fragment grafiki autorstwa AdoobibullTwin4, całość tutaj. |
Ciekawy zwierz, ten 9. Narodził się jako niema, krótkometrażowa animacja zrealizowana w ramach projektu studenckiego, która okazała się na tyle dobra, że została nominowana do Oscara w kategorii Najlepszy Krótkometrażowy Film Animowany. I pewnie na tym by się skończyło, gdyby nie obejrzał jej Tim Burtom, który tak bardzo zachwycił się produkcją Shane’a Ackera, że postanowił wyprodukować rozbudowaną, pełnometrażową wersję 9. Do współpracy zaprosił Timura Bekmambentova, który miał czuwać nad debiutującym w roli reżysera Ackerem. Film ukazał się dziewiątego września 2009 roku i cieszył się w najlepszym razie umiarkowaną popularnością - dość szybko o nim zapomniano. Według mnie niesłusznie, bo przy wszystkich swoich wadach 9 to perełka, o której warto pamiętać i do której chętnie się wraca. Ostrzegam przed bardzo grubymi spoilerami - jest to notka dla osób, które już ten film widziały i rozważają ewentualny drugi seans. Już teraz mogę zapewnić, że jak najbardziej warto.
Przede wszystkim ten film wygląda doskonale. Animacja stoi na naprawdę wysokim poziomie - szczególnie widać to w świetnie zrealizowanych, dynamicznych scenach akcji, w których dzieje się dużo i szybko, ale na szczęście nie na tyle dużo i nie tak szybko, żeby zdezorientować widza. Modele postaci i otoczenia są bardzo szczegółowe - szmacianki mają bardzo fajne, zróżnicowane projekty. Animatorzy przyłożyli dużą wagę do najdrobniejszych detali, takich jak faktura materiału, z którego zostały zrobione, szwy, mechaniczne dłonie i drewniane stopy oraz przedmioty użytku codziennego zaadaptowane przez bohaterów jako ekwipunek. Podobnie polujące na pacynki maszyny, skonstruowane z nici, materiału, kości i metalu, zadziwiają swoimi projektami zarówno na poziomie koncepcyjnym (maszyna, która porwała 7 i 8 w drugiej połowie filmu), jak i estetycznym (maszyna w kształcie pterodaktyla). Za to film ma ode mnie gigantyczny plus. Podobnie jak za projekty otoczenia - zrujnowane laboratorium Naukowca zasnute różnymi papierami i drobiazgami, przerażająca fabryka, w której przebudzona Sztuczna Inteligencja urządziła sobie leże, biblioteka, ruiny katedry… wszystko wygląda po prostu przepięknie i aż żal, że przez większość filmu fabuła gna na złamanie karku, nie pozwalając widzowi w pełni nacieszyć się tymi graficznymi łakociami.
Właśnie, fabuła. Generalnie nie jest to jakoś wyjątkowo idiotyczny scenariuszowo film (przynajmniej w porównaniu z większością współczesnych blockbusterów), choć naprawdę lepiej nie zastanawiać się zbyt mocno nad logiką niektórych wydarzeń. Choćby kwestia planu, jaki miał Naukowiec na pokonanie stworzonej przez siebie sztucznej inteligencji. Mimo usilnych starań nie potrafię powiedzieć, po co właściwie stworzył szmacianki, skoro rozwiązaniem problemu było wystawienie maszyny na działanie sporządzonego wcześniej talizmanu. Dało się to zrobić, szczególnie, że w chwili tworzenia pacynek ludzkość jeszcze istniała (widzimy retrospekcję z pacynkami szukającymi schronienia w trakcie walk ruchu oporu z maszynami). Można argumentować, że zniszczenie sztucznej inteligencji było tylko częścią planu, a prawdziwym przeznaczeniem talizmanu jest przywrócenie planecie życia - w filmie dość silnie zasugerowano, że maszyny zniszczyły całe ziemskie życie biologiczne na poziomie komórkowym, ale… to się zdarzyło dopiero PO tym, gdy Naukowiec stworzył szmacianki. Właściwie każda hipoteza ma jakieś dziury albo sprzeczności - odnoszę wrażenie, że sami twórcy nie bardzo wiedzieli, co konkretnie chciał osiągnąć Naukowiec, potrzebowali tylko jakiegoś wytłumaczenia dla istnienia szmacianek i czegoś, co będzie popychać fabułę do przodu. Szkoda, że nie zadbali przy tym o klarowność intrygi.
Dla przeciwwagi dodam, że film naprawdę nieźle radzi sobie z żonglowaniem dość liczną obsadą - każda ze szmacianek odróżnia się wyglądem charakterem, każda ma też do odegrania jakąś rolę w fabule. Największym mankamentem jest chyba główny bohater, tytułowy 9. Mam tu na myśli przede wszystkim jego kompletnie idiotyczne zachowanie skutkujące przebudzeniem sztucznej inteligencji, co w konsekwencji kosztowało życie większość bohaterów filmu. Był to bardzo ordynarny, słabo uzasadniony wytrych fabularny, który może i zainicjował łańcuch efektownych zdarzeń, ale też sprawił, że już pod koniec pierwszego aktu 9 traci większość sympatii widza. W dodatku bardzo trudno jest uwierzyć, że po tym wydarzeniu szmacianki tak szybko zaczynają być lojalne wobec 9 (choć, z drugiej strony, alternatywa - czyli poddanie się władzy 1 - nie była jakoś specjalnie atrakcyjniejsza). Jasne, wcześniej pokazano, że 9 ma bardzo ciekawską naturę i skłonny jest do nieprzemyślanych, a ryzykownych działań - scena, gdy 2 powstrzymuje go przed roztrzaskaniem pocisku karabinu maszynowego - co poniekąd tłumaczy jego nieprzemyślane zachowanie, ale nie eliminuje to problemu, jakim jest niechęć widza do głównego bohatera.
Interesujący jest natomiast wątek 1, bo to chyba jedyna obok 9 postać, która ewoluuje w trakcie filmu (z ewentualnym wyjątkiem 5). 1 został stworzony na samym początku, jest zatem najstarszy i najbardziej doświadczony ze wszystkich szmacianek. Zaczyna jako autorytarny konserwatysta, który przewodzi pozostałym i w dużej mierze podporządkowuje ich sobie. By zachować przywództwo i utrzymać szmacianki w ryzach zdolny jest nawet poświęcić innych - jak wtedy, gdy skazuje 2 na wygnanie z powodu konfliktu pomiędzy nimi (2 postulował za aktywną walką z maszyną polującą na bohaterów, w czasie gdy 1 wolał przeczekać). Wszystko w imię utrzymania porządku i dyscypliny. Trudno uznać go za postać immanentnie złą czy niegodziwą - 1 obrał pewną strategię przetrwania i konsekwentnie się jej trzymał. W czasie trwanie filmu powoli traci swój autorytet i władzę. Jest to symbolizowane utratą jego ekwipunku - berła, peleryny i mitry, insygniów władzy, z którymi musi się rozstać, by przeżyć. Ostatecznie 1 poświęca się, by uratować 9, czym dowodzi, że nie jest tchórzem (co 9 zarzucił mu w pewnym momencie), ani tyranem. To chyba najciekawsza - choć zarazem najmniej sympatyczna - postać w całym filmie i bardzo fajnie, że taki wątek się w nim znalazł.
Pozostałe szmacianki mają już znacznie mniej rozbudowane osobowości. 2 ma duszę odkrywcy i bardzo ciepłą osobowość, 3 i 4 to pocieszne nieme bliźnięta z obsesją na punkcie zdobywania i katalogowania wiedzy, 5 jest nieco bierny, ale odważny i lojalny wobec przyjaciół, 6 to introwertyk kierujący się instynktem, 7 jest badassem, a 8 to brutal ślepo posłuszny rozkazom 1. Każda z tych postaci dostała kilka scen dla siebie - akurat tyle, by wyeksponować ich osobowości i sprawić, że widz nawiąże z nimi jakąś emocjonalną relację. I to się naprawdę udało - śmierć każdej ze szmacianek przyprawiła mnie o drżenie serca. Szczególnie, że proces wyrywania im duszy jest tak obrazowy i dosłowny, że trudno nie poczuć ciarek na plecach. Jedyne czego mi brakowało - i to jest chyba największa wada całego filmu - to więcej scen interakcji pomiędzy postaciami, dzięki którym udałoby się uprawdopodobnić część zwrotów akcji. Choćby to, jak 9 przekonuje 5 do próby uratowania 2 porwanego przez mechaniczne monstrum. W filmie dzieje się to bardzo szybko i pozostawia pewien niedosyt. W ogóle ten film jest o wiele za krótki i o wiele za szybki. Odnoszę wrażenie, że wycięto z niego wszystko z wyjątkiem tego, co było absolutnie niezbędne do stworzenia w miarę logicznego filmu, jak gdyby twórcy bali się, że widz uśnie, jeśli co pięć minut nie zostanie uraczony jakąś widowiskową sceną akcji. Widać to szczególnie w niektórych scenach przeskoków czasowych, które bywają tak niespodziewane, że mija dobrych klika sekund, zanim widz zorientuje się, że zmieniło się miejsce akcji. Kilka dłuższych ujęć nie tylko nikomu nie zrobiłyby krzywdy, ale też pozytywnie wpłynęłyby na tempo filmu. Szczególnie - jak już pisałem wyżej - w tych przecudnych lokacjach, w których toczy się akcja.
Przejdźmy w końcu do tego, na co ja, jako mistyk popkulturowy, zwracałem największą uwagę - motywy spirytualne. W 9 jest tego zaskakująco dużo - same szmacianki to nic innego, jak homonkulusy stworzone z fragmentów duszy Naukowca. Pojawiają się odniesienia do Paracelcusa, klasycznej średniowiecznej alchemii, motywy kabalistyczne, chrześcijańskie (wygląd 1 przywodzi na myśl biskupa, pierwszą kryjówką bohaterów była stara katedra) oraz wątek konfliktu magii i nauki. Szmacianki, jako homonkulusy, są wytworem magii - maszyny są dziećmi nauki. W dodatku dziećmi ułomnymi, niekochanymi, skrzywdzonymi - widzimy to w archiwalnych nagraniach, gdzie sztuczna inteligencja jest zmuszona do tworzenia broni i zabijania - pożądającymi dusz (czyli pierwiastka spirytualnego) dla siebie, odbierając go szmaciankom. Acker nie demonizuje nauki, raczej stara się wykazać jej niedoskonałość i potencjał destruktywny. Dopiero zwrócenie się ku duchowości - stworzenie magicznych szmacianek - przywraca równowagę i daje nadzieję na odrodzenie się życia na Ziemi.
A zatem - to jest naprawdę bardzo dobry film. Cierpi na naciągany scenariusz, słabe dialogi (na szczęście nie ma ich wiele - Acker preferuje opowiadanie obrazem, co zdecydowanie wychodzi filmowi na zdrowie) i kilka dziur fabularnych, ale w trakcie seansu w zasadzie się o tym nie myśli. 9 to bardzo ponury obraz i - mimo braku krwi oraz przekleństw - jedna z najbrutalniejszych rzeczy, jaka kiedykolwiek otrzymała kategorię wiekową PG-13. Szczęściem nie jest to brutalność dla samej brutalności - film opowiada niewesołą, ale trzymającą w napięciu i chwytającą za serce opowieść, do której naprawdę warto było wrócić.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz