fragment grafiki promocyjnej, całość tutaj. |
The Good Place jest wieloma rzeczami. Przede wszystkim – błyskotliwym serialem komediowym, który znakomicie równoważy humor, rozwój postaci oraz wyjściową koncepcję, tworząc niesamowicie przyjemną dla oka, ucha i mózgu mieszankę. Poza tym jest również bardzo ciekawą współczesną przypowieścią o moralności, naturze dobra i zła oraz implikacjach postrzegania świata przez taki dualistyczny pryzmat – a wszystko bez dydaktycznego smrodku, bo etyczne i filozoficzne koncepcje służą tu wyłącznie jako organiczne elementy fabuły, komplikujące ją i ubarwiające. Jest też The Good Place serialem narracyjnie odważnym. Scenarzyści z jednej strony zawsze dbają o to, by każdy odcinek dostarczał interesującej, substantywnej zawartości (nie ma zatem sytuacji jak z wielu seriali produkowanych przez platformę Netflix, w którym niektóre wątki, czy wręcz niekiedy całe odcinki poświęcone są jedynie rozciągnięciu źle zaplanowanej opowieści na obligatoryjną liczbę epizodów), z drugiej konsekwentnie rozbudowują kolejne wątki w oparciu o ustaloną wcześniej bazę i nawet jeśli od czasu do czasu fabuła jest literalnie zrestartowana, nie oznacza to bynajmniej, że poprzednie jej iteracje stają się pozbawione znaczenia. To prawdziwy unikat i polecam serial wszystkim osobom lubiącym niegłupie, błyskotliwe moralitety w ciepłej, przyjemnej oprawie dobrze zrealizowanej komedii sytuacyjnej – dostępny jest na Netliksie. Tych, którzy już serial znają zapraszam do przeczytania reszty blognotki, w której omawiał będę serial w bardziej szczegółowy sposób – bo oprócz wszystkich wymienionych wyżej zalet jest on również bardzo ciekawą opowieścią o kwestionowaniu systemu społecznego.
Zaświaty są bowiem w The Good Place społecznym systemem – i w zasadzie niczym więcej. To merytokratyczny moloch, który na podstawie czysto arbitralnych założeń opracowało punktowy system oceny moralności danej jednostki i na podstawie końcowego rezultatu decyduje, gdzie po śmierci trafi dana osoba. Piszę „czysto arbitralnych”, ponieważ – jak zresztą wielokrotnie bezpośrednio i pośrednio pokazuje fabuła serialu – ludzka moralność to szalenie złożony i mocno subiektywny konstrukt, który nie poddaje się prostym kategoryzacjom. Zaświaty z The Good Place działają zatem w tak, jak prawa oraz kodeksy w realnym świecie – ustalone (demokratycznie albo i nie) reguły, które nie tyle mają za zadanie ogarnąć złożoność ludzkich zachowań i motywacji (bo to zwyczajnie niemożliwe), co dostarczyć społeczeństwu pewnych ram, wewnątrz których mogą one funkcjonować bez popadnięcia w chaos. Jak to wygląda w praktyce, wszyscy oczywiście wiemy – dlatego te ramy cały czas się zmieniają, ewoluują tak, jak ewoluują posługujące się nim społeczeństwa ludzkie, dopasowując się do aktualnego rozumienia świata i rządzącym nim procesów.
The Good Place świetnie obrazuje, w jaki sposób to zachodzi. Zaczęło się od demona Michaela, który postanowił przeprowadzić pewien eksperyment – stworzyć zupełnie nowy rodzaj Złego Miejsca, w którym to sami jego mieszkańcy będą się wzajemnie torturowali, oszczędzając siłom nieczystym sporo zachodu. Michael to postać trochę spomiędzy różnych porządków – jest demonem, a zatem istotą posiadającą władzę nad ludźmi, których przydzielono mu do torturowania, jednak w szeregach legionów zła pełni rolę podrzędną. To pracownik średniego szczebla, który dysponuje ułamkiem władzy i możliwości, jednak koniec końców zależny jest od swoich zwierzchników, którzy trzymają jego los w swoich rękach – tak samo jak on trzyma w swoich rękach los osób pośmiertnie zesłanych do Złego Miejsca. Daje mu to perspektywę oraz przestrzeń do eksperymentów i proponowania zmian – jednocześnie jest w stanie bezpośrednio wchodzić w interakcje z tymi, którzy są niżej od niego, jak i przedstawiać swoje idee tym, którzy posiadają prawdziwą decyzyjność. Oczywiście, początkowo dba wyłącznie o własny komfort i bezpieczeństwo, jednak integrowanie się z pozostałymi bohaterami powoli wpływa na jego postrzeganie swojego miejsca w ustalonym porządku rzeczy – uświadamia sobie, że więcej ma wspólnego z ludźmi niż z kastą sprawującą władzę.
Sytuacja, w jakiej znaleźli się główni śmiertelni bohaterowie daje im unikalną możliwość spojrzenia na cały system, któremu są podporządkowani i dostrzeżenia, że jest on głęboko niesprawiedliwy – zmarli skazani są na wieczną egzystencję w określonej wersji zaświatów na bazie ich poczynań i zachowań w trakcie relatywnie krótkiego odcinka czasowego, w jakim zawiera się ich życie na Ziemi. Tymczasem, jak pokazuje przykład Eleanor (oraz, w nieco mniejszej mierze, pozostałych), moralna transformacja to proces, który nie kończy się w momencie śmierci, a życie pozagrobowe nadal pozostawia przestrzeń dla pozytywnych przemian. Bohaterowie buntują się, ponieważ – tak jak w wielu podobnych przypadkach w prawdziwym świecie – są bezpośrednio dotknięci niesprawiedliwością zastanego systemu, mają szansę zrozumieć tę niesprawiedliwość oraz posiadają możliwość wyartykułowania swoich pretensji.
System społeczny oczywiście reaguje na te rewelacje w chłodny sposób – ale to dlatego, że składa się z niechętnych zmianom, konformistycznych jednostek (nie)ludzkich, którym ewentualne reformy mogą przysporzyć wielu problemów, a największym z nich jest prawdopodobnie utrata własnej uprzywilejowanej pozycji. Poza tym, ewentualne reformy są ciężkie do przeprowadzenia (wymagały przecież całkowitego przekonstruowania sposobu, w jaki funkcjonuje zarówno Złe Miejsce, jak i Dobre Miejsce), a uprzywilejowane demony zawiadujące Złym Miejscem nie są w stanie empatyzować z problemami śmiertelników – brakuje im unikalnej perspektywy, jaką nabył Michael dzięki swojemu eksperymentowi. Bohaterowie utknęli zatem w niemal kafkowskiej batalii ze źle działającą strukturą społeczną. W ogóle, wiele jest z Kafki w The Good Place – od biurokratycznego koszmaru, który reprezentuje władzę Złego Miejsca, po cielesne transformacje, którym ulegają czasem niektóre postaci (szczególnie Shawn, zwierzchnik Michaela, lubuje się w zamykaniu irytujących podwładnych w poczwarczych kokonach).
Póki co serial tematycznie nieco utknął na rozdrożu – bohaterowie odrzucają zarówno reformizm (próby zmiany systemu poprzez wymuszenie na nim przekształcenia jego ustalonych, wewnętrznych zasad), jak i rewolucjonizm (obalenie krzywdzącego systemu, by na jego gruzach skonstruować od podstaw nowy, lepszy porządek) i skupiają się na ratowaniu innych w ramach obowiązujących zasad, skoro sami skazani są już na wieczne cierpienie w Złym Miejscu. To trochę egoistyczne i krótkowzroczne, ale niestety przewidywalne podejście do zastanego problemu. Obstawiam jednak, że na tym się nie skończy – The Good Place jest na to zbyt samoświadome.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz