fragment grafiki autorstwa Marca Smionetti, całość tutaj. |
Fantastyka naukowa to jeden z moich ulubionych nurtów we współczesnej kulturze popularnej, choć dzieła do niej zaliczane najczęściej cierpią na syndrom świnki morskiej – ani to świnka, ani morska. Bo czym tak naprawdę jest nauka w starym, dobrym science-fiction, jeśli nie zakamuflowaną magią? Różnica jest właściwie pretekstowa – Harry rzuca Expecto patronum, a Doktor używa cząsteczkowego pozycjonera ochronnego, oba te działania z punktu widzenia odbiorcy są równie abstrakcyjne. Możemy się tu spierać, ale na dobrą sprawę chyba nie ma sensu. Jak twierdzi Clarke (a przyklaskuje mu Pratchett), każda dostatecznie zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii i – nie sposób się z tym nie zgodzić. Dyskowa magia opiera się na cząsteczkach thaumu i narrativum, ma więc solidne podłoże paranaukowe ergo – taka z niej magia jak, za przeproszeniem, z ryby rowerzysta.
Dochodzimy tu do ściany – jak zdefiniować magię w opozycji do nauki? Jedno i drugie kieruje się odpowiednimi prawami, bez których najzwyczajniej w świecie nie działa, jedno i drugie ma swoje opracowania, szkoły i metody używania. Właściwie można powiedzieć, że magia to po prostu wymyślona nauka (quasi-nauka), co zapewne obudzi gorący sprzeciw fanów klasycznej fantasy.
Ostatnio nadrabiam zaległości serialowe – wpadł mi w ręce serial Fringe, (dla tych, co nie znają – mniej mroczny klon X-Files) serial o dość dużych ambicjach paranaukowych. Niemal każdy odcinek skupia się na jakimś fenomenie, którego rozwiązywanie opiera się na twardych naukowych teoriach. Jest to, oczywiście, iluzja, bo Fringe, przy całej mojej sympatii dla tej produkcji, mimo wszystko mało ma wspólnego z racjonalnością, a kołek do zawieszania niewiary trzeszczy okrutnie każdemu, kogo obeznanie z naukami ścisłymi nie kończy się na znajomości zasady nieoznaczoności Heisenberga, tudzież szczegółów eksperymentu Schrödingera. To pisałem ja, student polonistyki.
Jeśli już jakieś dzieła fantastycznonaukowe starają się nawiązywać do twardej, realnej nauki, zazwyczaj robią to za pomocą utartych, ikonicznych teorii. Słynna teoria względności Einsteina to zaledwie czubek góry lodowej, u stóp której wyleguje się kot wspomnianego przed chwilą Schrödingera, paradoks bliźniąt, Wielki Zderzacz Hadronów* i świecenie latarką trzymaną w ręce wystającej z pędzącego samochodu. I tachiony, nie zapominajmy o tachionach!
Skoro już o tachionach mowa – przypomniała mi się dyskusja o grze Assassin’s Creed 2 prowadzona na Jawnych Snach, gdzie wspólnie poświęciliśmy się rozmaitym bzdurkom zawartym w tej skądinąd znakomitej zręcznościówce. Co ciekawe, niemal każdemu z wypowiadających się przeszkadzało co innego. Dawid Walerych obśmiał teorię „pamięci genetycznej”, Paweł Schreiber grubymi nićmi szytą teorię spiskową wokół której kręci się fabuła, ja natomiast – fakt, że główny bohater śmiga po dachach z całą zbrojownią na plecach. Fakt, że Walerych ma doktorat z biochemii, Schreiber z niejednego fabularnego pieca jadł chleb, a Ochnik przez kilka lat udzielał się w Bractwie Rycerskim. Im więcej wiemy, tym trudniej nas zadowolić. Ludzki umysł ma tendencję do wyszukiwania sprzeczności w obserwowanych treściach. I o ile są takie, które nam nie przeszkadzają, o tyle przeważająca większość potrafi wręcz odrzucić od produktów, które nie zadowalają nas intelektualnie.
Biorąc pod uwagę powyższe, spokojnie możemy ukuć termin pop-nauka – czyli zbiór obecnych w kulturze popularnej memów, które przewijają się w dużej części produkcji spod znaku science-fiction. Warto jednak na każdym kroku zaznaczać, że pop-nauka z nauką ma na ogół bardzo mało wspólnego. Być może uchroni to przed nieszczęściem rozmaitych durniów wkładających ręce do terrarium z podpromieniowanym za pomocą mikrofalówki pająkiem w środku czy biedaków wierzących, że naszą planetą rządzą jaszczury z Konstelacji Smoka.
____________________
*nic o tak brzmiącej nazwie nie mogło nie wejść do kanonu science-fiction. Od 2008 roku, kiedy puszczono w ruch tego mechanicznego potwora LHC zdążył już kilkakrotnie zawiesić Wszechświat, zrestartować rzeczywistość i stać się kosmiczną armatą w rękach papieża. To bezprecedensowy przypadek, gdy hermetyczny wynalazek ma tak niesamowity PR.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz