fragment okładki, całość tutaj. |
The Reunion to trzydziesty tom serii i zarazem szósty, którego narratorem jest Marco. Jest to również piąty tom, którego autorem jest nie Katherine A. Applegate (oraz jej mąż), tylko wynajęty przez wydawnictwo Scholastic autor widmo. W tym przypadku mamy do czynienia z Elise Donner, redaktorką, która pośrednio odpowiedzialna jest za powstanie oraz komercyjny sukces młodzieżowej serii The Vampire Diaries. Niestety dostępne informacje dostępne o niej w Internecie są fragmentaryczne (sytuacji nie poprawia również fakt, że pisarka posługuje się obecnie nazwiskiem Smith), więc obawiam się, że na tym musimy poprzestać. Za zarys fabuły jak zwykle odpowiada Applegate pospołu z Grantem. Nie przedłużajmy zatem i bierzmy się za lekturę, bo od czasu poprzedniej notki minął już szmat czasu.
Zaczyna się sceną, w której Marco bezskutecznie stara się uratować swoją mamę przed śmiercią wskutek utonięcia. Oczywiście wszystko to okazuje się tylko koszmarnym snem, a chłopak zostaje wybudzony przez swojego ojca. Na Marku wyjątkowo realistyczny zły sen nie pozostawia oczywiście zbyt długo trwającego wrażenia, bo głębokie psychiczne rany to dla Animorpha normalna część egzystencji i coś, do czego po pewnym czasie się przywyka i z czym uczy się sobie radzić. Następuje tradycyjna ekspozycja fabularna – dość długa, ponieważ ten tom potrzebuje wielu informacji kontekstowych odnośnie wydarzeń z poprzednich odsłon cyklu – po czym w drodze na wagary chłopak dosłownie wpada na kobietę wyglądającą dokładnie tak jak jego rodzicielka. Problem polega jednak na tym, że mama Marka – raz – jest nosicielką Yeerka imieniem Visser Jeden, która odpowiada za prowadzenie inwazji na naszą planetę i – dwa – prawdopodobnie nie żyje. No cóż, przynajmniej to drugie okazuje się nie być prawdą. Marco postanawia śledzić kobietę, by dowiedzieć się, jakim cudem Visser Jeden przeżyła (jeśli przeżyła) i co konkretnie planuje w dzielnicy biznesowej miasta (bo że coś planuje to raczej pewne). Orientuje się jednak, że podążanie za Yeerkiem, która ma dostęp do wspomnień jego matki i może rozpoznać chłopaka po wyglądzie nie jest najmądrzejszym posunięciem, dlatego wycofuje się i kontaktuje z resztą drużyny, by przemyśleć sytu… albo nie, przechwytuje DNA jakiegoś losowego pracownika budynku, wprowadza tym samym nieboraka w chwilowy trans i wykorzystując kombinację brawury oraz bezczelności udaje mu się dostać do pomieszczeń biurowych. Okej…? Zaczyna morphować w muchę w windzie pełnej ludzi, ale najwyraźniej nikt nie zwraca na niego uwagi. Nie z jakiegoś konkretnego, uzasadnionego fabularnie powodu, ale dlatego, że najwyraźniej wszyscy patrzą się w podłogę windy. I nikt kątem oka nie zauważa, że za ich plecami jakiś dzieciak transformuje się w monstrum rodem z filmu Davida Cronenberga. Najwyraźniej nikt nie zwrócił też uwagi na stertę ubrań, która musiała pozostać po Marku, bo – jak pamiętamy – morphuje się tylko najbardziej przylegające do siała części garderoby, buty, spodnie, kurtki i bluzy zostają na podłodze.
Nieważne. Marco zapamiętuje numer piętra, na którym wysiada Visser Jeden, po czym zostaje zassany przez klimatyzację budynku. Demorphuje się będąc już w przewodach wentylacyjnych. Z trudem udaje mu się przedostać do jakiegoś biura, po czym zmuszony jest morphować ponownie – tym razem mężczyznę, którego postać pobrał chwilę wcześniej, przy wejściu do budynku. Rozrywa przy tym swój kombinezon do morphowania… choć książka nigdy nie tłumaczy nam czemu, skoro zawsze do tej pory kombinezon wtapiał się w przybieraną postać i to, że ta postać jest człowiekiem nie powinno tu mieć nic do rzeczy. Udaje mu się dość gładko być sekretarkę, która się na niego napatoczyła, po czym wychodzi i natychmiast wpada na mężczyznę, którego postać przybrał… nadal będąc w tej postaci. Biedak, widząc swojego sobowtóra, traci przytomność, a Marco odciąga go w ustronne miejsce, kradnie mu ubranie i w końcu udaje mu się opuścić budynek… czemu po prostu nie morphował w muchę?
Nieważne. Marco w końcu dociera – oczywiście mocno spóźniony – do szkoły… zakładam, że w międzyczasie wpadł do domu się przebrać, bo jego ubranie zostało przecież w windzie biurowca… i informuje Jake’a o swoim odkryciu. A przynajmniej próbuje to zrobić, bo chwilowo uniemożliwiają mu to okoliczności w osobie Chapmana – nauczyciela będącego nosicielem Yeerka. Dopiero po szkole, w trakcie zebrania w stodole należącej do rodziców Cassie chłopakowi udaje się opowiedzieć przyjaciołom o swoim odkryciu. Wspólnie dochodzą do wniosku, iż Visser Jeden ukrywa się przed resztą Yeerków, ponieważ prawdopodobnie uznana jest za zdrajczynię – w poprzednim tomie, w którym pojawiła się ta postać, Animorphy oszczędziły jej (czy też raczej – jej nosicielce) życie, więc komuś patrzącemu z boku łatwo byłoby odnieść wrażenie, iż Visser Jeden współpracuje z ruchem oporu. Pojawia się jednak pytanie, w jaki sposób Visser Jeden utrzymuje się przy życiu, skoro nie ma dostępu do promieni, którymi regularnie muszą naświetlać się Yeerkowie, by nie zabiła ich ziemska atmosfera. Dzieciaki dochodzą do wniosku, że Visser Jeden chce obalić Vissera Trzy, bo to dla niej jedyna szansa na przetrwanie – i zastanawiają się, w jaki sposób obrócić tę sytuację na własną korzyść. Przedtem jednak muszą zorientować się w sytuacji i postępują tak, jak zwykle – planują infiltrację i rekonesans biura zajmowanego przez Visser Jeden. Do akcji zgłaszają się Ax i Tobias, którzy jako jedyni nie mają rodzinnych zobowiązań oraz Marco, który właśnie tę operację traktuje jak rodzinne zobowiązanie – Cassie, Rachel i Jake są zajęci.
Korzystając z przepracowanej już wielokrotnie kombinacji (i z przerabianymi już wielokrotnie komplikacjami wiążącymi się z tą kombinacją) ptasich morphów z postaciami karaluchów cała trójka dociera na miejsce. Odnajdują tam, w holograficznie zamaskowanym pomieszczeniu, Visser Jeden pożywiającą się w przenośnym basenie Yeerków – oraz unieruchomioną nosicielkę. Mamę Marka. Chłopak oczywiście chce ją uratować, co doprowadza do całkiem emocjonującej sceny, w której Ax przystawia mu ostrze swojego ogona do gardła, by powstrzymać go przed tak nierozsądnym krokiem. Kłótnię przerywa wtargnięcie zabójców nasłanych przez Vissera Trzy – bohaterowie stają z nimi do walki, co doprowadza do zaskakującego, chwilowego sojuszu między Visser Jeden, a Animorphami. Mordercy zostają przepędzeni/zabici, a sytuacja zaczyna prezentować się jeszcze bardziej interesująco – bohaterowie nie wiedzą, co zrobić z Visser, którą właśnie uratowali. Przesłuchują ją i dowiadują się, iż faktycznie – Jeden chce zabić Trzy. Okazało się, że po fiasku z Leeranami dowództwo Yeerków zdegradowało Visser Jeden, po czym została ona zesłana na wygnanie. Visser Jeden planuje podzielić się z dowództwem odkryciem, iż Visser Trzy pozwolił na to, by na Ziemi powstała mała kolonia Hork-Bajirów, którzy wymknęli się Yeerkom. Bohaterowie oczywiście doskonale o tym wiedzą, ponieważ sami przyczynili się do powstania tej kolonii. Marco proponuje, by zgodzić się na ten sojusz – uśmiercenie Vissera Trzy w zamian za wydanie kolonii – ale tylko pozornie, by utrzymać kontakt z Visser Jeden i kluczowym momencie ją wystawić.
I Visser Jeden to kupuje, polegając na andalickiej reputacji bezwzględnych dupków – to nadal etap, w którym Yeerkowie myślą, że Animorphy to drużyna Andalitów, nie ziemskich nastolatków z mocami morphowania. Visser Jeden podaje bohaterom swój kontakt, po czym opuszcza budynek, na odchodnym rzucając jednak aluzję, że ma swoje podejrzenia co do prawdziwej natury Animorphów. Ax, Maco i Tobias ewakuują się, po czym zaczynają dyskutować o tym, co właściwie zaszło. Marco utrzymuje, że ma plan i jest zdeterminowany, by za jednym zamachem pozbyć się obojga Visserów – jego towarzysze z oczywistych względów mają pewne wątpliwości. Marco, w wewnętrznym monologu informuje czytelników o tym, że miesiące wyczerpującej wali z Yeerkami doprowadziły do tego, że stał się bezwzględny i planuje rozwiązać całą tę sytuację w bardzo bezpośredni i bezwzględny sposób. Cała trójka udaje się do domu Cassie – będzie im potrzebne jej doświadczenie z miejscową fauną, konkretnie taką, która będzie radziła sobie w surowych górskich warunkach. Dziewczyna proponuje im kozła śnieżnego, którego mogą znaleźć w pobliskim ogrodzie zoologicznym. Przy okazji Cassie wyraża zaniepokojenie z powodu nieskonsultowanego z Jake’em planu ułożonego, jakby tego było mało, przez Marka.
Po pobraniu morpha i powrocie do domu chłopak zaczyna bić się z myślami. W tym momencie nie znamy jeszcze planu, jaki wymyślił Marco – narracja dość silnie sugeruje nam jednak, że wskutek jego przeprowadzenia może ucierpieć nosicielka, matka głównego bohatera. To jeden z lepiej napisanych fragmentów poza tym raczej marnej książki – Marco naprawdę źle czuje się z tym, co planuje zrobić, ale nie ma zamiaru się powstrzymywać. Przywołuje w wyobraźni figurę swojego ojca, matki oraz Jake’a, swojego najlepszego przyjaciela – i stara się przejrzeć w ich odbiciach. To właśnie prawdziwy Marco – wewnętrznie złamany, ale ukrywający to złamanie za fasadą sztubaka i żartownisia, dokładnie ta, jak Rachel ukrywa własne traumy pod płaszczykiem charyzmy i pewności siebie.
Następnego ranka Marco tłumaczy swój plan pozostałym Animorphom. Z mniejszymi lub większymi oporami się na niego godzą i przystępują do jego wdrażania. Tobias informuje Visser Jeden, by ta niby przypadkiem pokazała się Chapmanowi w trakcie jego wizyty w kawiarni. Chapman reaguje w przewidywalny sposób – ucieka, by poinformować Vissera Trzy o tym, że jego śmiertelny wróg przebywa na Ziemi. Animorphy przez chwilę przerzucają Visser Jeden z miejsca na miejsce, by upewnić się, że ofiara chwyciła przynętę, po czym wywożą ją w góry, na teren ośrodka wypoczynkowego, by zastawić pułapkę. Wywiązuje się walka – Visser Trzy okazał się szybszy, niż przewidywali nasi bohaterowie – w której Tobias, Marco i Rachel tracą kontakt z resztą grupy. Postanawiają jednak działać zgodnie z planem – Rachel i Tobias morphują w Hork-Bajirów, udają przedstawicieli kolonii, którą Animorphy obiecały sprzedać Visser Jeden i prowadzą ją na z góry określone miejsce. Marco morphuje kozła i odnajduje Rachel. Później wraca do Visser Jeden i przedstawia jej kolonię Hork-Bajirów – a raczej, jak się dowiadujemy, jej holograficzne odwzorowanie stworzone przez Ereka Kinga, którego imię przewijało się przez wcześniejsze rozdziały w kontekście planowanej akcji. Nie jest to jakiś wyjątkowo szokujący zwrot akcji, ale spełnia swoją funkcję.
Tymczasem Visser Jeden – która już od dłuższego czasu miała swoje podejrzenia – demaskuje Marka jako syna swojej nosicielki. W tym samym momencie na miejsce dociera Visser Trzy ze swoją obstawą. Wywiązuje się walka, do której dołączają trzymani dotychczas w odwodzie lojaliści Visser Jeden. Zdesperowany Marco zmuszony jest zabić Visser Jeden oraz jej nosicielkę, swoją matkę, zrzucając ją z przepaści. Sam również o mało co w nią nie wpada – ale ocala go Jake w formie tygrysa. Wszystko kończy się mniej więcej dobrze, choć Visser Trzy przeżywa, to kolonia Hork-Bajirów jest bezpieczna. Przez następny tydzień Marco siedzi w domu pogrążony w traumie spowodowanej świadomością, że jest bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć swojej matki. Dopiero informacja o tym, że ciało Visser Jeden nie zostało odnalezione pozwala mu na iskrę nadziei – być może udało się jej przeżyć.
Powiem tak – to był bardzo słaby tom, choć w połowie lektury miałem o nim znacznie bardziej krytyczną opinię, niż po jej zakończeniu. Zdecydowanie największym problemem jest fakt, iż Donner nie czuje postaci, które pisze – przypominają one nawet nie wyostrzone karykatury samych siebie, a fantomy rodem z marnych fanfików. Marco nie zachowuje się jak Marco – milczy w sytuacjach, w których normalnie rzuciłby jakimś żartem, reaguje spokojem w chwilach, gdy normalnie wybuchłby gniewem. Pozostali bohaterowie niemal w ogóle nie zdradzają indywidualnych oznak charakteru. Cierpi na tym jeden z dotychczas najmocniejszych punktów serii, czyli organiczne, znaczące relacje między bohaterami. Problemem jest również fatalna redakcja – The Reunion usiane jest błędami merytorycznymi, postaci wychodzą, po czym okazuje się, że jednak są w tym samym pomieszczeniu, używają telepatii nie będąc w morphach i ten nieszczęsny pękający kombinezon, o którym pisałem wyżej… taki jest wątpliwy urok taśmowo produkowanych serii książkowych z lat dziewięćdziesiątych – czasami terminy gonią tak mocno, że cierpi na tym redakcja.
Innym problemem jest fakt, iż fabuła tej powieści prawie niczego nie wnosi do serii. Teoretycznie to przecież szalenie istotny tom – dowiadujemy się, że Visser Jeden przeżyła, poznała tożsamość Marka, pojawiają się odwołania do wydarzeń z poprzednich tomów… wszystko to znamionuje raczej istotny rozdział fabularnie popychający do przodu całą serię. Jeśli jednak przyjrzymy się konsekwencjom wydarzeń z The Reunion, dostrzeżemy, że nie zmieniło się praktycznie nic. Przed rozpoczęciem tego tomu Marco nie wiedział czy jego mama żyje – po zakończeniu nadal tego nie wie. Choć struktura fabularna tego tomu jest bardzo dobrze pomyślana – jeden z niewielu elementów ratujących powieść – to w gruncie rzeczy mamy tu do czynienia z fillerem. A szkoda, bo gdyby pisała to Applegate albo Grant, prawdopodobnie dostalibyśmy kolejny znakomity tom pogłębiający portret charakterologiczny Marka.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz