czytnik |
Zaczęło
się od tego, że mój stareńki czytnik ebooków zaniemógł. Ot tak, pewnego dnia
najzwyczajniej w świecie odmówił mi współpracy, nie pomogło maltretowanie
przycisków, potrząsanie, prośby ani groźby. A tak się nieszczęśliwie złożyło,
że zbliżała się właśnie jesień – pora roku, w której zazwyczaj najmocniej
uaktywniają się moje czytelnicze instynkty. Napisałem o tej sytuacji na
fanpage’u, półżartem wspominając o tym, że jeśli znajdzie się jakaś wielka zła
korporacja (niebędąca Amazonem, albowiem nawet zło powinno mieć czasem jakieś
standardy) skłonna załatwić mi nowy czytnik książek elektronicznych, ja w
zamian postaram się od czasu do czasu wydusić z siebie jakieś ciepłe słowo pod
jej adresem.
Możecie
sobie wyobrazić, jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy kilka dni później
odezwał się do mnie PocketBook Polska z propozycją współpracy. Z tego co
rozumiem, za cała tą sprawą stał jeden z moich czytelników, który przeczytał
wspomniany wyżej status na fanpage’u i pociągnął za kilka sznurków dając znać
komu trzeba. Niestety, nie jestem teraz w stanie dogrzebać się do jego
personaliów, a zatem – dziękuję Ci bardzo, Anonimowa Osobo! (EDIT: Osoba się odezwała, więc mogę podziękować jej imiennie - dzięki, Szymon!) Z drugiej strony
jest coś budzącego dyskomfort w tym, że mój ostentacyjnie kontrkulturowy blog
stał się na tle kuszącą platformą reklamową, by duże firmy szukały na niej
przestrzeni do lokowania swoich produktów.
W
tym momencie musi pojawić się pewien disclaimer
– poniżej będę opisywał produkty, do których otrzymałem swobodny i nieodpłatny
dostęp od ich producentów. Jeśli ktoś uważa, że taki układ może wpłynąć na moją
ocenę zarówno czytnika oraz powiązanej z nim platformy udostępniającej książki
(o tym za moment) to… no cóż, to ta osoba teraz już wie, że taka zależność
istnieje i może brać poprawkę na wszystko, co napisałem niżej. Ze swojej strony
mogę napisać, że nie jest to tekst sponsorowany i nikomu nie mam zamiaru
udzielać żadnej taryfy ulgowej, niezależnie od tego, czy dany produkt sobie
kupiłem czy dostałem go za darmo od producenta. A dostałem – w tym przypadku –
czytnik książek elektronicznych PocketBook
Touch Lux 4 wraz z wykupionym trzymiesięcznym abonamentem Legimi, platformy
udzielającej dostępu do swoich zasobów książkowych na podobnej zasadzie, co
Netflix dla seriali i Spotify dla muzyki.
Zacznijmy
od czytnika. Urządzenie jest bardzo praktyczne i proste w obsłudze. Jeśli ktoś
kiedykolwiek korzystał z jakiegokolwiek innego czytnika książek
elektronicznych, połapanie się co i jak będzie kwestią sekund. Jeśli ktoś nigdy
wcześniej nie korzystał z żadnego czytnika książek elektronicznych, połapanie
się co i jak będzie kwestią minut, ponieważ interfejs jest naprawdę dobrze
zaprojektowany, z listą ostatnio przeczytanych książek na czele (czyt. ekranie
głównym), szybkim dostępem do zasobów biblioteki oraz przeglądarki
internetowej. Opcji personalizacji jest sporo – poza tak podstawowymi
funkcjonalnościami jak zmiana języka, rozmiaru i kroju czcionki (polecam
Cambrię) albo natężeniu podświetlenia możemy również stworzyć kilka indywidualnych
profili, jeśli z czytnika korzysta więcej niż jedna osoba. Wyszukiwarka
internetowa jest… działająca, ale nie oszukujmy się, to czytnik ebooków i jeśli
macie opcję korzystania z Internetu na dosłownie jakimkolwiek innym urządzeniu,
skorzystajcie z niego.
Z
rzeczy najważniejszych – urządzenie obsługuje wszystkie najpopularniejsze
formaty dokumentów (pdf, mobi, epub) plus wiele nieco bardziej egzotycznych.
Gdy tylko dostałem mój egzemplarz i zorientowałem się w jego obsłudze od razu
zacząłem trollować czytnik, wrzucając coraz bardziej egzotyczne rozszerzenia
plików. Z przyjemnym zaskoczeniem stwierdzam, że częściej niż nie, udawało się
je wyświetlać. Obsługa czytnika opiera się na dość intuicyjnej kombinacji
„ekran dotykowy - przyciski”, a czas reakcji jest całkowicie zadowalający dla
kogoś, kto chce czytać książki, a nie grać w pinballa. Bateria trzyma naprawdę
długo – po pierwszym naładowaniu dopiero po tygodniu dość intensywnego
użytkowania czytnika musiałem zrobić to ponownie. Ogółem PocketBook Touch Lux 4
to bardzo, bardzo dobry czytnik ze średniej półki i desperacko szukam czegoś,
do czego mógłbym się w nim na poważnie przyczepić, by zachować moją reputację
bezwzględnego marudy.
Póki
co najpoważniejszym zarzutem, jaki przychodzi mi do głowy jest brak opcji
powiększania ilustracji, co może być dokuczliwe, jeśli są na nich istotne
napisy, brak możliwości odtwarzania dźwięku… i to tyle. PocketBook Touch Lux 4
w pełni zaspokoił wszystkie moje oczekiwania i, jeśli mam być tak zupełnie
szczery, teraz trochę nie wyobrażam sobie bez niego życia, tak prostym i
przyjemnym w obsłudze jest urządzeniem. Jeśli szukacie porządnego czytnika
książek elektronicznych, ten nada się naprawdę znakomicie. Na tym jednak nie
koniec, bo – jak już wspomniałem – PocketBook dorzucił mi kwartalny abonament
na Legimi, z którą to platformą producent współpracuje, więc wypadałoby i o tym
napisać kilka słów.
Jak
już wspominałem. Legimi jest czymś w rodzaju Netfliksa dla książek. Po
wykupieniu abonamentu (istnieje dość elastyczny wachlarz cenowy) otrzymujemy
dostęp do całej książkowej – oraz audiobookowej, jeśli wykupimy odpowiednio
kosztowny pakiet – bazy danych platformy. Warto dokładnie przyjrzeć się detalom
każdego pakietu przed jego wykupieniem, bo zmiennych jest dość sporo i w zależności
od oferty pojawia się wiele ograniczeń, na przykład liczba urządzeń, na których
można odpalić dany profil, liczba książek, które można wrzucić na swój profil
spoza zasobów Legimi, dostęp do audiobooków i sporo innych. Sam mam przyjemność
korzystać z najbardziej ekskluzywnego pakietu i muszę przyznać, że oferta jest
co najmniej zadowalająca. Zasoby Legimi są dość spore i w dziewięciu
przypadkach na dziesięć pożądana przeze mnie pozycja książkowa była dostępna.
Nie ma tam wszystkiego czy też nawet prawie wszystkiego, ale jest na tyle
dużo rzeczy, by zakup pakietu miał sens. Szczególnie, jeśli ktoś dużo czyta –
po dwóch, góra trzech pozycjach miesięcznie nawet najdroższy abonament zaczyna
się zwracać w tym sensie, że jego cena jest niższa niż łączna cena dwóch-trzech
książek.
Do
tego dochodzi wygoda obsługi. Legimi oferuje własną aplikację zarówno na
smartfony, Kindle, jak i PocketBooka. Wiąże się z tym zabawna sprawa –
przysłany mi czytnik nie miał tej aplikacji uaktywnionej (a powinien), więc
musiał skontaktować się z obsługą platformy celem sprzężenia z nią mojego
czytnika. Dzięki temu dowiedziałem się, że Legimi ma bardzo szybki i bardzo
profesjonalny dział obsługi technicznej, bo problem został rozwiązany w ciągu
niespełna dziesięciu minut, bez żadnych perturbacji po drodze. Później było już
kompletnie z górki, naściągałem sobie książek na PocketBooka jak głupi i teraz
nadrabiam zaległości w lekturze, czego rezultaty w postaci recenzji i notek
możecie sobie poczytać na blogu i fanpage’u.
Apka
pozwala na czytanie książek, pobieranie ich i grupowanie w wygodne kategorie,
odtwarzanie audiobooków oraz automatycznego czytania na głos przez syntezator
głosowy (który jest… automatyczny, nie oszukujmy się, to raczej rozwiązanie
ostateczne jeśli koniecznie chcemy coś przeczytać w danym momencie, ale
kompletnie nie mamy do tego warunków, by robić to w normalny sposób – na
przykład w ekstremalnie zatłoczonym autobusie – i musimy polegać na sprzęcie
słuchawkowym), zaznaczanie i kopiowanie partii tekstu, tworzenie zakładek,
przypisów, komentarzy i generalnie wszystko, co tylko może być przydatne w
pracy nad tekstem wykraczającym poza jego bierne czytanie.
Największą
zaletą okazała się dla mnie synchronizacja postępu czytania na wszystkich
urządzeniach. Stojąc w kolejce do kasy w Biedronce czytam nową powieść Stephena
Kinga na smartfonie, a po powrocie do domu, uświadomieniu sobie, że zostawiłem
mleko na gazie i spaliłem połowę kuchenki, dwóch godzinach przeklinania,
wściekłego szorowania i zdrapywania spalenizny z garnka i kuchenki, próbie
zaparzenia sobie kawy i odkryciu, że połowa czajnika jest spalona na węgiel,
odprawieniu sąsiadów pytających co to za straszliwy smród, mogę wziąć do ręki
czytnik i podjąć lekturę w tym samym miejscu, w którym przerwałem ją na smartfonie.
Synchronizacja odbywa się automatycznie po uruchomieniu aplikacji, trwa kilka
sekund i w przypadku jakichkolwiek komplikacji urządzenie pyta, czy wznowić
lekturę pod kątem tego, gdzie przerwałem ją na tym urządzeniu czy pod kątem
synchronizacji z profilem. Szalenie wygodna rzecz, którą na pewno wykorzystam w
drodze do sklepu z garnkami.
Jedynym
poważnym zastrzeżeniem, jakie mam do Legimi jest fakt, że nie mogę dodać na
swoją półkę pozycji książkowej bezpośrednio z czytnika. Muszę zrobić to ręcznie
z pozycji mojego profilu za pośrednictwem przeglądarki internetowej na
komputerze albo aplikacji na smartfonie – ale nie z aplikacji na czytniku. Jest
to dla mnie zupełnie niezrozumiałe, bo przecież powinno to być podstawową
funkcją. Nie jest to jakiś olbrzymi problem, bo dodanie książki na wirtualną
półkę to kwestia kilku sekund, ale… czemu? Nie przychodzi mi do głowy żadne
logiczne wytłumaczenie.
Podsumowując
– biorąc pod uwagę wszystkie moje doświadczenia z PocketBook Touch Lux 4 oraz
serwisem Legimi nie pozostaje mi nic innego jak silna rekomendacja zarówno
jednego, jak i drugiego. Dla osób czytających więcej niż dwie, trzy książki
miesięcznie (o ile nie są to jakieś egzotyczne, ekstremalnie niszowe rzeczy) to
ekonomiczny strzał w dziesiątkę, bo udziela natychmiastowego, bezproblemowego
dostępu do zasobnej biblioteki, z której można korzystać w stosunkowo
przystępnej cenie.
Tekst powstał w ramach współpracy z portalem Legimi oraz producentem czytników książek elektronicznych PocketBook
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz