piątek, 4 stycznia 2013

Moralność Altaira

fragment grafiki autorstwa Bianki Taulman, całość tutaj.

Assassin’s Creed to marka, która zadebiutowała w 2007 roku i już wtedy było jasne, że będzie to jedna z najważniejszych serii gier następnych paru lat, nawet mimo tego, że pierwsza część otrzymała mieszane recenzje. Ubisoft wpompował w kampanię promocyjną grube miliony dolarów, więc nie mógł się tak po prostu wycofać po średnio udanej Assassin’s Creed. I całe szczęście, bo twórcy poważnie wzięli sobie do serca krytykę i wszystkie niedociągnięcia „jedynki” naprawili w sequelu, tworząc jedną najlepszych blockbusterowych gier video ostatnich lat, czyli Assassin’s Creed II. Podrasowana koncepcja na grę skrytobójczym zawadiaką w realiach renesansowych okazała się na tyle udana, że pociągnięto ją dalej w dwóch pełnometrażowych samodzielnych dodatkach. Trzecia część gry ukazała się w 2012 roku i, podobnie jak jedynka, zebrała bardzo różne recenzje – głównie z powodu niedopracowania i kilku niedoróbek, które znacząco psuły radość czerpaną z gry. Ale nie o tym chciałem pisać, bo mam całą audycję podcastową, w której rozpaplałem się na temat AC, do odsłuchania której oczywiście serdecznie zapraszam.

O ile sama koncepcja gry umożliwiająca bieganie po Jerozolimie okresu wypraw krzyżowych, renesansowej Florencji czy Bostonie pionierskich czasów Ameryki to strzał w dziesiątkę, o tyle spinająca to wszystko klamra fabularna jest jednym z największych kuriozów, z jakimi miałem nieprzyjemność obcować. Już nie chodzi o samą anachroniczną koncepcję Tych, Którzy Byli Przed Nami (I Mają Zdecydowanie Zbyt Pretensjonalną Nazwę), prastarej rasy żyjącej na Ziemi, nim pojawiła się na niej ludzkość, zniszczonej przez własną głupotę i rozbłysk słoneczny, który zresztą ma się powtórzyć w roku 2012 i udowodnić, że Majowie mieli rację (przynajmniej w świecie gry), czemu starają się zapobiec Asasyni. Sam pomysł głupi nie jest, bardzo sympatycznie wykorzystany został choćby w serialach Stargate, ale parahistoryczna konwencja to nie jest coś, co gładko łączy się z pomysłami rodem z olskulowej kosmicznej sci-fi. A mogło być tak pięknie…

O ile sami proto-Ziemianie byli jednak do przełknięcia (albo raczej – do wyparcia ze świadomości) o tyle napędzający całą serię konflikt Templariusze vs. Asasyni był mankamentem, nad którym znacznie trudniej można było przejść do porządku dziennego. Choć, trzeba oddać tu sprawiedliwość, nie był też tak głupi, jak historia TKBPN(IMZZPN). Cała ta draka pomiędzy ubranymi w białe płaszcze skrytobójcami, a zakutymi w stal rycerzami byłaby o wiele bardziej strawna, gdyby nie wpleciono w nią całej tej światopoglądowej otoczki, która, kiedy przyjrzeć się jej bliżej, rozlatuje się w szwach.

Wygląda to mniej więcej tak, że Asasyni to orędownicy indywidualizmu, anarchii, przeciwnicy silnie zinstytucjonalizowanego społeczeństwa, które prowadzi do wyrugowania wolnej woli, do czego dążą Templariusze. Nie protestowałbym, gdyby nie fakt, że twórcy starają się wpasować ten konflikt z typowo hollywoodzką czarno-białą otoczkę, gdzie Asasyni to dobrzy wojownicy o wolność, zaś Templariusze -  to Imperium Zła, które należy powstrzymać. Nie zawsze tak było. W pierwszej części gry główny bohater, Altair, zabija kolejnych Templariuszy, post mortem dowiadując się, że część z nich nie była jednak takimi złymi ludźmi, a ich intencje mogły być zwyczajnie źle zrozumiane wskutek pewnej charakterystycznej dla tego stronnictwa  radykalności działań. To było ciekawe, bo generalnie pokazywało, że obie strony to warte siebie grupy fanatyków, niestroniących w imię swoich racji zabijać, wymuszać, kłamać i torturować.

W dwójce nastąpił przewrót, fabuła skupiła się na vendetcie Ezio wobec krzywdzicieli jego rodziny i cały relatywizm poszedł się paść na sielską zieloną łąkę. W Assassin’s Creed III starano się przywrócić tę niejednoznaczność moralną konfliktu, ale moim zdaniem nie wyszło dokładnie tak, jak powinno, choć i tak jest już lepiej. Jest w grze pewien motyw bardzo łopatologicznie pokazujący nam, jak mało w gruncie rzeczy różnią się między sobą Asasyni i Templariusze. To bardzo fajna sprawa i byłem mile zaskoczony, gdy to zobaczyłem.

Współcześni Asasyni i Templariusze to trochę inna bajka, bo wpisują się oni w popularny w naszych czasach nurt „kontrkulturowi rebelianci przeciwko korporacyjnej hegemonii”, jako że w 2012 roku Templariusze działają pod płaszczykiem farmaceutycznej korporacji (czyli złej Big Pharmy – w pierwszej części gry pada nawet żart o jaszczurach z kosmosu) o nazwie Abstergo, zaś Asasyni zredukowani są do nielicznej siatki powstańców ukrywających się na całym świecie.

Koniec końców nie mogę jednak powiedzieć, by podejście scenarzystów było jakoś całkowicie złe. Ostatecznie Asasyni walczą o równość, tolerancję, indywidualizm i wolność, a zatem wartości jak najbardziej pozytywne. Szkoda tylko, że robią to z tak korwinopodobnym smrodkiem, który nieco jednak psuje ich wizerunek w moich oczach. No, ale zapewne jestem jedyną osobą we Wszechświecie, która zwraca na to uwagę, więc chyba nie bardzo jest o co robić szum.

PS: Assassin's Creed Revelations miała najwspanialszy na świecie trailer/intro/animację promującą w historii gier video. Nie ma to żadnego związku z tym, co napisałem powyżej, ale każda okazja jest dobra, by podlinkować ten niedługi klip.

1 komentarz :

  1. Nadal grałem tylko w 'jedynkę' i do tej pory zdzierżyć nie mogę jak nudna była :D
    Z tego też powodu totalnie nie wiem o czym tu pisałeś. Miło wiedzieć, że tam jakieś wątki fabularne były.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...