fragment grafiki autorstwa Jessiki de Bruin, całość tutaj. |
Miałem nie zabierać głosu w tej sprawie i nie wikłać się w żadne flejmy przed końcem roku, ale ostatecznie postanowiłem zareagować, widząc ogrom niezrozumienia, jakie przetoczyło się przez fandom na wskutek publikacji w Wyborczej artykułu Ideologie w pułapce metafor, czyli czytanie fantastyki szkodzi autorstwa blogera, pisarza i publicysty Michała R. Wiśniewskiego. Wiele z wściekających się na Wiśniewskiego za ten felieton osób zarzucało mu antyintelektualizm, niechęć wobec fantastyki (co w przypadku Wiśniewskiego, który jest ewidentnym geekiem z wieloletnim stażem wydaje się wyjątkowo absurdalne) czy jej niezrozumienie. Niestety, wśród rzucających takie oskarżenia osób są też czytelnicy i czytelniczki mojego bloga, co napawa mnie smutkiem. Nie dlatego, że ten artykuł jest jakiś wybitny - tylko dlatego, że tego typu zarzuty dowodzą niezrozumienia tekstu przeczytanego.
Zacznijmy od Pratchetta i jego domniemanego psucia młodzieży, bo to najpowszechniejszy mit, jakim obrósł felieton. Wiśniewski wskazuje na to, że wartościowy, moralistyczny przekaz powieści ze Świata Dysku obciążony jest konwencjami i ograniczeniami gatunkowymi, przez co pozbawieni umiejętności krytycznego myślenia młodzi ludzie mogą wyciągnąć z nich błędne wnioski. Celnie podaje za przykład Patrycjusza, którą to postać Pratchett niekiedy wykorzystuje do punktowania słabości demokracji jako systemu społecznego. Ilu czytelników zrozumie, że wytykanie wad demokracji służy uświadomieniu sobie jej niedoskonałości - ale nie jest to tożsame z potępieniem demokracji jako takiej? W dodatku postać Patrycjusza to trochę, nie ukrywajmy, fabularna kość ogonowa Świata Dysku z czasów, gdy cykl był ledwie parodią konwencji fantasy, a nie popkulturową satyrą społeczną. Wyrobiony czytelnik zrozumie te subtelności - kuc wyniesie tyle, że demokracja jest zła. I to jest nie tyle wina Pratchetta (choć akurat kwestia odpowiedzialności autora za własne dzieło zawsze będzie dyskusyjna), co raczej literackiego nieprzygotowania części czytelników i brak intelektualnych narzędzi do krytycznego (w sensie - analitycznego) spojrzenia na tekst.
Inną budzącą negatywne reakcje sprawą jest wskazanie ideologicznego zacietrzewienia polskich autorów fantastyki. Stali czytelnicy mojego bloga doskonale wiedzą, jaką mam opinię o polskiej fantastyce i jej epigonach, więc oczywiście w tym miejscu mogę jedynie przyklasnąć Wiśniewskiemu i zakrzyknąć - tak, tak, po trzykroć tak! Polska fantastyka w przeważającej części jest paskudnie rozideologizowana, konserwatywna w najgorszym tego słowa znaczeniu, seksistowska i homofobiczna. Do dziś przewraca mi się w żołądku na wspomnienie o apologii niewolnictwa wyrażonej explicite przez głównego bohatera Pana Lodowego Ogrodu Grzędowicza - a bynajmniej nie jest to ani wyjątek, ani nawet najbardziej obrzydliwa rzecz, na jaką się natknąłem w czasie moich zmagań z polską fantastyką.
I tak - literatura jest niebezpieczna. Zwłaszcza literatura fantastyczna, bo, jak znowu zauważa Wiśniewski, łatwiej w jej przypadku wpaść w pułapkę metafor i subtelności narracyjnych. Trudniej przeprowadzić reallity check w sytuacji, gdy świat przedstawiony i rzeczywistość opierają się na innych zasadach. Łatwiej wtedy oszukać (nawet nieintencjonalnie), przekłamać, zabrnąć w fałszywe analogie czy wydumany symetryzm. I znów - obyty z konwencją, wyrobiony czytelnik przejrzy tego typu przekłamania. Młody, chłonący wszystko jak gąbka umysł nie ma takiego zabezpieczenia. Dlatego też Wiśniewski przytomnie w ostatniej części swojego tekstu radzi rodzicom zwracać uwagę na to, co czyta (i jak to rozumie) ich pociecha. To mądra rada i dobrze by było, gdyby niektórzy rodzice ją sobie przyswoili.
Reakcja fandomu na felieton MRW pokazała, że jego smutna kontestacja ma mocne osadzenie w rzeczywistości - duża część fandomu nie umie czytać ze zrozumieniem, a ich percepcja często zatrzymuje się na powierzchownych wnioskach. A przecież o to właśnie prosi Wiśniewski w swoim artykule - by, tak jak Tiffany Obolała z najlepszej podserii Świata Dysku, nie słuchać pierwszej myśli, tylko poczekać na drugą.
Pisałeś na fb abyśmy się nie dali trollować tym artykułem i to jest chyba mój podstawowy z nim problem. Wnioski są jak najbardziej słuszne (wiedz co czyta i rozmawiaj o tym z dzieckiem-od razu po nim mi się przypomniała scena z "Sali samobójców" dokładnie to ilustrująca), ale sposób podania niebezpiecznie zakrawa na zwykły trolling (nie pierwszy raz z resztą przy okazji tekstów MRW - aż za dobrze pamiętam jego tekst "czy czeka nas zalew internetowej grafomanii", gdzie rykoszetem dostało się np. bookrage.org).
OdpowiedzUsuńA czemu trolling? Wiadomo jaki jest fandom (abstrahując od tego czy mi się to podoba czy nie i szczególnie jeżeli samemu jest się jego aktywnym członkiem jak w przypadku MRW) i ten tekst świetnie z tym gra wkładając kij w mrowisko.A tymczasem patrząc na podstawowe hasło. Czy stwierdzenie literatura jest niebezpieczna, nie można zastąpić (pop)kultura jest niebezpieczna? Zamiast fantastyki wstawiłbym horror i wyszłoby na to samo (w końcu horror to też często jest tylko metaforą wykorzystywaną aby pokazać realne zagrożenia, problemy społeczne). Wstawiłbym gry video i wyszłoby na to samo. Wstawiłbym muzykę metalową i wyszłoby na to samo. Tu przecież nie chodzi (a przynajmniej moim zdaniem nie powinno chodzić) o medium i o to co autor nam serwuje tylko o bezrefleksyjne pochłanianie treści.
Ach, te pułapki przekazu pośredniego. Czy MRW pisze o tym w taki sposób, bo
OdpowiedzUsuń- trolluje umyślnie?
- trolluje, bo po tylu latach trollowania inaczej nie potrafi?
- nie przewidział aż tak małej refleksyjności odbiorców i myślał, że może sobie pozwolić na niełopatologiczny sposób przekazu?
- nie potrafił/nie chciał/nie chciało mu się sformułować zwięzłego, niepozostawiającego pola do nieporozumień przekazów?
Czyż kiedykolwiek poznamy odpowiedzi na te pytania?
Nie poznamy :) Ale chciałem tylko wskazać, że nie tylko w braku umiejętności czytania ze zrozumieniem, ale także trochę w formie tekstu kryje się przyczyna obecnego zamieszania. Z resztą dla mnie to nie jest do końca istotne. Czasem już tak jest, że jakiś tekst (zamierzenie lub nie) staje się przyczyną wojenki. Ale o ile zmusi ludzi do rozmowy o chwili refleksji to hej, czemu nie.
OdpowiedzUsuńNapisałam hektarowego, tl;dr komenta. Padł mi firefox i zeżarł komenta, może i dobrze.
OdpowiedzUsuńW
wersji krótkiej: 1) Nie jestem pewna, czy da się w jakikolwiek sposób
uniknąć wpływu "książek zbójeckich" (lub dowolnego innego dzieła
kultury. nie jestem pewna, czy dam się przekonać przez ideę szczególnego
wpływu literatury w odróżnieniu od innych sztuk) na
czytelnika/odbiorcę; 2) Naiwnym byłoby oczekiwanie, że istnieje "czysta"
literatura, wolna od jakichkolwiek idei i koncepcji i że "tu chodzi tylko o przygodę/smoki/walkę z imperium zła", a nie o jakiejś ideologie; one tam są, czy tego chcemy, czy nie; c) zgadzam się, polska fantastyka pokazuje fatalne, jak dla mnie, wzorce, w sensie np. pokazywania postaci kobiecych; d) efektowny a mocno prowokujący przykład z Pratchettem, który MRW wybrał, podejrzewam, dla zwrócenia uwagi, okazał się chyba złym pomysłem, bo przez jego prowokacyjność i paradoksalność mnóstwo ludzi się na nim zatrzymało i tylko na nim skupiło.
Tiffany Aching. To pierwsze tłumaczenie było przesłabe i mocno popsuło książkę. Nie na poziomie łozizmu, ale kiepskie.
OdpowiedzUsuńAle poza tym, sporo racji, szczególnie, że w fandomie mnóstwo jest ludzi nie czytających w sposób rozumny. Winię fakt, że w miażdżącej większości nie czytają klasyki polskiej socjologicznej s-f i nie znają jej kontekstu. To bardzo dobra lekcja czytania między wierszami i analizy tekstu...
W miażdżącej większości nikt ich tego czytania ze zrozumieniem nie uczy. W szkołach, o ile się orientuję, obecnie realizowany model nauczania języka ojczystego jest dość ściśle sformalizowany, co wybitnie nie sprzyja rozwijaniu umiejętności rozumienia konwencji i kontekstów.
OdpowiedzUsuńA pierwsze tłumaczenie faktycznie było okropne i popsuło książkę. Jego autorka w ogóle wytłumaczyła się gdzieś kiedyś z bezsensownej decyzji zmiany imienia głównej bohaterki?
Tekst napisany z nieznośnym i typowo męskim przekonaniem o absolutnej wartości własnej opinii, przeto czuję się w obowiązku interweniować.
OdpowiedzUsuń1. Ludzie - w tym ja, a co! - dają się "trollować", jak to nazwałeś, ponieważ tekst MRW ukazał się nie w "Nowej Fantastyce", nie na blogu, nie w formie ranta na jakimś forum, tylko w najbardziej poczytnym dzienniku (dzienniku internetowym) w Polsce. To znaczy, że trafia do wielu osób, które fantastyki z całą jej specyfiką nie znają, a opinię wyrabiają sobie - no właśnie - poprzez lekturę tego typu tekstów raczej niż lekturę powieści fantasy i SF. Co więcej, przez swoją (pozorną?) kontrowersyjność i dość podniosły ton ma jakby większą niż zwykle siłę rażenia: wystarczy porównać na przykład z tym, co i jak o fantastyce piszą w GW dyżurni jej geekowie, Orliński i Orbitowski, ten pierwszy zwłaszcza. Stanowczo nie pomaga to fandomowi, który i tak jest traktowany niepoważnie, o czym szerzej w punkcie następnym.
2. Jest mi - i podejrzewam, że nie tylko mnie, ale także szerszemu gronu osób, które z pewnym zainteresowaniem śledzą losy fantastyki nie tylko w obrębie fandomu, ale także w szerszym kontekście jej pozycji w polskim literackim światku - przykro podwójnie, bo MRW napisał ten tekst do czasopisma, które może nie gardzi jawnie fantastyką (wspomniane wyżej analizy Orlińskiego i Orbitowskiego, nierzadko też Vargi, ukazują się całkiem regularnie), ale też ewidentnie nie docenia jej choćby w nominacjach do swojej nagrody - tak się składa, że będącej największą i najważniejszą z polskich nagród literackich (nie liczę realizmu magicznego, który poniekąd i tak został już przez mainstream namaszczony i uznany).
3. Wskazując na wysoki stopień nasycenia "ideologią" (co to jest ideologia?) w literaturze fantastycznej, MRW wypunktowuje prawie wyłącznie odchylenia prawicowe (co dla mnie, czytelniczki fantastyki, jest zrozumiałe: zaiste, polska fantastyka to prawdziwe zagłębie prawaków; ale czyż ktoś, kto z fantastyki czytał tylko "Hobbita" w podstawówce, nie ekstrapoluje tego, choćby nieświadomie, na całość zjawiska?) - nie najlepszy pomysł na "apel o wzięcie fantastyki na poważnie" w czasopiśmie, którego docelową grupą czytelników są osoby o poglądach lewicowych i centrolewicowych.
TL; DR: Uważam, że oburzenie jest jak najbardziej słuszne, nawet jeśli czasem flejmy lecą w nie do końca odpowiednim kierunku (jak dobrze zauważyłeś, wszyscy rzucili się na przykład z Pratchettem, a to przecież nie jedyne, o czym był tekst). Ale może po prostu czytam bez zrozumienia?
ad. 1. Ale może to już najwyższy czas, żeby fandom przestał odstawiać drama queen za każdym razem, gdy ten niedobry mainstream ośmieli się napisać o fantastyce coś głupiego? Poza tym, nie rozumiem, czemu znikasz cały akapit, w którym MRW pisze, że fantastyka jest super i przyznaje, że ma nieocenioną wartość mówienia o świecie językiem przemawiających do wyobraźni metafor. Rozumny czytelnik raczej nie odbierze tego tekstu jako przestrogę przed fantastyką jako taką, tylko poradę, by monitorować zakres lektur swoich dzieci i dyskutować o nich z nimi. Powiedziałbym więc raczej, że artykuł MRW [b]promuje[/b] czytanie fantastyki. Gdyby MRW napisał analogiczny tekst o grach video (z puentą - gry są super, ale przez swoją specyfikę mogą robić różne niefajne rzeczy z naszymi pociechami, więc warto uważać na to, w co grają nasi milusińscy, grać razem z nimi i dyskutować) to z takim artykułem nie mógłbym się nie zgodzić.
OdpowiedzUsuńad. 2. Jeszcze raz - czy ten nasz permanentny fandomowy syndrom niedopieszczenia przez (na ogół pogardzany przez nas przecież) mainstream naprawdę musi wyłazić na wierzch przy każdej tego typu okazji? Patrz, ilu nas jeździ na Pyrkon - mamy silną podmiotowość i szerze wątpię, czy jakikolwiek artykuł prasowy był w stanie nią zachwiać. Skąd więc ten nasz nieuleczalny kompleks niższości i strach przed ośmieszeniem?
ad. 3. Nie bardzo rozumiem ten argument, więc jakbyś mogła go doprecyzować, to byłbym bardzo wdzięczny.
Hm, jedna część mnie bardzo chce się z Tobą zgodzić, że to wieczne poczucie bycia oblężoną twierdzą jest już trochę stare, ale druga część podpowiada, że nadal jest uzasadnione. Nie oczekuję artykułów gloryfikujących gatunek: raczej zwyczajnej debaty, jaką prowadzi się przy okazji różnych wydarzeń w literaturze mainstreamowej. Tym bardziej, że - jak trafnie zauważyła wcześniej Ola Klęczar - książki zbójeckie trafiają się w każdym gatunku (od siebie dodam, że tezę o tym, iż metaforyka powieści fantastycznych ułatwia igranie z niedokształconymi umysłami, można obalić bez większego wysiłku). Poza tym jakoś w ogóle nie lubię postawy "nie oburzajcie się", bo kojarzy mi się z tym, co wciąż słyszą wszystkie lekceważone grupy (choć, na przykład, bycie fanką fantastyki to nie to samo, co bycie lesbijką - oczywiście).
OdpowiedzUsuńChodzi mi o to, że dla standardowej osoby czytającej GW Korwin i jego minioni to coś między politycznym kabaretem a złem wcielonym. Skojarzenie ich z fantastyką na łamach tego akurat czasopisma nie jest więc dobrym pomysłem - nawet jeśli to skojarzenie ma nastąpić tylko na drodze "incepcji", co zdarza się, i owszem, także całkiem rozumnym czytelnikom i czytelniczkom.
Ale ja naprawdę nie widzę powodu, dla którego tekst MRW miałby się negatywnie odbić na wizerunku fandomu.
OdpowiedzUsuńPoza tym, hej, ale kiedy widziałaś w prasie mainstreamowej poważną debatę o literaturze niefantastycznej? Bo ja widzę tylko, że pisarka A nagrała bekowy teledysk do napisanej przez siebie piosenki, pisarz B oskarża publicystkę C o gwałt, a pisarka D płacze, bo się z niej śmieją na Facebooku. Jeśli analogicznie ma wyglądać mainstreamowa analiza fantastyki, to ja za taką analizę grzecznie dziękuję.
No i zauważ, że owo "nie oburzajcie się" nie pisze jakiś dziennikarzyna z zewnątrz, tylko nerd z potwierdzonym wieloletnim stażem, który chyba nie musi udowadniać fandomowi, że nie jest wielbłądem?
Cóż, powody spróbowałam wypunktować w mojej pierwszej wypowiedzi. Można je uznać lub nie.
OdpowiedzUsuńJuż bez przesady, pudelkizacja literatury (literackiego światka, to be precise) jest zjawiskiem w pewnym sensie nowym i po pierwszym okresie zachłyśnięcia się niespotykanym dotąd zjawiskiem, jakim jest fakt, że kogokolwiek w ogóle obchodzą postaci pisarek i pisarzy, została gremialnie wyśmiana przez wszystkie poważniejsze media. Szczerze mówiąc, mnie nawet ucieszyła ta afera, choć - jak to trafnie ujęto w Polityce: jeśli wzrosło po niej jakieś czytelnictwo, to chyba plotkarskich portali.
Masz na myśli MRW czy siebie? Każdemu może się czasem ulać, a gorycz urażonej miłości bywa znacznie bardziej dojmująca od zwykłego hejta z zewnątrz. Zresztą staram się nie oceniać autora, a tekst i kontekst.
"kwestia odpowiedzialności autora za własne dzieło zawsze będzie dyskusyjna"
OdpowiedzUsuńI tu rozchodzi się kwestia na ile autor jest odpowiedzialny za zrozumienie czytelników bo artykuł przedstawiał tezę ciekawą, ale został napisany w taki sposób, że głowa mnie rozbolała od jego czytania.
Nie będę się rozwodzić co można zarzucić artykułowi bo już były na ten temat szerokie dyskusje, ale nie tylko ja miałem takie odczucie po przeczytaniu artu - ciekawa teza została sprowadzona do poziomu artykułu z Frondy.
"efektowny a mocno prowokujący przykład z Pratchettem, który MRW wybrał, podejrzewam, dla zwrócenia uwagi"
OdpowiedzUsuńWręcz przeciwnie, to właśnie czytając Pratchetta zauważyłem, że jeśli ktoś wcześniej nie wie, co jest "dobre" a co "złe", to może mieć problem z wyciągnięciem tej wiedzy z książki, gdzie żarty są wymieszane z morałami. A potem zacząłem zliczać ilu kucy czyta PTerry'ego
"Chodzi mi o to, że dla standardowej osoby czytającej GW Korwin i jego minioni to coś między politycznym kabaretem a złem wcielonym. Skojarzenie ich z fantastyką na łamach tego akurat czasopisma nie jest więc dobrym pomysłem"
OdpowiedzUsuńCiekawe, że jak co miesiąc w NF leci korwinistyczny felieton Kosika (a wcześniej Grzędowicza) to nikt nic nie mówi, ale wystarczy napisać o tym fakcie felieton i nagle rozpętuje się piekło.
OK, to mi do głowy nie wpadło, choć obserwacja prawdziwa. Ja sama mogę mieć akurat w kwestii PTerry'ego i myslenia o czytaniu go i o tym, kto go czyta, kompletnie skrzywioną optykę, bo sama czytałam niewiele, głównie Straż, a zaczęłam od Night Watch i rewolucji.
OdpowiedzUsuńBo korwinizm w gronie ludzi inteligentnych (z którym w znacznej mierze pokrywa się grono czytelników fantastyki) jest oczywistością.
OdpowiedzUsuńXD
OdpowiedzUsuń...MRW, jak jeszcze raz podlinkujesz mojego blogaska w miejscu, skąd pochodzą ludzie, jak ten dwa komcie wyżej, to nie kupię Twojej następnej książki.
OdpowiedzUsuńpodlinkowałem u mnie na wallu jedynie; mam tam właśnie obywatela, który usuwanie durnych komci porównuje do palenia ludzi.
OdpowiedzUsuńPożyczyć ci zapałki?
OdpowiedzUsuńHm... gdyby nie uprzednia pomoc fandomu, nigdy bym na to nie wpadł że fantastyka nie jest mainstreamowa.
OdpowiedzUsuńBo na Avengersów chodzą do kina tylko nerdy.
OdpowiedzUsuńI Grę o Tron oglądają tylko nerdy.
A taki Harry Potter to już w ogóle nisza w niszy.
Z tego co pamiętam z samej lektury to było potrzebne do jakiejś gry słów, który wystąpiła w jednym zdaniu i już nie wróciła
OdpowiedzUsuńA właściwie dlaczego taki tekst nie pojawił się do tej pory w NF? To samo co z gwałtami na sesjach, jest sobie jakiś temat, fandom udaje, że go nie ma; a potem się pojawia w mainstreamie i jest wielki szok
OdpowiedzUsuńNo to Cholewa zrobił kiedyś tak samo z Glodem/Bougiem w The Soul Music.
OdpowiedzUsuńi nie tylko, ale Glod to była jakaś trzecioplanowa postać. I od razu nazywała się dziwnie. Tiffany to jednak najnormalniejsze imię na świecie.
OdpowiedzUsuńNo nie, Glod był w Muzyce Duszy postacią co najmniej drugoplanową. Poza tym w innych książkach występował jako Zołto, żeby pasowało do jeszcze innej gry słownej.
OdpowiedzUsuńWłaśnie.
OdpowiedzUsuńHa, niezłe pytanie, tylko skąd ja mogę to wiedzieć? :) Na pewno zdecydowanie niemainstreamowa (ale też przy tym nie ściśle fandomowa) "Lampa" pisała o tym już 5--6 lat temu.
OdpowiedzUsuńMoże rzeczywiście każdy nerd to kuc? Oh, wait.
OdpowiedzUsuńO tak, zaznaczmy jeszcze, że już 60 lat temu twórcy pop artu włączali kadry z komiksów do swoich prac i one świetnie się sprzedawały: to dowiedzie, że fantastyka właściwie zawsze była w mainstreamie, czyż nie? Popularność utworu != uznanie gatunku przez establishment, obawiam się, a to właśnie oznacza wejście do ms (przykre, ale prawdziwe). Możecie do woli wymieniać kolejne fantastyczne hity (które i tak summa summarum przegrają z "realistycznymi" w rodzaju "50 twarzy" czy "Gwiazd naszych wina"), ale to w żaden sposób nie zmieni faktu, że fantastykę ciągle postrzega się trochę jako "podgatunek": realną zmianą byłoby dopiero coś w rodzaju Nobla dla Margaret Atwood, za którym nie poszłyby komentarze w rodzaju "alealeale przecież ona pisze też fantastykę!" (jak to było w przypadku Doris Lessing); realną zmianą byłoby, gdyby mój ojciec nie wychodził ostentacyjnie z pokoju, kiedy się zorientował, że właśnie ogląda film SF (a byli to "Strażnicy Galaktyki", nawiasem). I tak dalej.
OdpowiedzUsuńto ironia, czy pierdolnięcie na serio.
OdpowiedzUsuńoh, wait, chyba na serio. Musisz jeszcze raz spróbować z tą lobotomię, może tym razem się uda.
Vetinari obecnie jest jak kardynał Richelieu albo Cosma Medici- bardzo szara postać, która z jednej strony nie jest dobra, ale z drugiej nie jest zła. I ma bardzo dobre usprawiedliwienie (dobro państwa, ale nie powiązane z żadną religią). Szczerze mówiąc, nie widzę żadnych punktów między nim a Korwinem, ale ja jestem wstrętny wykształciuch i oczytaniec. Rozumiem, że ktoś może się złapać na prostszą interpretację tej postaci.
OdpowiedzUsuńCo do samego artykułu, to nie czytałam więc się nie wypowiem. Ale ilość i jakość reakcji mnie zastanowiła.
Czasem żałuję, że głębszy kontakt z fantastyką urwał mi się na etapie startu studiów (potem nie było już czasu i zacząłem się deintelektualizować). Czasem zaś spoglądam na kolejne erupcje "fandomowej" dramy i zastanawiam się, skąd biorą się wszyscy partyzanci z wyciętego Brokilonu. 2014 rok, mainstream vs. fandom, ffs, przespałem jakąś apokalipsę?
OdpowiedzUsuńTekst MRW wszedł mi z przyjemnością i bez większych problemów poznawczych, może dlatego, że mam dziecko i każdy tekst kończący się "uważaj, co czyta/gra/ogląda twoje dziecko" wchodzi mi łatwiej. Ale się nie znam, bo #jestęmejnstrimem.
I zawsze wraca mi pytanie, czemu fandom chce palić "niepoprawne" felietony w mainstreamie, zamiast budować swoje?
Bo polski fandom fantastyki jest jak polski Episkopat. Ma permanentny syndrom oblężonej twierdzy i sporo toksycznych rzeczy pod podszewką. A że na zewnątrz chce wyglądać jak sielska Arkadia beztroski i doskonałości, to wścieka się za każdym razem, gdy ktoś spoza środowiska (albo, jak w tym przypadku - ktoś ze środowiska, ale poza nim) to kwestionuje. Bo przecież tego typu brudy powinno się prać wewnątrz organizacji (tylko, że nikt tego nie robi do czasu, aż sprawa nie wypłynie w mainstreamie) i robi się zły PR.
OdpowiedzUsuńTemat gwałtów czy seksizmu i kostek chyba boleśnie to pokazał, pamiętam. I trochę liczyłem na to, że kolejne przypadki - zamiast epokowych flejmów - pobudzą chociaż do a) refleksji b) choćby marnego listu do redakcji, a jest jak zwykle.
OdpowiedzUsuńNo właśnie - gdzie jesteście, drodzy kontestatorzy artykułu MRW, szlachetni obrońcy fandomu polskiego? Czemu popiardujecie niemrawo na jakichś niszowych blogaskach czy grupach na FB, zamiast skorzystać z tej rzadkiej okazji i choćby na moment przenieść dyskusję o polskiej fantastyce do mainstreamu poprzez np. jakiś list do redakcji kontrartykuł, list otwarty czy coś podobnego?
OdpowiedzUsuńBo za cholerę tego nie rozumiem.