piątek, 8 lutego 2013

Mroczny sekret siostrzeńców Donalda

fragment grafiki autorstwa Toma Hodgesa, całość tutaj.

Należę do (ostatniego już?) pokolenia, które dorastało, zaczytując się w egmontowskich komiksach z serii Kaczor Donald i niedzielnych Wieczorynkach z disnejowskimi animkami. Dziś koncern Disneya kojarzy się przede wszystkim z High School Musical i podkupowaniem kolejnych najważniejszych dla popkultury firm (Lucas Arts, Marvel), a cała nadzieja na powrót klasycznych filmów animowanych w dwuwymiarze i z piosenkami leży w sukcesie, jaki odniósł Paperman. A szkoda, bo w dobie wciskającego się dosłownie wszędzie 3D przyjemnie byłoby obejrzeć coś rysunkowego i, dla odmiany, dobrze zanimowanego. Ale nie o tym chciałem pisać.

Nim przejdę do wspomnianego w tytule mrocznego sekretu, jaki dzielą ze sobą Hyzio, Dyzio i Zyzio, najpierw mała lekcja historii. Za wymyślenie postaci małoletnich kaczorów odpowiedzialni są scenarzysta Ted Osborne i rysownik Al Taliaferro. Trzej niesforni siostrzeńcy Kaczora Donalda (ich imiona w oryginale brzmią Huey, Dewey, Louie – aczkolwiek polskie tłumaczenie imion bardzo mi się podoba i w dalszej części tekstu będę z niego korzystał) zadebiutowali w komiksowym pasku gazetowym 17 października 1937 roku. Rok później po raz pierwszy pojawili się w kolorze i ruchu w ośmiominutowej animacji zatytułowanej Siostrzeńcy Donalda.  Przedstawieni w kreskówce bohaterowie różnią się od swoich klasycznych wersji. Przede wszystkim, nie noszą ubrań w kolorach, jakie zwykliśmy ich kojarzyć (Hyzio – w kreskówkach czerwona czapeczka i koszulka, w komiksach czerwona czapeczka i czarna koszulka. Dyzio – w kreskówkach niebieska czapeczka i koszulka, w komiksach niebieska czapeczka i czarna koszulka. Zyzio – w kreskówkach zielona czapeczka i koszulka, w komiksach zielona czapeczka i czarna koszulka). W ogóle mniej więcej do lat osiemdziesiątych bracia ubierali się randomowo, jak koloryście w duszy grało. Klasyczna kolorystyka ugruntowała się ostatecznie dosyć późno, bo na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, w kreskówce The Duck Tales, gdzie po raz pierwszy Hyzio Dyzio i Zyzio od początku do końca konsekwentnie ubierali się w ciuchy o przypisanych im kolorach.

Mimo siedemdziesiątki na karku, bracia – jak zresztą wszystkie postacie z disneyowskiego uniwersum – nie zestarzeli się ani o dzień. Dzieje się tak z przyjętego przez włodarzy Disney’a założenia powszechnie znanego jako sliding timeline – bohaterowie pozostają w tym samym wieku mimo upływu lat, choć rzeczywistość wokół nich zmienia się równolegle z naszą. Podobny zabieg wykorzystano m.in. w South Parku czy, nieco subtelniej, w uniwersum Marvela. Nie oznacza to bynajmniej, że trojaczki skazane są na wieczne dzieciństwo. W animowanym serialu Kacza Paczka (Quack Pack) Hyzio, Dyzio i Zyzio przedstawieni zostali jako nastolatki, zerwano też z tradycyjnym imagiem samego Kaczora Donalda, który marynarski mundurek zmienił na hawajską koszulkę. Pokuszono się w końcu o zróżnicowanie charakterologiczne trójki niesfornych braci – do tej pory Hyzio, Dyzio i Zyzio robili raczej za bohatera zbiorowego. I tak Hyzio to samozwańczy lider rodzeństwa, ambitny, arogancki, łatwo zakochujący się i cierpiący na ekstremalny wstręt wobec kotów (już go lubię), Dyzio stał się długowłosym geekiem i głosem rozsądku całej paczki, choć jest też zarówno największym żartownisiem, na dodatek wierzącym w teorie spiskowe odnośnie UFO, Zyzio zaś to wyluzowany, choć czasem kapryśny, nerd i zapalony obrońca praw zwierząt. Bohaterowie w końcu zaczęli też różnić się wyglądem. Niestety, Kacza Paczka nie cieszyła przesadnym zainteresowaniem widzów (serial doczekał się zaledwie trzydziestu dziewięciu odcinków) i z pomysłu dojrzewających bohaterów szybko się wycofano, zaś nieliczne występy braci w kreskówkach tworzonych już w dwudziestym pierwszym wieku obejmowały już ich klasyczne, dziecięce wersje.

Inną sprawą jest natomiast wiek bohaterów w komiksach. Według kontrowersyjnego kanonu Dona Rosy (ignorującego sliding timeline i umieszczającego naszych bohaterów w realiach połowy dwudziestego wieku) bracia urodzili się w 1940 roku. Kanon Rosy był kontrowersyjny także z wielu innych względów – w 1981 roku rysownik stworzył dla niemieckiego fandomu ilustrację przedstawiającą dorosłych siostrzeńców oraz podstarzałych Donalda i Daisy pochylających się nad grobem Sknerusa (który, wedle Rosy, zginął w 1967 roku). Tego już było za wiele – Rosa dostał po uszach od włodarzy Disney’a, przez co wycofał się ze swoich deklaracji odnośnie „sztywnej” chronologii kaczego uniwersum, choć wciąż tworzył komiksy rozgrywające się w latach pięćdziesiątych zeszłego stulecia. Komiksowi bracia są niesfornymi psotnikami, choć generalnie utrzymują pion moralny, głównie dzięki członkostwu w drużynie Młodych Skautów. Nie mają zróżnicowanych osobowości – to raczej jedna postać w trzech ciałach. Chłopcy rzadko się kłócą, a niekiedy wręcz kończą po sobie zdania.

Zaskakujące jest, jak mało wiemy o rodzicach chłopców. Matką Hyzia, Dyzia i Zyzia jest Kaczka Della Thelma (w wersji animowanej – Dumbella), siostra bliźniaczka Kaczora Donalda. Della nigdy nie pojawiła się w żadnej animacji (z imienia, czy też raczej familiarnego przezwiska, wspomniana jest bodaj tylko w Siostrzeńcach Donalda), zaś jej występy komiksowe są nieliczne i obejmują jedynie retrospekcje, w których bohaterka ta nie wypowiada nigdy ani jednego słowa. Wiemy, że Della ubiera się podobnie jak jej brat (marynarski mundurek, tyle tylko, że z postrzępionymi krawędziami) i ma gęste blond włosy. O jej mężu wiemy jeszcze mniej – nie znamy nawet jego imienia. Anonimowy kaczor nigdy nie pojawił się ani w żadnej disneyowskiej animacji, ani w żadnym komiksie. Jedynym miejscem, gdzie pojawiła się twarz ojca Hyzia, Dyzia i Zyzia jest drzewo genealogiczne, jakie na podstawie notatek Carla Barksa narysował w 1981 roku Mark Worden. Widzimy na nim przystrzyżonego po wojskowemu kaczora o dosyć szerokiej budowie ciała podpisany jako „? Duck”. Co ciekawe, drzewo genealogiczne w interpretacji Dona Rosy zawiera już inną reprezentację tajemniczego kaczora – jego twarz jest zasłonięta przez ptaka, który najwyraźniej usiadł przed obiektywem aparatu fotograficznego w chwili robienia zdjęcia do kroniki, zaś imię częściowo zostało zakryte przez liście (widać jedynie „Duck”). Choć Rosa nie uwzględnił tego w swojej wersji drzewa genealogicznego, kilka razy nadmienił, iż uważa, że ojciec trojaczków jest równocześnie bratem Kaczki Daisy, co wyjaśniałoby, czemu Hyzio, Dyzio i Zyzio mówią do niej „ciociu”. Teoria interesująca, ale w Stanach Zjednoczonych dzieci powszechnie zwracają się per „ciociu” i „wujku” nawet do niespokrewnionych przyjaciół rodziny (ten zwyczaj funkcjonuje zresztą także w naszym kraju).

Przejdźmy więc do tej mrocznej tajemnicy, jaką owiane są losy Hyzia, Dyzia i Zyzia. Kiedy spotykamy tych bohaterów po raz pierwszy, zostają oni „podrzuceni” Donaldowi przez Dellę. Powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, iż ojciec chłopców trafił do szpitala po obrażeniach, jakich doznał wskutek jednego z psikusów, jaki wywinęli mu synowie (podłożyli fajerwerki pod krzesło, na którym siedział). Choć Donald odsyła siostrzeńców z powrotem do domu, zaczynają oni regularnie pojawiać się w paskach komiksowych. Ostatecznie Kaczor Donald adoptuje Hyzia, Dyzia i Zyzia niedługo przed Bożym Narodzeniem w 1947 roku (wersja Rosy) lub po wakacjach  1942 (wersja alternatywna). Nie wiemy, co się stało z rodzicami chłopców. Matka najprawdopodobniej umarła. Taki stan rzeczy sugeruje Don Rosa w komiksie Samotnik z hrabstwa McKwacz (The Recluse of McDuck Manor). Co do ojca… narzuca się niebezpodstawna teoria, że zmarł w szpitalu na wskutek obrażeń odniesionych w rezultacie dowcipu z fajerwerkami. Byłoby to dosyć makabryczne (nie mówiąc już o tym, że zgoła mało pedagogiczne), tym bardziej dziwi fakt, że po dziś dzień nikt w Disney’u nie kwapi się, by raz na zawsze wyjaśnić tę kwestię. Widmo ojcobójstwa ciąży więc nad sympatycznymi kaczorkami po dziś dzień i zapewne tak już zostanie na zawsze.

PS: Notka częściowo się zdezaktualizowała - rok po jej napisaniu zostały ujawnione nowe fakty na temat matki Hyzia, Dyzia i Zyzia. Po szczegóły odsyłam do notki Mroczny sekret siostrzeńców Donalda... UJAWNIONY!

8 komentarzy :

  1. To ja sobie trochę pogdybam.
    Mnie wcale fakt niekwapienia się Disney'a do wyjaśnień nie dziwi. Bo jakie by one nie były, musiałyby mało przystawać do sielankowej wizji komiksu/filmu animowanego odpowiedniego dla dzieci. Najprościej byłoby udawać, że kaczorki wychowywała samotna matka, ale w momencie, kiedy te postacie powstawały, takie rozwiązanie raczej by nie przeszło ze względów obyczajowych (oczywiście zakładam, że chodzi o przypadek, gdy ojciec jest nieznany - co od razu rozwiązałoby i tę kwestię; wdowa pozostawiłaby znowuż domysły odnośnie tego, jak umarł ojciec, o którym czytelnicy dalej nic by nie wiedzieli), więc jakiś mąż musiał być. Teraz twórcy już nie bardzo mogą się z tego wycofać. Jawne uśmiercenie obojga rodziców rzuciłoby cień na słoneczne kacze uniwersum, tak samo jak jawne porzucenie... Optymalne wydaje mi się jedynie stworzenie nowego kanonu, ale co wtedy ze starym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wydaje, że początkowo twórcy pomyśleli, iż dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie jakichś małoletnich bohaterów, by czytelnicy mogli się z nimi identyfikować. Jednocześnie nie chciano robić z Donalda ojca, bo to by go postarzało i z kolei utrudniło docelowemu czytelnikowi identyfikowanie się z nim. Twórcy poszli więc na kompromis, ale nie do końca to przemyśleli i teraz mamy rezultat.

      Oczywiście powinno być to wyjaśnione. Precedensy już były - Goofy, na ten przykład, jest wdowcem (kolejna ciekawostka warta oddzielnej notki) i ma syna imieniem Max (który notabene w komiksach pojawia się i znika bez logicznego wyjaśnienia - rezultat bardzo elastycznego kanonu). Ja w dzieciństwie zastanawiałem się "Gdzie byli rodzice?" i po zbadaniu sprawy byłem nieco wstrząśnięty, bo mamy do wyboru albo wersję z porzuceniem, albo z osieroceniem albo kombinację powyższych połączoną z nieumyślnym zabójstwem rodzica. I to jest dopiero demoralizujące.

      Usuń
    2. "Mnie się wydaje, że początkowo twórcy pomyśleli, iż dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie jakichś małoletnich bohaterów" - tutaj akurat zgadzam się z Tobą. Ale ciągle wydaje mi się, że jedynym wyjściem byłoby stworzenie nowego kanonu. Może nie byłoby to nawet takie złe - w końcu odbiorcami tych komiksów/animacji mają być dzieci, które najczęściej mają głęboko w nosie wersje sprzed 40 czy 50 lat. Niezadowoleni starsi fani musieliby się z tym pogodzić.;)

      Część dzieciaków pewnie nad tym się zastanawia, tak jak Ty, a część, jak ja, sama dośpiewuje sobie dogodne wyjaśnienie.;) To zapewne zależy od tego, w jakiej ilości pochłaniało się donaldowe komiksy - jeśli hurtowo, niespójności bardziej zgrzytają. Co nie oznacza (że powtórzę się), że nie powinni ich wyjaśniać. Tylko na tym etapie tworzenie wyjaśnień jest już bardzo trudne.

      Kiedy mi przypomniałeś o Goofym, pomyślałam, że Dysney promuje samotnych ojców (bo Donalda można ostatecznie również za takiego uznać, choć nie jest ojcem biologicznym), za to samotnych matek unika. Widać tę prawidłowość nawet w pełnometrażowych i kultowych filmach - księżniczki częściej są osieracane przez mamusie, niż tatusiów (choć tu akurat byłabym ostrożna, bo to może wynikać z baśniowego kanonu). Ciekawe skąd ten trend.

      Usuń
    3. @Ale ciągle wydaje mi się, że jedynym wyjściem byłoby stworzenie nowego kanonu.

      Ale nie ma jednego utartego kanonu kaczych i mysich bohaterów. To, co mamy w komiksach nie zawsze pokrywa się z tym, co widzimy w kreskówkach (w komiksach pojawia się siostrzeniec Goofy'ego, którego w filmach nie ma, bo tam jest z kolei Max). W komiksach mamy z kolei szkołę Barksa i szkołę Rosy (plus masa drobiazgu pomiędzy), które też inaczej podchodzą do kanonu. No i są jeszcze seriale pokroju Quack Pack (nastoletni Hyzio, Dyzio i Zyzio), które w ogóle nie pasują do kanonu. Dzięki sliding timeline można to bezstresowo załatać.

      W "A Goofy Movie" z 1995 jest rozmowa Maxa z Goofym o matce, w której Goofy wyjaśnia synowi, że jego rodzicielka jest "tam, pośród gwiazd". Czyli się da. Przecież Disney nie boi się trudnych tematów związanych ze śmiercią najbliższych (Król Lew, Bambi).

      @Dysney promuje samotnych ojców

      To właśnie ciekawe, bo i Miki ma Mordka i Ferdka (ale zdaje się, że ich nie adoptował).

      Usuń
    4. To ja już nie mam nic do dodania, zapytam tylko, czy zrobisz kiedyś notkę o samotnych ojcach u Disney'a?:)

      Usuń
    5. @To ja już nie mam nic do dodania, zapytam tylko, czy zrobisz kiedyś notkę o samotnych ojcach u Disney'a?:)

      Archeologia disneyowska, jaką przeprowadziłem przed napisaniem tej notki sprawiła mi zaskakująco dużo radości, więc pewnie jeszcze nieraz napiszę jakąś notkę na tematy pochodne, więc kto wie. Niewykluczone. :)

      Usuń
  2. Obejrzałem sobie odcinek do którego zalinkowałeś. Ku mojemu przerażeniu Kaczor Donald i siostrzeńcy popełniają akt kanibalizmu jedząc pieczony drób:)

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW! Świetny tekst. Nigdy nie spoglądałem na Kaczą rodzinę z tej strony. ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...