niedziela, 30 stycznia 2011

Medium


fragment grafiki autorstwa Aliny Urusov, całość tutaj.
Na samym wstępie zaznaczam, że na potrzeby tej notki definicję słowa „medium” ograniczam tylko do roli, jaką nośnik odgrywa w pośredniczeniu pomiędzy treścią, a odbiorcą. Inne funkcje mediów (informacyjna, opiniotwórcza) z punktu widzenia dzisiejszej notki nas nie interesują, zaznaczam jedynie, że nie próbuję reinterpretować definicji słowa „medium”. Skoro zatem wyjaśniliśmy sobie tę kwestię, możemy przejść do rzeczy.

Ludzie mają ciekawą właściwość wartościowania różnych kanałów medialnych z punktu widzenia ich „prestiżu”. Właściwie kogo byśmy nie zapytali, na samym szczycie postawi media, które do popkultury nie należą ze względu na ich elitarność (opera, teatr), później wspomni o tych, które zostały wymyślone, na długo przed tym, jak je pochłonęła – i zaadaptowała do własnych potrzeb – popkultura (książka, film), na szarym końcu zaś umieści te nośniki opowieści, które powstały najpóźniej, już w dobie kultury masowej (komiks, gry komputerowe). To bardzo interesujące, jak wartościujemy opowieści nie ze względu na ich rzeczywistą jakość, a sposób, w jaki zostaje nam przekazane. Oczywiście takie podejście opiera się w głównej mierze na stereotypach – komiksy są dla dzieci, gry komputerowe to krwawe strzelanki dla psychopatów, do opery chodzą tylko snoby. W związku z powyższym, swoje robi też pewien prestiż związany choćby z regularnym uczęszczaniem do teatru, podczas gdy na przykład czytanie komiksów przez osobę powyżej czternastego roku życia wydaje się już nieco wstydliwe. A przecież oba te media – jak również wszystkie pozostałe – są wobec siebie zupełnie równorzędne. „Piramida nośników opowieści” nie powinna więc wyglądać tak, że na szczycie umieszczamy operę, a na najniższej warstwie stripowe komiksy z ostatnich stron gazet codziennych. Gra komputerowa, sztuka teatralna, powieść (literacka bądź graficzna), film są na jednym poziomie. Każde z tych mediów oczywiście różni się od siebie w sposób znaczący – w powieści łatwiej, niż w filmie ukazać choćby introspekcję, z kolei w grach komputerowych stopień identyfikacji z głównym bohaterem przerasta pozostałe media. Komiks operuje układem plansz, narracją graficzną i wykorzystywaniem perspektywy. Filmy mają do dyspozycji całą gamę zagrań – od sposobu, w jaki reżyser korzysta z ujęć, po muzykę.

Dochodzimy więc do punktu, w którym klaruje nam się pewien wniosek – niektóre opowieści ze względu na swoją specyfikę mogą być prezentowane jedynie poprzez pewne konkretne medium. Osobiście nie wyobrażam sobie np. andreasowskiego „Rorka” jako coś innego, niż komiks. Wynika to z pewnych elementów graficznych, których zastosowanie w, dajmy na to, filmie byłoby mocno problematyczne, jeśli nie niemożliwe. Dobrym przykładem są ekranizacje książek, w których właściwie zawsze produkt wyjściowy zostaje zmieniony na potrzeby wymogów kina. Wyobraźmy sobie na przykład „Zbrodnię i karę” Dostojewskiego przeniesioną na ekran bez żadnych zmian, cięć i modyfikacji. Większość widzów usnęłaby z nudów już w połowie seansu. Podobnie rzecz ma się z ze wszelkimi adaptacjami, które prywatnie uważam za wciskanie okrągłych kołków w kwadratowe otwory. Zgadza się, czasem wychodzi to utworowi na zdrowie, jednak nigdy nie obywa się bez zmian. Można potraktować pierwotny produkt jako punkt wyjścia dla wszelkiej maści remiksów – i warto pamiętać, że każda, absolutnie każda adaptacja jest takim remiksem, niezależnie od twego, co twierdzi jej twórca.

Dlatego warto czasem wyjść do teatru (nawet, jeśli nie gustujemy w tego typu rozrywkach), zagrać w polecaną przez znajomych grę komputerową, przeczytać jakiś komiks – za każdym razem przeżycia będą nieco odmienne, ponieważ każdy kanał medialny generuje opowieść w sposób odmienny. A zamykanie się na nowe bodźce jest… cóż, po prostu głupie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...