piątek, 23 listopada 2012

RP#1: 16. Dzień szesnasty - Nieudacznik

fragment grafiki autorstwa Martina Stranki, całość tutaj.

Tytuł: Day sixteen - Loser

Cytat:
[Rage] NEVER! NEVER! NEVER! NEVER! NEVER! NEVER! NEVER! NEVER!
You're killing it from afar, go tell it in a bar
You're killing it from afar my father!

Kolejna perełka – I to dość nieoczekiwana. Na arenę wydarzeń wkracza bowiem nie kto inny, jak Ojciec (Father) głównego bohatera, który składa mu wizytę w szpitalu. Nie mamy pojęcia, co sprawiło, że pojawił się przy łóżku syna, biorąc pod uwagę ich dotychczasowe relacje trudno przypuszczać, by przyszedł z własnej woli. Bardziej prawdopodobne, że to Żona lub Najlepszy Przyjaciel wymogli na nim wizytę, w nadziei, że głos rodziciela pomoże Ja w odzyskaniu przytomności.

Jeśli ktoś liczył na pojednanie po latach, srodze się rozczaruje – Ojciec to wciąż taka sama kreatura, jaką znamy ze wspomnień głównego bohatera. Pyszny, zapatrzony w siebie egocentryk, cyniczny drań i socjopata. Z jego kanibalizującej cały utwór przemowy dowiadujemy się, że po opuszczeniu rodziny Ojciec zatracił się w hedonizmie i w pewnym sensie zatracił kontakt z rzeczywistością. Pod pewnymi względami trudno mu nie współczuć, jako że nigdy nie udało mu się nawiązać jakichkolwiek zdrowych relacji międzyludzkich, zaś kolejne jego małżeństwa kończyły się tak samo, jak pierwsze, zaś jego liczne potomstwo zasilało szeregi drobnych przestępców i lądowało w więzieniach. Z drugiej jednak strony – ociekający samozadowoleniem i poczuciem własnej doskonałości głos niesamowitego w tej roli Mike’a Bakera nie pozwala na żywienie do tego człowieka jakichkolwiek pozytywnych uczuć, choćby nawet odrobiny współczucia. Ojciec w swojej tyradzie wypomina Ja jego nieudactwo, podważa nawet fakt ich pokrewieństwa („You don't even look like me, ha! Not even close!”) i deklaruje, że jego obecność tutaj umotywowana jest jedynie chęcią bycia świadkiem ostatecznej życiowej porażki Ja, z jego postawy bije jednak jakaś żałosność, jakby Ojciec zdawał sobie sprawę z faktu, że tak naprawdę zmarnował życie, stara się jednak zagłuszyć te myśli egocentryzmem. W jakiś sposób czyni to z niego postać tragiczną. Porównując się z Ojcem, Ja widzi, kim mógł się stać, gdyby jego życie potoczyło się inaczej, gdyby Los nie postawił na jego drodze Żony i Najlepszego Przyjaciela, albo gdyby on sam podjął inne decyzje, postąpił inaczej, poszedł inną drogą. Ja nie jest swoim Ojcem, co uświadamia sobie w tym momencie.

Na monolog rodziciela reaguje tylko jedna reifikacja – Gniew, w szalenie emocjonalnym wyparciu wszystkiego, co mówi Ojciec. Jak wspominałem wcześniej, Gniew jest najbardziej pierwotnym aspektem osobowości Ja i tylko on był w stanie obronić się przed tak destruktywnym przeżyciem, jak wizyta Ojca.

Muzycznie utwór zaskakuje etnicznym instrumentarium i ewidentnie folkowo-irlandzkimi brzmieniami. To zestawienie sprawdza się rewelacyjnie i wybija się na stosunkowo zwartej całości albumu, na szczęście nie na tyle, by swoim odmiennym brzmieniem zakłócić koncepcję muzyczną opery.

2 komentarze :

  1. Ahhh, ten kawałek akurat uwielbiam. ;D Mega klimatyczny jest teledysk, ale i sama piosenka miodna. I Ojca jak najbardziej w niej uwielbiam. Choć chyba głównie ze względu na głos właśnie. Niesamowitość. No dobra, i po prostu mam słabość do psychopatów, no. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie tą najulubieńszą piosenką pozostaje Love, zaś Realization depcze jej po piętach. Ojciec faktycznie znakomity :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...