fragment grafiki autorstwa Martina Stranki, całość tutaj. |
Tytuł: Day eleven – Love
Cytat:
[Passion] Do it right, do it right, we ain't got all night
Do it now, do it now, I think you know how
[Pride] Let it out, let it out, now don't mess about
Let her in, let her in, let the party begin!
Zacznijmy od tego, że ten utwór to prawdziwe dzieło sztuki pod absolutnie każdym względem, od muzycznego począwszy, na narracyjnym skończywszy. To bodaj najlepsza piosenka na całym albumie i jedna z najlepszych, jakie kiedykolwiek w życiu słyszałem. Wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik, libretto nie ma ani jednej zbędnej linijki, emocje przekrzykują się i gryzą się ze sobą piękniej, niż gdziekolwiek indziej na tej płycie, zaś poziom utożsamienia się z Ja będzie tu niemal całkowity dla każdego, kto kiedykolwiek w życiu się zakochał.
Bo i o miłości jest ten utwór i miłość, a w zasadzie Miłość gra w nim pierwsze skrzypce. To dobry moment, żeby pochwalić Heater Findlay wcielającą się w postać Miłości, której ciepła, troskliwa, ale też silna i dostojna barwa głosu idealnie wpisuje się w przeznaczony dla niej koncept. Pozostali wokaliści – a w „Love” imię ich Legion – też wspinają się na szczyty swojego kunsztu i dają nadzwyczajny popis własnych umiejętności. Co ważne, libretto pozwala się im wykazać, ale ich wykazywanie się nie powoduje chaosu ani niepotrzebnego zamieszania, wszystko jest tu dokładnie na swoim miejscu.
Opowieść maksymalnie banalna, naturalna i nieoryginalna i przez to właśnie tak wyrazista i wiarygodna – on, ona przyjęcie, gra spojrzeń i uśmiechów, spłoszonych rzutów okiem i rozczarowań, gdy jedna ze stron waha się w kluczowym momencie. A w tle, w podświadomości Ja, prawdziwa gonitwa myśli, uczuć i wątpliwości, znana każdemu, kto kiedykolwiek znalazł się w podobnej sytuacji.
Ja opowiada o pierwszym spotkaniu z Żoną, opisuje uczucie, jakie towarzyszyło mu, gdy zobaczył ją po raz pierwszy, jak zabrakło mu tchu w piersiach, a mięśnie stężały na kamień. Miłość szepcze Ja do ucha, że Żona chce z nim zatańczyć, że ze wszystkich mężczyzn na Sali upatrzyła sobie właśnie jego, namawia do zrobienia tego jednego, kluczowego kroku, przełamania się i wykorzystania tej szansy. Namiętność i Duma dopingują Ja, gnają go ku Żonie, każą mu się do niej zbliżyć i poprosić o taniec.
Ja opowiada dalej – jak, mając nerwy w strzępach, skrępowany i onieśmielony zbliża się do Żony, w myślach układając swoje pierwsze słowa, jakie do niej skieruje. Po chwili wątek podejmuje Miłość, opowiadając, jak to w kluczowym momencie Ja zabrakło odwagi, jak wyminął Żonę, udając, że w ogóle nie szedł w jej kierunku. Miłość wypomina bohaterowi, że gorzkie rozczarowanie malujące się na jej twarzy jest aż nadto wymowne, ajego wahanie nie ma podstaw.
Ponownie wracają Namiętność i Duma, powtarzając swoje wcześniejsze kwestie, zagrzewając Ja do walki, mobilizując go. Tym razem jednak ich ładunek motywacyjny zbija pojawiający się znienacka Udręka, artykułując główny powód wahania Ja – bohater boi się, że jest taki sam, jak jego ojciec, że, jeśli zdobędzie Żonę, pozwoli sobie na zakochanie się w niej i zbliżenie się do niej, prędzej czy później zacznie ją traktować tak samo, jak jego rodziciel swoją żonę. Lęk przed tym, kim jest, kim się kiedyś stanie, odbiera mu inicjatywę, każe się wycofać, poddać się, dać sobie spokój.
Pomoc przychodzi z najmniej oczekiwanej strony. Strach przemawia do Ja, odsłania kolejną zmienną w tym fragmencie równania – lęk przed ewentualnym odrzuceniem. Powtarza też, że nikt tak naprawdę nigdy nie kochał ja i nigdy nie pokocha, więc po co w ogóle się starać, po co próbować? Ale jednak… I to „ale jednak…”, które wieńczy kwestię Strachu, wisi w powietrzu. Nie ma szans, ale jednak… Nikt cię nie pokocha, ale jednak… Nawet Strach może zostać zwalczony, zduszony i stłamszony. W stanie zakochania uczucia to karuzela, a kiedy nawet twój własny, głęboko tajony Strach stoi po twojej stronie, to się nie może nie udać.
Z takim wsparciem Ja wykonuje kolejną próbę – tym razem ze spektakularnym sukcesem. Partia zaśpiewana na dwa głosy przez Ja i Żonę opowiada o ich tańcu i przewrotnie, a przy tym bardzo uroczo koresponduje z pierwszą partią zaśpiewaną przez ja w tym utworze. Następnie Pasja, Duma i Udręka powtarzają swoje wcześniejsze kwestie i następuje koniec utworu.
Muzycznie jest on równie doskonały, co pod wymienionymi już względami – chwytliwy motyw przewodni, ekspresyjne brzmienie, mistrzowski dobór instrumentów i partie smyczkowe pod koniec piosenki. Wszystko oszlifowane, dopracowane, ale też zagrane z pazurem, polotem i w niesamowitym klimacie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz