fragment grafiki autorstwa Aliny Urusov, całość tutaj. |
W ogólnoludzkiej przestrzeni memetycznej śmierć jawi się jako coś przerażającego. I nic dziwnego, wszak proces definitywnie i nieodwracalnie kończący ludzkie życie musi budzić w nas strach i niepewność. Nierozerwalnie wiążą się z nią pytania o sens ludzkiej egzystencji, wartość życia i istnienie egzystencji pozagrobowej. Boimy się śmierci tym bardziej, że nie ma przed nią ratunku. Wszyscy odejdziemy.
Na przestrzeni wieków różne kultury w różny sposób personifikowały zjawisko końca życia. Czemu to robili? Chcieli nadać jej pewien kształt, z którym mogliby się oswoić. Podobnie jak wampir (albo wilkołak albo czarownica albo Obcy), Śmierć (pisana z wielkiej litery) jest ucieleśnieniem ludzkich lęków, tyle tylko że nazwanych wprost. Ot – gnijąca kobieta, szkielet z kosą, wielki czarny pies, Mojra Atropos, Hades, bóg-szakal Anubis… Cały panteon, do wyboru do koloru.
Coś się stało. Teraz, ostatnio, kilkanaście lat temu. Widmo nagłej zagłady reprezentowanej przez zimną wojnę odeszło, wzrósł poziom opieki medycznej, perspektywa nagłego i paskudnego zgonu stała się jakby odleglejsza (przynajmniej w krajach, które lubimy nazywać cywilizowanymi). Śmierć złagodniała, do popkultury przebił się jej inny, zaskakująco odmienny obraz. Wesoła nastolatka o punkowo-gotyckiej powierzchowności z gaimanowskiego „Sandmana” jest tu głównym i chyba najjaskrawszym przykładem. Choć ubrana w czerń i nosząca na szyi krzyż Ankh, to jednak swoim zachowaniem odstaje od tradycyjnej Kostuchy. Gaimanowska Śmierć hoduje złote rybki, ogląda „Mary Poppins” i odczuwa nieskończoną sympatię dla każdej istoty, której pomaga przechodzić na drugą stronę. Zapewne autor sławnego „Sandmana” chciał jedynie zaskoczyć czytelnika diametralnie innym ujęciem tematu, jednak udało mu się zarazem coś o wiele ciekawszego. Jego bohaterka swoim charakterem i oryginalnością przebiła głównego bohatera serii, w której debiutowała.
Jeśli inne ujęcie Śmierci, to zbrodnią byłoby nie wspomnieć o Pratchettcie i antropomorficznej personifikacji rodem ze Świata Dysku. Śmierć stworzona (stworzony) przez angielskiego pisarza pozornie nie odstaje od uformowanego i ugruntowanego w średniowieczu obrazu odzianego w czerń szkieletu z kosą. Pozornie, bowiem Ponury Kosiarz jawi nam się tu jako zafascynowany ludzkością abstrakt posiadający do naszego gatunku coś w rodzaju sentymentu. Mimo komediowej konwencji powieści spod znaku Dysku, pratchettowska wersja Śmierci jest – drugim obok Śmierci Gaimana – kamieniem milowym w postrzeganiu personifikacji zjawiska końca życia.
Nigdy nie przestaniemy bać się śmierci – to oczywiste. Ale może warto podjąć próbę oswojenia jej, sprawić, by okrutna Kostucha stała się choć trochę bardziej ludzka?
To oswajanie śmierci zaczęło się już dawno. Przecież już nasi przodkowie przodkowie przekazywali sobie legendy o tym jak Janko albo inny Stacho przechytrzył Kostuchę czy też zawarł z nią dogodna umowę. Ale masz racje, funkcjonowanie pewnych pojęć w literaturze niezwykle zmieniło się w ciągu ostatnich kilku dekad.
OdpowiedzUsuńPS. Bardzo ciekawy blog ;)
Dziękuję i zapraszam częściej - do czytania i komentowania.
OdpowiedzUsuńPffhehehe, oswajanie śmierci poprzez zapoznanie się z jakimiś tam interpretacjami graficzno-literackimi? No proszę xD
OdpowiedzUsuńNie da się oswoić śmierci, dopóki jej nie doświadczysz w formie śmierci kogoś bliskiego, bo własna śmierć - no cóż, to trochę ogranicza :P
To bardzo płytka forma oswojenia śmierci, moim zdaniem. Mocniejsze, ciekawsze i przede wszystkim o wiele głębsze są te zjawiska, o których napisała koleżanka Lilith, przy czym co zabawne - takie Janki i Stachy funkcjonują w każdej kulturze.
Ja śmierci w moim życiu doświadczyłam aż nadto, w pewnym momencie myślałam, że jestem z nią pogodzona... A jednak. W tej chwili mnie śmierć przeraża i żadne fajne nastki czy zabawne kościotrupy, czy cokolwiek nie złagodzi tego przerażenia.
Janki i Stachy traktują Śmierć jako adwersarza, wroga, którego należy pokonać, powstrzymać, w ostateczności - oszukać. To żadna ewolucja personifikacji Śmierci, a jedynie zmiana podejścia do niej.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że śmierć nas przeraża i trudno, żeby było inaczej, jednak nie chodzi mi o sam proces, a jego/jej awatara. Który, pozostając przerażającym Kosiarzem, zawsze dba o swój plon (Pratchett).
Hmm, kud bi, kud bi.
OdpowiedzUsuń