fragment grafiki autorstwa Floriana Schonherra, całość tutaj. |
O moim fanatycznym stosunku do Gry Endera wspominałem tutaj kilkakrotnie. Wprawdzie nie ma na Mistycyzmie Popkulturowym zbyt wielu notek poświęconych wyłącznie tej książce, ale to tylko z tego powodu, że w bliżej nieokreślonej przyszłości zamierzam sporządzić Rekolekcje Popkulturowe, w których każdy akapit tej książki będzie miał własną notkę (tak, to jest dokładnie ten poziom fanatyzmu).
Dziś jednak chciałbym opowiedzieć o czymś innym. Jak doskonale wiemy, sukces Gry Endera zaowocował powstaniem całego, bardzo długiego cyklu powieści i opowiadań rozwijających historię Enderwersum. O ile niektóre z nich były wręcz genialne (Mówca Umarłych, Cień Endera), o tyle większość stanowiła po prostu absurdalne odcinanie kuponów od popularności pierwszej książki. Po zjawiskowym Mówcy można było jeszcze mieć nadzieję, że cykl stanie się jedną z najlepszych sag science-fiction w historii gatunku, jednak każda kolejna część głównej sagi była coraz słabsza i w końcu porzuciłem lekturę gdzieś w połowie Dzieci Umysłu, nie chcąc psuć sobie dobrego wrażenia po dwóch pierwszych częściach. Spin-off w postaci tak zwanej Sagi Cienia (historia Groszka i dzieci ze Szkoły Bojowej, które po zakończeniu wojny z Robalami zostały na Ziemi i dały się uwikłać w polityczne machinacje Petera Wiggina et consortes) był natomiast jednym wielkim nieporozumieniem, które winno było zakończyć się na skądinąd znakomitym Cieniu Endera. Nie koniec jednak na tym, bo w toku pisania obu sag, Card od czasu do czasu poświęcał parę chwil na pisanie opowiadań wypełniających liczne białe plamy i dziury fabularne. Opowiadań tych powstało bardzo dużo i to właśnie jednemu z nich chciałbym dzisiaj poświęcić notkę. Nim jednak do tego przejdę, skończę zaczętą tutaj wyliczankę wspomnieniem, że w chwili obecnej Orson Scott Card wespół z Aaronem Johnstonem zajmuje się pisaniem enderowych prequeli opisujących detale Pierwszej i Drugiej Inwazji. Pierwsza część planowanej trylogii nosi tytuł Earth Unaware i jeszcze jej nie czytałem – znam tylko komiksową adaptację tej powieści (która, co ciekawe, ukazała się jeszcze przed premierą książki, a za scenariusz odpowiedzialni są właśnie Card i Johnston), z której wynika, że nie będzie to nic specjalnego. Jeśli zebrać to wszystko do kupy, powieści ze świata Endera spokojnie można postawić obok Sagi o Ludziach Lodu. No dobra, może trochę przesadzam. Ale niewiele.
Przejdźmy jednak do opowiadania Chłopiec z Polski, które jest przedmiotem niniejszej notki. Nowelka powstała ponoć specjalnie z myślą o polskich fanach cardowskiego cyklu i została zamieszczona w wydanym przez Prószyńskiego zbiorku Pierwsze spotkania w świecie Endera, dołączane jest także do każdego kolejnego polskiego wydania Gry Endera od drugiego wzwyż. Opowiadanie snuje historię chłopca nazwanego Janem Pawłem, mieszkającego w wielodzietnej rodzinie o niskim prestiżu społecznym w Polsce. Jak wiemy z nielicznych napomknięć w niektórych książkach z enderowego cyklu, Polska w czasach przed Trzecią Inwazją była jednym z tak zwanych krajów niesubordynowanych – oznacza to, że z racji nieprzestrzegania międzynarodowych ustaw w sprawie kontroli populacji obłożona była przez hegemonię licznymi sankcjami międzynarodowymi. Wprawdzie w chwili, w której toczy się akcja opowiadania rząd Polski ugiął się pod naciskami politycznymi Hegemona i zdecydował się na wprowadzenie wewnętrznych sankcji wobec rodzin powyżej dwójki dzieci, wciąż istniała jednak pokaźna frakcja twardogłowych katolików i tradycjonalistów, którzy jawnie (i niejawnie) sprzeciwiali się prawu populacyjnemu. Jan Paweł Wieczorek urodził się właśnie w jednej z takich rodzin, jakby żywcem wyjętej z epoki Solidarności albo Obrońców Krzyża.
Młody Jan Paweł, jak każde dziecko w kraju współpracującym z Hegemonią, zostaje poddany testom mającym zmierzyć jego inteligencję pod kątem ewentualnego przyjęcia do Szkoły Bojowej. Okazuje się, że chłopiec dysponuje jednym z najpotężniejszych umysłów, jakie kiedykolwiek egzystowały na Ziemi, zaś jego potencjalne zdolności analityczne i przywódcze spowodowały, że dla Szkoły Bojowej stałby się nader cennym nabytkiem. Problem polega na tym, że od maleńkości indoktrynowany przez rodziców Jan Paweł nie ma najmniejszej ochoty udać się do Szkoły Bojowej, zamiast tego stara się zmanipulować egzaminatorów tak, by wydostać swoją rodzinę z Polski. Koniec końców na tym właśnie staje, bo Hegemonia uznaje, że jeśli nie mogą mieć Jana Pawła Wieczorka, to najmądrzej będzie wywieźć go z wrogo nastawionej go Hegemona Polski i mieć nadzieję, że syn Johna Paula Wiggina odziedziczy po ojcu jego intelekt i potencjał. Jak wiemy z Gry Endera tak się właśnie dzieje.
Przeszkadza mi w tym opowiadaniu wiele rzeczy – najbardziej jednak totalnie stereotypowe przedstawienie Polski i Polaków jako beznadziejnych katolików niepotrafiących spojrzeć dalej, niż na czubek własnego nosa, co jest zresztą łopatologicznie wytknięte pod koniec fabuły. Ja wiem, że Card stosuje takie stereotypy także w stosunku do innych nacji (Chińczyków, Rosjan, Amerykanów – widać to głównie w Sadze Cienia, ale też na przykład w Mówcy Umarłych, gdzie różne nacje zasiedlają planety dziwnym trafem odpowiadające klimatem regionom, z jakich te nacje się wywodzą), w tamtych przypadkach jednak narody występują raczej jako bohater zbiorowy, idee ucieleśniające jakieś cechy kojarzone z danymi narodami. W Chłopcu z Polski pojawiła się bardzo konkretna rodzina bardzo konkretnych Wieczorków wyglądających iście groteskowo, niczym wyciągnięci z broszurki Frondy – katolickie małżeństwo intelektualistów (ojciec – wykładowca akademicki, matka – nauczycielka) z dziewięciorgiem (!!!) dzieci, otwarcie antyrządowi. Z napomknięć narratora wywnioskować można, że ojciec rodziny działa w pewnego rodzaju podziemiu opozycyjnym, ale co to za podziemie i na jakiej zasadzie miałoby funkcjonować, nie wiemy. Wiemy natomiast, że Wieczorkowie wyznają kult Jana Pawła II. Stereotyp na stereotypie.
Orson Scott Card wspominał w jednym z wywiadów, że podziwia Polaków za determinację, z jaką udało się im zrzucić jarzmo komunizmu. Szkoda tylko, że Chłopiec z Polski, gdzie akcja toczy się w Polsce, a bohaterami opowiadania są w większości Polacy, zrobił narodowi, który darzy taką estymą tak bardzo koło pióra.
Cóż, nie mogę się nie zgodzić. Już kiedy pierwszy raz czytałam to opowiadanie, dziecięciem jeszcze będąc, coś mi nie pasowało. Potem sobie wmawiałam, że jestem przewrażliwiona, ale sama w to nie wierzyłam. Dobrze wiedzieć, że nie jestem sama.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą te wszystkie stereotypy są o tyle obrzydliwe, że ludzie skądinąd wykształceni skazują swoje liczne potomstwo na brak wykształcenie, ergo życie w biedzie. Wiem, że fanatyzm może przyjmować różne formy, ale taka chyba nie występuje... (w sensie, że w imię buntu niszczy się w jakiś sposób jeden z obiektów przez kodeks fanatyka uważany za najważniejszy - tutaj upośledza się społecznie dzieci, które winny być dobrem największym; w niższych warstwach społecznych mogłoby to wynikać z nieświadomości, ale w małżeństwie wykładowcy uniwersyteckiego z nauczycielką?...). Wychodzi więc na to, że są nie tylko obrzydliwe, ale i wewnętrznie niespójne.
Mam nadzieję, że wyraziłam się w miarę jasno, bo czasem mi to nie wychodzi.
@Wychodzi więc na to, że są nie tylko obrzydliwe, ale i wewnętrznie niespójne.
UsuńAleż wiele implikacji religijnych jest obrzydliwych i wewnętrznie niespójnych.
Hm, pewnie dlatego za nimi nie przepadam.
Usuń