fragment grafiki autorstwa Daricka Robertsona, całość tutaj. |
Po wydarzeniach z drugiego tomu – w którym, przypomnę, Gary „Uśmiechnięty”
Callahan, pozbawiony kręgosłupa moralnego polityk, wygrywa wybory prezydenckie
– fabuła komiksu odrobinę zwalnia. Pierwsze kilkadziesiąt stron właściwie
pozbawione jest jakiejkolwiek akcji i stanowi powolne budowanie świata
przedstawionego, najpierw za pośrednictwem wściekłego rantu Pająka, potem
dzięki fragmentom pisanego przez głównego bohatera felietonu ilustrowanym
przebitkami z życia miasta. To może męczyć – tak duże stężenie statycznych,
przeładowanych niekoniecznie relewantnym dla rozwoju fabuły tekstem niezbyt
pozytywnie wpływa na dynamikę trzeciego tomu Transmetropolitan. Tyczy się to szczególnie rozdziału „21 dni w
mieście”, na który składa się dwadzieścia jeden całostronicowych plansz
opatrzonych wielkimi blokami tekstu. Tekstu dobrze napisanego, bo Warrenowi
Ellisowi nie można odmówić ostrego jak brzytwa pióra, ale w tak wielkim
stężeniu nierobiącego jednak należytego wrażenia.
Szczęściem im dalej, tym lepiej i już kolejny rozdział, noszący tytuł
„W ogniu pytań”, przywraca optymalną dla tego komiksu dynamikę – Pająk
Jeruzalem w towarzystwie swoich asystentek brutalnie wdziera się w życie
skorumpowanego senatora i, korzystając ze wszystkich najbrudniejszych
dziennikarskich taktyk, obnaża jego powiązania ze skandalami w branży porno. To
krótkie, bardzo intensywne interludium, w którym główny bohater ponownie
przeistacza się w politycznego drapieżnika miażdżącego wszystko, co stanie mu
na drodze. Ellis nie zapomina jednak, że Pająk – choć bez wątpienia antybohater
i w żadnym razie wzór do naśladowania – jest mimo wszystko idealistą stojącym
po stronie zwyczajnych ludzi. Swoją postawę moralną werbalizuje w trakcie
rozmowy z asystentkami, które mają wątpliwości co do metod jego postępowania.
„Chodzi o to, żeby oddać coś tym draniom, tym ludziom, którym w jakiś sposób
pozwoliliśmy kierować naszym życiem”, deklaruje Pająk. „Żeby dać im poczucie,
jak to jest być nami”.
Ten motyw kontynuowany jest w chyba najbardziej przejmującej historii
opublikowanej w tym tomie – trzyzeszytowym „Samotnym mieście”, w którym Pająk
wywiera presję na policji próbującej ukręcić łeb sprawie morderstwa młodego
mężczyzny będącego przedstawicielem mniejszości seksualnej. Biorąc pod uwagę
napięcia społeczne w USA i na świecie (a również i w naszym kraju) związane z
przemocą wobec osób LGBTQ+ „Samotne miasto” robi się szokująco aktualne. Ellis
najwyraźniej nie ma zbyt wielkiej wiary w instytucję policji, biorąc pod uwagę
sposób, w jaki przedstawił ją w tej historii – ale też nie da się ukryć, że Transmetropolitan w swym przesłaniu od
samego początku wielkimi garściami czerpie z filozofii anarchistycznych.
Interesująca jest również następująca zaraz potem jednostrzałowa
impresja „Nikt mnie nie kocha”, w której Pająk najpierw ogląda w telewizji
kilka programów inspirowanych jego osobą i twórczością – między innymi
animowany program edukacyjny dla najmłodszych, wypakowany akcją serial
sensacyjny oraz film porno – po czym pogrąża się w delirycznym półśnie,
halucynując jeszcze kilka innych wariacji. W tym rozdziale gościnnie pojawia
się kilkoro nowych rysowników którzy wprowadzają do komiksu odrobinę
różnorodności i czynią ten rozdział przyjemnym dla oka wizualnym eksperymentem.
Fabularnie jest natomiast przesileniem ciągnącego się przez cały trzeci tom
motywu dyskredytacji Pająka poprzez uczynienie go ikoną kultury masowej,
przefiltrowanej przez media, rozwodnionej, karykaturalnie wyostrzonej, a przez
to trudnej do brania na poważnie.
Od tego momentu sytuacja się zmienia – główny bohater buntuje się
przeciwko nałożonemu na niego zakazowi publikacji i próbie stępienia mu zębów
poprzez wciągnięcie do mainstreamu. Jego walka z nowo powołanym prezydentem
przechodzi w kolejną fazę. Równocześnie komiks robi się znacznie bardziej
skupiony – wydarzenia zaczynają prześlizgiwać się z zeszytu na zeszyt w
stopniu, który uniemożliwia opisywanie ich w autonomiczny sposób. To sprawne
wykorzystanie struktury narracyjnej – rozsypanej i zdefragmentowanej na samym
początku i wracającej do normy w momencie, w którym główny bohater przechodzi
do kontrataku.
Jest w Jeruzalemie coś niesamowicie katarktycznego – obserwowanie, jak
pełen ideałów degenerat metaforycznie przechodzi przez polityków jak nóż przez
masło, udowadniając, że nawet jeśli niektórzy stoją ponad prawem, nie oznacza
to, że nie jest w stanie dosięgnąć ich żadna forma sprawiedliwości. Pająk nie
ma żadnych limitów jeśli chodzi o niszczenie ludzi, ale że zawsze są to ludzie
zasługujący na najgorszą karę, kibicujemy mu bez większych oporów, a może nawet
i z pewną dozą perwersyjnej przyjemności. W dzisiejszych czasach szczególnie
jest to pożądane uczucie, ponieważ prawdziwi politycy w realnym świecie są w
zasadzie nietykalni i nawet gigantyczne katastrofy wizerunkowe, niemal
porównywalne z tym, co ujawnia główny bohater Transmetropolitan, zdają się nie mieć wpływu na ich popularność
sondażową i wyborczą. Trochę to zatrważające, że dekadenckie, zdegenerowane
społeczeństwo z przesadzonej, fantastycznonaukowej satyry politycznej, jaką
jest ten komiks, ma mocniejszy kręgosłup moralny niż nasze.
Pod względem szaty graficznej wszystko zostaje po staremu – Darick
Robertson przesyca ilustracje koncepcyjnymi detalami przydającymi światowi
przedstawionemu dodatkowych warstw. Czytanie graffiti na ścianach, nagłówków
walających się po ulicach gazet czy holograficznych szyldów samo w sobie
dostarcza wiele zabawy. Ekspresywne twarze i pozy bohaterów znakomicie wpisują
się w satyryczny przekaz komiksu. Miasto z Transmetropolitan
jest brudnym i nieprzyjemnym miejscem, ale jednocześnie miejscem, które
posiada ogromny urok. Polskie wydanie również utrzymuje stały poziom, z dobrym
tłumaczeniem i solidną oprawą gwarantującą wytrzymałość tomiszcza. Nie
oszukujmy się – to trzeci tom zbiorczego wydania Transmetropolitan i ktokolwiek miał zacząć kolekcjonować tę serię,
prawdopodobnie zaczął robić to już dawno. Jeśli jednak czyta tę recenzję ktoś,
kto nadal się waha, spieszę zapewnić, że seria utrzymuje swój wysoki poziom.
Tak, ten komiks w wielu aspektach się zestarzał – ale w wielu nabrał wyjątkowo
niekomfortowej aktualności. Jednak nawet gdyby było inaczej, to punkowa
drapieżność ellisowego pióra sprawia, że Transmetropolitan
wciąż doskonale się broni – jeśli nie jako społeczny komentarz, to jako
opowieść sama w sobie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz