niedziela, 15 kwietnia 2012

Strach się nie bać

http://desmond.imageshack.us/Himg3/scaled.php?server=3&filename=necrocannibals.jpg&res=landing
fragment grafiki autorstwa Kamila Boettchera, całość tutaj.

Nie lubię horrorów – w ogóle, ze wszystkich rodzajów stymulacji doznaniowej jakie jest mi w stanie zapewnić kultura popularna, utwory mające na celu wzbudzenie grozy pociągają mnie najmniej. Może to dlatego, że w ogóle mam dość słabe nerwy – nawet gdy ktoś stojący obok mnie wykona gwałtowny, niespodziewany ruch, automatycznie reaguję jak na odbezpieczony granat, nie wspominając już o bardziej stresujących sytuacjach. Nie oznacza to jednak, że w ogóle rezygnuję z tego gatunku. Owszem, zdarza mi się przeczytać albo obejrzeć jakiś horror, trudno mnie jednak uznać za konesera. Z tego powodu prosiłbym o wyrozumiałość, jeśli w notce pojawią się jakieś spektakularne bzdury czy truizmy – poruszam się bowiem na nieznanym terytorium.

Do rozważań o grozie w popkulturze i jej natężeniu pchnęła mnie pewna mikroskopijna (dwa megabajty), ale szalenie interesująca gierka kryjąca się pod enigmatycznym tytułem SCP-087-B i byłoby dobrze, gdybyście przed podjęciem dalszej lektury zapoznali się z nią. Zajmuje zaledwie 2 megabajty i nie więcej, niż 10 minut rozgrywki, toteż nie powinno być problemu. Historia stojąca za powstaniem niniejszej produkcji jest na tyle interesująca, że pozwolę sobie poświęcić dużą część notki na jej opowiedzenie. Po kolei zatem – tytułowe SCP to akronim oznaczający Secure, Contain and Protect, nazwę fikcyjnej fundacji zajmującej się zabezpieczaniem pomieszczeń i artefaktów nadprzyrodzonych, a zatem potencjalnie niebezpiecznych dla postronnych. Fundacja owa ma własną Wiki, stylizowaną na tajne archiwum opisujące kolejne przedmioty badań. Każdy użytkownik może „zatrudnić się” w Fundacji i „odtajnić” nowe artefakty, a swoje „badania” poprzeć „dowodami” w postaci mniej lub bardziej udolnie wyfotoszopowanych zdjęć, wykresów, ilustracji, transkrypcji rozmów, raportów z badań i co tam jeszcze komukolwiek przyjdzie do głowy. Przyznam, że patent na tego typu internetowy projekt jest wręcz genialny (częściowo wykorzystany w SyFiastym serialu Warehouse 13) i z ogromną uwagą wczytywałem się w kolejne raporty wyłowionych ze strefy mroku śmieci. Każdy z obiektów badań dostaje własny kryptonim „SCP-liczba_porządkowa.” Jak nietrudno się domyślić, nas najbardziej interesuje obiekt oznaczony numerem osiemdziesiątym siódmym.

Rozważmy klatkę schodową – taką, której piętra ciągną się w nieskończoność w dół, pozbawioną okien i jakichkolwiek źródeł światła. Jakby tego było mało, każda próba oświetlenia okolicy spala na panewce, bowiem pomieszczenie zdaje się pochłaniać nadmiar światła, najsilniejsze nawet latarki dają jedynie mocno stłumiony poblask w bardzo niewielkim stopniu ułatwiający poruszanie się. Rozważmy, że schodzimy po takiej klatce – stopień po stopniu, piętro po piętrze, pośród niemal całkowitych ciemności, kurczowo trzymając się barierki. I najgorsza jest ta uporczywa świadomość, że coś tu bardzo jest nie tak. Bo mijamy drugie, trzecie, dziesiąte, piętnaste, trzydzieste, setne, dwusetne piętro – i nie widać końca. I zaczynamy sobie uświadamiać, że w tak dziwacznym, światłożernym pomieszczeniu, w którym cały czas słychać przytłumione zawodzenie małego dziecka i wiele innych, równie niepokojących odgłosów, w którym cienie nie zachowują się tak, jak powinny – być może w ogóle nie ma końca. I wtedy zaczynamy podejrzewać, że uporczywa świadomość obecności kogoś jeszcze może być czymś więcej, niż tylko głupim przeczuciem…

Musicie przyznać, że ta wizja przemawia do wyobraźni. Mnie w każdym razie bardzo przemówiła, a wygląda na to, że nie tylko mnie – powstał bowiem wirtualny symulator tej osobliwej klatki schodowej. Gra SCP-087 była ciekawym i szarpiącym nerwy przeżyciem, ale jednak nie na tyle, by poświęcić jej całą notkę. Cała sprawa pewnie zakończyłaby się na wrzuceniu linka i kilku rachitycznych słów o grze na facebookową stronę MP, gdyby nie to, że powstał nieporównywalnie bardziej absorbujący sequel tej produkcji. Choć może sequel nie jest tu najfortunniejszym słowem – SCP-087-B to raczej twórcze rozwinięcie pierwotnego zamysłu. Poprzedniczka bardzo wiernie trzymała się materiału źródłowego, wersja B wprowadza kilka innowacji. Klatka schodowa zmienia się w kręty, ciasny korytarz (wciąż biegnący w dół), oczywiście nadal generowany losowo. Dodano muzykę (generujący palpitacje serca ambient) i trochę większy repertuar strachów, jakimi gra doprowadza nas do zawału.

I muszę to napisać – o ile „wersja A” przestraszyła mnie raczej średnio (choć przy końcówce naprawdę musiałem zażyć Relanium), o tyle SCP-087-B uznaję za najstraszniejszą grę, w jaką w życiu grałem. Ani którykolwiek Silent Hill, ani nawet Amnesia nie doprowadziła mnie do takiego stanu, jak kilkuminutowa sesja polegająca na spacerze po ciemnym korytarzu, w którym nie dałoby się przeciągnąć. Oczywiście, że gra korzysta z najbardziej ogranych, horrorowych chwytów (ciemność, poczucie ciągłego zagrożenia, klaustrofobiczny klimat, potwory znienacka wyskakujące na animowaną przez nas postać). Najciekawszy jest jednak ten minimalizm, który wyklucza wszystko ponad to, co jest potrzebne, by nas przestraszyć. Właśnie z tego powodu wyżej wymienione przeze mnie produkcje nie zdołały wywrzeć na mnie takiego wrażenia jak SCP – ponieważ cały czas miałem świadomość, że biorę udział w wyreżyserowanym spektaklu (horrorówki są z reguły bardzo liniowe, przynajmniej te, z którymi miałem do tej pory styczność). W SCP-087-B o postaci czy otaczającej ją sytuacji nie wiem absolutnie nic – znalazła się tam dobrowolnie, jako obiekt badań, czy może została zmuszona do spenetrowania tajemniczego korytarza? Wszechświat gry również nie poddaje się żadnym ustalonym regułom – układ pomieszczeń i „strachów” jest generowany losowo. Fabuła, jak już wspomniałem, nie istnieje – i bardzo dobrze. Fabuła to najmniej potrzebny element w grze horrorowej, w każdej chwili istnieje ryzyko, że twórcy wrzucą w jakimś momencie zbyt mało lub zbyt wiele dramatyzmu – i cały klimat siada. Dlatego uważam SCP za horror doskonały, bo pokazujący tylko tyle, ile trzeba, by przerazić tkwiącego w każdym z nas zwierzaka, małpoluda skulonego przy wątłym świetle ogniska dającym mu iluzoryczną ochronę przed czającym się w ciemnościach zagrożeniem.
Warto obejrzeć gęsto porozrzucane na YouTube Let’s Play’e tej gry. Po kilku minutach wyraźnie słychać nerwowość w głosach grających, po kilku kolejnych zaczynają już bełkotać, jąkać się, maskować strach nieśmiesznymi dowcipami czy bezsensowną paplaniną. A przecież w tej grze (zwłaszcza SCP-087) nic tak naprawdę się nie dzieje – schodzimy po schodach w absolutnych ciemnościach. Każdy mieszkaniec bloku ma za sobą podobne przeżycia w realu. Diabeł tkwi w minimalistycznych szczegółach podkreślających atmosferę – tu zatrzepocze cień, tam muzyka uderzy w głośniejsze tony – i nagle zaczynamy się bać. Dochodzi do tego wyniesione z setek filmów i gier grozy doświadczenie, że stopniowane napięcie musi w końcu zakończyć się eksplozją. I właśnie oczekiwanie na tę eksplozję to sama esencja SCP. I coś jeszcze – fakt, że aby grać w tę grę musimy zignorować nasze najbardziej pierwotne instynkty i uwarunkowania echem pamięci genetycznej powracające od naszych prymitywnych przodków. Schodząc w dół, w absolutnej ciemności, wiedzeni dźwiękiem czegoś niewątpliwie będącego zagrożeniem przy braku jakiejkolwiek racjonalnej motywacji dajemy prztyczka w nos instynktowi samozachowawczemu. Świadomie i dobrowolnie pakujemy się w sam środek niebezpieczeństwa.

Polecam zagrać w obie gry SCP-087. Nawet, jeżeli ktoś ma podobne mojemu podejście do horroru, i tak warto zwrócić uwagę na to, w jaki sposób można wzbudzić w odbiorcach uczucie niepokoju, grozy, przerażenia wreszcie. Właściwie – w jaki sposób powinno się to robić. Ja już kończę – muszę zejść do piwnicy po ziemniaki. Oh, wait…

1 komentarz :

  1. Ugh. Nie lubię, kiedy horror wali znienacka (WTEM!) po oczach i uszach. W SH2 najlepsze było nie to, że monstra, ale stopniowo narastające poczucie osamotnienia, zagrożenia i beznadziei. Za to właśnie kocham tę grę.

    Ale internetowe urbańskie legendy lubię (wielkie dzięki za podsunięcie SCP - nie znałem, podczytuję od dwóch dni i cieszę się jak dziecko). Internet wciąż mnie zadziwia swoją kolektywną kreatywnością (Slenderman, anyone?). Dlatego pewnie zagram w obie odsłony klatki schodowej. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...