Niniejszy tekst jest lekko przeredagowanym transkryptem scenariusza videoeseju mojego autorstwa. Filmik można obejrzeć w tym miejscu. Zachęcam do subskrypcji mojego kanału na YouTube.
Gdy rozmawiam o moich poglądach politycznych z osobami spoza mojego kręgu znajomych – czego staram się unikać, ale od czasu do czasu dochodzi do takich sytuacji – zawsze mam świadomość, że prędzej czy później może paść pasywno-agresywne pytanie, które słyszałem już dziesiątki razy i na pewno usłyszę jeszcze wielokrotnie. Brzmi ono mniej więcej w taki sposób: „Jeśli ci tak źle w kapitalizmie, to czemu nie pójdziesz gdzieś do lasu i nie założysz sobie własnej anarchistycznej społeczności?”
I w tym momencie mogę zrobić kilka różnych rzeczy. Mogę stracić cierpliwość, nazwać mojego rozmówcę libkiem, obrazić go w jakiś sposób i kazać przeczytać kilka grubych książek napisanych dwieście lat temu przez starych dziadów z siwymi brodami, o których nigdy nie słyszał i których nie da się czytać, żeby nie umrzeć przy tym z nudów, a potem odejść zadowolony z siebie. Ze wstydem przyznam, że kilka razy w moim życiu zdarzyło mi się tak zachować.
Z drugiej strony mogę spróbować go w jakiś sposób zaorać. Mógłbym na przykład zapytać go, do jakiego konkretnie lasu mam sobie pójść, skoro każdy spłachetek ziemi jest czyjąś własnością prywatną albo publiczną własnością państwa. I jeśli rozbiję sobie mój anarchistyczny namiot na jakimś nieużywanym odludziu, to właściciel tego odludzia przyjdzie mnie stamtąd wygonić i do tego naśle na mnie policję, wojsko, prokuraturę i Sprawę dla reportera. A nie ma takiego odludzia, na którym mi by to nie groziło.
Albo mógłbym powiedzieć mu, że każdy, absolutnie każdy nowy system społeczny powstał w ścisłym związku z poprzednim – albo jako jego ewolucja albo przeciwnie, w kontrze do niego, jako jego negacja. Kapitalizm powstał przy wykorzystaniu idei, zasobów, struktur i wynalazków stworzonych w feudalizmie, feudalizm powstał przy wykorzystaniu idei, zasobów, struktur i wynalazków stworzonych przez prymitywne społeczności rolnicze, prymitywne społeczności rolnicze powstały jako stabilniejsza alternatywa dla społeczności zbieracko-łowieckich i tak dalej.
Krystalizowanie się nowych pomysłów na organizację ludzkiego życia zawsze jest długim i złożonym procesem, w trakcie którego cały czas pojawiają się nowe idee, które z różnych powodów zyskują popularność albo nie, czasami wracają stare pomysły, które wcześniej nie miały warunków na działanie, ale teraz sprawdzają się lepiej, bo te warunki rozwinęły się w międzyczasie, czasami jest kilka różnych pomysłów, które ze sobą konkurują, a wszystko to jest mocno rozłożone w czasie, bez wyraźnego początku i końca. Domaganie się, żebym poszedł sobie gdzieś daleko i przeprowadził ten proces od zera, sam czy nawet w małej, ale odizolowanej grupie osób, jest nieracjonalnym wymaganiem. Żaden system społeczny nie powstał w taki sposób i żaden nie powstanie.
Mógłbym też w końcu nie przejmować się tym, wyruszyć ramionami i zmienić temat, bo to w końcu niezobowiązująca rozmowa na w zasadzie mało istotny w tym momencie temat. Jeśli rzecz dzieje się na jakiejś imprezie albo w podobnych okolicznościach, to byłoby najlepsze, najbardziej dyplomatyczne rozwiązanie. Ale tego oczywiście nie mogę zrobić, bo jestem kłótliwym lewakiem, który potrafi sześć godzin bez przerwy spierać się z innym lewakiem, z którym zgadzam się w dziewięćdziesięciu dziewięciu przecinek dziewięciu procentach, a co dopiero z kimś o innych poglądach, albo – jeszcze gorzej – z libkiem bez uświadomionych poglądów.
Tymczasem samo pytanie „Jeśli ci tak źle w kapitalizmie, to czemu nie pójdziesz gdzieś do lasu i nie założysz sobie własnej anarchistycznej społeczności?” jest o tyle ciekawe, że pierwsi ludzie, których w sensowny sposób można nazwać anarchistami, dokładnie to właśnie zrobili. Historia tego, w jaki sposób do tego doszło i jak to się skończyło, jest natomiast absolutnie fascynująca, a w dodatku sama w sobie mimochodem odpowiada na wiele pytań i wątpliwości, które często mają ludzie zadający takie pytania jak „Czemu nie pójdziesz do lasu?”
Zanim jednak zaczniemy, muszę wyjaśnić jedną kwestię. Słowo „anarchia” ma w języku polskim dwa znaczenia – jedno potoczne i jedno techniczne. W potocznym znaczeniu „anarchia” jest synonimem chaosu, bezprawia i bezsensownej przemocy. Jako techniczny termin „anarchia” jest natomiast nazwą pewnego bardzo szerokiego lewicowego nurtu intelektualnego. W tym sensie anarchistami są takie osoby jak jedna z najlepszych pisarek fantasy w historii, autorka cyklu powieściowego „Ziemiomorze” Ursula Le Guin oraz jeden z najlepszych scenarzystów komiksowych w historii Alan Moore, znany z takich komiksów jak Watchmen, Batman: Zabójczy Żart i V jak Vendetta.
W najogólniejszych zarysach, głównym założeniem anarchizmu jest minimalizowanie pionowych hierarchii społecznych – czyli „ja mówię tobie, co masz robić” – na rzecz poziomych hierarchii społecznych – czyli „oboje ustalamy, co robić wspólnie”. Kluczowym słowem jest tutaj „minimalizowanie”. Nie – całkowita eliminacja. Anarchiści generalnie zgadzają się, że niektóre hierarchie są konieczne do istnienia funkcjonującego społeczeństwa, a niektóre czasami są przydatne. Bardzo małe dzieci prawdopodobnie nie powinny mieć takiego samego głosu jak rodzice w kwestii tego w jaki sposób zarządzać domowym budżetem, a w przypadkach gdy kluczowe jest podejmowanie szybkich, ważnych decyzji, bo nie ma czasu na negocjacje i konsultacje, powinno powołać się osobę, która będzie za to odpowiedzialna, przynajmniej do momentu, gdy sytuacja kryzysowa minie.
Odmian anarchizmu istnieje całe mnóstwo, ponieważ różne grupy niekoniecznie zgadzają się ze sobą co do tego, które konkretnie hierarchie są konieczne, a które nie. I tak, wiem, że część anarchistów będzie miała do mnie pretensje o to, że mocno upraszczam bardzo złożoną filozofię, ideologię i praktykę polityczną, jaką jest anarchizm, ale ten wideoesej jest o czymś nieco innym, tutaj przywołuję jedynie absolutne podstawy by mój dalszy wywód miał jakiś sens. Jeśli naprawdę was to boli, to nazwijcie mnie libkiem w komentarzach. W moim wideoeseju będę używał takich słów jak „anarchia” oraz „anarchizm” w ich technicznym, nie potocznym znaczeniu.
No dobrze, ale przejdźmy do rzeczy. Nasza historia zaczyna się w Anglii, w połowie siedemnastego wieku. Karl Marx urodzi się dopiero za jakieś dwieście lat, Róża Luksemburg za prawie dwieście pięćdziesiąt, a Adriana Zandberga nie było jeszcze nawet w bardzo odległych planach. Był to interesujący moment w historii – feudalizm powoli przestawał się sprawdzać i lada chwila, za raptem sto lat, miała rozpocząć się era przemysłowa. To z kolei sprawiało, że pojawiało się bardzo wiele grup szukających nowych pomysłów na organizację społeczeństwa.
Jedną z takich grup byli diggerzy, często uznawani za protoplastów anarchistów. Co ciekawe, wywodzili oni swoje przekonania nie ze współcześnie rozumianej lewicowej teorii – która jeszcze nie istniała i nie zaistnieje przez co najmniej sto pięćdziesiąt lat – ale z religii. Diggerzy byli bowiem odłamem chrześcijan, którzy traktowali swoją wiarę naprawdę poważnie. Nie tylko jako obyczaj i tradycję, ale także – przede wszystkim – jako sposób życia.
Część z was słyszała pewnie kiedyś mema o tym, że Jezus Chrystus był lewakiem, bo zadawał się z robotnikami i pracownicami seksualnymi, zachęcał do dzielenia się między sobą, opowiadał się po stronie wykluczonych, których traktował jak równych sobie, sprzeciwiał się przemocy i miał bardzo chłodny stosunek do kupców… Znam wielu chrześcijan, którzy nie lubią tego mema, bo nie uważają tej interpretacji za właściwą, ale diggerzy tak właśnie myśleli. I, co więcej, postanowili wprowadzić swoje przekonania religijne w praktykę.
Co zatem zrobili? Znaleźli jakiś kawałek nieużytków – ziemi, która do nikogo nie należała, ponieważ była tak jałowa, że aby ją uprawiać, trzeba byłoby włożyć w to mnóstwo wysiłku – i osiedlili się tam, zapraszając do swojej społeczności każdą osobę, która chciała. Nie było żadnych warunków. Jeśli chcesz się osiedlić w wiosce diggerów – po prostu przyjdź, pomożemy ci się tu zadomowić i będziemy nawzajem o siebie dbać.
Warto w tym miejscu dodać, iż diggerzy nie planowali się grodzić. Grodzenie ziem, było w ówczesnej Anglii dość powszechną praktyką, w ramach której właściciele ziemscy zagarniali sąsiadujące z nimi ziemie, na których mieszkali ludzie, którzy nie byli w stanie im w tym przeszkodzić. Jeśli miałeś kawałek ziemi, na której pasłeś swoje zwierzęta i twój bogatszy sąsiad chciał ci ją zabrać, a ciebie stamtąd wypędzić, to – o ile nie miałeś pieniędzy na wynajęcie kogoś, kto go powstrzyma i nie byłeś w stanie obronić się sam – mógł to bezkarnie zrobić.
Diggerzy robili coś zupełnie odwrotnego. Zamiast grodzić zajęty kawałek terenu, zapraszali na niego każdą osobę, która była zainteresowana. Co, jak można się domyślić, bardzo zaniepokoiło lokalnych właścicieli ziemskich. I nic dziwnego. Jeśli byłeś parobkiem, pracującym dla właściciela ziemskiego, twój los nie wyglądał specjalnie różowo – najprawdopodobniej byłeś skazany na pracę dla swojego pana, który zabierał ci większość tego, co udało ci się zrobić, a ty nie miałeś żadnej alternatywy. Gdy pojawili się diggerzy ze swoją wioską, nagle ta alternatywa się pojawiła. Mogłeś dalej pracować na swojego pana albo mogłeś pójść do diggerów, dołączyć do ich społeczności, pomagać innym diggerom i zyskiwać od nich pomoc.
Jeśli byłeś takim parobkiem, sytuacja nagle zrobiła się o wiele lepsza, przez sam fakt, że pojawiła się dla ciebie alternatywa. Jeśli jednak byłeś właścicielem ziemskim… cóż, szybko zacząłeś zdawać sobie sprawę, że coraz więcej twoich parobków tęsknie spogląda na horyzont, na wioskę diggerów. I jak tak dalej pójdzie, niedługo zabraknie ci rąk do pracy. I kto wtedy będzie uprawiał twoją ziemię, dbał twoje plony i pasł twoje zwierzęta?
Lokalni właściciele ziemscy szybko donieśli na diggerów ówczesnym władzom, które wysłały tam przedstawiciela armii, sir Thomasa Fairfaxa. To trochę wystraszyło diggerów, ale okazało się, że niepotrzebnie. Fairfax przybył na miejsce, rozejrzał się, porozmawiał z niektórymi członkami tej społeczności oraz jej założycielami… po czym wzruszył ramionami i uznał, że nie dzieje się tam nic złego. Po prostu grupa ludzi założyła wioskę i stara się jakoś sobie radzić w tych trudnych czasach. Nie sprawiają nikomu kłopotów, nikogo nie atakują, nie zbroją się do walki – po prostu tam są i sobie żyją. Nie było powodów mieszać w to wojska.
Przez kilka następnych miesięcy diggerzy byli nękani najazdami bandyckich grup wynajmowanych przez jednego z lokalnych właścicieli ziemskich, Francisa Drake’a. Bandyci regularnie prześladowali mieszkańców wioski, niszczyli uprawy i podpalali ich domy. Po tej kampanii sprawa trafiła do sądu, gdzie diggerzy nie dostali prawa do obrony we własnym imieniu. Tam zostali posądzeni o bycie ranterami – inną z podobnych grup istniejących w tamtym czasie, w przeciwieństwie do diggerów słynącą z, powiedzmy, swobodnych praktyk seksualnych. Innymi słowy, sąd skazał religijnych pacyfistów ponieważ błędnie uznał ich za degeneratów seksualnych. Diggerom kazano więc rozwiązać swoją społeczność, w przeciwnym wypadku do akcji wkroczy wojsko. Nękani napadami bandyckich grup wynajętych przez sąsiadów, skazani prawomocnym wyrokiem, z groźbą interwencji wojska, diggerzy musieli ustąpić.
Część diggerów postanowiła powtórzyć ten eksperyment w innym miejscu. Co więcej, w sąsiedztwie właściciela ziemskiego nazwiskiem John Platt, który wówczas im sprzyjał i życzliwie odnosił się do ich aspiracji i początkowo nawet wspierał ich dążenia. Szybko jednak uświadomił sobie, że nagle coraz mniej jego parobków chce pracować na niego, a coraz więcej woli sposób życia diggerów. Platt błyskawicznie stał się zaciekłym wrogiem swoich niedawnych protegowanych, zabronił okolicznej ludności pomagać diggerom pod groźbą mało przyjemnych reperkusji i – niespodzianka – zaczął wynajmować bandyckie grupy, by przegonić ich z okolicy.
Od tamtej pory, aż do dnia dzisiejszego jakiekolwiek próby założenia funkcjonującej anarchistycznej społeczności wyglądają – i kończą się – mniej więcej w taki sam sposób. Na tym właśnie polegał kłopot z tym proto-anarchizmem i z anarchizmem w ogóle. Problemem nie jest to, że anarchizm nie radzi sobie na wolnym rynku idei. Problemem jest to, że radzi sobie aż za dobrze i dlatego monopoliści tego rynku stosują nieuczciwe praktyki, by pozbyć się konkurencji.
Ktoś może w tym momencie powiedzieć, że nawet gdyby diggerzy nie byli niepokojeni, niewykluczone, że ich sposób życia na dłuższą metę by się nie sprawdził. Że czym innym jest organizacja życia społecznego w stosunkowo niewielkiej wiosce istniejącej przez pół roku, a czymś zupełnie innym organizacja życia społecznego w społeczności na kilkanaście milionów osób przez sto lat. Że możliwe, iż diggerzy rozpadliby się, zaczęli gryźć między sobą albo zmienili w jakąś – potocznie rozumianą – anarchistyczną dystopię, w której dominuje prawo silniejszego.
I wiecie co? Macie absolutną rację. Nie wiemy. Możliwe, że tak by się właśnie stało. Nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej. Problem polega jednak na tym, że za każdym razem, gdy słyszę, że „anarchizm nigdy się nie sprawdzi” ludzie poprzestają na tym stanowisku i rzadko kiedy zadają sobie pytanie – ale tak właściwie, to czemu? Diggerzy zawiedli nie dlatego, że cokolwiek w ich sposobie życia było nie tak, bo z tego, co mówią nam źródła historyczne wynika, że radzili sobie naprawdę całkiem nieźle – ale dlatego, że nie pozwolono im na pokojową egzystencję. Z wieloma innymi anarchistycznymi społecznościami, które powstały później działo się dokładnie to samo. Z dokładnie tych samych powodów. Może i mamy dwudziesty pierwszy wiek, ale nadal nikt nie chce tracić swoich parobków. A jeśli ktoś próbuje ci ich odebrać – cóż, zawsze można nazwać tego kogoś degeneratem i poszczuć go wojskiem.
Dlatego dziś, w sytuacjach gdy ktoś zadaje mi to pytanie „Jeśli ci tak źle w kapitalizmie, to czemu nie pójdziesz gdzieś do lasu i nie założysz sobie własnej anarchistycznej społeczności?” opowiadam tej osobie o diggerach.
I dopiero potem nazywam ją libkiem.
Bibliografia:
Nicolas Walter Anarchism and Religion:
Pamflet polityczny diggerów:
Piotr Prokopowicz, „Ruch anarchistyczny w świetle teorii ruchów społecznych próba konfrontacji teorii z praktyką na wybranych przykładach empirycznych”:
Anarchistyczne F.A.Q.:
Anarcho-biblioteka:
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz