fragment okładki polskiego wydania, całość tutaj. |
Mój stosunek do scenarzysty Briana Wooda można określić jako neutralny – bo też ciężko jest mi wymienić innego twórcę komiksowego, który znajdowałby się bliżej przeciętności. Nie, żeby było w tym coś złego. Gdy Wood pisze dla któregoś z większych wydawnictw można mieć pewność, że z jednej strony nie zepsuje niczego w kwestii solidnego, rzemieślniczego poziomu, z drugiej jednak – raczej nie ma co się nastawiać na wybitny pod jakimkolwiek względem komiks. Autor ten tworzy opowieści fabularnie kompetentne – ale niezaskakujące. Relacje między postaciami rozpisuje wiarygodne i naturalne – ale same w sobie są one niespecjalnie interesujące. Intrygi konstruuje przemyślane i odpowiednio poprowadzone – ale w żadnym razie odkrywcze. Z jego autorskimi komiksami jest podobnie. Scenarzysta posiada w swoim arsenale garść motywów, które umiejętnie ze sobą łączy w rezultacie tworząc opowieści, która same w sobie są naprawdę bardzo dobre… ale nic poza tym. Wood posiada wierne grono fanów – i bardzo dobrze, ponieważ jak najbardziej na to zasługuję – ja jednak osobiście do niego nie należę. Nie zmienia to jednak faktu, że Briggs Land znajduję udanym komiksem i jak najbardziej polecam jego lekturę.
Fabuła pierwszego tomu służy nakreśleniu sytuacji i dynamiki, na której – jak się domyślam – bazować będzie dalsza część opowieści. Komiks opowiada o tytułowej Ziemi Briggsa – położonym na amerykańskiej prowincji terenie zamieszkanym przez białych antyrządowych secesjonistów. To jeden z tych dzikich ośrodków antysemityzmu, neonazizmu i skrajnego konserwatyzmu, będący podatną glebą dla białego terroryzmu i handlu bronią. Założycielem tego folwarku jest niejaki Jim Briggs, w chwili rozpoczęcia akcji komiksu przebywający w więzieniu z powodu zorganizowania nieudanej próby zamachu na prezydenta. Briggs zarządza swoim majątkiem za pośrednictwem regularnie odwiedzającej go żony, Grace, która postanowiła wypowiedzieć mu posłuszeństwo i samodzielnie spróbować zorganizować na Briggs Land miejsce, którym miało być ono od początku – bezpieczną i przyjazną przystanią dla osób pragnących odseparować się od współczesnego chaosu płynnej ponowoczesności i zachować konserwatywny styl życia. Oczywiście w żadnym razie nie jest to proste. Grace – która jest główną bohaterką serii – musi odnaleźć złoty środek i tak pokierować swoimi wpływami, by z jednej strony nie narazić swoich dzieci i wnucząt na niebezpieczeństwo, z drugiej narzucić swoją wolę i autorytet w silnie patriarchalnym porządku społecznym, z trzeciej zadbać o dobrostan mieszkańców Briggs Landu i – z czwartej – umiejętnie wyprowadzić w pole agentów FBI, którzy od pewnego czasu uważnie przyglądają się ziemiom Briggsów starając się odkryć powiązana rodziny ze środowiskami przestępczymi.
Briggs Land to komiks bardzo naturalistyczny. Po przeczytaniu opisu na tylnej okładce spodziewałem się czegoś w rodzaju współczesnego westernu z redneckami i agentami FBI. Tymczasem jest to niemal dramat rodzinny. Oczywiście, sceny akcji, pościgów i strzelanin nie są w nim nieobecne, ale w żadnym wypadku nie stanowią głównego punktu programu. Tym jest raczej sama Grace, postać fascynująca i w będąca chyba najważniejszym powodem, dla którego warto jest się tym komiksem zainteresować. Wychowana w konserwatywnym środowisku Briggs Landu, bardzo wcześnie wydana za mąż za właściciela ziemi nie jest jednak pokorną, zahukaną i przykutą do kuchni kurą domową. Grace ma marzenia, przekonania i poczucie moralności walczące z konserwatywnym wychowaniem i tę walkę przenosi na zewnątrz, próbując uczynić życie mieszkańców (i, głównie, mieszkanek) okolicy choćby odrobinę mniej chaotycznym. W tym właśnie celu odrzuca wpływy męża na jej decyzje, trzyma w ryzach ambicje swoich synów, nie waha się przed popełnianiem aktów przemocy – wszystko to w imieniu doprowadzenia do czegoś na kształt społecznej reformy swojego latyfundium. To antybohaterka, niebudząca jakiejś wyjątkowo dużej sympatii, ale na tyle czytelnie eksponująca swoje poglądy i motywacje, by czytelnik był w stanie je zrozumieć.
Pierwszy tom serii oprócz zarysowania jej status quo prowadzi fabułę w stosunkowo interesującym kierunku (ambicje jednego z synów Grace, jej osobliwe stosunki z FBI, powiązania rodziny ze środowiskami neonazistowskimi) i rozstawia na szachownicy narracyjne pionki. Dostajemy zarys tła społecznego, kilka strzelanin, dużo dyskusji i przeciągania liny między poszczególnymi frakcjami. Największą wadą komiksu jest chyba fakt, że w zasadzie ciężko jest komukolwiek kibicować, ponieważ wszyscy bohaterowie dramatu to przestępcy niemający większych problemów z zastraszaniem, szantażami i morderstwami. Nawet Grace, choć idealistka, nie waha się przed popełnianiem aktów okrucieństwa, dla których nie ma czytelnego moralnego usprawiedliwienia. Kupiłbym to, gdyby komiks miał jakiekolwiek ambicje mówienia czegoś o moralności czy granicach etycznych. Tak jednak nie jest – Briggs Land to opowieść niemająca zbyt wielkich ambicji, scenarzysta środowisko amerykańskiej skrajnej prawicy traktuje jako atrakcyjny gimmick odróżniający komiks od innych podobnych opowieści. Może to się zmieni w kolejnych tomach, póki co jednak nie sposób nie odczuwać pewnego rozczarowania.
Komiks zilustrowany jest przez Antonio Fuso, artystę operującego bardzo naturalistyczną – a przez to bardzo pasującą do fabuły komiksu – kreską. Postaci nie posiadają hollywoodzkiej urody, kolorystyka jest bardzo stonowana – nie uświadczymy w tym komiksie wyrazistych, jaskrawych kolorów, dominują zmyte szarości i żółcie. Narracja graficzna jest powadzona kompetentnie, ale nic poza tym – Briggs Land nie zachwyca formą, tak samo jak zresztą nie zachwyca treścią. Sprawia jednak dostatecznie dużą satysfakcję z lektury, bym z czystym sumieniem mógł polecić zakup tego komiksu osobom lubującym się w rodzinnych dramatach podlanych sosem sensacyjno-gangsterskim. Briggs Land to komiks Briana Wooda, o właściwych dziełom tego scenarzysty wadach i zaletach.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz