niedziela, 20 lutego 2011

Kapitan Ameryka musi umrzeć


fragment grafiki autorstwa Steve'a McNivena, całość tutaj.


Nie popełnię chyba żadnego wielkiego intelektualnego faux pas, gdy stwierdzę, że na kształt współczesnej kultury Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej wpłynęło pięć mitów. Są to: mit ojców założycieli, wojny secesyjnej, zimnej wojny, wojny w Wietnamie i zamachu terrorystycznego na wieże World Trade Center. Wokół każdego z tych wydarzeń narosło wiele opowieści, a – jak zapewne pamiętamy – opowieści rządzą naszą cywilizacją. Być może gdzieś tam, w gwiazdach, istnieją rasy komunikujące się za pomocą czystych, nieskażonych fabularyzacją informacji, nasza jednak właśnie ten stosunkowo mało praktyczny i wydajny sposób wymiany wiadomości wybrała (o ile była to kwestia wyboru) na fundament dla cywilizacji. Amerykańskie mity przywołuję jednak nie bez kozery, jeden z nich bowiem (ten o wojnie domowej) posłużył za punkt wyjścia dla pewnego niezmiernie ciekawego tworu współczesnej popkultury. Tworem tym jest kontrowersyjny z wielu powodów event komiksowego wydawnictwa Marvel (domu takich komiksowych bohaterów, jak Spider-Man, Hulk czy X-men), zatytułowany Civil War.

Oto grupa młodocianych superbohaterów wdaje się w bójkę z obdarzonymi nadnaturalnymi mocami przestępcami. Na wskutek ich nieodpowiedzialnego zachowania dochodzi do wybuchu, w którym ginie kilkuset cywili. Opinia publiczna wrze, domagając się od rządu sankcji prawnych, które kontrolować będą działających poza prawem peleryniarzy. Nagle okazało się, że naród amerykański dość już ma życia w kraju, w którym posiadający nadnaturalną siłę człowiek może bezkarnie bawić się w Strażnika Teksasu, a w przypadku błędu czy pomyłki podczas akcji ukrywać się przed prawem pod maską. Zaczyna się głośno rozmawiać o Akcie Rejestracji Superludzi – dokumencie, który wymagać będzie od superbohaterów odpowiedniego przeszkolenia i ujawnienia swojej tożsamości rządowi USA. Absurd? W superbohaterskich szeregach są tacy, którzy dostrzegają problem i postanawiają pójść rządowi na rękę, słusznie rozumiejąc, że czasy Dzikiego Zachodu odchodzą w niepamięć. Jest także grupa romantyków, indywidualistów i trzeźwo myślących herosów, którzy nie mają zamiaru dawać się kontrolować jakiemuś tam rządowi, któremu najwyraźniej zamarzyła się armia supergliniarzy. Tym niemniej, wniosek przechodzi, a społeczność bohaterów dzieli się na dwie grupy – pro- i antyrejestracyjną. Rozpoczyna się bratobójcza walka, w której przyjaciele stają naprzeciw siebie, a dawni wrogowie zmuszeni są walczyć ramię w ramię.

Cała ta polaryzacja koncentruje się na dwóch postaciach-symbolach. Iron Man, futurysta, genialny inżynier i wynalazca o chłodnym, analitycznym umyśle opowiada się za rejestracją. Kapitan Ameryka natomiast, żołnierz, romantyk, idealista i ogromny patriota nie może patrzeć na to, jak rząd jego ukochanego kraju zamierza ograniczyć prawa tych, którzy każdego dnia walczą o bezpieczeństwo obywateli. Ci dwaj bohaterowie – plus miotający się pomiędzy nimi Spider-Man – są tak naprawdę głównymi postaciami całego wydarzenia. Szkiełko i oko przeciwko sercu. Oto opowieść o walczących o swoje prawa superbohaterach zmienia się cierpki komentarz polityczny. Owszem, komiks nigdy nie bał się podejmowania dialogu z polityką czy obyczajowością (narzuca się tu „V for Vendetta” Moore’a), do tej pory jednak żadne mainstreamowe wydawnictwo nie podjęło tak kontrowersyjnego politycznie tematu i nie pokazało go tylu ludziom. Superbohaterowie nie walczą tu ze złem, nie da się jednoznacznie wskazać, która strona ma rację. Nie ma żadnego zagrożenia z kosmosu, któremu można przyłożyć, po czym cieszyć się ze zwycięstwa. Jest tylko bitwa o swoje prawa, jest wybór mniejszego zła, jest tajne więzienie, w którym przetrzymuje się niesubordynowanych herosów (znajduje się ono w innym wymiarze, a zatem poza granicami USA, dzięki czemu można tam przetrzymywać więźniów bez uprzedniego procesu – jawna krytyka Guantanamo).

Komentarz ów ma też zresztą drugie, znacznie ciekawsze dno. Kapitan Ameryka, przywódca ruchu oporu, reprezentuje sobą wszelkie ideały, na których zbudowano Stany Zjednoczone Ameryki – ideały, które dziś są jednak mocno anachroniczne. Kapitan tego jednak nie rozumie, nie zdaje sobie sprawy, Steve’a Rogersa ukształtowała bowiem inna rzeczywistość, taka, w której ci źli (naziści) byli złymi do szpiku kości, a ci dobrzy – dobrymi. Nijak to się ma do naszych czasów, w których królują kompromisy i ustępstwa utrzymujące społeczeństwo w chwiejnej równowadze. Lepiej rozumie to Iron Man, wynalazca i wizjoner, dziecko naszych czasów. W takim wypadku wynik starcia musiał być oczywisty – Kapitan Ameryka musi odejść. I odszedł. Pod koniec eventu, aresztowany i prowadzony przed sąd Steve Rogers został zastrzelony przez snajpera. Była to chyba najbardziej rozreklamowana śmierć bohatera komiksowego, wspominała o niej nawet nasza „Panorama”. I choć dziś Steve Rogers znów żyje i ma się dobrze (został wskrzeszony przez włodarzy Marvela, kiedy martwy Kapitan przestał się już tak dobrze sprzedawać), to jednak jego śmierć już na stałe wpisała się do kanonu komiksowego.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...