sobota, 3 września 2016

Ona i On

fragment grafiki promocyjnej, całość tutaj.

The Girl and The Robot nabyłem pod wpływem chwilowego impulsu – obejrzawszy trailer uznałem tę małą, niezależną grę platformową za na tyle interesującą, by usprawiedliwiło to kupienie jej właściwie w ciemno. Nawet nie chodzi o to, że ten trailer był jakiś specjalnie zachwycający pod względem audiowizualnym. Raczej wręcz przeciwnie – grafika straszyła uproszczeniem, pikselozą i teksturami w niskiej rozdzielczości, animacje postaci były drętwe, a całość generalnie wyglądała bardzo siermiężnie. A jednak dostrzegłem w tej grze coś, co sprawiło, że poświęciłem dziesięć euro na jej zakup i przeszedłem. I to z nawet przyjemnością, choć nie bez – bardzo licznych – zgrzytów.

Ale po kolei. The Girl and The Robot to debiutanckie dzieło studia deweloperskiego Flying Carpets Games, sfinansowane dzięki kampanii na Kickstarterze. Twórcy, dysponując ograniczonymi środkami budżetowymi i zasobami ludzkimi, podjęli się stworzenia trójwymiarowej platformówki z (bardzo drobnymi) elementami zręcznościowymi i (już nie tak drobnymi) elementami gier akcji. W rezultacie powstała produkcja bardzo nierówna, pod pewnymi względami niesamowicie ujmująca, pod innymi – irytująco niedopracowana. Grając w The Girl and The Robot cały czas myślałem o tym, jak wyglądałaby ta gra, gdyby zrealizowana została z porządnym budżetem i większym zespołem twórców. Był tu potencjał i niestety w dużej mierze nie został on zagospodarowany.

Moje pierwsze starcie z grą mało co nie stało się ostatnim – utknąłem już na etapie menu głównego, którego, wskutek błędu, nie byłem w stanie uruchomić. Później na forum Steam doczytałem, jak to zrobić (a do tego czasu wyszła już pewnie łatka eliminująca problem), ale co się nadenerwowałem to moje. Szczęściem był to jedyny poważniejszy zgrzyt, bo generalnie gra jest tworem dość stabilnym – nie sypie się, nie zawiesza, nie wywala do pulpitu. Spełnia pewne minimum, którego często nie są w stanie osiągnąć nawet duże blockbusterowe gry video. Jedyną – poza tym nieszczęsnym menu – poważniejszą wpadką jest wyraźne zwalnianie gry na dużych, otwartych poziomach. Na ogół nie trwa to dłużej, niż kilkanaście sekund, czasami The Girl and The Robot ma z tym jednak poważniejsze problemy. 

The Girl and The Robot jest w swojej fabularnej warstwie bardzo prostą opowieścią reprodukującą najbardziej bazowe baśniowe motywy – mamy Dziewczynkę-Księżniczkę zamkniętą w wieży i strzeżoną przez strażników. Mamy Złą Królową, która tę Dziewczynkę uwięziła. Mamy w końcu Szlachetnego Rycerza, Robota w złotej zbroi, z mieczem i łukiem, który ratuje małoletnią damę w opałach. Tylko, że nie – już na samym początku ta konstrukcja ulega subwersji. To nie Robot ratuje Dziewczynkę, tylko Dziewczynka jego – główna bohaterka uwalnia Robota z klatki (sama wcześniej wydostała się ze swojego więzienia dzięki pomocy Tajemniczego Starca) i razem podejmują próbę ucieczki z dziwnego królestwa zamieszkanego najwyraźniej tylko przez roboty. Żadna z postaci nie posiada imienia, w całej grze nie pada ani jedno słowo, a poza Dziewczynką, Robotem, Starcem i Złą Królową (oraz jej mechanicznymi sługami) na arenie wydarzeń nie pojawia się nikt. Taki minimalizm pozostawia duże pole do popisu dla wyobraźni odbiorców – przemierzając opustoszałe ulice miasta trudno nie snuć przypuszczeń co do losu jego mieszkańców.

W ogóle kreacja świata przedstawionego jest intrygująca. Królestwo z The Girl and The Robot wydaje się zlepkiem elementów mniej lub bardziej egzotycznych kultur bez żadnej dominującej estetyki – mamy motywy architektury kojarzące się z europejskim średniowieczem, widoki rodem z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy, monumentalne budowle i eleganckie fontanny… Twórcom udało się uchwycić baśniową estetykę mimo braku bezpośredniego odwoływania się do jakiegokolwiek rozpoznawalnego imaginarium. W rezultacie uniwersum gry ujmuje, a czasem pozytywnie zaskakuje – jak w momencie, gdy po wyjściu z mrocznych, zamieszkanych przez wrogie roboty katakumb widzimy zalaną słońcem uliczkę i… oparty o barierkę rower, element normalności w tym dziwnym, nieznanym świecie. I tu niestety daje o sobie znać niski budżet gry – otoczeniu aż nazbyt często brakuje szczegółów, większość tekstur i modeli jest używana bez przerwy i poczucie cudowności zostaje zniweczone monotonią. Szkoda, naprawdę szkoda – świat gry wydaje się przez to pusty i sterylny, jest raczej z góry zaprojektowaną areną wydarzeń, niż miejscem, w którym niegdyś żyli ludzie. A że żyli, to wiemy z pustych mieszkań, straganów, na których rozłożone są owoce oraz architektury, więc nie jest to zabieg umyślny, a wynikający najpewniej z braku środków, które umożliwiłyby bogatszy wystrój dekoracji. 

Relacja dwojga głównych bohaterów pozostaje w niejakim niedookreśleniu. Między innymi dlatego, że nie wiemy, na ile Robot jest świadomą własnego istnienia, autonomiczną jednostką, która dobrowolnie służy Dziewczynce, a na ile nieświadomym narzędziem w jej rękach. Niektóre sceny – choćby pierwsze spotkanie tej dwójki albo zakończenie – dość silnie sugerują, że przynajmniej w jakimś stopniu Robot istotnie posiada własną, niezależną osobowość, koniec końców jest to jednak pozostawione do interpretacji gracza. Obiema postaciami sterujemy niezależnie – choć Robot w każdej chwili (jeśli tylko nie są rozdzieleni) może posadzić sobie Dziewczynkę na ramieniu i dzięki temu przenieść ją z jednego miejsca na drugie. Główna bohaterka steruje swoim mechanicznym towarzyszem za pomocą medalionu znalezionego na samym początku gry – gdy korzysta z artefaktu zatrzymuje się w miejscu i przejmuje kontrolę nad Robotem. Dziewczynka potrafi skakać oraz przedostawać się przez wyrwy w murach, nie potrafi jednak walczyć – od tego ma Robota, który z kolei jest od bohaterki znacznie mniej mobilny. Oboje mogą za to pociągać za dźwignie, stawać na płytach otwierających drzwi i wciskać przyciski, by w ten sposób odblokowywać dalsze obszary. 

Na tym zresztą polega cała gra – na przechodzeniu prostych (a później już nieco trudniejszych) zagadek logicznych, których rozwikłanie wymaga kooperacji obojga protagonistów. Okazjonalnie trafiają się również potyczki z mechanicznymi poplecznikami Złej Królowej oraz etapy zręcznościowe, samym sednem gry są jednak przestrzenne łamigłówki narzucające skojarzenia choćby z grami z serii Prince of Persia. Ucieszył mnie ich poziom trudności – są akurat na tyle trudne, by odpowiednio stymulować intelekt i zarazem na tyle proste, by nie budzić w graczach frustracji. W ciągu gry ani razu nie byłem zmuszony do szukania podpowiedzi w Internecie, bo okazało się, że jakiś etap był za trudny, niepotrzebnie skomplikowany albo rozwiązanie nie było oczywiste. Przy czym należy podkreślić, że zagadki są zróżnicowane i ciekawie wykorzystują mechaniki rozgrywkowe. Jasne, nie jest to nic, czego nie widzielibyśmy już wcześniej, ale nie potrafię niczego zarzucić temu elementowi gry – rozwiązywanie łamigłówek jest przeplatane bardziej dynamicznymi etapami akurat w takim stopniu, by wszystkie elementy były odpowiednio zrównoważone, a w grę nie wkradła się monotonia.

Mechanika walki z kolei jest bardzo prosta – mamy tarczę, która chroni Robota przed ciosami, miecz, którym można wyprowadzić maksymalnie potrójną kombinację uderzeń oraz łuk, służący – oprócz walki – do odblokowywania przycisków pozostających poza zasięgiem mechanicznego protagonisty. Walka jest czysto mechaniczna – blok, kontratak, blok, kontratak, blok, kontratak, odskoczenie, by eksplodujący przeciwnik nie zadał obrażeń. To nuży, szczególnie, że mamy tylko trzy typy przeciwników, przy czym dwa z nich pokonuje się w dokładnie taki sam sposób. Tym trzecim są eteryczne roboty-samobójcy, które eksplodują po wejściu w kontakt z Robotem, a że są bardzo szybkie i najczęściej występują w grupach, po pewnym czasie stają się prawdziwym utrapieniem. Na szczęście Robot jest w stanie wytrzymać określoną ilość obrażeń, a Dziewczynka w każdej chwili (gdy znajduje się w pobliżu) może go uzdrowić, ale i tak odnosiłem wrażenie, że w kwestii walki jedyną innowacją na jaką stać twórców jest dosypanie większej ilości oponentów. To rozczarowujące, bo o ile zagadki ewoluują przez całą grę, o tyle walka przez większość czasu polega tylko i wyłącznie na blokach, kontratakach i odskakiwaniu. W dodatku potyczki nie są zbyt dynamiczne, bo walczący Robot reaguje na komendy gracza z pewnym opóźnieniem, co wymusza bardziej taktyczne podejście. Z drugiej strony – gra jest pod tym względem raczej uczciwa i jeżeli Robot zostanie zniszczony, to wiem, że to wina mojego niedopatrzenia, a nie niesprawiedliwych forów dawanych sztucznej inteligencji albo wadliwego sterowania. Walki z bossami (a raczej z jednym, powracającym) urozmaicają nieco ten aspekt dorzucając do elementu zręcznościowego komplikującą sytuację warstwę logiczną – ale to tylko półśrodek, bo po pokonaniu tego wyzwania wszystko wraca do nużącej normy.

Największym problemem The Girl and The Robot jest jednak fakt, że gra kończy się w bardzo rozczarowujący sposób, w teoretycznym środku opowieści. Nie poznajemy tożsamości Starca, nie dowiadujemy się, kim jest Zła Królowa, co stało się z mieszkańcami królestwa… o losie rodziców Dziewczynki informują nas dwa obrazy odnalezione pod sam koniec gry, których treść jest bardzo enigmatyczna i na dobrą sprawę nie mamy nawet potwierdzenia, czy znajdujące się na nich osoby mają cokolwiek wspólnego z główną bohaterką. Wprawdzie napisy końcowe zapewniają nas, że to jeszcze nie koniec i gra będzie miała ciąg dalszy, ale jeśli rozpatrywać The Girl and The Robot autonomicznie, jako zamkniętą całość, to historia kończy się w bardzo smutny sposób – finał sprawia, że wszelkie starania Robota i Dziewczynki okazały się pozbawione znaczenia. To rozczarowujące i nasuwa podejrzenia, że dostaliśmy zaledwie część gry, która z powodu braku funduszy nie miała szans zostać ukończona i wypuszczono półprodukt.

Przejście The Girl and The Robot zajęło mi około trzech godzin i generalnie był to miło spędzony czas. Bohaterowie budzą sympatię, zagadki są fajne i ich rozwiązywanie przynosi satysfakcję, a świat przedstawiony jest naprawdę intrygujący. Z drugiej strony – gra wygląda momentami bardzo archaicznie i momentami sprawia wrażenie niedopracowanej. Ja bawiłem się przy niej całkiem nieźle i nie wykluczam, że osobom lubiącym takie produkcje jak ICO czy wspomniane już wyżej Prince of Persia mocno disnejowska w swym duchu przygoda Dziewczynki i Robota przypadnie do gustu. Pozostałym zalecam daleko idącą ostrożność – niskobudżetowość The Girl and The Robot jest widoczna od samego początku, dlatego nie nastawiajcie się na jakieś cuda. To po prostu przyzwoita, niezła rzemieślniczo platformówka. Tylko tyle i aż tyle. Ze swojej strony mogę zapewnić, że jeśli tylko ukaże się jej kontynuacja, na pewno po nią sięgnę, bo nawiązałem emocjonalną więź z obojgiem głównych bohaterów i interesuje mnie, co się z nimi dalej stanie. A to jest przecież najważniejsze.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...