fragment grafiki autorstwa Dustina Weavera, całość tutaj.
Trochę ponad rok temu przez blogi TTDKN-u przetoczyła się nieco ekstrawagancka polemika dotycząca domniemanej prawicowości komiksowych superbohaterów. Dyskusję przeczytałem z umiarkowanym zainteresowaniem, odnotowując sobie niektóre rzeczy, do poruszenia w ewentualnej własnej notce na ten temat. Notka, koniec końców, nie powstała, ale podczas ostatniej lektury komiksu Astonishing X-Men: Gifted (wydanego w naszym kraju aż dwa razy w relatywnie niedługim odstępie czasu – raz przez Muchę, drugi raz przez Hachette, w o wiele przystępniejszej cenie) po której naszła mnie pewna refleksja – o ile w większości zgadzam się z opiniami TTDKN-owskich dyskutantów co do prawicowego smrodku* unoszącego się wokół konceptu superbohaterstwa (z zastrzeżeniem, że komiksowa mitologia nie była raczej świadomie kreowana pod wpływem prawicowej ideologii, po prostu jakoś „samo tak wyszło”), o tyle dyskutantom umknęła pewna, bardzo duża i bardzo znacząca grupa superbohaterów, która została ufundowana na tak wyraźnie lewicowym podłożu, że aż dziw, że nikt z TTDKN tego nie wyłapał (przynajmniej ja tego nie zauważyłem).
Mutanci, oczywiście. Cała koncepcja homo superior od samego zarania swojego istnienia egzystowała jako uproszczone, popkulturowe studium mniejszości społecznej (w tym wypadku – gatunkowej) i jej interakcji z „normalną” większością. Początkowo ta metafora tyczyła się przede wszystkim mniejszości etnicznych, z biegiem czasu coraz bliżej było X-Manom do mniejszości seksualnych. Nieprzypadkowo pierwszy gejowski ślub superbohaterów Marvela pokazany był pięćdziesiątym pierwszym numerze Astoshining X-Men. W ogóle, im dłużej o tym myślę, tym więcej znajduję analogii – choćby wrogowie X-Manów to między innymi republikańscy politycy (senator Robert Kelly, wedle słów Chrisa Claremonta, wzorowany na postaci Josepha McCarthy’ego) i ekstremistyczne grupy religijne (Purifiers) czyli główni oponenci środowisk LGBT w naszej rzeczywistości. Ale wróćmy do lewicowości.
Głównymi zarzutami pod adresem „prawicowych” superbohaterów są ich jednostkowość, załatwianie problemów społecznych (czyli na ogół przestępczości) w sposób często sprzeczny z obowiązującym prawem, leczenie objawów zamiast przyczyn choroby społecznej jaką są przestępstwa, etc. Społeczność mutantów jest w dużej części tych cech pozbawiona. Umyślnie piszę „społeczność” bo sami X-Men są już niestety grupą po trosze tego samego sortu, co Avengers czy inni Defenders – co chwila wdają się w bójki z kosmitami, ignorując fakt, że istnieje rządowa organizacja, która, przynajmniej w teorii, powinna być za to odpowiedzialna. Sama społeczność jednak jest bardzo silnym punktem programu. Będący – przynajmniej przez większość czasu – jej rzecznikiem Charles Xavier wyznaję ideę pokojowego współistnienia dwóch gatunków ludzkich w duchu wzajemnej tolerancji i poszanowania, walcząc z takimi konserwatystami jak Kelly czy Magneto (który jest tym samym wektorem, co Kelly, tylko o przeciwnym zwrocie).
Ciekawą sprawą jest też fakt, że w przepastnych szeregach X-Men (plus grupy satelickie) przewija się bardzo dużo postaci wywodzących się z klas robotniczych i środowisk o niskim statusie społecznym. Wielu tam emigrantów (Nightcrawler, Colossus), osób o wątpliwej reputacji (Wolverine, Gambit), zreformowanych przestępców (Emma Frost). To nie Avengers, będący w istocie elitarnym klubem zblazowanych multimilionerów, wojskowych i naukowców, do którego wstęp mają jedynie zaproszeni. Ci sami Avengers, dla których walka z szeroko pojętym złem jest środkiem do zaspokojenia egoistycznych w sumie potrzeb uspokojenia sumienia albo zwyczajnie dobrą zabawą. Batman od pół wieku oczyszcza Gotham z przestępców, ci wciąż się jednak tam lęgną – a Bruce Wayne przez pięćdziesiąt lat nie zadał sobie pytania, dlaczego mimo jego wysiłków jego walka z przestępczością nie przynosi wymiernych rezultatów? Kołek do zawieszenia niewiary łamie się z trzaskiem, gdy to sobie uświadomimy.
X-Men jako grupa superbohaterów test taką raczej bojową Paradą Równości, która wysyła do społeczeństwa czytelny przekaz – „patrzcie, nie jesteśmy tacy źli, bronimy was przed inwazjami z kosmosu i szalonymi superłotrami”, w ten sposób starając się zmienić świadomość społeczną. Nie jest to zresztą jedyny przejaw chęci przełamania bariery stereotypów. Mutanci pracują u podstaw, na przykład urządzając pokojowe demonstracje. Jak możemy przeczytać w streszczeniu komiksu Dark Avengers/Uncanny X-Men: Utopia zamieszczonym na stronie polskich fanów Marvela.
Market Street, San Francisco. Marsz przeciwników mutantów zorganizowany przez Simona Traska i jego Humanity Now!, który rozpoczął swoją wędrówkę od Sacramento, dociera wreszcie do swojego celu. Na drodze do ratusza staje im grupa zwolenników homo superior, wśród których jest kilkoro X-Men. Beast mówi, że podobnie jak Trask, oni również mają prawo do zgromadzeń i będą musieli ich ominąć w drodze do ratusza. Kiedy ludzie Simona zaczynają obrzucać mutantów wyzwiskami, ten prosi ich, aby się uspokoili. Nagle do akcji wkraczają Hellion, Pixie, Rockslide i Glob Herman, którzy zachowują się wrogo wobec demonstrantów. Trask udaje panikę, krzyczy, że to zmowa i X-Men otoczyli jego ludzi, po czym zaczyna się bójka między dwoma grupami. Beast próbuje uspokoić przeciwników, ale jego słowa nie przynoszą efektu. Hank zauważa, że Pixie została uderzona butelką i rusza jej na pomoc, ale zostaje obezwładniony przez wezwanych na miejsce zdarzeń policjantów. Ci wkrótce radzą sobie z powstrzymaniem bitwy, która się kończy, gdy bijący Traska Hellion zostaje pokonany przez stróżów prawa.
Gdyby lekko przeredagować ten tekst, brzmiałby on niczym relacja z Kolorowej Niepodległej. Swoją drogą, zastanawiam się, czy zabetonowani konserwatyści naprawdę patrzą na mniejszości seksualne i etniczne jak komiksowi antymutanci na homo superior. Czy dla nich ktoś taki to przerażająca, niepojęta istota, która może wysadzić się w autobusie albo naświetlić niewinne dziecko promieniami pedalstwa? Oczywiście, mutanci jako mniejszości społeczne to metafora w najlepszym razie kaleka, bo mutanci istotnie są potencjalnym zagrożeniem, a nie – jak w przypadku emigrantów czy homoseksualistów – w dużej mierze urojonym. ale cóż – takie prawidła kultury popularnej. Czasem spójność analogii ustępuje efekaciarstwu.
_____________
*wiem, że w tym momencie sam kręcę na siebie bata, ale ja naprawdę nie mam w tym tygodniu innego pomysłu na notkę. Z tej też nie jestem specjalnie zadowolony, bo tylko liznąłem temat, ale...
Dziękuję za tekst. Z tą lewicowością w komiksach o coś na pewno chodzi. W porównaniu z np. Kapitanem Planetą w komiksach marvela albo we współczesnych ekranizacjach prawie tej propagandy nie ma. Starcie Magneto i Xaviera nie ma wymiaru prawicowo-lewicowego. Owszem Magneto chciałby zmienić świat a Xavier zostawić go takim jak jest. Ale to to tyle. Rzeczywistość świata w którym istnieją mutanci jest tak odległa od naszego, sama perspektywa istnienia homo superior tak zmienia świat że ciężko odnieść ją do ruchów różnego rodzaju lewicowych "aktywistów". Jest wielki konflikt światopoglądowy ale nie ma w nim obowiązkowego marksizmu
OdpowiedzUsuń@jan Zabobon
UsuńDziękuję za komentarz. Nie zgodziłbym się z tezą, że Xavier nie chce zmieniać świata. Xavier właśnie oddolnymi ruchami stara się zmienić świadomość społeczną homo sapiens, poprzez oswojenie ich z faktem istnienia homo superior.
Ahem. X-Men, a nie X-Man.
OdpowiedzUsuń