niedziela, 22 stycznia 2012

Krzyż przed Mordorem

fragment grafiki autorstwa Ignacio Bazána Lazcano, całość tutaj.
Umieszczanie w dziełach czysto popkulturowych (istnieje coś takiego jak "czysta popkultura"?) odniesień do religii chrześcijańskiej (lub jakiejkolwiek innej współczesnej) jest czymś odmiennym, niż nawiązywanie do tradycji religii starożytnych kultur czy cywilizacji. Powód jest oczywisty – do obecnej religii wiele osób ma bardzo emocjonalny, osobisty stosunek. Dlatego z uniwersum Marvela obok Spider-Mana, Captaina America czy Iron Mana może występować Thor, ale już Jezus Chrystus – w żadnym wypadku. Nie oznacza to bynajmniej, że inżynierowie i artyści popkulturowi kompletnie rezygnują z umieszczania w swoich dziełach motywów i symboli chrześcijańskich. Owszem, robią to nader często, jednak są sytuacje i sytuacje. Na chwilę obecną przychodzą mi do głowy cztery typy dzieł kultury popularnej, które czerpią z mitologii chrześcijaństwa.

Pierwszym typem są dzieła de facto propagandowe, wycelowane w target środowisk chrześcijańskich. Wszystkie te czwartoligowe zespoły grające chrześcijańskiego rocka i pop, te wszystkie Arki Noego, Dzieci z Brodą czy twory pokroju Porozumienia,* Skillet czy, nieco mniej hardkorowo, Maleo Reggae Rockers, seriale typu Joan z Arkadii czy chrześcijańscy naśladowcy Coelho. Zazwyczaj kontent tego typu jest bardzo niskiej jakości, razi infantylizmem i uproszczeniami niegodnymi religii, która w toku swojego istnienia wyprodukowała tyle traktatów teologicznych i filozoficznych. Drugi typ to utwory obliczone na skandal, chcące wybić się z tłumu drapieżnym, antyreligijnym „bluźnierczym” przesłaniem. Najlepszym przykładem będzie tu pewnie inkwizytorski cykl opowiadań pióra Jacka Piekary czy „Kaznodzieja” Ennisa. Rzeczy najczęściej średnio strawne, które przepadłyby bez otoczki kontrowersji i skandalu, jaką gwarantują antychrześcijańskie motywy. Trzecim typem dzieł nawiązujących do tradycji chrześcijaństwa są nieliczne, ale bardzo ciekawe spojrzenia „ludzi z zewnątrz” – artystów pochodzących z innych kręgów kulturowych, którzy – poprzez świeże spojrzenie – mogą nam powiedzieć coś bardzo ciekawego o kulturze, którą oddychamy na co dzień. Narzucają się tu przede wszystkim dwie produkcje z Kraju Kwitnącej Wiśni – manga „Fullmetal Alchemist” i anime „Neon Genesis Evangelion” z mnogością mniej lub bardziej widocznych nawiązań do religii i kultury chrześcijańskiej.

Czwartą i, z mojego punktu widzenia, najciekawszą kategorią tego typu kontentu są na wpół mityczne Dzieła, Które Pokazują Coś Ciekawego. Nie korzystają z chrześcijańskiego warzywniaka memetycznego po to, by strzelić komuś z liścia, ale żeby opowiedzieć ciekawą historię w ciekawy sposób. Jako, że przeważająca większość z nas (wszyscy?) jest kulturowymi chrześcijanami, nawet jeśli z wiarą nam nie po drodze. Oznacza to, że na niektóre sygnały będziemy reagować inaczej, niż na inne. Mitologia rodem z Pisma przez niektórych zwanego Świętym jest nieodwołalnie wbudowana w naszą cywilizację, a opowieści o stworzeniu świata, Adamie i Ewie, Mojżeszu, ukrzyżowaniu Chrystusa nie da się amputować z naszej kultury. I, koniec końców, to dobrze.

Chrześcijan łatwo jest obrazić. Wystarczy pokazać gdzieś krzyż na tle nagiego pośladka, by zabrzmiały trąby jerychońskie, choć to może życie w Polsce wykrzywia mi optykę, a w innych krajach do tych kwestii podchodzi się bardziej liberalnie. Ale nie sądzę. W każdym razie, chrześcijanie oburzają się widząc nawiązania do najbardziej charakterystycznych symboli swojej wiary, wszelako jeśli w grę wchodzą odniesienia bardziej subtelne (albo choć mniej popularne) wrzasku nie ma. Niech za przykład posłuży niesamowity serial „Carnivale”, gdzie odniesień do chrześcijaństwa jest zatrzęsienie – od Drzewa Poznania, przez krzew gorejący, aż po (przewrotnie zinterpretowaną) Apokalipsę. Bluźnierczo traktowanych krzyży brak. Podobnie zresztą brytyjski „The Fades”, gdzie odniesienia do chrześcijaństwa opierały się głównie na delikatnych nawiązaniach, średniowiecznym toposie psychomachii (czyżbym nadinterpretował?) i jednej dość wyraźnej ikonie chrześcijaństwa. Fabuła ufundowana jest na bazie walki Dobra ze Złem. O obu serialach napiszę jeszcze kiedy indziej (bo oba na to zasługują jak mało które).

W każdym razie - kiedy widzę w jakimś popkulturowym dziele nawiązanie do chrześcijaństwa automatycznie włącza mi się w mózgu czerwona lampka - a nuż ktoś znowu gra na religii, by się wybić? To trochę krzywdzące dla mitologii chrześcijańskiej, obiektywnie rzecz biorąc bardzo ciekawej i inspirującej - jeśli, rzecz jasna, zdławimy nasz kulturowy (bądź światopoglądowy) chrześcijanizm i do sprawy podejdziemy na chłodno. Z doświadczenia wiem, że nie każdemu przychodzi to z łatwością.
__________
*moja młodsza siostra tego słucha. It… is… wrong. Jeśli bycie chrześcijaninem wiąże się z utratą gustu muzycznego, to cieszę się, że zrezygnowałem.

2 komentarze :

  1. Krzyż jest rozpoznawalny. W polskiej świadomości krzyż = katolicyzm lub chrześcijaństwo, stąd te wszystkie "trąby jerychońskie". Co do innych symboli - wydaje mi się, że mało który katolik ma o nich jakiekolwiek pojęcie. Po części może to wynikać z tego, że rzadko kto dziś czyta biblię.

    Pomijam już fakt, że mitologia chrześcijańska czerpie pełnymi garściami z pogaństwa. To dopiero ironia, nie?

    Zupełnie na marginesie - NGE się zachłystywałam jak byłam dużo młodsza, miło sobie to przypomnieć.
    A z kolei FMA zachłystywałam się niedawno ;) chociaż utknęłam przy którymś z ostatnich tomów mangi, a jeśli chodzi o anime - obejrzałam pierwszą hm, wersję, do drugiej się przymierzam, ale nie wiem czy będzie okazja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga seria FMA legalnie i za darmo hula sobie na YT (z polskimi napisami!). Kiedyś pisałem o tym na Trendyzatorze. O, tu jest link - http://www.youtube.com/user/FMABrotherhood

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...