niedziela, 5 sierpnia 2012
Don't be a zombie!
fragment grafiki autorstwa Dirka Erika Schulza, całość tutaj.
Voodoopunk – powstała w latach sześćdziesiątych XX wieku subkultura, która szerszą popularność zdobyła na początku XXI wieku. Jej założenia ideowe można streścić w haśle „Don’t be a zombie!” będącym odwołaniem się do analogii zombie jako człowieka biernego wobec otaczającej go rzeczywistości, pozbawionego indywidualizmu i nastawionego tylko i wyłącznie na zaspokajanie podstawowych potrzeb. Podobnie jak religia voodoo, która zainspirowała ów nurt, voodoopunk jest syntezą elementów zaczerpniętych z innych subkultur m.in. punk, anarchizm, New Age, a także jazzu, reggae i tak zwanej muzyki świata. Mimo oczywistych konotacji z wywodzącą się z Haiti religią, większość voodoopunków odrzuca wszelkie religie na rzecz agnostycyzmu, rzadziej – ateizmu. Znakiem rozpoznawczym przedstawicieli tej subkultury są ekstrawaganckie ubiory w mniejszym lub większym stopniu nawiązujące do sposobu ubierania się jazzmanów, kultury rdzennych mieszkańców Haiti oraz kultur Czarnej Afryki Niektórzy voodoopunkowcy mają też w zwyczaju malować twarze białą farbą, kreśląc na nich fantazyjne wzory, aczkolwiek robią to na ogół okazyjnie, np. na koncertach lub imprezach tematycznych. Jako, że wielu voodoopunków interesuje się ogólnie rozumianą fantastyką, można spotkać ich na konwentach fantastycznych, gdzie bardzo często wchodzą w pozytywne interakcje z miłośnikami steampunku i dieselpunku, uznając swoją subkulturę za naturalną ewolucję tych gatunków.
Jeśli powyższy akapit wprawił kogoś w konfuzję, spieszę wyjaśnić, że wszystko to jest jednym wielkim fejkiem wymyślonym przeze mnie w ramach rozrywki intelektualnej. Żeby była ścisłość – nie ja wymyśliłem voodoopunk, powyższe oparłem w dużej mierze na meta-subkulturze bananowej młodzieży Nowego Albionu, na przestrzeni którego rozgrywa się fabuła steampunkowego musicalu The Dolls of the New Albion autorstwa Paula Shapery, która jest jedną z najbardziej niesamowitych rzeczy, jakie legalnie i za darmo można dorwać w Internecie. Summa summarum nie zdziwiłoby mnie, gdyby taka subkultura istotnie powstała – na świecie istnieje tyle przedziwnych subkultur, że voodoopunk raczej by się na ich tle nie wyróżniał. Idzie mi tu raczej o coś innego – o coś, o czym pisałem już na przestrzeni niniejszego bloga. Idzie mi o notkę, w której usiłowałem mimo wszystko wieść, że istnieje coś takiego, jak muzyka steampunkowa. Komcionauci byli, delikatnie pisząc, sceptyczni, jednak dokonany – co prawda, poniewczasie, ale przecież liczy się sam fakt – nie pozostawia cienia wątpliwości. Skoro powstają nawet całe musicale w konwencji steampunkowej… Steampunk jest subkulturą pełną gębą. Ma swoją muzykę, modę i nawet linię ideologiczną. I o tym będzie w dzisiejszej notce.
Jak wiadomo, kultura popularna zawsze była zwierciadłem, w którym mogła przejrzeć się rzeczywistość. Gatunek noir był odpowiedzią na niewesołe czasy amerykańskiego Wielkiego Kryzysu, popularny w space operach motyw obdarzonych kolektywną świadomością obcych w charakterze kosmicznego zagrożenia to oczywisty wyraz lęku przed Związkiem Radzieckim (do dziś zresztą świeżość tego motywu podtrzymują coraz bardziej ekspansywne Chiny). Cyberpunk to przemontowany futuryzm przepuszczony przez doświadczenia życiowe artystów lat 70-tych i 80-tych, którzy wiedzieli już doskonale, czym grozi niekontrolowany progres nauki przesiąkającej przez ludzkie życie. To właśnie cyberpunk był pierwszym fantastycznym nurtem popkulturowym, który w tak pełny sposób ewoluował w odrębną subkulturę ze wszystkimi jej elementami. Krótko pisząc – świat to cyfrowy ściek, na którym musimy jakoś się utrzymywać, inaczej przepadniemy z kretesem.
Wiele osób uważa steampunk za gatunek wyrosły z cyberpunka, choć sam przez długi czas nie bardzo mogłem pojąć, jak przerobić chmurę nanobotów na parowy kocioł i nazwać to ewolucją. Oczywiście to niezrozumienie wynikało z przyjęcia błędnej interpretacji słowa „ewolucja”. Podświadomie założyłem, że chodzi o – pisząc językiem Jacka Dukaja – wspinanie się po krzywej progresu. Tymczasem ideowe założenia steampunku są właśnie ewolucją tych cyberpunkowych. Cyberpunk sugerował bowiem bierne rozpuszczanie się w cyfrowym bagnie ludzkiej degrengolady, steampunk natomiast staje w rebelianckiej opozycji do takiego podejścia – zamiast zdehumanizowanej, obdarzonej własną świadomością maszyny, której złożoność przekracza granice pojmowania zwykłego człowieka mamy zębatkowo-przekładniowe porno. Mechanizm, który można rozłożyć na części pierwsze i złożyć ponownie. Maszyna, która jest zrozumiała, logiczna, opiera się bowiem na najprostszych zasadach. Nie stanowi więc zagrożenia, jakim jest sztuczna inteligencja czy nanoboty wędrujące ścieżkami naszych organizmów, równie dobrze mogące niszczyć komórki rakowe, jak i je tworzyć. Nie posunę się tu do stwierdzenia, że to technofobia zrodziła nurt steampunkowy, ale z całą pewnością coraz mniejszy stopień zrozumienia, jak właściwie działają otaczające nas przedmioty mógł w pewnym stopniu doprowadzić do popularyzacji parowej fantastyki. Oczywiście, jak każda, subkultura, tak i steampunk się dewaluuje – jakiś czas temu mrw zwrócił na to uwagę, że mało który miłośnik steampunku zdaje sobie sprawę, że obiekt jest, było, nie było, zainteresowań niesie za sobą jakąś ideologię. Czy czeka nas era spłaszczonych, strywializowanych subkultur, które ograniczać się będą do funkcji czysto dekoracyjnych?
Nie jest to pierwszy raz, gdy piszę notkę właściwie o niczym – i na dodatek muszę już kończyć. Widzicie, właśnie przyszły mi zamówione przez Sieć farbki do twarzy. Zastanawiam się też, ile może kosztować używany puzon…? I tak sobie myślę, że voodoopunk daje imponujące możliwości trollowania popularnych ostatnimi czasy Zombie Walków. Hmm… Mówcie mi Papa Legba.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz