piątek, 7 marca 2014

It's Time Force time!

fragment grafiki autorstwa Brandona McAllistera, całość tutaj.

Na Power Rangers Time Force ostrzyłem sobie zęby od dłuższego czasu – nasłuchałem się bowiem o tej serii mnóstwa zachwytów. Po sympatycznym, ale nierównym Lost Galaxy i mdławym, ale mającym przebłyski Lightspeed Rescue miałem nadzieję na serię, która w końcu pokaże potencjał marki choćby porównywalny z mistrzowskim Power Rangers In Space. I wiecie co? Nie przeliczyłem się – Power Rangers Time Force to w istocie jeden z najlepszych sezonów serialu. Nieźle zagrany, ze świetnie rozpisaną historią, przesympatycznymi bohaterami, ciekawymi złoczyńcami, fajną koncepcją i estetyką i niegłupimi dylematami poruszanymi na gruncie opowiadanej historii. W tym sezonie twórcy serialu w pełni nauczyli się panować nad specyficznym tworzywem Power Rangers i dali nam serię  – przy niezmiennie plastikowo-kiczowatej estetyce – po prostu świetną. W moim osobistym rankingu lepszy od Time Force jest jedynie sezon In Space, a i to niewiele i tylko pod kilkoma szczególnymi względami.

Historia rozpoczyna się w roku trzytysięcznym – nastały lata sielankowej utopijności opiewanej w swoich prognozach przez futurystów połowy dwudziestego wieku. Wyeliminowano choroby, kalectwo, biedę i nierówności społeczne, zaś rodzaj ludzki osiągnął stan powszechnej pomyślności. Ale to tylko pozory, jak widzimy już na samym początku pierwszego odcinka serii, zatytułowanego Force from the Future. Siły porządkowe utopijnego świata przyskrzyniły bowiem terrorystę imieniem Ransik, który planował uciec przed wymiarem sprawiedliwości w przeszłość, by tam zaprowadzić własne krwawe rządy. Na drodze stanął mu Alex, Czerwony Time Force Ranger. Po krótkiej i zaskakująco efektownej choreograficznie walce, Ransik zostaje ujęty. W międzyczasie poznajemy pozostałych Wojowników - Jen (Różowa Time Force Ranger), Katie (Żółta Time Force Ranger), Lucasa (Niebieski Time Force Ranger) i Tripa (Zielony Time Force Ranger), którzy wraz z pozostałymi policjantami, pilnują tyłów Alexa. W czasie procesu, na którym Ransik ma zostać skazany na dożywotni pobyt w komorze kriogenicznej, Alex oświadcza się Jen. Chwilę później Wojownicy eskortujący więźnia zostają zaatakowani przez córkę Ransika, Nadirę, z którą współpracuje niejaki Frax, android. Ransik ucieka, zaś Time Force Rangers ruszają za nim w pościg. Trip – który, jako kosmita, dysponuje umiejętnością prekognicji, odkrywa, że ich niedawny więzień podąża do centrum kriogeniki, gdzie najgroźniejsi więźniowie poddawani są procesowi hibernacji, tam też są przetrzymywani po jej zakończeniu. Katie, za pomocą kombinacji swoich umiejętności interpersonalnych i ponadprzeciętnej siły fizycznej rekwiruje samochód jednego z krnąbrnych cywilów i czwórka Wojowników rusza do akcji. Czwórka – ponieważ działający równolegle Alex dociera tam pierwszy i wdaje się w potyczkę z Ransikiem. Tym razem nie idzie mu już tak dobrze – odnosi śmiertelne rany i chwilę później umiera w ramionach Jen, przekazując jej swój morpher i dowództwo nad Time Force Rangers. Ransik porywa całe więzienie kriogeniczne i cofa się z nim do roku dwa tysiące pierwszego. Time Force Rangers udają się za nim w pościg, ignorując tym samym rozkazy zwierzchnictwa.

Druga część pilota rozpoczyna się w chwili rozbicia się kapsuły czasu na plaży. Time Force Rangers opuszczają szczątki swojego wehikułu i planują najbliższe posunięcia.  Po szybkim poszukiwaniu śladów Ransika napotykają Nadirę, która, wraz z szeregowymi żołnierzami swojego tatusia obrabowała właśnie pobliski bank. Okazuje się, że Wojownicy nie mogą się transformować bez aktywowanych wszystkich pięciu morpherów – a morpher Alexa po jego śmierci został zdezaktywowany i tylko ktoś o bardzo podobnym DNA mógł na powrót przywrócić go do działania. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w zamieszanie wplątuje się młody mężczyzna imieniem Wes, który okazuje się być odległym przodkiem Alexa, na co wskazuje bliźniacze niemal podobieństwo ich obu. Wes okazuje się wychowanym w luksusach synem miejscowego magnata handlowego, choć bynajmniej nie podziela ojcowskiej wizji świata jako gigantycznej giełdy i stara się, w miarę możliwości, wymigać od takiego życia. Jen prosi Wesa o pomoc w aktywacji morphera i chłopak, mimo pewnych obiekcji, się na to godzi, aktywując morpher i zmieniając się w Czerwonego Time Force Rangera. Wes pomaga przybyszom z przyszłości pogonić kota Ransikowi, ale Jen zabiera mu morpher, ponieważ prosiła go tylko o aktywację mocy, nie zaś pełnoetatowe pomaganie drużynie. Dowiadujemy się też, że Ransik cierpi na jakąś postać niebezpiecznej mutacji, która wymaga od niego regularnego zażywania medykamentów. Ostatecznie Wes dołącza jednak do drużyny, ponieważ udowadnia Jen, że potrafi być odpowiedzialny, a jego znajomość realiów roku dwa tysiące pierwszego może okazać się przydatna dla chcących wtopić się w tłum Time Force Rangerów.

Wojownicy kontaktują się z rokiem trzytysięcznym, gdzie dowiadują się, że o ile technologia przesyłania przedmiotów nieożywionych jeszcze działa, o tyle działania Ransika zniszczyły możliwość przerzucania ludzi w którymkolwiek kierunku, więc przynajmniej na razie Power Rangers muszą liczyć na siebie. Time Force Rangers mogą w razie potrzeby przyzwać zordy z przyszłości, ale niestety niewiele więcej. Aha, byłbym zapomniał – Wojownikom pomaga sztuczna inteligencja w kształcie plastikowej sowy imieniem Circuit, która robi tu za takiego Alphę, ale… pomijając fakt, że Circuit ma głos zaaferowanego ośmiolatka, nie jest aż tak irytujący, jak się początkowo spodziewałem. Wes instaluje przybyszów z przeszłości w zabytkowej, nieużywanej wieży zegarowej, od wielu lat opuszczonej. Muszę to napisać – świetna koncepcja na centrum dowodzenia. Nie jest to, jak dotychczas przywykliśmy, wysoce stechnologizowaną kryjówka pełna elektroniki, ale proste pomieszczenie. W dodatku wielce wymowne – podróżnicy w czasie mieszkają we wnętrzu zegara. Świetny patent. Na dole wieży znajduje się biuro pracowników do wynajęcia, które także przejmują Wojownicy, imając się różnych doraźnych robót by zdobyć pieniądze na utrzymanie. To też jest w sumie fajny pomysł, bo niejednokrotnie możemy dzięki temu obserwować bohaterów w różnych nietypowych sytuacjach. Jakiś czas później Wes zostaje schwytany przez Ransika, który w końcu zdradza swoją historię. Okazuje się, że Ransik jest mutantem, który przez swoje niedopasowanie zostaje odrzucony przez społeczeństwo. Z tego powodu, ogarnięty żądzą zemsty, zbiera podobnych sobie i organizuje rebelię przeciwko utopijnej, sielankowej rzeczywistości wykluczającej wszelką inność. Co… jest ciekawe, ponieważ bardzo nietypowe jak na Power Rangers. Ransik jawi się nam zatem jako bojownik o równość dla istot takich jak on – powstałych w toku badań nad eugeniką, odrzuty niegodne pełnoprawnego uczestnictwa w Nowym Wspaniałym Świecie. Jest zatem de facto postacią pozytywną, prawda? Cóż… nie. Tak się tylko początkowo wydaje. Jen tłumaczy później Wesowi, że ludzie starali się pomóc Ransikowi, on jednak tę pomoc odrzucił. Poza tym widzimy, że Ransikowi tak naprawdę nie zależy na dobru mutantów, tylko na własnych korzyściach. A mutanci byli z powodzeniem zatrudniani nawet w samym Time Force, co widzimy w jednym z późniejszych epizodów, a zatem nie ma raczej mowy o wykluczeniu. Tym niemniej – motywacja Ransika jest naprawdę oryginalna.

Skoro już zacząłem o Ransiku, równie dobrze mogę opowiedzieć o reszcie bohaterów. Otóż w Lightspeed Rescue narzekałem, że złoczyńcy są nudni i sztampowi. Tutaj, na szczęście, udało się tego uniknąć. Sam Ransik jest – piszę to z całą odpowiedzialnością za każde słowo – złoczyńcą klasy Lorda Zedda. To oznacza, że kiedy trzeba, jest naprawdę przerażający, kiedy trzeba – naprawdę zabawny, w dodatku ma bardzo ciekawą podbudowę fabularną, jest nieźle zagrany i świetnie pomyślany. Już sam jego wygląd znamionuje postać będącą po prostu cool – Ransik nosi na twarzy srebrną maskę skrywającą blizny, na grzbiet ma zarzucony czarny płaszcz nabijany ćwiekami, przewieszony przez ramię pas i srebrne elementy kostiumu. Broń – kościany miecz – wyciąga sobie z kolana, co wygląda na bardzo bolesny proces. Ransik jest po prostu świetny. Podobnie jak jego córka, Nadira – rozpieszczona, rozkapryszona córeczka tatusia od razu zdobywa uwagę widza. Aktorka, która się w nią wcielała musiała się świetnie bawić podczas odgrywania tej postaci, co po prostu widać. Nadira zachowuje się trochę jak Harley Quinn, jest zepsuta, egzaltowana i nieco zdziecinniała, ale też niekiedy bardzo wredna. Po prostu super postać, której nie da się nie lubić. Ze złoczyńców mamy jeszcze Fraxa, o którym rozwiodę się nieco więcej później oraz Gluto, jedyny niewypał scenarzystów – szczęściem, nie ma aż tak wiele, by w ogóle zawracać nim sobie głowę.

Co do samych Wojowników… Nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo ich polubiłem. To chyba najsympatyczniejsza, najbardziej zżyta ze sobą drużyna Power Rangers w historii serialu. Bardzo szybko cała piątka zaczyna zachowywać się jak rodzina – a wewnętrzne relacje pomiędzy bohaterami się po prostu znakomite. Świetnym przykładem jest scena z jednego z początkowych epizodów, gdy Wes i Jen przeprowadzają emocjonalną rozmowę, którą potem komicznie przedrzeźniają Trip i Katie. Bohaterowie są pełnokrwiści, oryginalni, przesympatyczni i ciekawie pomyślani. Niech świadczy o tym fakt, że najsilniejszy członek drużyny jest dziewczyną, a osobą najbardziej dbającą o swój wygląd zewnętrzny jest facet. W dodatku po raz pierwszy dowódcą Power Rangers jest kobieta – nie wiem, czy ktoś scenarzystom podsunął Notatki o kampie Sontag (wiecie, że w campie męskie jest kobiece i odwrotnie), w każdym razie udało im się stworzyć całą paletę naprawdę fajnych postaci. Do takiego stopnia, że ciężko byłoby mi wymienić jedną ulubioną. Jasne, lubię Wesa za to, że mimo dorastania w luksusie nie stał się zepsutym paniczykiem i postanawia kroczyć własną drogą. Lubię Jen za to, że stara się być możliwie najlepszą dowódczynią dla swojej drużyny i strasznie podoba mi się jej wątek nawiązywania relacji z Wesem – a gość ma przecież twarz jej zamordowanego narzeczonego, więc te relacje nie mogą być łatwe. Lubię parę Trip i Katie – najpewniej z tego powodu, że oboje wchodzą w role genderowe przeciwne do tych tradycyjnie przypisanych, co fajnie widać w ich wzajemnych relacjach. Trip jest entuzjastyczny, nieco naiwny i infantylny, zaś Katie – twarda, niezłomna i ufająca własnej sile fizycznej. Lucas jest potencjalnie najmniej interesujący, bo to wyluzowany, spokojny i nieco powściągliwy kobieciarz, który w swoich czasach jest zawodowym kierowcą wyścigowym, ale i jego zdołałem polubić. Generalnie, dla każdego coś miłego i każdy znajdzie sobie postać, której będzie kibicować.

Zazwyczaj pomiędzy pilotem, a przedstawieniem szóstego Wojownika następuje pewna ilość zapychaczy (zwanych fachowo fillerami) rozwijających sylwetki charakterologiczne poszczególnych bohaterów i rozwijających status quo. Zazwyczaj nie są jakoś specjalnie ciekawe. Tu jest inaczej, głównie ze względu na to, że w tym przypadku scenarzyści przemycili do zapychaczy dużo istotnych fabularnie elementów, które będą miały swoje uzasadnienie później. Do takich rzeczy należy kłótnia Wesa z ojcem, która kończy się tym, że chłopak wyprowadza się z domu i decyduje się zamieszkać z pozostałymi Wojownikami, przedstawienie tajemniczego obserwatora, który z roku trzytysięcznego uważnie śledzi poczynania Time Force Rangers, dziwne zachowanie Fraxa, najwyraźniej planującego zdradę Ransika oraz ukazanie, jak Ransik jest uzależniony od medykamentów powstrzymujących jego dalszą mutację. Część z tych rewelacji będzie bardzo brzemienna w skutki, część nieco mniej, w każdym razie – cieszy, że twórcy tak pomyśleli scenariusz, by cały czas utrzymywał uwagę widza. Poza tym, są też odcinki po prostu fajne, które ogląda się przyjemnie nawet, jeśli nie są jakoś specjalnie mocno zakotwiczone w głównym wątku. Okazuje się też, że pan Collins, ojciec Wesa, planuje nieco zarobić na ochronie miasta przed atakującymi je monstrami, budując wielki czołg… który przetrwał na polu walki jakieś dwadzieścia sekund, nim został zniszczony. Słynna logika Power Rangers – jeśli coś nie jest wielkim robotem, nie ma szans w starciach z olbrzymimi potworami. Tym niemniej, cieszy ukazanie, że społeczeństwo samo stara się wyszukiwać własne sposoby ochrony przed wielkimi stworami niszczącymi miasta, żeby uniezależnić się od pomocy Power Rangers. Coś takiego powinno funkcjonować już od samego początku serialu, ale z jakiegoś względu zaczęło się pojawiać dopiero po zakończeniu Ery Zordona. Już w Lost Galaxy widzieliśmy żołnierzy walczących z potworami, w Lightspeed Rescue mieliśmy Wojowników stworzonych przez rząd specjalnie do walki z nimi, a i w tym sezonie będzie to ważny wątek.

Okazuje się, że czołg wybudowany przez korporację Collinsa pierwotnie w ogóle nie miał powstać – a to oznacza, że Ransik, swoimi poczynaniami, zmienił historię na tyle, że może to zagrozić stabilności linii czasowej. W międzyczasie tajemniczy obserwator wysyła Wojownikom do pomocy nowego zorda. Tymczasem pan Collins przedstawia publice paramilitarną jednostkę bojową Silver Guardians, będącą w istocie agencją ochroniarską, której członkowie przybędą na pomoc każdemu jej klientowi w sytuacji zagrożenia atakiem mutantów. Wesowi nie podoba się idea, że ochronę jego ojca otrzymują jedynie ci, których na nią stać. Ja muszę napisać jedno – Silver Guardians są świetni w tym sensie, że są świetnie pomyślani. Mają mundury, komunikatory, czapki z daszkiem z logiem jednostki, okulary przeciwsłoneczne, cały czas sobie salutują, meldują i generalnie wyglądają niczym wysoce wyspecjalizowana jednostka wojskowa. Niestety to wrażenie psuje fakt, iż na ogół w scenach, w których ich widzimy, dostają srogie wciry od przeciwników, przynajmniej do czasu, nim wspomogą ich Time Force Rangers. Wśród członków Silver Guardians Wes rozpoznaje Erica, kolegę z prywatnej szkoły, do której obaj uczęszczali, a którą opuścił, nie mogąc znieść obecności bogatych, krótkowzrocznych dzieciaków. Lubię Erica – jest patologicznie wręcz ambitny i nie waha się jechać po bandzie, byle tylko dopiąć swego. Owszem, czasami zdarza mu się przeszarżować, zawsze jednak potrafi w takich sytuacjach zrobić krok w tył i zmienić swoje postępowanie. W dodatku gra go Daniel Southworth, którego niektórzy z Was mogli zobaczyć choćby w serialu internetowym Mortal Kombat: Legacy, gdzie grał Kenshiego albo usłyszeć w grze video Devil May Cry 3, w której podkładał głos pod Vergila. Gość jest niewiarygodnie wręcz wytrenowany i to widać w scenach walk. Eric ma bardzo agresywny i dynamiczny styl walki oparty na wypadach i kopnięciach, wygląda to po prostu niesamowicie. Nie wiem jakim cudem twórcy Power Rangers ściągnęli tego gościa na plan, ale należy im się za to jakiś medal.

Ale wróćmy do fabuły. Podczas walki Silver Guardians z robotami Ransika do boju włączają się Time Force Rangers. Wes, ratując jednego z żołnierzy, obrywa bezpośrednio w kask, co niszczy większą jego część, ujawniając twarz Czerwonego. Widzi to zarówno Eric, jak i ojciec Wesa, który przyglądał się akcji, chcąc oszacować użyteczność Silver Guardians. Collins stara się porozmawiać z synem, ale Wes nie chce nawet o tym słyszeć. Wyrzuca ojcu, że przez całe życie czuł się przez niego kontrolowany, po czym odchodzi. Nieco później ekipa archeologów odnajduje dziwny artefakt, który zarówno Ransik, jak i Time Force Rangers identyfikują jako Quantum Morpher – urządzenie, które służyło ludziom w pierwszych eksperymentach z podróżami w czasie i ostatecznie zaginęło gdzieś w okresie jurajskim. W walce o wykopane urządzenie starł się jeden z mutantów Ransika (wspierany przez androidy), Time Force Rangers i Silver Guardians ochraniający teren wykopalisk. Eric podsłuchuje mutanta i orientuje się, czym jest Quantum Morpher i postanawia zagarnąć go dla siebie, by wykorzystać jako kartę przetargową w rozmowie z panem Collinsem i, dzięki temu, zostać dowódcą Silver Guardians. Po dość długiej potyczce – w czasie której Eric daje widowiskowy popis swoich umiejętności bojowych – ostatecznie udaje mu się aktywować morpher i transformuje się w Quantum Rangera. Quantum Ranger wygląda… jak Deadpool. Trochę. Takie było moje pierwsze skojarzenie – to się jakoś samo narzuca, gdy widzi się jego czerwono-czarny kostium. W każdym razie Eric pokonuje mutanta i odmawia Time Force Rangerom zwrócenia morphera. Nieco później Ransik wysyła kolejnego mutanta w przeszłość, by pozyskać Q-Rexa, zorda przypisanego Quantum Rangerowi. W pościg za nim udaje się Eric i Wes – przy czym ten ostatni wbrew woli świeżo upieczonego Quantum Rangera. Obaj trafiają do czasów prehistorycznych, gdzie walczą między sobą i mutantem o pozyskanie Q-Rexa. Nieco wcześniej obaj rozdzielają się, uciekając przez paskudnie animowanym tyranozaurem. Ostatecznie Eric zdobywa kontrolę nad Q-Rexem i zrzuca Wesa w przepaść pełną lawy, w ostatniej chwili reflektuje się jednak i łapie go, pomagając wrócić do czasów współczesnych. Eric każe Wesowi oddać sobie morpher Czerwonego Time Force Rangera, ponieważ planuje wcielić Wojowników do Silver Guardians – równolegle pan Collins przekłada pozostałym członkom drużyny stosowną propozycję. Wes odmawia i obaj zaczynają walczyć. Okazuje się, że Wojownicy odrzucili ofertę Collinsa i zdecydowali się działać na własną rękę, u boku Wesa. Mimo to, Eric, w uznaniu za pozyskanie Quantum Morphera i Q-Rexa, zostaje mianowany dowódcą Silver Guardians. Oto więc mamy do czynienia z sytuacją, w której szósty wojownik nie jest sojusznikiem pozostałej piątki, a raczej rywalem, choć cele – pokonanie Ransika, zapewnienie miastu bezpieczeństwa – mają, do pewnego stopnia, zbieżne.

Po tych wydarzeniach dostajemy kolejną dawkę zapychaczy. I znów – chociaż nie popychają one fabuły do przodu, to jednak ogląda się je przyjemnie, ponieważ opowiadają o bohaterach, których lubimy i którzy są interesujący. Podobał mi się odcinek The Legend of the Clock Tower, w którym Katie przenosi się w przeszłość i pomaga pierwszemu właścicielowi wieży zegarowej obecnie zajmowanej przez Time Force Rangers. W Quantum Secrets ponownie pojawia się tajemniczy obserwator, który zdalnie aktywuje tryb bojowy Quantum Rangera, pomagając mu tym samym w walce z kolejnym mutantem. W tym samym epizodzie Eric dowiaduje się, że Time Force Rangers przybyli z przyszłości, ale na prośbę Jen, decyduje się zachować to dla siebie. Last Race jest natomiast bardzo fajnym odcinkiem rozwijającym postać Lucasa, w dodatku epizod w dużej części rozgrywa się w nocy, co jest dość nietypowe jak na ten serial i wygląda po prostu fajnie. Niedługo potem dostajemy jeden z najfajniejszych epizodów w dotychczasowej historii serialu – dwuodcinkowy Movie Madness.

Epizod opowiada o mutancie mającym kontrolę nad alternatywną rzeczywistością będącą jednym wielkim planem filmowym, na który trafiają Wojownicy. Każdy z Time Force Rangerów trafia do innego filmu kręconego inną techniką. I tak Lucas ląduje w czarno-białym japońskim filmie o samurajach, Jen trafia do chińskiej superprodukcji w stylu Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka, Katie znajduje się w musicalu, Eric – w którejś z adaptacji Tarzana, zaś Trip i Wes w westernie. Odcinek jest po prostu świetny – kręcony w kilku różnych stylach (w zależności od tego, w którym „filmie” akurat się znajdujemy), dowcipny, autoironiczny i nasycony sporą dawką bardzo surrealistycznego humoru. Znajdziemy tam i parodię Jackiego Chana (aktor nazwiskiem Frankie Chang, z którym Wes toczy widowiskowy pojedynek), i pościg, którego nie powstydziłby się Benny Hill, i Time Force Rangers udających członków grupy KISS, i walkę z potworem, w której bierze udział najmniej oczekiwany zord. Warto też zauważyć, że w pewnym momencie Ransik parodiuje kilka scen z Mad Maxa – a aktor grający tego bohatera, Vernon Wells, wcielał się w postać Weza w filmie Mad Max 2. Słowem – przekomiczny, przesympatyczny odcinek, w którym Power Rangersa otwarcie dworuje sobie zarówno z własnej konwencji, jak i z wielu popularnych filmów. Power Rangers parodiujące Mad Maxa to po prostu trzeba obejrzeć. Domyślam się, że ekipa produkcyjna miała mnóstwo radochy w czasie kręcenia tego epizodu – wiem, że ja miałem podczas jego oglądania.

Zaraz po tym epizodzie dostajemy powrót do głównego wątku fabularnego. Frax wypuszcza na wolność niezwykle niebezpiecznego mutanta, który niegdyś ukąsił Ransika, mutując tym samym jego DNA – to z tego powodu Ransik jest uzależniony od medykamentu, który wynalazł dr Fericks. Naukowiec odnalazł umierającego Ransika i podał mu antidotum, zastrzegając, że będzie musiał regularnie przyjmować kolejne dawki aż do końca życia. W podzięce za okazaną mu dobroć, Ransik zabija Fericksa i podpala jego laboratorium, uprzednio przywłaszczając sobie pokaźny zapas medykamentu. Później okazuje się, że Fericks nie zginął –znajdując się na granicy życia i śmierci zastąpił swoje organy mechanicznymi zamiennikami, zmieniając się w androida imieniem Frax, który jest opętany rządzą zemsty za to, co zrobił mu Ransik. Wracając do czasów teraźniejszych – mutant zaraża wszystkich Wojowników z wyjątkiem Wesa, który zostaje ocalony przez Ransika polującego na mutanta. Nim dochodzi do starcia Wesa i Ransika, ten drugi doznaje ataku i zażywa lekarstwo, po czym ucieka. Wes podnosi strzaskaną fiolkę, w której została odrobina antidotum i zanosi je do swojego ojca, który jako jedyny w mieście dysponuje zasobami mogącymi powielić medykament i rozprowadzić go wśród zarażonych mieszkańców. Ostatecznie udaje się opanować sytuację – widzimy też pierwsze oznaki sympatii na linii Wes-Eric. Tymczasem Ransik powraca do swojej kryjówki i odkrywa, że całe jego zapasy antidotum przepadły, zniszczone przez Fraxa, który uciekł.

Ransik, przy pomocy swoich androidów, zamierza odszukać Fraxa, ale – jako, iż androidy są dziełem Fraxa – poszukiwania nie idą najlepiej. Tymczasem Jen dostaje komunikat, że rozprowadzenie antidotum powoduje dalsze potencjalne zmiany w linii czasowej, gdyż w normalny sposób nie byłoby wynalezione jeszcze przez długi czas. Wes udaje się do siedziby firmy swojego ojca, chcąc namówić go do zniszczenia zapasów, ale bez powodzenia. W tym samym czasie na laboratorium napada Ransik, poszukujący antidotum dla siebie. Tymczasem Frax robi to, co najprawdopodobniej zrobiłby każdy opętany rządzą zemsty, zapędzony w kozi róg android – buduje wielkiego robota. Ale wróćmy do Ransika – w ferworze walki natrafia on na ojca Wesa. Po krótkiej rozmowie, w trakcie której wychodzi na jaw, że pan Collins jest dumny ze swojego syna i obranej przez niego drogi, Ransik ciężko go rani, po czym ucieka. Eric eskortuje Collinsa do szpitala, podczas gdy Wes wraz z pozostałymi Wojownikami walczy z kolejnym mutantem. Po jego pokonaniu na arenę wydarzeń wkracza tajemniczy obserwator. Okazuje się, że jest nim… Alex.

Na wskutek zmian w linii czasowej spowodowanych przez Ransika w roku dwa tysiące pierwszym Alex nie zginął z jego ręki, tylko został ciężko raniony w walce. Po wydobrzeniu objął dowództwo nad operacją Time Force i śledził poczynania Wojowników aż do chwili, w której zdecydował się interweniować i przejąć dowództwo. Odbiera Wesowi morpher Czerwonego Rangera i sam obejmuje dowództwo nad Time Force Rangers, tłumacząc Wesowi, że jego przeznaczeniem jest objąć stanowisko jego ojca. Zdradza, że pan Collins umrze następnego dnia wskutek ran zadanych mu przez Ransika. W tym samym momencie Eric kontaktuje się z Wesem donosząc o wydarzeniach z laboratorium. Wes zwraca morpher i biegnie do szpitala, by spotkać się z ojcem. Alex okazuje się dupkiem – krytykuje dotychczasowe działania Time Force Rangers i wprowadza rządy twardej ręki, co niespecjalnie podoba się drużynie. Pod nowym dowództwem bohaterowie stawiają czoła wielkiemu robotowi wybudowanemu przez Fraxa. Wes obejmuje funkcję prezesa firmy, co powoduje, że Eric opuszcza Silver Guardian i ma zamiar wyjechać z miasta. Tymczasem pan Collins zapada w śpiączkę, z której – wedle słów lekarzy i Alexa – nie ma szans się wybudzić. Będąc w szpitalu Wes dowiaduje się od jednego z naukowców o rozmowie swojego ojca z Ransikiem i uświadamia sobie, że jego ojciec zrozumiał motywacje Wesa i potrafił czerpać dumę z faktu, iż jego syn sam panuje nad własnym życiem i podejmuje samodzielne decyzje. To sprawia, że wraca pole walki i pomaga Wojownikom w starciu z Fraxem. Alex, widząc, że pozostali członkowie drużyny mu nie ufają i orientując się, że u boku Wesa ich morale i determinacja rosną, oddaje mu morpher Czerwonego Rangera. Sam natomiast udaje się do szpitala i, korzystając z technologii z przyszłości, przywraca pana Collinsa do zdrowia. Po pokonaniu (ale bynajmniej nie zniszczeniu) Fraxa, Alex wraca do roku trzytysięcznego, by kontynuować monitorowanie postępów misji Time Force. Wes natomiast godzi się z ojcem i wszystko zaczyna iść ku lepszemu.

Warto zaznaczyć, że po tych wydarzeniach Eric nabiera nieco szacunku do Wesa. Nie, żeby od razu zostali przyjaciółmi, ale od tego momentu Quantum Ranger znacznie częściej i chętniej pomaga Time Force Rangers i odnosi się do nich o wiele przyjaźniej. Dalej dostajemy dwa bardzo sympatyczne zapychacze. W pierwszym dostajemy rozwinięcie relacji pomiędzy Jen i Wesem, którzy razem przebywają na tajnej misji po przykrywką. Pomiędzy obojgiem wyraźnie iskrzyło przez cały sezon, a tutaj niemal wprost dowiadujemy się, że ta dwójka ewidentnie coś do siebie czuje. Kolejny odcinek opowiada tajemniczym rycerzu z przeszłości, który zaatakował Tripa. Ten drugi jest o tyle istotny, że wyposaża Wesa w tryb bojowy. No i Wes walczy z wielkim smokiem – to też warto zobaczyć. Te dwa odcinki stanowią jednak przedsmak tego, na co oczekiwałem od samego początku Power Rangers Time Force – team-upu z drużyną z Lightspeed Rescue. Przyznam, że po rozczarowaniu z poprzednim tego typu epizodem ostrzyłem sobie zęby na Time for Lightspeed. Nie, żebym specjalnie lubił poprzednią ekipę, ale i tak zawsze miło zobaczyć, jak współpracują ze sobą dwie różne drużyny o różnych dynamikach.

Odcinek zaczyna się zmartwychwstaniem Vypry, która planuje przywołać na plan fizyczny demona imieniem Quarganon. Po nieudanej próbie wykradnięcia z pobliskiego muzeum kryształu niezbędnego do przeprowadzenia rytuału, Vypra ucieka przed Silver Guardians i zwraca się o pomoc do Ransika. Ten napada na muzeum, spuszcza łomot Wojownikom, którzy próbowali go powstrzymać, po czym ucieka. Kiedy opada kurz bitewny, na horyzoncie pojawia się zaskakująco znajomy żółty jeep, z którego wychodzi zaskakująco znajomy młody mężczyzna w zaskakująco znajomej kurtce. To Carter Garyson, Czerwony Lightspeed Ranger, który łączy siły z Time Force Rangers w celu powstrzymania Vypry. Carter obdzwania pozostałych ex-członków Lightspeed Rescue, dzięki czemu dowiadujemy się, co robią nasi pupile z poprzedniego sezonu. Kelsey nadal para się sportami ekstremalnymi, Chad jest ratownikiem, Dana została pediatrą, zaś Joel ożenił się z doktor Fairweather i właśnie spędzają miesiąc miodowy. Wszyscy razem na prośbę Cartera gromadzą się i na chwilę wracają do czynnej służby, pomagając Wojownikom w walce z przywołanym demonem Vypry. Nim dochodzi do ostatecznego pojedynku, do tej gromadki dołączają Ryan i Eric, którzy najwyraźniej znali się wcześniej, bo przybywają razem. I tak dwunastka Power Rangers stawia czoła potężnemu Quarganonowi i samej Vyprze, tym razem na dobre ją niszcząc. Pod koniec odcinka drużyna gości odwiedza siedzibę Time Force Rangers. Obie grupy wymieniają się „koszulkami” na pamiątkę tego spotkania.

Jaki był ten team-up? Naprawdę bardzo fajny. Tym razem historia skupiła się na wzajemnych relacjach obu drużyn, bez jakichś rozpraszaczy czy zbędnych spowalniaczy akcji. Szybki, dynamiczny odcinek, co prawda bez walki zordów – co byłoby trudne do uzasadnienia, biorąc pod uwagę, jak skończyły zordy w Power Rangers Lightspeed Rescue – ale z długą sekwencją walki, w której obie grupy łączą siły, tradycyjnie dobierając się parami pod względem kolorystycznym. Jedyną wadą tego epizodu był fakt, że zajmował on tylko jeden dwudziestominutowy odcinek, co sprawiło, że historia kończy się o wiele szybciej, niż byśmy chcieli. No i niepomiernie zdziwił mnie fakt, że Fairweather wyszła za tego buca Joela – zastanawiam się, czy to nie był jakiś rezultat stresu pourazowego związanego z wydarzeniami z finału Lightspeed Rescue. W każdym razie, gdy tylko Carter zadzwonił do Joela, Fairweather zabrała mu telefon, wysłuchała, co Czerwony Ranger ma do powiedzenia i natychmiast kazała Joelowi lecieć mu na pomoc, co najprawdopodobniej było dla niej zbawiennym pretekstem do pozbycia się mężulka. Przynajmniej na jakiś czas…. Na samym końcu odcinka Time Force Rangers składają pomysłowy hołd ekipie Lightspeed Rescue, morphując się za pomocą ich hasła aktywującego i choreografii.

Po tym odcinku  dostajemy kilka zapychaczy – jednym z nich jest Reflections of Evil, w którym Wojownicy są zamknięci w lustrzanym wymiarze i muszą walczyć z pokonanymi już mutantami. Całkiem sympatyczny, choć w sumie nic niewnoszący do głównego wątku epizod. Kolejny to Nadira’s Dream Date. Szalenie zabawny epizod, w którym Nadira – na wskutek przedziwnego splotu okoliczności – zaczyna randkować z Lucasem. W tym odcinku dostrzegamy istotną z punktu widzenia finału rzecz – że Ransik kocha swoją córkę nade wszystko i jest dla niej w stanie nawet powstrzymać swoją nienawiść do Power Rangers. W następnym odcinku, Circuit Unsure, dowiadujemy się, że w przeciągu miesiąca miasto czeka zagłada z powodu czegoś w rodzaju burzy portali czasowych otwierających się na niebie, ale konkretów brak, ponieważ Alex odciął Wojowników od tych informacji, nim byli w stanie dowiedzieć się czegoś konkretnego. Warto zaznaczyć, że ten odcinek został zadedykowany pamięci tragicznie zmarłej Thuy Trang, aktorce, która wcielała się w postać Trini, Żółtej Power Ranger z serii Mighty Morphin Power Rangers. I tak dochodzimy do ostatniego epizodu poprzedzającego finał serii – A Calm Before the Storm. To bardzo spokojny i wyciszony odcinek, w którym bohaterowie powoli zbierają się do opuszczenia roku dwa tysiące pierwszego i zaczynają wspominać swoje pierwsze spotkanie. Tymczasem Wes prosi swojego ojca o zaniechanie badać nad kryształem zasilającym odzyskanym z wielkiego robota wybudowanego przez Fraxa, ponieważ ta technologia nie powinna być odkryta w dwudziestym pierwszym wieku. W końcu też wyjawia mu prawdę o Power Rangers i o tym, skąd oraz w jakim celu przybyli. Odcinek kończy się wiadomością Alexa do Time Force Rangers, nakazującą im natychmiastową ewakuację – dane historyczne mówią mu bowiem, że o ile uda im się uratować miasto przed Ransikiem i Fraxem, o tyle oni sami tego nie przetrwają, mają więc natychmiast powrócić do swoich czasów.

I tak rozpoczyna się trzyodcinkowy epizod The End of Time. Alex nakazuje swoim podwładnym zostawić Wesa i wracać do przyszłości. Lucas, Jen, Trip i Katie decydują się jednak zostać w teraźniejszości i pomóc Wesowi w obronie miasta, nawet jeśli oznacza to dla nich prawdopodobną śmierć – chcą tworzyć własne przeznaczenie tak jak Wes stworzył własne, zostając Czerwonym Time Force Rangerem. Tymczasem Ransik gromadzi wszystkie swoje siły i przypuszcza szturm na bazę Fraxa, który robi to, co się zazwyczaj robi w świecie Power Rangers, kiedy zawiedzie wielki robot – buduje jeszcze większego robota. Nadira w międzyczasie sieje rejwach na ulicach miasta. Powstrzymuje ją Trip i po chwili dochodzi do zaskakującego dla obu stron sojuszu – Trip i Nadira pomagają ciężarnej kobiecie odebrać poród. To wydarzenie dość głęboko wstrząsnęło córką Ransika i dało jej dużo do myślenia. Pyta ojca, czemu tak mocno nienawidzi ludzi, ale nie doczekuje się odpowiedzi, bo Ransik zajęty jest pościgiem za Fraxem. Zaskakująca przemiana Nadiry ciągnie się dalej – widzimy, jak bawiąca się w parku dziewczynka zaprasza ją do wspólnej zabawy. To bardzo fajne widzieć, jak w tej postaci, którą dotąd motywowały tylko instynkty i doraźne zachcianki, zaczyna budzić się wrażliwość i refleksja. Nadira rozmawia z Fraxem, który został uwięziony przez Ransika i oczekuje na przeprogramowanie, równoznaczne dla niego ze śmiercią osobowości. Frax tłumaczy Nadirze, że nienawiść jest jak koło – ludzie znienawidzili Ransika za jego inność, on natomiast zaraził nienawiścią Fraxa, postępując wobec niego w sposób tak okrutny. Kiedy posłuszne Ransikowi androidy prowadzą Fraxa na śmierć, ona Nadira prosi go o wybaczenie za to, co uczynił mu jej ojciec. To zaskakujące wyznanie sprawia, że we Fraksie na moment budzi się szlachetny człowiek, którym był przed laty i krzyczy do Nadiry, by zachowała w sercu to dobro, które się w niej narodziło, ponieważ może ono być kluczem do przełamania błędnego koła wzajemnej nienawiści. Swoją drogą – to była bardzo mocna, emocjonalna i wstrząsająca scena, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że bierze w niej udział plastikowy robot pomalowany złotą farbą i dziewczyna z wściekle różowymi włosami. Chwilę potem Frax zostaje przeprogramowany i umieszczony w wielkim robocie jako bezwolny dron sterujący nim w myśl rozkazów Ransika. Wes tymczasem przeprowadza rozmowę z ojcem, mówiąc mu, że jest dumny z bycia jego synem – na wypadek, gdyby nie miał szans powiedzieć mu tego później. Razem z pozostałymi Wojownikami biegnie do kapsuły ratunkowej wysłanej im przez Alexa, by z niej koordynować obronę miasta. Tam przychodzi mu do głowy pewien wariacki pomysł, do urzeczywistnienia którego przygotowuje się, studiując instrukcję obsługi kapsuły. Chwilę później Frax atakuje miasto. Do walki staje Q-Rex Erica, ponieważ z powodu otwierających się na niebie portali wysłanie zordów z przyszłości jest niewykonalne. Wojownicy orientują się, że za portale odpowiedzialne jest źródło zasilania Q-Rexa, które interferuje z zasilaniem maszyny Fraxa. Eric odmawia jego zniszczenia, ponieważ miasto byłoby wtedy bez żadnej ochrony przed Fraxem. Wes udaje, że ma jakiś pomysł – ściąga Wojowników do kapsuły ratunkowej i zamyka ich w niej, by wysłać w bezpieczną przyszłość, mimo ich zdecydowanych sprzeciwów. Sam natomiast, ramię w ramię z Ericiem, rusza na pomoc miastu. I tak kończy się pierwszy odcinek finału.

Drugi odcinek rozpoczyna się pokonaniem Q-Rexa. Eric również odnosi rany, ale nadal próbuje walczyć i bronić miasta przez androidami. Wes przychodzi mu z pomocą i zabiera w bezpieczne miejsce. W końcu ci dwaj zaczynają szczerze rozmawiać – niechęć Erica wobec Wesa bierze się z tego, że ten drugi nigdy nie musiał o nic walczyć, ani się starać, bo ojcowskie pieniądze i koneksje mogły zapewnić mu wszystko. Eric tymczasem, pochodząc z biednej rodziny i ubogiego środowiska, przyzwyczaił się, że może polegać tylko na sobie i wszystko musi sobie najpierw wywalczyć. Tymczasem w przyszłości – czwórka Wojowników budzi się w bazie Time Force powitana przez Alexa, który mówi im, że Wesowi nie udało się powstrzymać Fraxa i miasto zostało zniszczone, zaś on sam zginał w chwalebnej walce. Każe im się jednak tym nie przejmować, ponieważ cała czwórka i tak podda się procesowi wymazywania pamięci, co jest standardową procedurą po podróżach w czasie. Z powrotem w roku dwa tysiące pierwszym Wes zabiera Erica do pustej już wieży zegarowej, by tam go jakoś pozbierać do kupy. Zostają zaatakowani przez Ransika i jego żołnierzy, ale uciekają w widowiskowej scenie wysadzenia wieży przeciążonym blasterem i skoku z niej. Rankiem natykają się Collinsa, który całą noc szukał Wesa i w międzyczasie pomagał ludziom w czasie ewakuacji. Jeden z androidów próbuje postrzelić ojca Wesa, ale Eric ochrania go, samemu przyjmując na siebie strzał. Ciężko rany oddaje Wesowi swój morpher i zostaje odtransportowany do szpitala. Jakieś tysiąc lat później Jen w ostatniej chwili odmawia poddania się procesowi wymazywania wspomnień i decyduje się wrócić do roku dwa tysiące pierwszego, by pomóc Wesowi w jego walce i zmienić przeszłość. Pozostali Wojownicy popierają ją i ostatecznie Alex schodzi im z drogi – zaraz po tym, jak Jen zrywa ich zaręczyny. Tak kończy się drugi odcinek finałowego epizodu.

Trzeci odcinek rozpoczyna się beznadziejną walką Wesa z całą armią androidów. Kiedy już się wydaje, że Czerwony nie da rady, do akcji wkraczają pozostali Time Force Rangers, którzy wrócili z przyszłości. Wes wpada na pomysł, by za pomocą broni Erica zneutralizować kryształ Q-Rexa i tym samym zakończyć burzę portali. Tymczasem Nadira błaga ojca, by powstrzymał swoje niszczycielskie zapędy, ten jednak odtrąca ją i staje do walki z Power Rangers, niemal roznosząc ich w strzępy. Wes używa swojego trybu bojowego i ściera się z nim, powodując przeciążenie mocy obu walczących. Ransik wychodzi z tego starcia cało i udaje się w pościg za Jen. Różowa Wojowniczka ucieka do podziemnego parkingu, gdzie ukryła się Nadira, która uratowała porzucone w ferworze ewakuacji niemowlę. W czasie ich walki Nadira niemal ginie od ciosu Ransika. To uświadamia mu, jak daleko zapędziła go jego nienawiść i że niemal stracił przez nią jedyną osobę, którą kochał i o którą się troszczył. Ulegając słowom Nadiry, Jen i wstrząsowi, jakiemu doznał przez to wydarzenie, Ransik składa broń i poddaje się, mówiąc, że jest gotów zapłacić za całe zło, jakie wyrządził. Time Force Rangers aresztują Ransika i zabierają go do kapsuły czasu. Żegnają się też z Wesem, który musi zostać w roku dwa tysiące pierwszym. Jen w końcu wyznaje mu miłość. Po odejściu przybyszów z przyszłości, Collins proponuje Wesowi objęcie przywództwa nad Silver Guardians. Wes godzi się, stawiając jednak warunek – Eric musi mu towarzyszyć jako równorzędny partner na tym stanowisku. Ojciec Wesa godzi się na to i tak kończy się seria Power Rangers Time Force.

Jaki był ten sezon? Wspaniały. W jakiś sposób, za pomocą bardzo prostych (by nie rzecz – prostackich) motywów, słabych efektów specjalnych, infantylnych koncepcji i nieszczególnie oryginalnych idei zagrać udało się opowiedzieć historię, która jest mądra, ciekawa, odważna i poruszająca. Historię o tym, że dobro tkwi w każdym z nas i czasem można je odnaleźć w najmniej spodziewanym momencie w najmniej spodziewanych osobach. Opowieść o ojcach i ich dzieciach, które przypominają im, co tak naprawdę jest w życiu ważne. Opowieść o tym, że nic nie jest z góry ustalone i zawsze możemy walczyć o lepsze jutro, choćby wszyscy mówili nam, że to niemożliwe. Fani zgodnie twierdzą, że to jeden z najmroczniejszych sezonów Power Rangers. Niezupełnie się z tym zgadzam – Time Force nie jest mroczny bardziej niż, dajmy na to, Lightspeed Rescue. Jest natomiast dojrzalszy. Wątki są skomplikowane, fabuła znacznie bardziej złożona, relacje pomiędzy bohaterami głębsze, zaś podział na dobro i zło nieostry i dopuszczający zaskakujące metamorfozy. Owszem, to dalej jest Power Rangers – serial wściekle campowy, infantylny, pełny niedorzeczności fabularnych i idiotyzmów. Ale tutaj to nie boli aż tak mocno – głównie dlatego, że po raz pierwszy udało się większość rzeczy wypośrodkować i wariacka konwencja stała się nie wadą, a wręcz atutem. Power Rangers może sobie pozwolić na wszystko – na największą, absurdalną brednię, ponieważ to jest Power Rangers i w świecie seriali telewizyjnych funkcjonuje na żółtych papierach i chyba nie ma konwencji, motywu czy pomysłu, który by tam nie pasował. To, przy odpowiednim podejściu, jest wielką zaletą.

A zatem – mamy sezon Power Rangers, który ma ciekawą fabułę, najsympatyczniejszą, najbardziej zżytą ze sobą drużynę, świetne wątki, fajną koncepcję i ciekawego złoczyńcę. I co ja mam zrobić, jeśli nie polecić ten sezon każdemu zainteresowanemu? Jeśli ktoś czuje się na siłach, by zmierzyć się z konwencją Power Rangers, to Time Force będzie, według mnie, najlepszym wyborem. Ta seria ma tylko jedną poważniejszą wadę – nie została kontynuowana. A były takie plany. Ekipa produkcyjna przebąkiwała coś o kolejnym sezonie tej serii, a nawet filmie pełnometrażowym, ale… ale w tym momencie przyszedł Disney i wykupił markę. I od tego momentu, delikatnie mówiąc, wszystko zaczęło się kiełbasić. Ale to już temat na inną historię…

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...