fragment grafiki autorstwa Mana Raya, całość tutaj. |
Odcinek, w którym Myka walczy na miecze w jakimś
zapuszczonym zamku w Cardiff, by już chwilę później brylować na wybiegu w
charakterze modelki, Pete ponownie wciela się w Ciasteczkowego Potwora, Artie
boi się krwi, a Claudia idzie na randkę. Odcinek głównie poświęcony Myce i
Claudii, męska część obsady schodzi na nieco dalszy plan, choć na szczęście
panowie są tu dość dobrze wpleceni w fabułę i wszystko wypadło jak należy.
Jedna z pierwszych scen odcinka rozgrywa się w Walii,
nieopodal Cardiff, gdzie główni bohaterowie walczą z jakimś drabem o Excalibura.
Strasznie lubię takie scenki z życia agentów Magazynu – wyrwane z kontekstu
fragmenty spraw, jakie załatwiają na co dzień, a które z jakichś względów nie
doczekały się pełnoodcinkowego rozwinięcia i egzystują w charakterze atrakcyjnych
dodatków. W sumie żałuję, że ta sprawa z Excaliburem nie została rozwinięta do
pełnoprawnego epizodu, najlepiej w formie crossovera z Torchwood (miejsce akcji zobowiązuje!). No nic, przy sprzyjających
wiatrach kiedyś napiszę o tym fanfika.
Główna część fabuła bardzo fajna i zarazem bardzo ryzykowna.
Fajna, bo jej podstawą jest ten cały magiczny świat mody, wybiegów, pięknych
kobiet, zniewieściałych projektantów, ambitnych fotografów i tajemniczych
wielbicieli. Ryzykowna – bo konstrukcja
fabularna wtłaczająca Mykę w to środowisko mogło tę bohaterkę zupełnie zbędnie i
zupełnie kretyńsko uprzedmiotowić. Jak wiemy, Myka nie jest postacią, która
traktuje swoją cielesność w sposób przedmiotowy, jako jeden z potencjalnych
atutów (w odróżnieniu do, dajmy na to, H.G. Wells, która swoją seksualność od
samego początku traktowała jako jeden z równorzędnych sposobów osiągnięcia
zamierzonych celów – uwiedzenie Pete’a w Londynie). Tymczasem rozwiązanie przez
agentów sprawy starzejących się w błyskawicznym tempie modelek już na samym
początku wymaga od Myki działania pod przykrywką, jako jedna z
nowozatrudnionych modelek.
No właśnie, ale czy koniecznie wymaga? Konstrukcja fabularna
raczej tego nie usprawiedliwia – równie dobrze bohaterowie rozwiązaliby tę
zagadkę działając tradycyjnie, prowadząc dochodzenie, przesłuchując świadków i
badając dowody, cała ta maskarada z przebieraniem Myki w kuse ciuszki wydaje mi
się średnio usprawiedliwiona. Oczywiście, tylko na poziomie intrygi, bo ten
zabieg daje nam zarówno ciekawe pogłębienie sylwetki charakterologicznej Myki,
jak i wgląd w barwny świat tego całego modowego środowiska, które w odcinku
jest zresztą workiem drażniących stereotypów. Jak modelka – to zimna suka, która nienawidzi
koleżanek i zrobi wszystko, by znaleźć się na szczycie łańcucha pokarmowego.
Jak kreator mody – to zniewieściały, egzaltowany gładysz. Jak pomocnica
projektanta – to zahukana szara myszka w okularach, pokornie znosząca fochy
gwiazdeczek. Ta nieco toporna stereotypizacja na szczęście nie przyćmiewa
bardzo barwnie wykreowanego obrazu środowiska wewnętrznych intryg i niezdrowych
ambicji, w którym wytropienie zbrodniarza jest takie trudne właśnie z powodu
sieci tajemnic i machinacji, które zwyczajowo oplatają ten świat błysku fleszy.
Działanie samego artefaktu też jest zresztą jakimś tam nawiązaniem do etosu,
jakim rządzi się świat mody gdzie po dwudziestym którymś roku życia „nagle”
modelka robi się za stara i zostaje wygryziona przez młodsze koleżanki. Bardzo
to było fajnie skonceptualizowane, szkoda tylko, że odrobinę kosztem postaci
Myki.
Na pomysł pracy pod przykrywką wpada oczywiście Pete, którego
mizoginizm ponownie daje tu o sobie znać. Myka, jako modelka co i rusz styka
się z nieprzychylnymi uwagami pod swoim adresem – że za gruba, za stara, za
brzydka. To generalnie uwypukla jej niską samoocenę, której nabawiła się z
powodu swojej przebojowej i rozchwytywanej siostry. Dzięki Pete’owi, który po
raz kolejny komplementuje ją, by podnieść Mykę na duchu (i ponownie udało się
nie wprowadzić żadnych wyraźniejszych sugestii co do tego, że ich relacja ma
charakter romantyczny – wielkie brawa dla scenarzystów), no ale… właśnie.
Początkowo wahałem się, czy tak świadoma własnej wartości osoba jak Myka
zgodziłaby się na uprzedmiotowienie jej za pomocą wepchnięcia w rolę modelki,
ale teraz dochodzę do wniosku, że udało się tego uniknąć. Po pierwsze – okazuje
się, że Myka potrzebuje zapewnienia o własnej atrakcyjności i otrzymuje je,
dobrze wypadając na wybiegu. Po drugie – mimo działania pod przykrywką Myka ani
na chwile nie zostaje zredukowana do seksownego ozdobnika, cały czas działa jak
zawodowiec. W ramach odgrywanej pod przykrywką roli to już raczej Pete, jako
ochroniarz-menadżer Myki, jest sprowadzony do chłopca na posyłki dla
nowoodkrytej gwiazdy. Po trzecie – środowisko modowe zostało w tym odcinku
przedstawione bardzo feministycznie. To kobiety nim zarządzają, dowodzą
logistyką na wszystkich szczeblach (facet-projektant musi ugiąć się przed panią
menadżer i nie ma przebacz). Poza tym, w czasie pokazu mody publiczność to też
w gruncie rzeczy prawie same kobiety, które nie oceniają modelek, a noszone
przezeń kreacje. W gruncie rzeczy na żadnym poziomie nie dochodzi do
jednoznacznego uprzedmiotowienia modelek. Podejrzewam, że to bardzo
wyidealizowana i mało realistyczna wizja przemysłu modowego, ale należy docenić
starania twórców, by z jednej strony uniknąć seksistowskich scen i kontekstów,
a z drugiej – przedstawić przemysł modowy jako skrajnie odpychający i pod
wieloma względami patologiczny. Już za to należą się twórcom brawa.
Wątek Claudii natomiast… Tu mam uczucia mocno ambiwalentne.
No bo tak – relacja Claudii z Artiem wyszła bardzo dobrze. Artie, który stara
się ją „wypchnąć” z Magazynu celem nawiązania rówieśniczych relacji i w pewnym
momencie zaczyna mówić o żuczkach, pszczółkach i kwiatkach wypadło ciepło,
zabawnie i naturalnie. W ogóle w tym odcinku to Artie i Claudia mają
zdecydowanie najlepiej napisane dialogi. I bardzo fajnie, tylko czemu obiektem
nastoletniego zauroczenia Claudii miałby być ktoś taki, jak Todd? Chodzi o to,
że Todd, jako postać, jest skrajnie antypatyczna. Rozmemłany niezgrabiasz,
niespecjalnie lotny intelektualnie i bardzo nijaki. Ja wiem, że scenarzyści w
dalszych odcinkach wyłamali tę postać z większości schematów, ale zrobili to w
wyjątkowo wymuszony, bzdurny sposób. Poza tym, w tym odcinku Claudia poznaje
Todda takiego, jakiego poznaje – i nie umiem określić, jakie cechy charakteru
sprawiły, że się nim zainteresowała. Szczęściem, jak zawsze znakomita, gra
Scagliotti w dużej mierze ratowała ten wątek.
Generalnie odcinek bardzo dobry. Szybki, dynamiczny, ze
świetnie skonstruowaną intrygą (do pewnego momentu absolutnie wszyscy są
podejrzani) i kilkoma smakowitymi scenami. Absolutnie najlepiej zagraną z nich
była ta, w której Artie, po krótkim wahaniu, decyduje się nie wchodzić do sali
szpitalnej, w której leży postarzona artefaktem Myka. Ekspresja Rubinka
(serialowego Artiego) i jego błyskawiczna, niema rozmowa z Claudią tylko za
pomocą mimiki wypadło po prostu fenomenalnie. Bez ani jednego słowa wiadomo
było, że Artie czuje się odpowiedzialny za Mykę i że boi się jej utraty. Tak
się powinno pokazywać głębię emocjonalną w serialach. Znakomicie wypadł też
Pete, któremu puszczają hamulce, gdy dowiaduje się, kto stoi za stanem Myki.
Krótko mówiąc – świetny, niegłupi odcinek.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz