fragment okładki, całość tutaj. |
The Pretender to dwudziesty trzeci tom serii i zarazem trzeci, którego narratorem jest Tobias. Dopiero trzecia powieść z serii poświęcona Emohawkowi – dwie poprzednie były jednymi z najlepszych dotychczas odsłon sagi Animorphs, toteż poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko. Jest to również pierwszy tom rozgrywający się bezpośrednio po nieformalnej trylogii, której bohaterem-antagonistą był David. Czy wydarzenia z trzech ostatnich książek wpłynęły jakoś na drużynę Animorphów? Dowiemy się tego w tym tomie.
Książka – tradycyjnie już – rozpoczyna się standardową introdukcją przybliżającą wszelkie fabularne detale konieczne do pełnego zrozumienia kontekstu powieści oraz streszcza najważniejsze z dotychczasowych wydarzeń. Poza tym, sam Tobias identyfikuje się w tym fragmencie powieści jako „nie człowiek”. To motyw, który powraca za każdym razem, gdy Emohawk dostaje dla siebie więcej miejsca w cyklu i, jak już kiedyś pisałem, stanowi jeden z najlepszych wątków charakterologicznych, jaki kiedykolwiek widziałem w jakiejkolwiek książce dla młodzieży. Świetne jest to, że Tobias ma świadomość swojej nieludzkości i jest z nią pogodzony. Bohater poluje – konkurując z innym myszołowem próbuje uśmiercić króliczą rodzinę, by zjeść matkę i młode na obiad. Brzmi to makabrycznie, ale taka właśnie jest Natura – nie ma w niej zbyt wiele miejsca na sentymenty. W trakcie Tobias zostaje rozproszony, a matka królicząt desperacko naciera na Emohawka, umożliwiając ucieczkę sobie i swojemu potomstwu. Strasznie podoba mi się ten fragment, ponieważ świetnie pogrywa z naszymi przyzwyczajeniami i oczekiwaniami. Z jednej strony powinniśmy kibicować Tobiasowi, dla którego brak pożywienia oznacza głodówkę, z drugiej – intuicje każą nam współczuć biednym króliczkom, nie drapieżnikowi, który chce je uśmiercić i pożreć.
Dowiadujemy się, że z Tobiasem dzieje się coś dziwnego – od kilku tygodni, za każdym razem gdy chce coś upolować w trakcie ataku jego umysł zyskuje świadomość ofiary, co mocno utrudnia mu polowania, momentami uniemożliwiając zabicie pożywienia. By zaspokoić głód Tobias pożywia się przydrożną padliną – potrąconym przez samochód martwym szopem. Czuje coś w rodzaju upokorzenia, bo jedynie stare i zniedołężniałe myszołowy muszą uciekać się do żywienia się czymś czego sami nie upolowali. Jakby tego było mało, przyłapuje go na tym Rachel. Ups. W międzyczasie dowiadujemy się, że na froncie chwilowo panuje cisza – dzieciaki po całej tej katastrofie z Davidem w roli głównej dostały odrobinę wytchnienia. Dwa dni po incydencie z króliczą rodziną Rachel rozmawia z Tobiasem o mężczyźnie podającym się za prawnika, który od kilku dni wypytuje wszystkich o Tobiasa. Jak pewnie pamiętacie – chłopiec przed uwięzieniem w ciele myszołowa był sierotą, którego dalsi krewni przerzucali między sobą jak niechcianą przesyłkę, gdy więc chłopiec zaginął, nikt specjalnie się tym nie przejmował. Aż do tego momentu, najwyraźniej. Prawnik wspominał, że kiedyś pracował dla ojca Tobiasa, teraz natomiast reprezentuje niejaką Arię, kobietę podającą się za kuzynkę Emohwka. Tobias nie kojarzy żadnej kuzynki o takim imieniu, więc oczywiście wietrzy w tym jakąś zasadzkę. Całość jednak brzmi stosunkowo logicznie – ta cała Aria zajmuje się fotografowaniem egzotycznej zwierzyny, zaś ostatnio przez dłuższy czas przebywała w Afryce i po powrocie zorientowała się, że Tobias gdzieś przepadł, wynajęła więc prawnika, który znał już jego rodzinę, by chłopca odszukać i dać mu nowy dom.
Sprawę oczywiście należy zbadać. Bohaterowie obstawiają miejscówkę, w której zatrzymał się prawnik, zaś Tobias przybiera ludzką postać i idzie spotkać się z mężczyzną. Co ciekawe, widzimy, że chłopiec odwykł już od życia w ludzkim ciele i powtórna adaptacja sprawia mu niejakie problemy – może nie aż tak spektakularne, jak w przypadku Axa, ale jednak. Rozmowa przebiega jednak bez większych zgrzytów – Aria chce się spotkać z Tobiasem. Prawnik rzuca jednak mocną bombę w trakcie rozmowy napomykając, że mężczyzna, którego Emohawk uznawał do tej pory za swojego biologicznego ojca być może nawet nim nie był. O szczegółach tej sytuacji chłopiec może dowiedzieć się jednak dopiero w dniu swoich kolejnych urodzin, gdy legalnie uzyska dostęp do dokumentu autorstwa swojego ojca. Dokument spoczywa jednak w rękach prawnika. Co więcej, chłopak nie pamięta nawet daty swoich urodzin. Urodziny to coś, co obchodzą ludzie – Tobias człowiekiem nie jest. Chłopak jest oczywiście zdetonowany tymi rewelacjami, na tyle że nie zauważa, iż ma ogon – mężczyznę w garniturze, który śledzi go po wyjściu z budynku, w którym rozmawiał z prawnikiem. Na szczęście patrolujący sytuację z powietrza Jake go ostrzega, więc sytuacja szybko zostaje rozwiązana i Emohawk nie musi nawet się morphować, by zgubić śledzącego go człowieka.
Żeby poukładać sobie jakoś całą tę sytuacje w swojej głowie, Tobias leci do ukrytej doliny, w której mieszka parka Hork-Bajirów, którą wraz z Ellimistem ukryli przed Yeerkami (tom The Change) i w której urządzili coś na kształt azylu dla kosmitów wyzwolonych spod kontroli porywaczy ciał. Wspomniana parka dorobiła się zresztą córeczki, którą na część swego wybawcy nazwała imieniem Toby, a która dysponuje unikalnymi, acz bliżej niesprecyzowanymi mocami przepowiadania przyszłości. Mieszkańcy tego miejsca proszą Tobiasa o pomoc – jedno z dzieci opuściło azyl i zgubiło się, Emohawk musi więc je odnaleźć. Co więcej, okazało się, że mieszkańcy doliny znają położenie jednego z basenów Yeerków, na który zamierzają przypuścić szturm, by wyzwolić przynajmniej część swoich pobratymców. Toby tłumaczy Tobiasowi, że Hork-Bajirowie lękają się, iż po wygranej wojnie z Yeerkami ludzie najzwyczajniej w świecie zniewolą ich ponownie. Po tym, jak zaufali Andalitom, którzy zawiedli ich oczekiwania i nie obronili rasy Hork-Bajirów przed Yeerkami, naprawdę trudno ich winić. Interesujące jest podejście Emohawka do całej tej sytuacji – dość szybko akceptuje emancypacyjne ambicje mieszkańców doliny. Może to tylko moja interpretacja, ale odnoszę wrażenie, iż jest to rezultatem faktu, że Tobias nie utożsamia się już z ludzką rasą. W drodze powrotnej chłopak postanawia zapolować i powtarza się cała ta sytuacja z niemożnością uśmiercenia ofiary.
Następnego dnia dzieciaki omawiają całą tę sytuację w stodole na farmie rodziców Cassie. Pojawia się tam bardzo fajna scena, w której Marco w żartach obejmuje Rachel, co budzi odruchową zazdrość Tobiasa. Nawet nie chodzi mi o shipingowe implikacje, bo jego zazdrość motywowana jest faktem, że jego cielesność nie pozwala mu na coś podobnego – wracamy zatem do motywu ułomności Emohawka. Animorphy dobierają się w pary i ruszają na poszukiwanie zaginionego dziecka oraz – symultanicznie – badanie sprawy tajemniczej krewnej Tobiasa. Tobias czuje się niekomfortowo, ponieważ jest w parze z Rachel, która wcześniej widziała, jak pożywiał się padliną. Co więcej sposób, w jaki Emohawk opisuje morphowanie dziewczyny… robi to niemal w kategoriach erotycznych. Tak, wiem, wychodzi ze mnie teraz shiper fangirl, ale jest to tak sugestywny fragment, że naprawdę trudno jest mi go interpretować w inny sposób. Oboje lecą w pobliże hotelu, w którym zatrzymała się domniemana kuzynka Tobiasa i obserwują ją przez jakiś czas. Aria opuszcza hotel i jedzie taksówką do przydrożnego mini-zoo. I tu następuje stopienie się obu głównych wątków opowieści, bo we wspomnianym mini-zoo pojawił się nowy okaz – dziwaczna humanoidalna istota a.k.a. zaginione dziecko z azylu Hork-Bajirów.
Bohaterowie ponownie spotykają się, by omówić sytuację… właśnie sobie uświadomiłem, że lwią część Animorphs zajmuje nie dynamiczna akcja, tylko długie dyskusje, jak należy postąpić. Nie, żeby mi to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – przywykłem bowiem do bohaterów popkulturowych, który najpierw robią, a dopiero potem myślą (ehm, ehm, Harry Potter ehm, ehm), więc taki zabieg jest czymś bardzo odświeżającym. W każdym razie postanawiają odbić dzieciaka, ale zachowując pełną ostrożność, po czym kończą dyskusję i biorą się za wspólne odrabianie lekcji – moment normalności w ich pokręconym życiu. Akcja przebiega w miarę sprawnie, przynajmniej do momentu, w którym na arenę wydarzeń wkraczają ludzcy nosiciele Yeerków również wysłani po to, by przechwycić małego kosmitę. Rozpoczyna się regularna bitwa, do której po chwili dołącza Visser Trzy. W ferworze walki Tobias (w morphie Hork-Bajira) wypuszcza z rąk dzieciaka. Animorphy uciekają – przewaga, jaką ma wróg jest zbyt miażdżąca, by zrobić cokolwiek innego, niż zarządzić odwrót.
Tobias rozpacza, angstuje i generalnie robi wszystkie te rzeczy, przez które fandom określa go mianem Emohawka. W pewnym momencie rozważa nawet transformację w człowieka, przekroczenie dwugodzinnego limitu morpha i dobrowolne zakleszczenie się w ludzkim ciele. Od niewesołych myśli odciąga go Ax, który proponuje Tobiasowi wznowienie dochodzenia w sprawie Arii. Obaj obserwują ją w trakcie incydentu, w którym domniemana kuzynka Emohawka ratuje małą dziewczynkę przed wpadnięciem pod samochód. Tobias dochodzi do wniosku, że żaden Kontroler nie postąpiłby w taki sposób, można więc wykluczyć opcję, że cała ta sprawa z Arią jest zasadzką. Jakiś czas później Tobias rozmawia z Rachel, która przekazuje mu ustalenia z ostatniej narady – Jake podejrzewa, że Yeerkowie spróbują wykorzystać dziecko Hork-Bajirów jako przynętę do zwabienia w zasadzkę resztą wyzwolonych kosmitów i dlatego umieszczą je w placówce, którą mają zamiar zaatakować mieszkańcy azylu. To… trochę naciągane podejrzenie, bo taka konkluzja zakłada, iż Yeerkowie wiedzą o planach Hork-Bajirów z doliny, choć to raczej mało prawdopodobne… ale mniejsza z tym. Rozmowa schodzi na dziwne zachowanie Tobiasa i mamy dość emocjonującą kłótnię, w trakcie której Emohawk musi na nowo przemyśleć swoją tożsamość – kim jest? Nigdy nie będzie stuprocentowym myszołowem. A nie chce stać się na powrót stuprocentowym człowiekiem, bo z jego punktu widzenia bycie człowiekiem ssie i nie ma co się mu dziwić. Z drugiej strony wiemy, że Rachel przeszkadza, iż nie może przytulić Tobiasa, że ich romantyczna relacja (o której Rachel mówi tak otwarcie, że bardziej się nie da) jest niemal niemożliwa, jeśli na przeszkodzie stać będzie jego brak człowieczeństwa oraz ludzkiej cielesności. Wskutek tej rozmowy Tobias bije się z myślami – a raczej jest przez nie bity – do tego stopnia, że przerywa dyskusję i odlatuje. Gdy po raz kolejny nie może zdobyć się na uśmiercenie ofiary, postanawia, że po zakończeniu całej tej afery z Hork-Bajirami rezygnuje morphowania i wraca do permanentnego bycia ludzką istotą.
Rankiem Animorphy spotykają się z Hork-Bajirami w ich dolinie. Po krótkiej dyskusji z Toby decydują się na połączenie sił i frontalny atak na placówkę Yeerków, nawet jeśli zagubiony dzieciak miałby ucierpieć wskutek tego posunięcia. Cassie oczywiście się temu sprzeciwia, ale zostaje przegłosowana. Bohaterowie korzystają z faktu, iż doskonale zdają sobie sprawę z zasadzki, by przechytrzyć wroga – dają się złapać, jednak w odwodzie trzymają wsparcie. Wszystko idzie zgodnie z planem, a bohaterowie dodatkowo wysadzają wielkie działo, które Yeerkowie z jakiegoś powodu wybudowali w swojej tajnej placówce. Przepraszam, czy ja właśnie napisałem „wszystko idzie zgodnie z planem”? Oczywiście to z mojej strony pomyłka – wszystko się wali, w momencie, w którym na arenę wydarzeń przybywa Visser Trzy. Pod postacią kobiety, którą Tobias zna jako Arię. Emohawk to dostrzega, uświadamia sobie, że jego szansa na normalne życie była tylko kłamstwem, przez co dostaje epickiego ataku angstu.
Po walce Tobias spotyka się z adwokatem i „Arią”. Wie, że musi to zrobić – skoro Visser urządził tę zasadzkę, oznaczało to, iż przynajmniej podejrzewał, że Tobias jest Animorphem. Do tej pory Yeerkowie byli przekonani, że partyzanci są andalickimi rozbitkami na planecie, ponieważ nikt inny nie był w stanie się morphować. To dało naszym ludzkim dzieciakom względne bezpieczeństwo. To się jednak zmieniło – Visser dopuszcza opcję, że rebeliantami są ludzie i zaczyna tych ludzi szukać. Z jakiegoś powodu na jego liście podejrzanych znalazł się Tobias. Jeśli Emohawk nie spotka się z adwokatem, to podejrzenie zyska potwierdzenie – dlatego chłopiec musi zachowywać się tak, jakby nie był świadom zasadzki. Adwokat odczytuje wiadomość, jaką prawdziwy ojciec Tobiasa zostawił w jego posiadaniu. Dowiadujemy się, że Elfangor był prawdziwym ojcem Emohawka… zaraz, co?
Poważnie?
Przysięgam, że po przeczytaniu tego fragmentu musiałem cofnąć się kilka linijek i przeczytać to jeszcze raz. Elfangor – Andalita, który w pierwszym tomie cyklu dał piątce głównych bohaterów moce morphowania – przez pewien czas mieszkał na Ziemi pod postacią człowieka, odstawił kapitana Kirka i spłodził dzieciaka z mieszkanką naszej planety. Potem najwyraźniej uznał, że o ile ludzki seks jest świetny, o tyle wychowywanie ludzkiego bękarta już niekończenie, więc wrócił na wojnę z Yeerkami, uprzednio wymazując pamięć swojej kochance i skazując swojego syna na osierocenie. Ktoś tu wyraźnie ściga się o miano Najgorszego Taty Wszechczasów. Dla uczciwości – narracja implikuje, że Elfangor nie miał zbyt wielkiego wyboru i musiał wrócić do armii, ale nie to jest dla mnie największym problem, tylko taki potężny skok przez rekina. O ile już wcześniej Tobias niebezpiecznie zbliżał się do granicy, za której zaczyna się merysujkowość, o tyle w tym momencie ją przekroczył. W następnym tomie okaże się, że jest Jezusem albo kimś w tym stylu? Samo prawdopodobieństwo, że Elfangor jest ojcem Tobiasa mocno nadwyręża mój kołek do zawieszenia niewiary. Kupiłbym to bez większych oporów… gdyby ten zabieg był wykorzystany do pogłębienia postaci Emohawka. A nie jest. To znaczy pozornie, jasne, może się wydawać, że ujawnienie pochodzenia Tobiasa wpłynie na jego poczucie tożsamości, relacje z innymi postaciami… tyle tylko, że tak nie jest. Literalnie nic nie zmienia się w ojej percepcji postaci Tobiasa, a cały ten wybieg wygląda raczej jak pusta i koniec końców niepotrzebna próba uczynienia go jeszcze fajniejszym, bez głębszego przemyślenia, czy tak będzie w istocie.
Ale wróćmy do fabuły. Tobias akceptuje swoją dwoistą naturę, zabija w końcu tego nieszczęsnego królika, przedtem jednak pobiera jego morpha i zmienia się w niego, by zaopiekować się jego króliczym potomstwem. Nie do końca pojmuję, jaki to ma sens i mam takie nieprzyjemne wrażenie, że autorka próbuje w ten sposób przemycić swoje naiwne, pseudoekologiczne poglądy do narracji, jak to zazwyczaj robić w książkach poświęconych postaci Cassie. W każdym razie – powieść kończy się, w standardowo słodko-gorzki sposób.
Powiem tak – to byłby znakomity tom, gdyby nie końcówka. Jeśli nie przeszkadza Wam ten końcowy zwrot fabularny, prawdopodobnie uznacie The Pretender za świetną książkę, bo jest w niej masa rzeczy, za którą można ją pochwalić – wartka, interesująca fabuła, odpowiednie stopniowanie napięcia, rozbudowa i pogłębienie relacji między niektórymi bohaterami, naprawdę dobre dialogi i kilka emocjonujących scen akcji. Problemem – poza tym nieszczęsnym twistem z końcówki – jest natomiast fakt, że Tobias momentami naprawdę mocno angstuje, co zamiast współczucia budzi irytację. Do tej pory autorce zawsze udawało się utrzymać ten aspekt w narracyjnych ryzach, co dało rezultat w znakomicie zarysowanej, wielowymiarowej postaci. W tym przypadku coś jednak nie wyszło. Nie ma tragedii, jednak pewna granica została przekroczona i ta ciągła rozpacz Tobiasa przestała robić na mnie takie wrażenie, jaki robić powinna i jakie robiła jeszcze kilka tomów temu. Generalnie dostaliśmy za to bardzo fajną książkę, choć nie bez wad.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz