fragment anonimowej grafiki, całość tutaj. |
Wszystko rozpoczęło się w momencie, w którym zacząłem czytać Radykalnych. Terror – wyjątkowo odrażający językowo, fabularnie, stylistycznie, etsetycznie i ideologicznie twór powieściopodobny. Poinformowałem o tym na fanpage’u bloga, statusy okraszając dość obszernymi i obrazowymi cytatami z tego utworu. Między komentarzami śmieszkującymi, a wzburzonymi padła propozycja spalenia posiadanego przeze mnie egzemplarza, co spotkało się z bliżej nieokreślonym niepokojem wśród osób komentujących. Ta reakcja zaascynowała mnie na tyle, bym poświęcił tematowi blognotkę – lepsze to, niż dalsze zmagania się z Radykalnymi.
Palenie książek to bardzo wyrazisty, działający na wyobraźnię obraz – rzucone na chaotyczny stos woluminy dotychczas w harmonii i uporządkowaniu tkwiące na półkach, wiatr dramatycznie szarpiący kartkami, delikatny papier rozpadający się pod wpływem agresywnych płomieni, czerniejące, zwijające się okładki, tryskające pod niebo iskry… wszystko to narzuca wyjątkowo nieprzyjemne skojarzenia, tryumf barbarzyńskiej ciemnoty nad cywilizowanym oświeceniem, cenzura, destrukcja wartościowych nośników kulturowej tożsamości, chwiejące się poczucie bezpieczeństwa. Gdy płoną książki, wraz z nimi płonie coś znacznie więcej i intuicyjnie odczuwają to nawet osoby, którym niekoniecznie jest na co dzień po drodze z literaturą.
Książki płonęły od właściwie od zarania dziejów. Jednym z najstarszych historycznie znaczących przykładów masowego spopielania książek były rządy pierwszego cesarza Chin z dynastii Qin w II wieku przed naszą erą. Qin Shi Huang działał na rzecz unifikacji ówczesnego Cesarstwa Chińskiego i usunięcie (choć, wedle historyków, precyzyjniej byłoby tu mówić o ścisłej kontroli przez rząd) alternatywnych nurtów myślowych, artystycznych i filozoficznych – głównie konfucjanizmu – które mogłyby mu przeszkodzić w osiągnięciu tego celu. Książki arian palono w Hiszpanii w VI wieku naszej ery z rozkazu świeżo nawróconego na katolicyzm króla Rekkareda I, naziści w latach trzydziestych XX wieku palili nieprawomyślną, „nieniemiecką” literaturę (pierwsze szły w ogień pozycje autorstwa Karla Marxa), w latach dziesiątych XXI wieku ISIS spopielił zasoby biblioteki uniwersytetu w Mosulu. Od samego początku palenie książek nie było zatem jakimś bezrozumnym, nieskonkretyzowany aktem przemocy przeciwko ogólnie przyjętym wartościom, a elementem politycznej kampanii wymierzonym jedynie w określone treści. Kluczowe jest, by o tym pamiętać.
Czemu? Ponieważ palenie paleniu nierówne. Wszystkie wymienione wyżej przykłady – oraz wiele innych – łączy jedno: książki lądowały w ogniu, ponieważ jakaś siła (religijna, polityczna, rządowa) chciała ograniczyć dostęp do wiedzy, słusznie zakładając, że intelektualne zasoby są naturalnym ośrodkiem opozycji, dlatego muszą być ściśle kontrolowane. W czasach przed wynalezieniem druku, gdy każdy egzemplarz danej pozycji był w zasadzie unikatem, którego wyprodukowanie zajmowało miesiące, o ile nie lata, było to relatywnie łatwe. Pierwszym punktem zwrotnym w historii książki był właśnie wynalazek Gutenberga – nagle na świecie pojawiło się znacznie więcej książek, znacznie wrosło również zapotrzebowanie na nie. Drugim takim punktem była ekspansja Internetu jako ośrodka kolektywnej eksteligencji, do którego posiada stosunkowo swobodny dostęp znaczna część ludzkości.
Gdyby Radykalni. Terror powstali przed Gutenbergiem, spalenie egzemplarza tej książki ograniczyłoby dostęp do jej treści dziesiątkom, o ile nie setkom osób. Gdyby wyszła przed epoką Sieci 2.0, wrzucenie w ogień jednego egzemplarza prawdopodobnie nie spowodowałoby żadnego znaczącego zablokowania dostępu do jej zawartości. Nawet po spopieleniu całego nakładu uparty wydawca byłby w stanie odtworzyć go w całości, dysponując jednym egzemplarzem albo choć manuskryptem. A dziś? Najbardziej zwariowany literacki piroman mógłby wytropić w wrzucić w ogień każdy istniejący egzemplarz Radykalnych, ale w żadnym razie nie spowodowałoby to, że stanie się on niedostępny dla kogokolwiek chętnego – istnieje bowiem cyfrowa wersja tej pozycji oraz (dostępny również przez Internet) audiobook. Jakiekolwiek próby usunięcia z Sieci każdej cyfrowej wersji książki najprawdopodobniej spotkałyby się z tzw. Efektem Streisand, gdy internetowa społeczność z psychologicznej przekory reprodukuje treści, na których usunięciu bardzo komuś zależy.
U zarania dziejów powielenie egzemplarza książki było kwestią miesięcy, o ile nie lat. Po wynalezieniu druku powielenie egzemplarza książki stało się kwestią tygodni, o ile dni. Dziś stworzenie kopii tekstu jest kwestią naciśnięcia w odpowiedniej kolejności czterech klawiszy na komputerowej klawiaturze. Ważne jest, by zrozumieć proces, jaki tu zaszedł – tekst „odkleił się” od swojego nośnika. W czasach, w których jedynymi nośnikami tekstu były fizyczne, papierowe (pergaminowe, papirusowe, etc.) woluminy (zwoje, tabliczki, etc.) książka i tekst literacki były w zasadzie nierozerwalną jednością – ta fuzja fizycznego przedmiotu i reprezentowanej przez niego treści przetrwała zresztą w leksyce. Do dziś wiele osób używa słów „książka” i „powieść” zamiennie, jako synonimy. Mimo cywilizacyjnego i technologicznego progresu nadal myślimy o książce jako wyłącznym nośniku treści – dlatego palenie książek wciąż budzi nasz niepokój. Książka nadal pozostaje silnym symbolem wiedzy, myślenia i intelektualnej niezależności, a spalenie jej – wyrazistym gestem. Gestem najczęściej pustym, bo – o czym pisałem wyżej – w większości sytuacji nie da się już w taki sposób ograniczyć dostępu do treści, ale to nie oznacza, że nic nieznaczącym. Wręcz przeciwnie.
My (ludzie) mamy tendencję do interpretowania gestów i zachowań społecznych z pominięciem ich kontekstu kulturowego, intencji oraz otoczki sytuacyjnej – stąd choćby niedawna dyskusja odnośnie tego, czy moralnym zachowaniem jest uderzenie w twarz nazisty. Akty przemocy zwykliśmy kodować jako inherentnie złe, niespecjalnie zastanawiając się nad ich kontekstami. Akt spalenia książki również różni się w zależności od tego, kto pali, z jakich pali powodów i w jakim to robi zakresie. Konserwatywni czytelnicy palą egzemplarze Harry’ego Pottera ponieważ uważają, że promują one niebezpieczne treści. Miłośnicy komiksów masowo palili zakupione egzemplarze pierwszego numeru zrestartowanej serii Captain America, w którym ujawniono, że Steve Rogers jest agentem nazistowskiej organizacji Hydra. Lewis „Linkara” Lovhaug, internetowy krytyk, kilka razy opublikował materiały video, w którym pali egzemplarze wyjątkowo złych komiksów – jednym z nich był Holy Terror Franka Millera, który pod względem ideologicznego przesłania spokojnie można postawić na półce obok naszych Radykalnych.
Żadna z przytoczonych wyżej sytuacji nie ma na celu wymuszenia cenzury – to wyraz krytyki lub konsumenckiego bojkotu, sprzeciwu w stosunku do treści zawartych na kartach danej książki. Można krytykować tego typu akty, rozwodzić się nad ich sensownością czy adekwatnością do treści danej pozycji – nie da się jednak obronić tezy, że są one tożsame z działaniami nazistów, ISIS czy innych autorytarnych organizacji dążących do zastraszenia społeczeństwa i ograniczenia mu dostępu do informacji. Umyślnie wymieniłem tu także przykład spoza mojego spektrum wrażliwości – religijni konserwatyści palący książki Rowling – by uniknąć posądzenia o promowanie palenia książek w tych sytuacjach, w których ja osobiście uznaję to za właściwe. Czy uważam, że palenie egzemplarzy Harry’ego Pottera jest jakoś specjalnie mądre? Nie. Czy to dopuszczalna forma krytyki czyjejś twórczości? Jak najbardziej tak, a to z tego względu, że nie zachodzi tu żadna relacja władzy czy zależności między konserwatystami podkładającymi podpałkę pod stosy Kamienia Filozoficznego czy Insygniów Śmierci, a ich autorką. Nie są w stanie uciszyć Rowling, ani w żaden realny sposób ograniczyć dostępu do jej twórczości literackiej.
Czy spalę swój egzemplarz Radykalnych. Terroru? Nie. Z dwóch powodów. Pierwszy – uważam, że ogień jest zdecydowanie zbyt dobry dla tej książki. Drugi – i chyba kluczowy w kontekście tej notki – nie posiadam fizycznego egzemplarza tej pozycji, jedynie jego cyfrową wersję na swoim Kindle’u. Jedyne więc, co mogę zrobić, to Radykalnych wykasować z pamięci mojego czytnika, co też z olbrzymią przyjemnością uczynię.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz