fragment grafiki autorstwa Francisca Goi, całość tutaj. |
Niecałe dwa miesiące temu wydałem swoją
pierwszą książkę. Mogliście o tym słyszeć, ponieważ od niecałych dwóch miesięcy
wspominam o tym regularnie. Był to proces czasochłonny i wyczerpujący
psychicznie oraz fizycznie, ale koniec końców stwierdzam, że było warto. Nie z
powodu pieniędzy (na literaturze zazwyczaj zarabia się stosunkowo niewiele) czy
jakichś namacalnych profitów, ale dlatego, bo to bardzo pouczające
doświadczenie. Nie tylko w kwestiach warsztatowych czy logistycznych, ale też –
nazwijmy to, może trochę pretensjonalnie – metafizycznych. Chodzi mi o ten
rodzaj metafizyki, który dopada człowieka około drugiej w nocy, półprzytomnego,
pochylonego nad klawiaturą i jedną ręką kurczowo trzymającego się kubka z kawą,
byle tylko dobrnąć do końca rozdziału i móc odhaczyć kolejny kamień milowy. W
jednej z takich właśnie chwil naszła mnie pewna refleksja – nie mam pojęcia, na
ile oryginalna, mam nadzieję, że bardzo – którą chciałbym się dzisiaj z wami
podzielić w tej notce.
Tak, wiem co sobie myślicie – ledwo
nauczył się skakać, a już chce pouczać innych, jak się lata. Cóż, niezupełnie.
W trakcie swojej edukacji w zakresie pisania książek, wpadło mi w ręce kilka
poradników dla początkujących pisarzy. Nie wyniosłem z nich zbyt wiele
przydatnej wiedzy w zakresie tworzenia tekstów literackich, odrobinę tylko
więcej o relacjach autora z wydawcą (większość wspomnianych poradników była
autorstwa autorów z krajów anglojęzycznych na których rynek wygląda nieco
inaczej), w żadnym jednak nie znalazłem tego, co – według mnie – najważniejsze.
Nie znalazłem tego na forach internetowych dla początkujących autorów ani
facebookowych grupach dedykowanych aspirującym pisarkom. Zdziwiło mnie to,
ponieważ to same podstawy podstaw i każda sięgająca po pióro osoba winna –
według mnie – poświęcić czas na refleksję, o której chcę tu opowiedzieć. Mam tu
na myśli bardzo proste pytanie, ale – jak to bywa z prostymi pytaniami – jest
ono zarazem pytaniem bardzo wielkim. Może to właśnie stanowi problem – jest ono
tak wielkie, że paradoksalnie ciężko je dostrzec, bo przesłania wszystko inne i
staje się niezauważalnym tłem.
Chodzi mi o pytanie – czemu chcesz pisać?
Wydaje mi się, że niewiele piszących osób – a jeszcze mniej początkujących
autorów – zadaje sobie to pytanie. Głównie dlatego, że w procesie twórczym jest
ono właściwie niekonieczne, o czym powie wam każdy, kto kiedyś miał przypływ
weny, sięgnął po klawiaturę i zaczął pisać. Można pisać, nie analizując swoich
motywacji stojących za chęcią stworzenia tekstu literackiego (czy
jakiegokolwiek tekstu kultury, ja skupiam się na literaturze, bo to moja
dziedzina), wystarczy czysta radość tworzenia i zapał – przynajmniej
początkowo. Zaiskrzy odpowiednia synapsa, kot w optymalny sposób ułoży się na
kolanach, kubek kawy znajdzie się w zasięgu ręki – i nagle pojawia się pragnienie,
by coś napisać, więc człowiek otwiera
Worda i wylewa z siebie kolejne słowa. W rezultacie powstaje bardzo wiele
literatury, co do której autor nie jest w stanie powiedzieć czemu właściwie ją napisał.
No, ale – czemu właściwie można chcieć
pisać? „Chcę zarobić”. „Widziałem w innym dziele kultury interesujący, ale źle
wykorzystany motyw i myślę, że mogę to zrobić lepiej”. „Jestem osobą wierzącą i
chcę głosić swoją wiarę za pomocą pisania”. „Posiadam określony seksualny
fetysz i chcę się nim podzielić z innymi”. „Chcę, żeby ludzie mnie lubili, a
jeśli polubią moją twórczość, to będzie znaczyło, że w jakimś sensie lubią
również mnie – a dzięki temu może i ja polubię sam siebie”. „Chcę się popisać
własną wiedzą”. „Mam traumę i pisanie pomaga mi ją przepracować”. „Chcę być
szanowany i popularny”. Motywacji może być wiele i będę upierał się przy tym,
że nie istnieje coś takiego, jak zła motywacja do pisania. Oczywiście ktoś może
mieć motywację pokroju „Nienawidzę kogoś i chcę wykorzystać swoją twórczość, by
tego kogoś skrzywdzić”, co oczywiście jest bardzo niedobrym powodem do pisania i będę gorąco
zniechęcał każdą osobę do takich zachowań, ale zmuszony jestem przyznać, że
jako motywacja jest równie znaczącą,
jak każda inna (mam nadzieję, że różnica między jednym, a drugim jest na tyle
czytelna, by nikt nie zarzucił mi, że zachęcam ludzi do krzywdzenia innych przy
użyciu własnej twórczości, serio, nie róbcie tego choćby przez wzgląd na samych
siebie, to zawsze prędzej czy później trafi was rykoszetem). Najważniejsze, by
autor był szczery przed samym sobą przy identyfikowaniu tej motywacji – przed
czytelnikami nie musi, bo to w zasadzie nie jest ich sprawa.
To kluczowe, ponieważ identyfikacja
własnej motywacji daje fundament pod kolejne, równie ważne pytanie „W jaki
sposób chcę osiągnąć swój cel?”. Brzmi jak coś z repertuaru trenerów rozwoju
osobistego, ale zostańcie ze mną, bo to pytanie również ma bardzo duże
znaczenie. Skoro już wiem, po co piszę, wiem, w jaki sposób podchodzić do
własnej twórczości, w jaki sposób ukierunkować własne, zidentyfikowane już
pragnienie pisania. Chcę zarobić? Obieram optymalną strategię marketingową,
opracowuję tekst pod kątem najnowszych trendów albo szukam niszy do
zagospodarowania, komponując utwór z elementów, które przyciągną największą
liczbę nabywców.* Widziałem w innym dziele kultury interesujący, ale źle
wykorzystany motyw i myślę, że mogę to zrobić lepiej? Analizuję ten aspekt
danego dzieła starając się dojść, czemu nie zadziałał i jak go naprawić. I tak
dalej.
Jeśli nie jesteś w stanie zidentyfikować
własnej motywacji do pisania – to nie pisz. Może się to wydawać dość
pryncypialną wskazówką, ale wydaje mi się, że na świecie istnieje już zbyt
wiele literatury, która została napisana i wydana bez powodu innego niż „bo mogłem”
i nikomu nie potrzebna jest kolejna. Inna sprawa, że samo ukończenie jakiegoś
dzieła bez odpowiedzi na powyższe pytania może się okazać bardzo trudne – wielu
autorów i autorek porzuca napoczęte teksty po napisaniu kilku, kilkunastu
pierwszych akapitów stworzonych na wzbierającej fali weny właśnie dlatego, że
nigdy nie zadało sobie pytania „Czemu właściwie ja to piszę?”. Bez poczucia
celowości, nawet jeśli uda się taki tekst ukończyć, to jego publikacja
prawdopodobnie nie sprawi autorowi zbyt wielkiej satysfakcji, nawet jeśli
produkt końcowy będzie cieszył się uznaniem czytelników. W sztuce chodzi przede
wszystkim o komunikację autora i odbiorców, a jeśli ten pierwszy do samego
końca nie umiał przed samemu sobie odpowiedzieć na pytanie, co właściwie chciał
zakomunikować tym drugim, nie będzie w stanie emocjonalnie odnieść się do
reakcji odbiorców, jaka by ona nie była.
Mam jednak dobrą wiadomość – jeśli ktoś
odczuwa potrzebę pisania (zwaną potocznie weną) zawsze oznacza to, że jakaś motywacja istnieje, ponieważ takie potrzeby nie
biorą się same z siebie. To określenie jej, zidentyfikowanie i nazwanie może
niekiedy sprawiać problemy – pytanie jest wielkie i próba dojrzenia go może
wymagać zrobienia kilku kroków wstecz i spojrzenia na nie z pewnego oddalenia.
Może się wtedy okazać, że jest to motywacja głupia, niepotrzebna albo
zwyczajnie niewarta wkładania czasu i wysiłku w pisanie tylko po to, by ją
zaspokoić. Nie szkodzi, zapewniam, że prędzej czy później pojawi się nowa,
możliwe, że lepsza. Czasami zidentyfikowanie motywacji może dać bonus w postaci
w dowiedzenia się o sobie czegoś nowego – co jest zaletą, bo samoświadomość
jest w twórczości artystycznej (i w ogóle w życiu) czymś bardzo ważnym.
_______________________
*nie uważam, by pisanie wyłącznie dla
pieniędzy było czymś niewłaściwym. Co prawda nie jest to najmądrzejsza
motywacja, bo istnieje wiele innych zawodów, w których podobny nakład pracy
owocuje znacznie szybszymi, pewniejszymi i większymi profitami, ale jeśli ktoś
uznał, że w ten właśnie sposób ma największe szanse na zdobycie fortuny? Cóż,
całkowicie nieironicznie życzę powodzenia i trzymam kciuki.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz