wtorek, 16 kwietnia 2013

Warehouse 13. 1x03 - Magnetism

fragment grafiki autorstwa Jeana-Baptiste Andre Gautier-Dagoty, całość tutaj.


Dzisiejszy odcinek sponsoruje latająca zakonnica, dzieciak rozwalający skrzypce o ścianę i staruszka wypisująca obelżywe słowa sprejem na ścianach budynków. Dodatkowo Artie biega po Magazynie i wymienia bezpieczniki, zaś tajemniczy hacker nie odpuszcza i sieje spustoszenie.

Odcinek zaczyna się sceną, w której Pete i Myka kradną z paryskiego Luwru ostrze gilotyny, którym zdekapitowano Marię Antoninę. Z jakiegoś powodu Pete stara się je odkręcić, zwisając głową w dół z sufitu, co niemal kończy się dla niego utratą ręki. Po tej ledwie co udanej akcji, już w Magazynie, pomiędzy agentami dochodzi do ostrej dyskusji na temat łańcucha dowodzenia. Dyskusja przeradza się w gorącą kłótnię, która powoduje uaktywnienie się kilku leżących w pobliżu artefaktów, na co Artie reaguje, oblewając Pete’a i Mykę breją neutralizującą artefaktowe moce, co z kolei łagodzi skołatane nerwy Pete'a i Myki.

Konflikt pomiędzy agentami terenowymi Artie rozwiązuje następująco – Pete’owi mówi, że mianuje go na dowódcę terenowego, jednak ze względów na uczucia Myki prosi go, by traktował ją tak, jakby ona rządziła, Myce wciska zaś dokładnie to samo – potwierdza, że to ona wydaje rozkazy w terenie, ale z uwagi na wrażliwość Pete’a prosi, by pozwoliła mu myśleć, że jest inaczej. Takie rozprawienie się ze sprawą pod koniec odcinka okrutnie mści się na Artiem, ale trzeba przyznać, że sam pomysł niezły, bo dzięki niemu możemy obserwować, jak bohaterowie starają się ustępować sobie nawzajem i łagodzić konflikty.

Właściwa część odcinka zaczyna się, gdy Artie, guglając potencjalne manifestacje artefaktów natrafia na kilka zagadkowych przypadków w miasteczku Unionville. Katolicka zakonnica usiłuje popełnić samobójstwo, rzucając się z kościelnej dzwonnicy, nastoletni skrzypek rozbija swój instrument o ścianę, natomiast nobliwa starsza pani dewastuje okolicę. Sprawcą całego zamieszania okazuje się być artefakt uaktywniający podświadome pragnienia ludzi, którzy weszli z nim w kontakt. Fabuła, jak to w proceduralach – eskalacja przypadku, kilka zwrotów akcji, parę fałszywych tropów i w końcu szczęśliwe rozwiązanie. Punktem kulminacyjnym był tutaj opętany artefaktem szeryf, który przywiązał do siebie bombę… z zapalnikiem czasowym. Słyszeliście kiedyś o terroryście-samobójcy, który instaluje sobie zegar z odliczaniem na ładunku wybuchowym? Ale mniejsza z tym, bo nie jest to jedyna głupota w tym odcinku. Wspomniana już fruwająca zakonnica spada z dzwonnicy dwukrotnie – i oba razy ląduje w zaspie z powierzchownymi tylko obrażeniami. Wprawdzie Artie dowcipnie komentuje to słowami „Trzeba zamknąć tę zaspę w Magazynie”, ale sztuczność takiego rozwiązania mimo wszystko razi i rzuca się w oczy od razu. Nic by się nie stało, gdyby ta nieszczęsna siostrzyczka za drugim razem naprawdę postradała życie, bo jej udział w fabule ogranicza się tylko do dwukrotnego łomotnięcia w zaspę.

Tymczasem, jako się rzekło, w Magazynie przepalają się bezpieczniki, co nie jest bez związku z atakiem hackera, z którym Artie bezskutecznie zmaga się już od zeszłego odcinka. Ten akurat wątek jest zupełnie zbędny, bo ogranicza się tylko do pokazania nam mechanicznych czynności związanych z wymianą bezpieczników i rozeźlonego mamrotania pod nosem Artiego. Cały ten segment odcinka ratuje niezłe aktorstwo Saula Rubinka, który wydaje się wręcz stworzony do grania starych, skwaszonych zgredów. Choć uczciwie przyznać trzeba, że scena z końcówki („KNOCK KNOCK”) w jakiejś mierze wynagradza widzowi obecność motywu z bezpiecznikami. Z obowiązku dodam jeszcze tylko, iż Leena pojawia się w tym odcinku jedynie po to, by Artie nie gadał sam do siebie podczas wykręcania przepalonych żarówek.

Z innych ciekawych rzeczy – bardzo podobał mi się motyw Myki, która także naraziła się na działanie artefaktu. Okazało się, iż jej podświadome pragnienia sprowadzają się do dania wycisku mężczyznom, których podświadomie oskarża o zatruwanie jej życia. To Pete’owi obrywa się najmocniej (trzy razy Myka rozkwasiła mu nos), ale generalnie chodzi o stare, dobre daddy issues (wcześniej Myka w rozmowie z Leeną wspomina, że Pete irytuje ją między innymi z tego powodu, że przypomina jej ojca, można zatem założyć, że agentka Bering projektuje swój gniew na ojca na swojego partnera). Warto też zwrócić uwagę na zachowanie Myki po tym, jak uświadamia sobie, że została zainfekowana – nakazuje Pete’owi odseparowanie jej, ze względu na potencjalne niebezpieczeństwo, jakie dla niego stanowi. Pete równie kategorycznie odmawia („Kto wtedy będzie mi szefował?”), odwołując się do tego samego poczucia obowiązku, które każe Myce się wycofać. W konsekwencji decyzja okazuje się być słuszna – kto wie, jak potoczyłaby się sytuacja, gdyby Pete musiał uporać się ze sprawą na własną rękę. A, i Pete znowu żartuje z Myki – i znowu jego żarty nie deprecjonują jej, ani nie uprzedmiotawiają. Kiedy agentka Berring oznajmia, że ma zamiar przesłuchać przystojnego sanitariusza, Pete komentuje to słowami „Pamiętaj, żeby założyć prezerwatywę”, więc znów traktuje ją jak kumpla/rodzeństwo. Dobrze, że scenarzyści są w tym konsekwentni.

Podsumowując – kolejny udany, choć bynajmniej nie doskonały odcinek serialu.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...