fragment okładki, całość tutaj. |
Monika Błądek to w polskim światku fantastyki przypadek interesujący. W dwa tysiące trzecim roku autorka debiutowała wydaną samodzielnie powieścią Cień Tora-Kardar w zamierzeniu będącą pierwszym tomem cyklu fantasy. Były to czasy, gdy self-publishing był w naszym kraju zjawiskiem stosunkowo egzotycznym i nie kojarzył się jeszcze tak mocno z literacką tandetą, której nie zdecydowały się opublikować żadne poważne wydawnictwa książkowe – z tego też względu Cień Tora-Kardar traktowany był na równi z publikowanymi podówczas książkami z Fabryki Słów, Runy et consortes, a zatem i mierzony tą samą miarką. Miarką do której nie dorastał i po dziś dzień wypominany jest autorce jako koncertowa porażka i powód do wieczystego wstydu.
Gdy usłyszałem o tym, że Błądek, po szesnastu latach milczenia, powraca z nową książką – tym razem pod szyldem tradycyjnego wydawnictwa – uznałem, że wypominanie jej wpadki sprzed lat, niezależnie od tego jak spektakularnej, jest zwyczajnie nieuczciwe. Minęła w końcu ponad dekada, w czasie której pisarka mogła dopracować swój warsztat, nauczyć się czegoś na własnych błędach i stworzyć tekst, który nie będzie dla niej żadnym powodem do wstydu. Ostatecznie każdy zasługuje przecież na drugą szansę. Dlatego postanowiłem przyjąć egzemplarz recenzencki Glorii, powieść przeczytać i uczciwie ją ocenić, nie oglądając się na żadne zaszłości – nie czytałem Cienia Tora-Kardar, więc sięgając po najnowsze dzieło autorki nie byłem do niej w żaden sposób uprzedzony. Eksperyment okazał się… nie powiem, że rozczarowujący, bo mimo wszystko nie miałem wobec tej książki żadnych sprecyzowanych oczekiwań, które mogłaby zawieść. Tym niemniej, nie jest to powieść, którą poleciłbym komukolwiek.
Fabuła – a przynajmniej sama jej konstrukcja – nie jest zła. Błądek wyraźnie wie, jaką historię chce opowiedzieć i konsekwentnie realizuje swój plan. Jest zagadka, cel, kilka postaci mających swoje tajemnice, określona sytuacja, w której muszą odnaleźć się bohaterowie i konkluzja, do której to wszystko zmierza. Gorzej jest niestety z wykonaniem, bo autorka zwyczajnie nie potrafi zainteresować napisaną przez siebie opowieścią. Choćby kreacja świata przedstawionego – rozpad Unii Europejskiej, wojna z Rosją, Ukraina zmieniona w wypaloną do gołej ziemi strefę śmierci, Paryż w płomieniach (choć nie wyrażono tego wprost, narracja sugeruje, że taki stan rzeczy jest rezultatem porażki polityki multi-kulti), a Polska stała się siedliskiem prawicowych ekstremistów. Rozumiem, że Błądek chciała w ten sposób nawiązać do współczesnych lęków społecznych, ale robi to z wdziękiem słonia w składzie porcelany i nie zdobywa się na minimum innowacyjności. Przez to bardzo trudno tę jej dystopiczną przyszłość brać na poważnie, bo trochę za bardzo przypomina rozhisteryzowane posty znajomych moich znajomych z Facebooka. Z drugiej strony udało jej się – w znacznej mierze – uniknąć tego, czego bałem się najbardziej, czyli stereotypowego, ksenofobicznego przedstawienia mniejszości etnicznych. Muzułmanie w Glorii są sportretowani jak ludzie, w dodatku istotni fabularnie wyznawcy islamu są postaciami pozytywnymi. Są też niestety równie papierowi charakterologicznie, co reszta obsady, ale to już inny problem.
Główna bohaterka jest strasznie irytująca – siedemnastoletnia Gloria bez przerwy pakuje się w kolejne kłopoty, w swoich obserwacjach często zatrzymuje się na najbardziej powierzchownych wrażeniach i zdarza jej się manipulować innymi jedynie dla własnej satysfakcji. Jasne, jest nastolatką, więc takie zachowania są przynajmniej częściowo wytłumaczalne, ale w ciągu całej powieści jej charakter w ogóle się nie rozwija. Mimo faktu, że właściwy jej upór i przekora co najmniej kilka razy niemal kończą się jej śmiercią, Gloria nie uczy się na swoich błędach i nadal postępuje nieodpowiedzialnie. Jest to o tyle widoczne, że pod koniec inni bohaterowie traktują ją, jakby zmieniła się na lepsze – ale z samej treści książki nijak to nie wynika. Szczególnie zabawnie wypadają sceny, w których któreś z opiekunów Glorii chwali ją za inteligencję i spostrzegawczość… za mówienie na głos rzeczy, które są zwyczajnymi obserwacjami i nie wymagają ze strony bohaterki żadnej myślowej pracy. Co gorsza, dziewczyna nie dokonuje niemal niczego, co w jakikolwiek sposób popchnęłoby fabułę do przodu – cała powieść polega na tym, że postaci drugoplanowe holują ją przez pół Europy chroniąc przed tajemniczymi osobnikami próbującymi pozbawić dziewczynę życia.
Autorka poświęca masę czasu na opisywanie scen, które nie mają żadnego znaczenia dla dalszej fabuły, nie dodają niczego interesującego do relacji między postaciami, ani nawet nie są ciekawe same w sobie. To sprawia, że książka jest przegadana. Powieść podzielona jest na trzy części po jedenaście rozdziałów każda i niestety wydarzenia są bardzo źle zbalansowane, bo w tej środkowej dzieje się bardzo niewiele kluczowych dla przebiegu wydarzeń rzeczy. To sprawia, że fabuła po prostu w pewnym momencie się zatrzymuje i rusza dopiero sto stron dalej. Co się dzieje w międzyczasie? Długie i ekstremalnie nieciekawe opisy perypetii Glorii chodzącej do polskiej szkoły, nabywającej nowe znajomości… najbardziej boli fakt, że „polski” etap powieści nie wnosi do fabuły niemal niczego istotnego. Czy umiejętność jazdy konnej przydała się jakoś Glorii w jej dalszych przeżyciach? Nie. Relacje, jakie nawiązała wpłynęły na jej zachowanie? Też nie. Zdecydowana większość wydarzeń ze środkowych partii Glorii nie służy absolutnie niczemu. Dialogi są po prostu bolesne – albo przesadnie kolokwialne i przez to nienadające się do czytania, albo wręcz przeciwnie, autorka wkłada bohaterom w usta zdania wielokrotnie złożone, które brzmią strasznie sztucznie. To chyba największa wada Glorii. Tego się momentami nie da czytać.
Poza wątkiem dystopiczno-fantastycznym (bo w całość wmieszani są jeszcze kosmici) mamy oczywiście również motyw romansowy. Gloria od samego początku otoczona jest grupą zabójczo przystojnych i opiekuńczych mężczyzn. Spośród nich wyróżnia się Asłan, tajemniczy Czeczen o niejasnej przeszłości i powiązaniach z nieżyjącymi rodzicami głównej bohaterki. Męski harem poszerza się później o przystojnego narodowca i – jeszcze trochę później – o przystojnego kosmitę. Żadna z tych relacji nie jest szczególnie interesująca. Czy też raczej – w teorii i na papierze są one całkiem nieźle pomyślane, a poszczególni panowie mają jakąś szczątkową charakteryzację i dowiadujemy się o ich życiowych doświadczeniach tyle, by uwierzyć w problematyczność wchodzenia z nimi w bliższe relacje. W praktyce jednak to nie wychodzi tak, jak powinno. Głównie dlatego, że momentami bardzo mocno czuć, iż bohaterowie podążają nie za swoją ustaloną charakteryzacją, tylko zaplanowanym przez autorkę torem wydarzeń. Poza tym te okropne dialogi zabijają całą potencjalną chemię pomiędzy postaciami. Reszta postaci drugoplanowych to chodzące rekwizyty, a nie pełnokrwiści bohaterowie i bohaterki. Siostra Glorii chociażby, która opisana jest właściwie jedną cechą. Albo jej mąż, który nie dostał nawet tego i jest w zasadzie tylko imieniem. To z kolei sprawia, że powieść jest strasznie gloriocentryczna – fabularnie wszyscy istnieją tylko dla bohaterki, poprzez bohaterkę i rozpatrywani są jedynie w kontekście relacji z nią. Jeśli ktoś ma jakieś własne sprawy, to tylko po to, by Gloria mogła w nie wsadzić nos. Częściowo jest to usprawiedliwione faktem, iż narratorką powieści jest jej protagonistka (więc to oczywiste, że patrzymy na świat jej oczyma), ale takie podejście drażni podwójnie, bo główna bohaterka jest – jak już pisałem wyżej – bardzo denerwująca i nie mamy w zasięgu narracji żadnej innej pełnokrwistej postaci, z którą moglibyśmy sympatyzować.
Koniec końców Gloria to powieść słaba. Nie jest jednak tragicznie słaba – lektura tej książki nie sprawiła mi wprawdzie żadnej przyjemności, ale i nie wyrządziła wielkiej krzywdy. Jeśli ktoś planował zakup Glorii licząc na zdrożną przyjemność obcowania z literaturą tak złą, że aż dobrą – to się rozczaruje. Na moim blogu bardzo często omawiam książki i inne teksty kultury, co do których nie mam pewności, dla kogo zostały one stworzone. Tutaj sprawa jest prosta – Gloria to powieść dla młodych nastolatek płci żeńskiej, które nie mają zbyt wielkiego doświadczenia z literaturą. Im ta książka – stanowiąca zresztą pierwszy tom cyklu powieściowego – ma szansę się spodobać. Reszcie z czystym sumieniem odradzam.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz