czwartek, 9 maja 2013

Warehouse 13. 1x11 - Nevermore

fragment grafiki autorstwa Edwina H. Manchestera, całość tutaj.

W opisywanym dziś odcinku Myka spieszy na ratunek swojemu ojcu, który zachorował na artefakt, zaś emo-nastolatek odnajduje pióro Edgara Allana Poego. I ściana pożera jednego ze świadków. Ale nic nie szkodzi, bo Pete rozwala tę ścianę praktycznie gołymi rękami, cegła po cegle, co było trochę za bardzo przegięte nawet jak na ten serial. A, i Pani Frederic, mimo zapewnień Artiego, wątpi w wysoki kaliber Pete’a, jakkolwiek dwuznacznie by to nie brzmiało.

W końcu rusza się coś w kwestii MacPhersona – od czasów Implosion główny zły całego sezonu nie pojawił się ani razu, przez co jego fama wydaje się oddziaływać wyłącznie na zasadzie fabularnego straszaka, bo właściwie nie mamy żadnego potwierdzenia tego, że MacPherson jest śmiertelnie niebezpiecznym renegatem – poza deklaracją Artiego i podkuleniem ogona przez Regentów. Wszystko to sprawia, ze główny mąciciel pierwszego sezonu Warehouse 13 jest strasznie, hmm, apokryficzną postacią, serfującą bardziej na złowieszczej renomie, niż faktycznych dokonaniach, co mnie osobiście odrobinę przeszkadzało. Skoro już ten MacPherson jest taki zły, to ja chcę mieć jakieś namacalne, empiryczne dowody jego niegodziwości, a nie mętne napomknięcia i strachy na lachy. Ale da się zdzierżyć.

Pierwsze, co rzuca się w oczy w tym odcinku – jest strasznie „brytyjski” (w końcu osoba Poego zobowiązuje). Większość odcinka rozgrywa się w elitarnym liceum umiejscowionym w jakimś przypominającym zamek budynku, po którym snują się uczniowie w mundurkach. Wszystko to wygląda bardzo fajnie, bardzo „hogwartowo”, z tymi porośniętymi roślinnością zmurszałymi murami szkoły i starodawną architekturą. W ogóle pod względem estetycznym to naprawdę udany odcinek, bo drugi wątek rozgrywa się w księgarni należącej do ojca Myki, która też przypomina jakąś tajemną bibliotekę, a kiedy Myka układa wokół swojego ojca Stonehenge z książek to już w ogóle robi się bardzo chieromantycznie i grymuarowo. Pływające po skórze ojca Myki napisy wyszły naprawdę bardzo fajnie, klimatycznie i gotycko, niczym jakaś złowieszcza klątwa. Pod tym względem odcinek jest na medal.

Trochę gorzej jest w kwestii fabuły. Przede wszystkim ojciec Myki jest o wiele mniej odstręczający, niż to sobie wyobrażałem oglądając poprzednie odcinki. Nie wiem, może to wynikające z przyzwyczajeń do popkulturowych uproszczeń wyobrażenie, ale spodziewałem się raczej kogoś na kształt nieco bardziej okrzesanego ojczyma Olivii Dunham z Fringe, niż zwykłego zrzędę – pryncypialnego wprawdzie, ale nie w jakimś hardkorowym stopniu. Żadna patologia, co najwyżej chłód emocjonalny, a i to nie za bardzo, bo widzimy, że podczas rozmowy z Myką, nawet gdy, kolokwialnie pisząc, czepia się jej, to ta jego czepliwość wynika z troski, nie chęci dominacji rodzicielskiej. Z tego też powodu – jak i nieco bzdurnego rozwiązania wątku za pomocą power of love z obowiązkowym happy endem – dość istotny fabularnie motyw został trochę rozwodniony. Szkoda, bo przecież mykowe daddy issues były i dalej są istotną częścią serialu.

Tymczasem drugi wątek realizuje tendencję do konwencjonalnych nawiązań do innych gatunków filmowych i telewizyjnych. Podobnie jak w Regrets mieliśmy do czynienia z zabawą motywami rodem z dramatów więziennych, tak w tym przypadku dostajemy teen drama z nieszczęśliwie zakochanym nerdem, jego obowiązkowym konfliktem z osiłkiem-członkiem szkolnej drużyny piłkarskiej, dobrodusznym nauczycielem i całym tym dobrodziejstwem inwentarza. Wyszło bardzo fajnie, ale znów – kilka zabiegów fabularnych nie zostało do końca przemyślanych, przez co odcinek sporo traci. Najlepszym przykładem byłoby chyba rozwikłanie intrygi, czy też raczej fakt, że intryga rozwiązuje się sama, bo prowadzonego przez bohaterów śledztwa równie dobrze mogłoby nie być – konfrontacja następuje z inicjatywy opętanego piórem Poego nastolatka, a nie dzięki dochodzeniu Pete’a i Claudii. A właśnie – jako, że Myka zmuszona jest zostać z ojcem, zagadkę pióra (pośrednio powiązanego z chorobą ojca Myki) rozwiązuje Pete i Claudia. Taka odmiana mogłaby podziałać odświeżająco, gdyby nie fakt, iż Claudia zachowuje się w tym odcinku bardzo mykowato. Odnoszę wrażenie, że ma wczesnym etapie pisania scenariusza to właśnie Myka miała prowadzić to śledztwo, ale dołączono wątek jej ojca i trzeba było podmienić ją na Claudię. Wyszło niespecjalnie. Z wad wymieniłbym jeszcze zbyt małe zaangażowanie Artiego i nieco wymuszone zakończenie, będące w istocie bezpośrednim prologiem finału.

Podsumowując – odcinek jest w porządku. Jak już wspomniałem, wizualnie bardzo, bardzo udany, fabularnie nie obyło się bez kilku irytujących wpadek (ten nieszczęsny Pete rozwalający ścianę) i uproszczeń, ale, jak zwykle, oglądało się w sumie przyjemnie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...