niedziela, 17 kwietnia 2011

Fabryczny standard


fragment grafiki autorstwa Piotra Cieślińskiego, całość tutaj.

Wykopaliska internetowe to rzecz tyleż przyjemna, co sprawiająca niekiedy nieoczekiwane i bardzo przyjemne niespodzianki. Podczas jednej z takich ekspedycji stosunkowo niedawno trafiłem na wiekowy, jeśli patrzeć pod kątem publikacji internetowych, wywód trzech uznanych pisarzy fantastycznych – Jacka Dukaja, Łukasza Orbitowskiego oraz Wita Szostaka – dotyczący niezmiernie ciekawego zjawiska.

Mamy rok 2011 i zapewne niejakim zaskoczeniem będzie dla Was fakt, że wydawnictwo Fabryka Słów liczy sobie już okrągłe dziesięć lat. Dla mnie jest, bo zadziałał u mnie „syndrom YouTube” który – podobnie jak FS – wywarł na nas tak wielki wpływ, że instynktownie uznajemy iż serwis ten powstał równo z Internetem. Podobnie Fabryka Słów – bez niej trudno wyobrazić sobie współczesną polską fantastykę. Przez dekadę swojego istnienia lubelskie wydawnictwo zapanowało nad rządem czytelniczych dusz i stało się synonimem lekkiej prozy fantastyczno-przygodowej do kibelka i poduszki.

Zaczęło się od kultowego Pilipiuka i nie mniej kultowego Wędrowycza, który to stanowi właściwie kwintesencję „standardu fabrycznego”. Prosty – bardzo prosty – język, brak ozdobników czy innych niepotrzebnych prozie rozrywkowej popierdówek. Fabuła prosta, na ogół trzymająca w napięciu, przerysowani bohaterowie, szczątkowe (lub nieistniejące) pogłębienie psychologicznych sylwetek postaci. Tak scharakteryzować można niemalże każdy produkt, jaka wyszła spod fabrycznej sztancy. Produkt, nie książkę. Fabryka – jak sama nazwa wskazuje – książki wytwarza. Mają być lekkie, proste, niewymagające myślenia. Pisarze lubelskiej oficyny dopasowują się do tego schematu w swoich utworach drylując język do granic możliwości. Biorąc do ręki kolejną książkę Dębskiego czy innego Komudy dość trudno mi wskazać charakterystyczne cechy stylu. Spokojnie można by pomieszać nazwiska autorów na okładkach i pewnie nikt by się nie połapał (a jeśli już, to tylko tropem „Przecież Piekara nie pisze o Wędrowyczu”).

Czy to źle? Na pewno nie – dzięki takiemu ujęciu polska fantastyka jest atrakcyjniejsza dla czytelnika pozagettowego. Zresztą, getto rozpadło się dobre dziesięć lat temu, wraz z powstaniem Fabryki właśnie. Teraz wszyscy czytają Wędrowycza, tak jak wszyscy oglądają „Mam Talent”. Fantastyka – ta fabryczna – stała się mainstreamowa na maksa i to bardzo dobrze! Na każdą setkę fanów emerytowanego egzorcysty z Wojsławic przypadnie dwóch czy trzech, którzy pójdą dalej, pogrzebią głębiej, będą szukać czegoś ponad. To dobrze rokuje rodzimej prozie fantastycznej.

Z kolejnych plusów „standardu fabrycznego” trzej łebscy pisarze wymieniają także bardzo pozytywny trend umieszczania akcji powieści w Polsce, robienia z głównych bohaterów Polaków lub choćby czerpanie z polskiej kopalni memetycznej. Onegdaj, w czasach gdy polscy autorzy musieli przybierać obco brzmiące pseudonimy, by mieć szansę na godziwy zysk, coś takiego byłoby strzałem w stopę. Dziś ciężar przeniósł się na drugą stronę, co jest zjawiskiem ciekawym i bardzo mnie cieszącym. Z innych plusów można wymienić oryginalność światów przedstawionych. Rzadko kiedy Fabryka wydaje książki zaliczane do nurtu high fantasy, w większości przypadków autorzy starają się nadać kreowanym uniwersom nowatorskie cechy. I to się chwali.

Orbitowski zwraca uwagę na kolejną sprawę – rozbudowę cykli książkowych, które są niejako znakami rozpoznawczymi autorów. Wiadomo – Pilipiuk to Wędrowycz, Piekara to Inkwizytor i tak dalej. Ja wyciągnąłbym z tego pewien wniosek, otóż Fabryka Słów jest w naszym kraju tym, czym w USA wydawnictwo Marvel lub – trochę bliżej – francuskie Soleil. Tak, to w rynkach komiksowych powinniśmy szukać analogii dla lubelskiego potentata. W naszym kraju komiks nigdy nie cieszył się dużą popularnością, dlatego rolę bezrefleksyjnego czytadła przejęły książki. A produktom fabrycznym bliżej jest do pulpowych komiksów właśnie, niż do czegokolwiek innego.

Tym niemniej, dobrze, że taka Fabryka istnieje i produkuje kolejne książki. Cieszy mnie, że fantastyka przedarła się doi szerszej świadomości czytelniczego ogółu, nawet jeśli większość utworów spod znaku Fabryki Słów to pozycje – oględnie mówiąc – nie najwyższych lotów. Bo przecież każdy z nas lubi czasem rozerwać się przy niewymagającej myślenia, zgrabnie poprowadzonej fabułce rozgrywającej się w oryginalnym na ogół uniwersum. Niech nam Fabryka Słów pracuje kolejne dziesięć lat!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...