niedziela, 8 stycznia 2012

Kingdom of Hearts

fragment grafiki autorstwa Margarity Szeszukowej, całość tutaj.
Każdy kolejny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy to w naszym kraju olbrzymie popkulturowe święto, którego forma i rozmach wciąż, mimo swojej cykliczności i konsekwencji w działaniu, nie przestają mnie zaskakiwać. Taka bezpretensjonalna afirmacja młodości (nie tylko ciałem, ale przede wszystkim duchem), witalności i dobroci powszechnie wpisana w świadomość wszystkich bez mała Polaków? W takim jak nasz kraju? To ewenement! Bardzo pozytywny ewenement, dodajmy.

Zaskakujący jest fakt, że w Wielką Orkiestrę angażują się niemal wszystkie grupy społeczne i światopoglądowe. Podczas gdy większość świąt i wydarzeń o podobnym do WOŚP charakterze polaryzuje nasze społeczeństwo, w zbiórce pieniędzy i pozostałych akcjach biorą udział zarówno harcerze, jak i anarchiści, tak lewicowcy, jak i prawicowcy, uczestnicy Marszu Niepodległości i Kolorowej Niepodległej, kibice Legii i fani Wisły, miłośnicy Battlefielda oraz zapaleńcy od Call Of Duty… i tak dalej. Wszyscy łączą się i współpracują, niczym prawdziwa orkiestra pod batutą Jurka Owsiaka.

Do takich akcji zwykle podchodzę sceptycznie – nie podoba mi się budzenie w ludziach przeświadczenia, że wrzucenie raz na rok tych dwóch czy pięciu złotych do orkiestrowej puszki automatycznie robi z nich dobrych ludzi. Tym niemniej – jeśli mam wybierać pomiędzy przyjazdem organizującego grupowe modlitwy w intencji chorych hierarchy, a ogólnopolską zrzutką na konkretny, wymierny cel to faktycznie wybór jest oczywisty, przynajmniej dla mnie. A właśnie – sympatyczną rzeczą jest fakt, iż Owsiak nie pozwolił ze swojej akcji uczynić święta kościelnego (ani, skoro już o tym mowa, państwowego). Na kolejnych finałach trudno jest wypatrzeć kościelnych „ambasadorów” swoją obecnością pokazujących, że instytucja kościelna przybiła pieczątkę na festiwalu. Wręcz przeciwnie – niektóre środowiska ultrakatolickie często krytykują Wielką Orkiestrę. Nic zresztą dziwnego – Orkiestra wyrosła ze środowisk mocno punkowych, jest świeża, prężna i żywiołowa, z biegiem lat nie traci rozpędu, a wręcz go nabiera (niemal zawsze każdy kolejny finał WOŚP zbiera coraz większe żniwo) mobilizując, jak już wspominałem, coraz więcej ludzi. Kościół istotnie, może widzieć tu zagrożenie, jako że sam jest instytucją mocno skostniałą, anachroniczną i, w naszym kraju, mocno „naskórkową”. Jednak faktem jest, że WOŚP nie ma aspiracji do walki z jakąkolwiek religią czy ideologią,* to po prostu przeprowadzana na podstawowym, bazowym poziomie eksplozja dobroci i empatii, ładująca nasze łaknące pozytywnej energii wewnętrzne akumulatory. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że finał Wielkiej Orkiestry to minus jeden dzień, w którym zachowujemy się – my, ludzie – jak buce bez empatii. A to się przecież bardzo liczy.

WOŚP, jak już wspominałem, to także wydarzenie popkulturowe. W każdy finał Wielkiej Orkiestry zawsze angażują się ludzie ze środowisk artystycznych, od tych największych, inkasujących złote płyty, Fryderyki czy nagrody Nike, po tych najmniejszych, którzy dają koncerty na okolicznościowych festynach w swoim miasteczku (albo prowadzą niszowe blogi o kulturze popularnej). Oczywiście, orkiestrowa otoczka jest kiczowata, nie aspiruje do miana wysokiej kultury, odpowiada niewygórowanym gustom większości… ale czy to źle? Wszak pełni tylko rolę służebną wobec większego celu. Nie boli mnie to i nikogo innego też chyba nie powinno.

W szpitalu w moim mieście znajduje się inkubator z przyklejonym na nim charakterystycznym czerwonym serduszkiem. Jedna moja znajoma opowiedziała mi kiedyś, że ten inkubator uratował życie jej przedwcześnie narodzonego bratanka. Takich opowieści jest mnóstwo – małe, ale bardzo znaczące cuda, które są zasługą nas wszystkich, tych którzy biegają z puszkami w niedzielne poranki i tych, którzy do tych puszek wrzucają drobniaki. To jest naprawdę coś niezwykłego – mistycyzm, który z olbrzymią satysfakcją nazywam mistycyzmem popkulturowym. Gdyby to ode mnie zależało, krzyż wiszący nad wejściem do sejmu zastąpiłoby olbrzymie, czerwone serce z białym napisem „Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.” Bo Orkiestra to nie tylko fajna charytatywna akcja. To symbol tego, co w nas wszystkich najlepsze i najszlachetniejsze. Tego, że – choć świat każdego dnia daje nam dowody, że jest inaczej – iż nie jesteśmy jednak potworami. A to jest naprawdę coś wielkiego.

___________
*Przystanek Woodstock to nieco inna bajka.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...