piątek, 19 stycznia 2018

Według mnie

fragment grafiki autorstwa Francisca Goi, całość tutaj.

Niecałe dwa miesiące temu wydałem swoją pierwszą książkę. Mogliście o tym słyszeć, ponieważ od niecałych dwóch miesięcy wspominam o tym regularnie. Był to proces czasochłonny i wyczerpujący psychicznie oraz fizycznie, ale koniec końców stwierdzam, że było warto. Nie z powodu pieniędzy (na literaturze zazwyczaj zarabia się stosunkowo niewiele) czy jakichś namacalnych profitów, ale dlatego, bo to bardzo pouczające doświadczenie. Nie tylko w kwestiach warsztatowych czy logistycznych, ale też – nazwijmy to, może trochę pretensjonalnie – metafizycznych. Chodzi mi o ten rodzaj metafizyki, który dopada człowieka około drugiej w nocy, półprzytomnego, pochylonego nad klawiaturą i jedną ręką kurczowo trzymającego się kubka z kawą, byle tylko dobrnąć do końca rozdziału i móc odhaczyć kolejny kamień milowy. W jednej z takich właśnie chwil naszła mnie pewna refleksja – nie mam pojęcia, na ile oryginalna, mam nadzieję, że bardzo – którą chciałbym się dzisiaj z wami podzielić w tej notce.

Tak, wiem co sobie myślicie – ledwo nauczył się skakać, a już chce pouczać innych, jak się lata. Cóż, niezupełnie. W trakcie swojej edukacji w zakresie pisania książek, wpadło mi w ręce kilka poradników dla początkujących pisarzy. Nie wyniosłem z nich zbyt wiele przydatnej wiedzy w zakresie tworzenia tekstów literackich, odrobinę tylko więcej o relacjach autora z wydawcą (większość wspomnianych poradników była autorstwa autorów z krajów anglojęzycznych na których rynek wygląda nieco inaczej), w żadnym jednak nie znalazłem tego, co – według mnie – najważniejsze. Nie znalazłem tego na forach internetowych dla początkujących autorów ani facebookowych grupach dedykowanych aspirującym pisarkom. Zdziwiło mnie to, ponieważ to same podstawy podstaw i każda sięgająca po pióro osoba winna – według mnie – poświęcić czas na refleksję, o której chcę tu opowiedzieć. Mam tu na myśli bardzo proste pytanie, ale – jak to bywa z prostymi pytaniami – jest ono zarazem pytaniem bardzo wielkim. Może to właśnie stanowi problem – jest ono tak wielkie, że paradoksalnie ciężko je dostrzec, bo przesłania wszystko inne i staje się niezauważalnym tłem.

Chodzi mi o pytanie – czemu chcesz pisać? Wydaje mi się, że niewiele piszących osób – a jeszcze mniej początkujących autorów – zadaje sobie to pytanie. Głównie dlatego, że w procesie twórczym jest ono właściwie niekonieczne, o czym powie wam każdy, kto kiedyś miał przypływ weny, sięgnął po klawiaturę i zaczął pisać. Można pisać, nie analizując swoich motywacji stojących za chęcią stworzenia tekstu literackiego (czy jakiegokolwiek tekstu kultury, ja skupiam się na literaturze, bo to moja dziedzina), wystarczy czysta radość tworzenia i zapał – przynajmniej początkowo. Zaiskrzy odpowiednia synapsa, kot w optymalny sposób ułoży się na kolanach, kubek kawy znajdzie się w zasięgu ręki – i nagle pojawia się pragnienie, by coś napisać, więc człowiek otwiera Worda i wylewa z siebie kolejne słowa. W rezultacie powstaje bardzo wiele literatury, co do której autor nie jest w stanie powiedzieć czemu właściwie ją napisał.

No, ale – czemu właściwie można chcieć pisać? „Chcę zarobić”. „Widziałem w innym dziele kultury interesujący, ale źle wykorzystany motyw i myślę, że mogę to zrobić lepiej”. „Jestem osobą wierzącą i chcę głosić swoją wiarę za pomocą pisania”. „Posiadam określony seksualny fetysz i chcę się nim podzielić z innymi”. „Chcę, żeby ludzie mnie lubili, a jeśli polubią moją twórczość, to będzie znaczyło, że w jakimś sensie lubią również mnie – a dzięki temu może i ja polubię sam siebie”. „Chcę się popisać własną wiedzą”. „Mam traumę i pisanie pomaga mi ją przepracować”. „Chcę być szanowany i popularny”. Motywacji może być wiele i będę upierał się przy tym, że nie istnieje coś takiego, jak zła motywacja do pisania. Oczywiście ktoś może mieć motywację pokroju „Nienawidzę kogoś i chcę wykorzystać swoją twórczość, by tego kogoś skrzywdzić”, co oczywiście jest bardzo niedobrym powodem do pisania i będę gorąco zniechęcał każdą osobę do takich zachowań, ale zmuszony jestem przyznać, że jako motywacja jest równie znaczącą, jak każda inna (mam nadzieję, że różnica między jednym, a drugim jest na tyle czytelna, by nikt nie zarzucił mi, że zachęcam ludzi do krzywdzenia innych przy użyciu własnej twórczości, serio, nie róbcie tego choćby przez wzgląd na samych siebie, to zawsze prędzej czy później trafi was rykoszetem). Najważniejsze, by autor był szczery przed samym sobą przy identyfikowaniu tej motywacji – przed czytelnikami nie musi, bo to w zasadzie nie jest ich sprawa.

To kluczowe, ponieważ identyfikacja własnej motywacji daje fundament pod kolejne, równie ważne pytanie „W jaki sposób chcę osiągnąć swój cel?”. Brzmi jak coś z repertuaru trenerów rozwoju osobistego, ale zostańcie ze mną, bo to pytanie również ma bardzo duże znaczenie. Skoro już wiem, po co piszę, wiem, w jaki sposób podchodzić do własnej twórczości, w jaki sposób ukierunkować własne, zidentyfikowane już pragnienie pisania. Chcę zarobić? Obieram optymalną strategię marketingową, opracowuję tekst pod kątem najnowszych trendów albo szukam niszy do zagospodarowania, komponując utwór z elementów, które przyciągną największą liczbę nabywców.* Widziałem w innym dziele kultury interesujący, ale źle wykorzystany motyw i myślę, że mogę to zrobić lepiej? Analizuję ten aspekt danego dzieła starając się dojść, czemu nie zadziałał i jak go naprawić. I tak dalej.

Jeśli nie jesteś w stanie zidentyfikować własnej motywacji do pisania – to nie pisz. Może się to wydawać dość pryncypialną wskazówką, ale wydaje mi się, że na świecie istnieje już zbyt wiele literatury, która została napisana i wydana bez powodu innego niż „bo mogłem” i nikomu nie potrzebna jest kolejna. Inna sprawa, że samo ukończenie jakiegoś dzieła bez odpowiedzi na powyższe pytania może się okazać bardzo trudne – wielu autorów i autorek porzuca napoczęte teksty po napisaniu kilku, kilkunastu pierwszych akapitów stworzonych na wzbierającej fali weny właśnie dlatego, że nigdy nie zadało sobie pytania „Czemu właściwie ja to piszę?”. Bez poczucia celowości, nawet jeśli uda się taki tekst ukończyć, to jego publikacja prawdopodobnie nie sprawi autorowi zbyt wielkiej satysfakcji, nawet jeśli produkt końcowy będzie cieszył się uznaniem czytelników. W sztuce chodzi przede wszystkim o komunikację autora i odbiorców, a jeśli ten pierwszy do samego końca nie umiał przed samemu sobie odpowiedzieć na pytanie, co właściwie chciał zakomunikować tym drugim, nie będzie w stanie emocjonalnie odnieść się do reakcji odbiorców, jaka by ona nie była.

Mam jednak dobrą wiadomość – jeśli ktoś odczuwa potrzebę pisania (zwaną potocznie weną) zawsze oznacza to, że jakaś motywacja istnieje, ponieważ takie potrzeby nie biorą się same z siebie. To określenie jej, zidentyfikowanie i nazwanie może niekiedy sprawiać problemy – pytanie jest wielkie i próba dojrzenia go może wymagać zrobienia kilku kroków wstecz i spojrzenia na nie z pewnego oddalenia. Może się wtedy okazać, że jest to motywacja głupia, niepotrzebna albo zwyczajnie niewarta wkładania czasu i wysiłku w pisanie tylko po to, by ją zaspokoić. Nie szkodzi, zapewniam, że prędzej czy później pojawi się nowa, możliwe, że lepsza. Czasami zidentyfikowanie motywacji może dać bonus w postaci w dowiedzenia się o sobie czegoś nowego – co jest zaletą, bo samoświadomość jest w twórczości artystycznej (i w ogóle w życiu) czymś bardzo ważnym.

_______________________
*nie uważam, by pisanie wyłącznie dla pieniędzy było czymś niewłaściwym. Co prawda nie jest to najmądrzejsza motywacja, bo istnieje wiele innych zawodów, w których podobny nakład pracy owocuje znacznie szybszymi, pewniejszymi i większymi profitami, ale jeśli ktoś uznał, że w ten właśnie sposób ma największe szanse na zdobycie fortuny? Cóż, całkowicie nieironicznie życzę powodzenia i trzymam kciuki.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...