czwartek, 10 grudnia 2015

Jako w Niebie, tak i na Ziemi

fragment grafiki autorstwa Jamsheda Jurabaeva, całość tutaj.

Wyobraźmy sobie świat - nazwijmy go Miejscem Na Górze. Piękna, niemal utopijna rzeczywistość, gdzie ludzie mogą żyć w relatywnym spokoju, nękani najwyżej drobnymi niedogodnościami życiowymi. Świat zaawansowanej medycyny, która pozwala leczyć nawet bardzo poważne schorzenia, świat szklanych wieżowców, czystych chodników, sielskich ogrodów i przestronnych wnętrz mieszkań. Nie jest to oczywiście świat idealny - istnieją w nim takie problemy jak korupcja, populizm, manipulacja mediami czy nieczyste polityczne zagrywki na najwyższych szczeblach władzy - ale, mimo wszystko, wciąż jest to miejsce, w którym warto żyć i które z przyjemnością można nazwać domem.

Istnieje też inne miejsce - znacznie, ale to znacznie większe, niż Świat Na Górze. Oraz znacznie, ale to znacznie gorsze - pod każdym względem. Nazwijmy je Światem Na Dole. Ludzie, którzy tam mieszkają, nie mogą liczyć na takie luksusy jak czyste (czy jakiekolwiek) chodniki, o wydajnej służbie zdrowia nie wspominając. Jest to świat skrajnej biedy i ciężkiej pracy - pracy na rzecz tych ze Świata Na Górze, którzy przeorali Świat Na Dole, destabilizując go, doszczętnie wyjaławiając i pozostawiając go w ogromnej nędzy, nie poczuwając się do żadnej odpowiedzialności za jego mieszkańców, skazując ich na egzystencję w świecie, gdzie niepewność jutra stała się smutną codziennością i którym rządzą przestępcy, samozwańczy kacykowie albo oportuniści powiązani pokątnymi interesami z politykami i biznesmenami Świata Na Górze.

Oczywiście, nie wszyscy mieszkańcy Świata Na Dole godzą się z takim stanem rzeczy. Niektórzy podejmują ogromne ryzyka i próbują dostać się do Świata Na Górze, korzystając z dziurawych, zdezelowanych statków, które - jeśli ich pasażerowie będą mieli szczęście - dotrą do tego bajecznego miejsca, o którym zawsze śnili. Jedni robią to z konieczności, by znaleźć pomoc dla swoich ciężko chorych dzieci, innych pcha do tego chęć ucieczki ze skwierczącego wybuchającymi wciąż na nowo konfliktami Piekła - bezpieczna przystań szklanych domów, zadbanych ogrodów i godnej egzystencji. 

Jednak ci ze Świata Na Górze niekoniecznie cieszą się z faktu, iż do ich utopijnej twierdzy zmierza banda obdartych, śmierdzących i z całą pewnością zdegenerowanych moralnie desperatów. Co to, to nie - jeśli wpuści się ich kilkoro, za chwilę pojawią się kolejni, i jeszcze kolejni, aż w końcu zaleją nas wielką ludzką falą, pobrudzą przepiękne, designerskie wnętrza naszych mieszkań, będą domagali się, byśmy podzielili się z nimi naszym dobrobytem. A tak być nie może, nie pozwolimy na to. Ludzie ze Świata Na Górze nie mają więc najmniejszych oporów, by - rękami swoich polityków - wycelować działa obronne w nadciągające statki i pociągnąć za spust, chroniąc swoją utopię przed nadciągającą zarazą.

I status quo zostaje utrzymane - do czasu aż kombinacja nieokiełznanej chciwości polityków i biznesmenów Świata Na Górze oraz rozpaczliwa desperacja kilku obywateli oraz grup przestępczych ze Świata Na Dole doprowadza do wywrócenia tej sytuacji, pokazując jak chwiejna była ona przez cały czas - ile patologii i degeneracji moralnej zaprowadziła tak w Górze, jak i na Dole. Nagle okazuje się, że zamiatanie trudnych spraw pod dywan, zamykanie oczu na kryzys, udawanie, że problem nie istnieje prowadzi co najwyżej do jego eskalacji. Tak się na dłuższą metę nie da - coś pęknie. Ludzka desperacja, troska o najbliższych, o własne życie, marzenie lepszego życia - tego się nie da zatrzymać. Można rozwiązać ten problem - ale nie strzelając do statków wypełnionych ludźmi doprowadzonymi do ostateczności, nie izolując się w niedostępnej wieży z kości słoniowej.

Elysium nie był dobrym filmem. Warstwa estetyczna była oszałamiająca - brudne dystopiczne ruiny wyjałowionej Ziemi w kontraście do baśniowej niemal, jakby żywcem wyjętej z dwudziestowiecznej literatury science-fiction stacji kosmicznej wypadają doskonale i „robią klimat”. Podobnie jak sama wizja rzeczywistości filmu - prosta (wręcz prostacka), ale przez swoją prostotę mocno przemawiająca do widza, nawet takiego, który na co dzień stroni od refleksji. Poza tym jednak to sztampowy, miałki, miejscami mocno głupkowaty obraz z przerysowanymi postaciami, tanim hollywoodzkim melodramatyzmem i bardzo sztampowym wątkiem. 

A jednak dzisiaj warto go obejrzeć. Gdy widziałem go po raz pierwszy, wydawało mi się, że konstrukcja świata przedstawionego jest mało prawdopodobna - że elitaryzm mieszkańców Elizjum jest karykaturalnie, złowieszczo przesadzony, by dało się w niego uwierzyć. Dziś już tak nie myślę. Dziś widzę, że Blomkamp miał rację, że od samego początku wiedział lepiej. 

PS: Pomysł na tę notkę bezczelnie zerżnąłem z notki autorstwa niemożliwej do przecenienia ninedin. Czytajcie jej bloga, ludzie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...