sobota, 31 maja 2014

Mój problem z Orphan Black

fragment grafiki autorstwa Asenath23, całość tutaj.

Nie, spokojnie – nadal kocham Orphan Black. Uwielbiam Tatianę Maslany i jej aktorskie popisy, uwielbiam dynamiczną fabułę, przesympatyczne bohaterki, barwny drugi plan i tak dalej. Jasne, Orphan Black jest na wskroś głupkowaty, na bakier z logiką i zdrowym rozsądkiem, ale jakoś nie przeszkadza mi to w cieszeniu się nim. Konwencja sensacyjnej bajki w sosie science-fiction tłumaczy większość głupotek, poza tym wiele z nich da się przełknąć bez bólu, a niektórych wręcz się nie zauważa. Jest jednak pewien kardynalny błąd, który – począwszy od finału pierwszego sezonu – powoduje, że w Orphan Black NIC nie ma sensu. To fabularna wada konstrukcyjna, która właściwie kompletnie uniemożliwia mi zawieszenie niewiary, przez co kolejne epizody ogląda mi się źle. Widzę miotanie się wszystkich bohaterów na ekranie i ręce mi opadają, ponieważ na wszelkie ich bolączki istnieje naprawdę proste rozwiązanie – ale wszyscy jakby uwzięli się je ignorować. Oczywiście ostrzegam przed spoilerami z obu sezonów, które w notce będą obecne. Ale to się chyb rozumie samo przez się.

Na początek krótkie przypomnienie. Końcówka ostatniego odcinka pierwszego sezonu Orphan Black pokazuje nam – pominąwszy cały fabularny miszmasz rozgrywający się w międzyczasie – jak Sarah, główna bohaterka serialu, decyduje się pójść na ugodę z korporacją Dyad, która odpowiedzialna jest za urodzenie jej oraz jej bliźniaczek-klonów. W ostatnim momencie dowiaduje się od Cosimy, że w jej kodzie genetycznym zaszyfrowano informację o tym, że kod genetyczny jej i pozostałych klonów został opatentowany, co sprawia, że wszystkie one i tak należą do korporacji niezależnie od tego, na jaką ugodę zgodziłaby się Sarah. Sprawia to, że bohaterka ucieka ze swoją córką i zaczyna się ukrywać przed ścigającymi ją pachołkami Dyadu.

Zacznijmy od początku. Przede wszystkim – nie można po prostu podpisać się pod jakimś wynalazkiem i liczyć, że będzie to respektowane przez prawo. Tryb patentowy to długi i złożony proces – w USA trwa to około osiemnastu miesięcy, w czasie których wniosek jest uważnie rozpatrywany pod kątem jego prawomocności. Klonowanie ludzi jest nielegalne. Koniec, kropka. „Podpis” złożony przez Dyad w genomie Sarah et consortes wskazuje na to, że instytucja rości sobie prawo do wszystkich wyprodukowanych przez siebie klonów, a nawet ich ewentualnego potomstwa. To przecież absurdalne – szaleństwem byłoby mieć nadzieję na to, że jakikolwiek cywilizowany rząd będzie respektował roszczenia, których założenia są równoznaczne z niewolnictwem. Zwłaszcza w takim kraju jak Stany Zjednoczone Ameryki Północnej (albo w Amerykanadzie, gdzie najwyraźniej toczy się akcja serialu), w którym niewolnictwo i jego reperkusje są narodową traumą, której echa pobrzmiewają jeszcze do dnia dzisiejszego. Cudownie byłoby oglądać rozprawę sądową, w której prawnicy Dyadu starają się przekonać ławę przysięgłych, że klony nie są ludźmi. Jakakolwiek próba podważenia człowieczeństwa bohaterek serialu tylko jeszcze bardziej pogrążyłaby korporację. To, że przytłoczona sytuacją Sarah nie zrozumiała implikacji płynących z faktu posiadania „podpisanego” DNA byłbym w stanie jeszcze kupić. Ale Cosima? Doktorantka ewolucyjnej biologii rozwoju, która z pewnością miała na wykładach choćby ogólny zarys prawnych ograniczeń nałożonych na tę gałąź nauki? To się przecież kompletnie nie trzyma kupy.

Od tego momentu cała intryga w Orphan Black właściwie straciła sens, wystarczyłoby bowiem, że klony gromadnie udałyby się do mediów albo przedstawicieli prawa i opowiedziały swoją historię. Ten pierwszy wariant byłby nawet skuteczniejszym, ponieważ byłoby mniejsze ryzyko ukręcenia łba sprawie przez skorumpowanych funkcjonariuszy. Nagle cała intryga wyszłaby na jaw, zarząd Dyadu zostałby zaaresztowany za… cholera, lista zarzutów byłaby pewnie dłuższa, niż moje notki o Power Rangers. Klony odstałyby wielomilionowe odszkodowania, rządową ochronę przed proletanami i niedobitkami Dyadu oraz fachową pomoc medyczną. Wystarczyłoby głupie udanie się do Lettermana albo – za pośrednictwem Arta, który też stoi już po stronie klonów  – dopchanie się do jakiegoś wyżej postawionego stróża prawa. Dyad, co prawda, mógłby próbować się wykręcić, utrzymując, że nie nic wspólnego z całą tą sprawą, ale... ale hej, czy przypadkiem klony nie mają zapisanego w swoim genomie niepodważalnego dowodu obciążającego tę instytucję?

Jasne, możemy poczynić założenie, iż opatentowanie klonów jest w świecie przedstawionym legalne, ale to rodzi szereg kolejnych pytań. Na przykład – czemu Dyad w ogóle się z tym kryje? Czemu nie poprosi organów ścigania o pomoc w odzyskaniu zbiegłej własności? Tak, wiem, w pierwszym odcinku drugiego sezonu pada wzmianka o tym, że współpracownicy korporacji lobbują za ustanowieniem prawa otwierającego furtkę do takich zabiegów, ale znów – prawo nie działa wstecz, poza tym prawo człowieka do wolności stoi wyżej, niż prawo korporacji do prowadzenia wątpliwych etycznie badań.

Denerwuje mnie to niemożebnie, ponieważ ten drobny fakt sprawia, iż cały bardzo lubiany przeze mnie serial jest bezsensowny. Cała ta konspiracja, chowanie się po krzakach przed hitmanami złej korporacji i bizantyjskie intrygi są głupie. Jestem w stanie nieść bardzo wiele uproszczeń fabularnych, ale nie takie, które powoduje wewnętrzną sprzeczność świata przedstawionego, a przynajmniej tej jego części, która jest istotna z punktu widzenia fabuły. I tego nie jest w stanie zniwelować nic – nawet wybitna (nie bójmy się tego słowa) szarża aktorska w wykonaniu Maslany.

1 komentarz :

  1. niestety, zarzut mam identyczny, ale tak bardzo lubię ten serial, że musiałem wymyślić sobie kilka naciąganych teorii, żeby wszystko mi się spinało. pierwsza to taka, że siostry chcą zachować tyle anonimowości i różne potyczki z wysłannikami złej korpo jawią im się jako mniej straszne niż potencjalne potyczki z paparazzi i dziennikarzami tabloidów. a druga - że w gruncie rzeczy potężni ludzie mają potężne wpływy, także na media, władze, wymiar sprawiedliwości itp. nie piszę tego dla polemiki - mnie takie tłumaczenia pomogły nieco znieść wątpliwości, które opisałeś w poście:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...