejszej dekonstrukcji. Zakon Feniksa jest fikcyjną organizacją
działającą w fikcyjnym świecie rządzącym się abstrakcyjnymi i często bardzo
niejasno opisanymi zasadami, przez co kreślenie jednoznacznych analogii – za
którymi pójdą jednoznaczne odpowiedzi – jest prawie niemożliwe. W gruncie
rzeczy nie ma to naprawdę tak wielkiego znaczenia. Można i trzeba krytykować
Rowling za wiele decyzji artystycznych i fabularnych, jakie podjęła w trakcie
tworzenia cyklu o Harrym Potterze (oraz wiele lat później), warto jednak
wykorzystać fakt, że w wielu innych aspektach udało jej się powiedzieć coś
intersującego o świecie i dostarczyć wielu poręcznych retorycznych narzędzi,
którymi możemy wytłumaczyć sobie i innym niektóre procesy, jakie zachodzą w
prawdziwym świecie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz