fragment grafiki autorstwa Franka Frazetty, całość tutaj. |
Robert E. Howard w swoim cyklu opowiadań o Conanie z Cymmerii zasadniczo dzieli społeczeństwa na trzy kategorie – Dzikusów, Cywilizację i Barbarzyńców. Ci pierwsi to pozbawione moralnego kręgosłupa moralnego hordy nieokiełznanych ludzkich monstrów, Piktowie i Kuszyci znający jedynie przemoc i gwałt, parający się plugawą magią oraz wyznający demoniczne bóstwa. Po drugiej stronie spektrum mamy miękki i sztucznie powołany do istnienia konstrukt Cywilizacji, wielkich mocarstw, na tkance których wyrasta dekadencja, rozpusta i oderwanie od rzeczywistości – najlepszym przykładem jest tu zapewne opowiadanie Pełzający cień, którego akcja rozgrywa się w zaginionym mieście Xuthal zamieszkanym przez cywilizację ostatecznych hedonistów zatopionych w narkotycznym śnie tak głęboko, że nie są w stanie przeciwstawić się demonowi, który krąży po ulicach metropolii mordując odurzonych obywateli. Pomiędzy tymi skrajnościami mamy więc Barbarzyństwo – konserwatywne społeczeństwa wyznające tradycyjne wartości, które powstrzymują je przed osunięciem się w (z jednej strony) dziki chaos lub (z drugiej) w cywilizacyjną degrengoladę.
Interesujący jest sposób, w jaki w uniwersum Ery Hyboryjskiej postrzegana jest magia i władające nią osoby. Czarodzieje prezentowani są niemal wyłącznie jako antagoniści, z reguły najgroźniejsi – Thoth Amon, Salome, Zogar Sag i Xaltotun należeli do najpotężniejszych i najbardziej wpływowych postaci, z jakimi mierzył się Conan. Co ciekawe, magowie wywodzili się zarówno z dzikich plemion (Zogar Sag był piktyjskim szamanem), jak i cywilizowanych państw (Xaltotun pochodził z imperium Archeonu, Tsotha-lanti był nadwornym magiem władcy Kothu). Howard często wykorzystywał magię jako przymiot powiązany z moralną degeneracją. Cały rozdział opowiadania Narodzi się wiedźma poświęcił barwnemu opisowi królestwa uginającego kark pod rządami czarnoksięskiej uzurpatorki podszywającej się pod swoją siostrę bliźniaczkę. Przedstawienie Zogara Saga w Za Czarną Rzeką jest niemal perwersyjne w swoim prymitywizmie. Inny rodzaj perwersji, wywodzący się z zepsucia i odrzucenia moralności celem poszerzania własnej wiedzy, charakteryzuje Tsotha-lantiego ze Szkarłatnej Cytadeli czy zepsutych czarodziejskim dobrobytem mieszkańców zaginionego miasta Xuthal.
Niewiele jest w Conanie rzeczy, do których wracam pamięcią z nostalgią – howardowski cykl zawiera w sobie zbyt wiele rasistowskich i patriarchalnych kontekstów, bym był w stanie komfortowo czerpać przyjemność z lektury. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do znakomitego tryptyku felietonów autorstwa Przemysława Witkowskiego, który przybliża problematyczne motywy cyklu. Nie zmienia to jednak faktu, że poznawanie opowieści o barbarzyńcy z Cymmerii stanowi ważny etap w kształtowaniu się mojej tożsamości jako fana fantastyki. Podejrzewam, że dla wielu fanów i fanek fantastyki wyglądało to podobnie – spontaniczne czytanie i oglądanie tego, co akurat wpadło nam w ręce i budowanie na tej bazie (a czasem w kontrze do tej bazy) indywidualnych popkulturowych przyzwyczajeń. Teksty kultury, które poznaliśmy najwcześniej mają tendencję do najsilniejszego oddziaływania na nasze emocje oraz przyszłe preferencje – na tym opiera się zresztą współczesny medialny biznes eksploatacji nostalgii. Te wszystkie restarty, przepisywania oraz remiksy dziecięcych i młodzieżowych tekstów kultury z minionych dekad nie biorą się przecież z tego, że tamte dzieła były jakoś wyjątkowo bogate artystycznie czy emocjonalnie (jak zawsze – niektóre, owszem, były, większość jednak… niespecjalnie), ale dlatego, że mają już wyrobioną bazę odbiorców emocjonalnie do nich przywiązanych.
Problemem jest jednak to, że tego typu chaotyczna popkulturowa edukacja niekoniecznie dostarcza komfortowych dla danego odbiorcy treści – szczególnie jeśli rzeczona edukacja odbywała się w latach dziewięćdziesiątych, w których dostęp do zróżnicowanej kultury popularnej był utrudniony brakiem powszechnego i łatwo dostępnego Internetu, a i wiele tematów było mocno stabuizowanych. Pierwszy opis gwałtu w jakimkolwiek tekście kultury przeczytałem prawdopodobnie zanim skończyłem dwanaście lat, właśnie w Conanie (opowiadanie Czerwone ćwieki). Pierwszą scenę konsensualnego homoseksualnego seksu…? Nie pamiętam. Możliwe, że dopiero pod koniec liceum, na pewno już na długo po tym, gdy uświadomiłem sobie, że moja własna seksualność jest odrobinę bardziej skomplikowana niż u moich kolegów i koleżanek. Nie oznaczało to jednak, że podświadomie nie szukałem tego typu motywów i scen.
Wróćmy jednak do Conana, konkretnie – do opowiadania Szkarłatna cytadela, jednego z pierwszych tekstów Howarda o Cymmeryjskim barbarzyńcy. Tekst osadzony jest w dość późnym etapie życia Conana i pokazuje go już jako władcę Aquilonii. Bohater, wskutek zdrady i pomyślnie przeprowadzonej kampanii militarnej połączonych wojsk sąsiadującego z Aquilonią Ophiru oraz Kothu, traci swoje królestwo. Pod koniec walk Conan zostaje magicznie obezwładniony, po czym trafia do lochów tytułowej Szkarłatnej Cytadeli, siedziby Tsotha-lantiego, nadwornego maga Kothu i umysłu sterującego całą kampanią mającą na celu detronizację Cymmeryjczyka. Tsotha-lanti to typowy – wręcz archetypowy – złowieszczy czarodziej z prozy Howarda, socjopata o pół-demonicznym pochodzeniu, który w podziemiach swojego siedliszcza przeprowadza plugawe eksperymenty. Conanowi udaje się uśmiercić stojącego po drugiej stronie krat wartownika i oswobodzić z więzów, jednak droga wyjścia nadal jest dla niego zamknięta – dlatego decyduje się zwiedzić resztę lochu w poszukiwaniu innej drogi ucieczki. I tu zaczyna robić się interesująco, bo natrafia na inną uwięzioną osobę – maga imieniem Pelias.
Pelias to w kontekście conanowskiego cyklu postać niesamowicie unikalna, a przez swą unikalność – fascynująca. Jego pierwsze pojawienie się w opowiadaniu prezentuje go obezwładnionego przez monstrualną roślinę, w wyjątkowo perwersyjny sposób, który narzuca silne skojarzenia z gwałtem:
Postać owa tkwiła w oplocie grubych macek pnącza podobnego winorośli, zdających się przerastać poprzez lity kamień podłogi. Pnącze pokryte było listowiem o dziwacznym kroju i obsypane szkarłatnymi pąkami, szkarłatnymi nienaturalnym, satynowym szkarłatem zwykłych pąków, a przedziwną, ognistą czerwienią. Zawikłane, mocne łodygi spowijały nagie, wychudłe ciało, zdając się pieścić je lubieżnymi pocałunkami; jeden wielki kwiat zawisł wprost nad ustami człowieka; niskie, zwierzęce rzężenie dobyło się z rozwartych warg; głowa skręcała się niczym w nieopisanych cierpieniach; szeroko rozwarte oczy patrzyły wprost na Conana, ale brakło w nich błysku właściwego oczom istoty rozumnej - były szklane i puste jak oczy szaleńca. Wielki szkarłatny kwiat pochylił się i przycisnął swe płatki do rozwartych ust; członki ofiary zadrżały z bólu, a macki rośliny zafalowały, jakby w ekstazie wibrując na całej długości. Fale zmieniających się odcieni przebiegały wzdłuż wężowych splotów; ich barwa stawała się coraz bardziej soczysta, coraz jadowitsza.
Conan oswobadza tajemniczego mężczyznę, który okazuje się być sławnym magiem, zaginionym przed laty w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach. Pelias szybko dochodzi do siebie i łączy siły z Cymmeryjczykiem, by oswobodzić się z lochów. Gdy im się to udaje, czarodziej pomaga Conanowi w odzyskaniu utraconego tronu – najpierw pokazuje mu w magicznej kuli, jak wygląda sytuacja w Aquilonii, potem przywołuje dla Conana podniebnego demona, który zanosi go z powrotem do jego królestwa i umożliwia zorganizowanie kontrataku na czas. Dalsza część opowiadania wygląda już dość standardowo i skupia się na opisie militarnych posunięć Conana. Pelias jednakże na moment powraca jeszcze pod koniec, pomagając Conanowi w uśmierceniu Tsotha-lantiego.
Jak już wspomniałem, Pelias to w conanowskiej narracji ewenement – prawdopodobnie to jedyna postać władająca magią, która od samego początku do samego końca jest Conanowi przyjazna, lojalna wobec niego i aktywnie wspierająca go w jego dążeniach. Jest nienormatywna i tę nienormatywność Howard zdaje się nieprzerwanie (i nieświadomie?) podkreślać przez całe opowiadanie. Już sam początek robi coś ciekawego – osadza tę postać w sytuacji „damy w opałach”. Conan ratuje bezradnego Peliasa przed torturami noszącymi znamiona perwersyjnej przemocy seksualnej, jak wielokrotnie robił to w innych opowiadaniach, z tą różnicą, że poza tym przypadkiem oswobadzał wyłącznie młode, atrakcyjne kobiety, wzmacniając w ten sposób swój wizerunek archetypowej, heteroseksualnej męskości. W tym wypadku ratuje mężczyznę i to mężczyznę nienormatywnego. A na umieszczeniu Peliasa w sytuacji zarezerwowanej dotychczas dla postaci żeńskich bynajmniej się nie kończy.
Pelias jest na wiele sposób kodowany w sposób podobny do tego, w jaki w popkulturze wczesnego XX wieku kodowano postaci seksualnie nienormatywne oraz postaci negatywne (najczęściej zresztą były to pojęcia tożsame). Jest hedonistą – sam przyznaje, że nie jest ponad ziemskie przyjemności i zdrada, że to skłonność do alkoholu prawiła, iż Tsotha-lantiemu udało się go uwięzić; gdy tylko przedostają się do osobistych komnat władcy Cytadeli, Pelias zażywa odpoczynku na wykładanym drogocennymi tkaninami łożu i sięga po wino. Nonszalancko używa seksualnie nacechowanych sformułowań pokroju „na alabastrowe biodra Isztar!”. Do Conana odnosi się z mieszaniną szacunku i pobłażliwości, momentami niemal z nim flirtuje:
- Nareszcie - znowu złoto i jedwabie! - powiedział. - Tsotha udaje, iż jest ponad ziemskie rozkosze, ale jest on półszatanem; ja jestem człowiekiem, pomimo mej czarnoksięskiej sztuki; kocham wygodę i dobrą zabawę - i przez to właśnie pojmał mnie Tsotha: wziął mnie, gdym leżał bezradny - za sprawą wina. Wino to przekleństwo - na alabastrowe piersi Isztar, nawet gdy teraz o nim mówię, ów zdradliwy trunek tu jest! Proszę cię, przyjacielu, napełnij mi puchar... ach, nie! Zapomniałem, że jesteś monarchą - ja ci usłużę.
Pelias wydaje się wszystkim, czym Conan pogardza – jest magiem, jest człowiekiem rozmiękczonym przez cywilizację… mimo to jednak Howard ani na moment nie sprowadza tej postaci do wiotkiego fircyka, który z mieszaniną podziwu i zazdrości przygląda się pierwotnej, witalnej sile Cymmeryjczyka (jak choćby Murillo z Domu pełnego łotrów). Pelias jest potężną postacią i przez większość czasu to on ratuje Conana z opresji. Gdy obaj zostają zaatakowani przez gigantycznego węża, który zamieszkuje lochy, zwierzę – falliczne monstrum pełne dzikiej, niekiełznanej siły – przygląda się Peliasowi, po czym, ku zaskoczeniu Conana ucieka przerażeniem w ślepiach, raz jeszcze wzmacniając motyw nienormatywnej tożsamości czarodzieja:
- Istoty pokryte łuską widzą rzeczy, które umykają spojrzeniom ludzi śmiertelnych - odparł tajemniczo Pelias. - Ty widzisz moją cielesną powłokę, on zobaczył mą nagą duszę.
Conan reaguje na to z łatwym do zrozumienia niepokojem. Sytuacja powtarza się po raz drugi, gdy obaj stają przez zamkniętymi kratami wiodącymi z lochu do cytadeli, a Pelias na chwilę wskrzesza martwego wartownika, by ten otworzył im drogę wyjścia. Cymmeryjczyk jest przerażony i rozważa nawet zaatakowanie swojego towarzysza, nie będąc pewnym, na ile może mu ufać, choć Pelias nie dał mu żadnego powodu, by wątpić w jego dobre intencje. Jak większość mężczyzn opierających swoją identyfikację o tradycyjne wzorce maskulinizmu (agresywna heteroseksualność, brutalna przemoc fizyczna, brawura) jakakolwiek nienormatywność budzi w Conanie graniczący z lękiem niepokój. I, jak w większości tego typu przypadków, jego uprzedzenia okazują się całkowicie bezzasadne, bo Pelias do samego końca jest w stosunku do Conana lojalny i po trzykroć odwdzięcza mu się za ratunek z lochów.
Pelias jest na swój sposób demoniczny, ale to demoniczność czysto fasadowa, performatywna – objawia się głównie w makabrycznym poczuciu humoru („rozmowa” ze wskrzeszonym przez siebie odźwiernym, upokorzenie martwego Tsothy poprzez porwanie jego głowy i zmuszenie zdekapitanowanego ciała do pogoni za nią) i tajemniczości co do własnej osoby. Pelias kilka razy umyślnie podsyca wątpliwości Conana co do własnej nieludzkiej natury (przykład w cytacie wyżej). Nie chowa swojej nienormatywnej, czarodziejskiej natury, nie ukrywa jej ani nie próbuje tonować. Wręcz przeciwnie – jest w niej szalenie ekspresywny, jak u Howarda tylko złoczyńcy potrafią być… złoczyńcą jednak nie jest. Ostatecznie Conan mimo wszystko zachowuje swoje uprzedzenia wobec maga:
- Na Croma! - stęknął zdumiony olbrzym, a dreszcz przebiegł jego potężne ramiona. - Oby zaraza pochłonęła owe czarnoksięskie waśni i fortele! Pelias postąpił ze mną ładnie, ale nie dbam o to, by go jeszcze kiedyś spotkać. Dajcie mi raczej zacny miecz i uczciwego wroga, w którym go mógłbym pogrążyć. Przekleństwo! Czegóż bym teraz nie dał za dzban starego wina!
Szkarłatna cytadela jest tekstem w znacznej mierze służącym za prototyp powieści Conan: Godzina Smoka będącej chronologicznie ostatnią przygodą Cymmeryjczyka (o ile nie liczymy utworów napisanych przez innych autorów, ma się rozumieć) i podsumowaniem całego jego burzliwego życia. Fabuła powieści powiela strukturę Szkarłatnej cytadeli – Conan zostaje zdradzony, magicznie sparaliżowany i uwięziony przez spiskujących przeciwko niemu szlachciców, którymi manipuluje potężny mag. Dzięki nieoczekiwanej pomocy oswobadza się i udaje mu się zorganizować ruch oporu oraz powrócić na tron Aquilonii w glorii i chwale. W tej wersji opowieści rolę Peliasa spełnia już tradycyjnie bezpieczna postać kobiety – beznadziejnie zakochanej w Conanie członkini haremu, młodej i konwencjonalnie atrakcyjnej Zenobii, a Cymmeryjczyk w finale powieści deklaruje uczynienie swą małżonką.
Napisałem tę blognotkę z trzech powodów. Pierwszym z nich jest mój ogromny sentyment w stosunku do conanowskich opowieści – co prawda nie nazwałbym się fanem twórczości Howarda, swego czasu jednak bardzo mocno zaczytywałem się w jego opowiadaniach. Po drugie – jako dowód, że nawet w tak mocno konserwatywnych fantazjach jak Conan Barbarzyńca zawsze można znaleźć pewną przestrzeń dla pozytywnego przedstawienia nienormatywności, choćby w tak mocno alegorycznej formie. Dla mnie Pelias był jedną z pierwszych postaci, które fascynowały mnie z powodu swojej odmienności i tego, że ta odmienność nigdy nie była przez niego ukrywana, ani też nie desygnowała go do roli złoczyńcy – na długo zanim zrozumiałem i potrafiłem nazwać moją własną odmienność. I tu właśnie zaczyna się „po trzecie” – w dzisiejszych czasach kultura popularna dostarcza znacznie więcej postaci nienormatywnych, z którymi odbiorcy i odbiorczynie w młodym wieku mogą się utożsamiać i sympatyzować z nimi oraz budować na nich swój własny obraz nienormatywnej tożsamości. Dawniej było tego szalenie mało i najczęściej w mocno rozwodnionej formie. Trzeba było więc szukać substytutów. Dla mnie kimś takim był Pelias – a nie wątpię, że wielu moich rówieśników i rówieśniczek również posiada tego typu wspomnienia z innymi bohaterami i bohaterkami.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz