fragment okładki, całość tutaj. |
The Discovery to dwudziesty tom serii i zarazem czwarty, którego narratorem jest Marco. Jest to również pierwszy tom trzyczęściowej historii potocznie zwanej Trylogią Davida. Dotychczas wszystkie kolejne książki z serii Animorphs stanowiły stosunkowo autonomiczne fabularnie opowieści, co prawda uszeregowane w ramach jednej chronologii, ale też na tyle spójne i zamknięte, by możne je było czytać wyrywkowo, bez towarzyszącej lekturze konfuzji. Owszem pojawiały się powracające motywy fabularne ewoluujące na przestrzeni cyklu (historia Tobiasa jest chyba najlepszym tego przykładem), generalnie jednak autorka dołożyła wszelkich starań, by każdy tom zawierał wszystkie informacje niezbędne do pełnego zrozumienia sytuacji. Trylogia Davida była zatem czymś nowym - wprowadzeniem wątku rozwijanego przez kilka kolejnych odcinków. Jak to się udało? Przekonajmy się.
Powieść zaczyna się sceną, w której Marco próbuje poderwać jakąś dziewczynę - oczywiście bezskutecznie. Ten epizod zostaje wykorzystany jako zmyślny sposób na standardowy infodump z początku każdego tomu, o beznadziejnej walce toczonej z Yeerkami, mocy animorphii i tak dalej. O ile na ogół nie ma tam niczego interesującego, w tym wypadku Marco, między jedną, a drugą oczywistością przywołuje ofiarowany im przez Elfangora błękitny sześcian, za pomocą którego nastolatki pozyskały swoje nadprzyrodzone umiejętności. Przywołuje go nie bez powodu, bowiem zauważył właśnie dzieciaka, który trzyma w dłoniach identyczny sześcian. Wiele można zarzucić Katherine A. Applegate, ale nie można jej odmówić umiejętności zainteresowania czytelników już na starcie - The Discovery po hitchcockowsku zaczyna się trzęsieniem ziemi. A napięcie oczywiście rośnie. Marco podchodzi do chłopaka i stara się z nim porozmawiać - przez głowę przelatuje mu gonitwa myśli o tym, co by się stało, gdyby artefakt trzymany przez nieznajomego wpadł w ręce Yeerków. Dowiadujemy się, że nastolatek ma na imię David i od niedawna uczęszcza do tej samej szkoły, co Animorphy, zaś błękitną kostkę znalazł na placu budowy - dokładnie w tym samym miejscu, w którym główni bohaterowie poznali Elfangora i uzyskali swoje moce. Marco próbuje przekonać Davida, by ten oddał albo sprzedał mu sześcian, ale nic z tego nie wychodzi. Gdy David odchodzi, Marco odnajduje Jake’a i opowiada mu o całym tym wydarzeniu.
Cała ekipa spotyka się, by przedyskutować sprawę. Dochodzą do dosyć oczywistych konkluzji - sześcian należy jak najszybciej odzyskać, zanim majstrujący przy nim David nie odkryje do czego służy ten artefakt, albo - co gorsza - Yeerkowie nie dowiedzą się, że na Ziemi jest urządzenie zdolne obdarzyć kogoś umiejętnością animorphii. Osobiście rozbawiła mnie uwaga Jake’a o tym, że muszą zadbać, by Davidowi nie stała się krzywda, w końcu chłopak jest jedynie niewinnym nastolatkiem, który nie zasłużył na wplątanie się w tę sytuację. Gdyby tylko wiedział, jak potoczą się sprawy… ale o tym później. Akcję odzyskania sześcianu dzieciaki zaplanowały tak, jak zwykły to robić do tej pory - z głową, ostrożnie, dbając o szczegóły i wsparcie w razie jakichś nieprzewidzianych okoliczności. W międzyczasie bohaterowie spotykają się z Erekiem - androidem, który od czasu do czasu udziela im pomocy w ich partyzanckiej wojnie z Yeerkami. Erek informuje ich, że Yeerkowie kombinują coś w związku z dyplomatycznym spotkaniem głów kilku najpotężniejszych mocarstw świata mającym odbyć się w niedługim czasie - byłby to z pewnością łakomy kąsek dla najeźdźców, Animorphy nie mogą zatem dopuścić do tego, by prezydenci i premierzy największych państw stali się marionetkami w rękach najeźdźców z kosmosu. Co gorsza, Erek dowiedział się, że jeden z tych VIPów już jest Kontrolerem - ale nie był w stanie uzyskać informacji, który konkretnie.
Chwilę po odejściu Ereka zjawia się Tobias, który szpiegował Davida, by dowiedzieć się, gdzie mieszka nowy właściciel prawdopodobnie najniebezpieczniejszego urządzenia na Ziemi. Jak wcześniej ustalono, Rachel i Marco mają zająć się odzyskaniem sześcianu. Po krótkich perturbacjach związanych z morphowaniem w ptaki (toalety w Burger Kingu nie są tak komfortowym miejscem do międzygatunkowych transformacji, jak powinny) bohaterowie docierają do domu Davida. Idzie im zaskakująco łatwo, więc to oczywiste, że coś musi się posypać. Oczywiście z winy Marka, który nie zauważa w porę kijka podtrzymującego okienną ramę w pokoju Davida i wlatując do środka powoduje jej zatrzaśnięcie. Dobra robota, Marco - można by pomyśleć, że po dziewiętnastu tomach wypełnionych akcjami na granicy życia i śmierci będziesz miał trochę więcej oleju w głowie. Żeby jednak oddać sprawiedliwość Marcowi - jego porażka wynikała nie tyle z głupoty, co kombinacji kilku czynników, na które miał on dość ograniczony wpływ. Tym niemniej - skrewił, w dodatku idący mu z odsieczą Tobias wyrżnął ścianę obok okna. Tymczasem Marco został uwięziony w pokoju Davida. Z kotem. To wszystko byłoby nawet zabawne, gdyby równocześnie nie było… no cóż, tragiczne. Tobiasowi oberwało się dość mocno, natomiast walka z kotem - w sytuacji, gdy jest się ptakiem, który z oczywistych względów nie może wzbić się w powietrze - jest dość niewesołym doświadczeniem. Marcowi w tej sytuacji pozostaje już tylko jedno - zmienić się z powrotem w człowieka. Nim jednak rozpoczyna powrót do ludzkiej postaci, czekająca w odwodzie Rachel rusza mu na ratunek - w swoim zwyczajowym stylu postrzelonej amazonki. Innymi słowy, rozwaliła okno, z rozpędu wlatując w nie w swoim morphie bielika amerykańskiego. W tym samym momencie do pokoju wkracza David, zapewne zaintrygowany dochodzącymi stamtąd odgłosami. Dzieciaki w końcu zaczynają myśleć - Rachel rozprasza Davida, w czasie gdy Marco wskakuje na biurko i próbuje przechwycić sześcian. I kto wie, może nawet by mu się to udało, gdyby David nie wyciągnął spluwy i nie zaczął do niego prażyć z ostrej amunicji. No dobrze, nie z ostrej, bo okazało się, że to wiatrówka, ale i tak to dość ekstremalne, nawet jak na tę serię - dzieciak miał przy sobie gnata i nie zawahał się go użyć przeciwko dwóm ptakom, które najwyraźniej usiłowały go obrabować.
Nazajutrz Marco idzie do szkoły, przetrawiając jedną z najbardziej upokarzających porażek w historii Animorphów. W stołówce podchodzi do niego David, który wciąż nie miał okazji nawiązać jakichś bliższych znajomości w nowej szkole, więc postanowił zaprzyjaźnić się z Markiem, skoro wcześniej przełamali już pierwsze lody. David okazuje się dość niecodziennym nastolatkiem - trochę wyobcowanym, słuchającym metalu (nazwał swojego kota Megadeth), trzymającym w domu kobrę. Dowiadujemy się również, że jego ojciec jest szpiegiem. David zdradza Marcowi, że planuje sprzedać sześcian na internetowej aukcji - co więcej, znalazł już nawet kupca i proponuje Marcowi gażę w zamian za pomoc w ogarnięciu transakcji. Marco doskonale zdaje sobie sprawę jakiego rodzaju nabywcę mogła przyciągnąć taka oferta, szybko więc konsultuje się z resztą ekipy, po czym zrywa się z lekcji, by polecieć do domu Davida i wykasować z jego komputera korespondencję z potencjalnym kupcem sześcianu (sam sześcian David zapobiegliwie nosił przy sobie, nie dało się go więc odzyskać). Na wypadek gdyby komputer był zabezpieczony hasłem po drodze zgarnia Axa, dla którego shackowanie ludzkiej technologii to pryszcz. Na miejscu przyłącza się do nich Tobias, który od poprzedniego incydentu ma dom Davida na oku. Żeby dostać się do środka Ax i Marco planują zmienić się w karaluchy, ale Marco zauważa, że drzwi wejściowe są otwarte. Niewiele myśląc, otwiera je i… uruchamia alarm. Poważnie, Marco zalicza w tym tomie jeden fakap za drugim i mocno wściekałbym się na taką nieporadność postaci, gdyby... cóż, gdyby nie fakt, że jest ona tak cholernie dobrze napisana. Mimo alarmu chłopcy próbują dotrzeć do pokoju Davida - i udaje im się. W tym samym momencie alarm milknie, a w domu pojawia się ojciec Davida, który informuje policję, że poradzi sobie z sytuacją. Marco zamyka Axa w szafie (każąc mu zmienić się w coś małego), sam zaś nurkuje pod biurko… gdzie natyka się na zwierzątko domowe Davida. Nie, nie kota imieniem Megadeth. To drugie zwierzątko. Kobrę imieniem Spawn.
Niewiele myśląc (bo i czasu nie było na to za wiele, i sam Marco raczej do wielkich filozofów nigdy nie należał) chłopak pobiera morpha od węża, by w ten sposób wprowadzić gada w chwilowy trans. Tymczasem E.T. odwraca uwagę ojca Davida przeszukującego pokój, w którym ukryli się obaj bohaterowie. Marco morphuje kobrę, ale nie jest w stanie zapanować nad nową formą, przez co pożera Axa aktualnie znajdującego się w morphie pająka. Szczęściem Axowi udaje się wydostać, ale by uniknąć śmierci spowodowanej jadowitym ugryzieniem musi się zdemoprhować… na oczach ojca Davida. Marco, ratując sytuację, telepatycznie wciska mu kit, że jest przybyszem z kosmosu. Jakby tego wszystkiego było mało, David, który w wiadomym celu wcześniej wraca do domu, również zjawia się na arenie wydarzeń. W tym samym czasie Tobias informuje, że kawaleria nadciąga - pozostałe Animorphy niedługo zjawią się z odsieczą. Zauważa jednak dwa jeepy zmierzające do domu Davida - najprawdopodobniej Yeerkowie zjawili się po sześcian.
I nagle przestaje być śmiesznie, a zaczyna być tragicznie. Marco zostaje postrzelony pistoletem przez ojca Davida, a do domu wdzierają się siły Yeerków z samym Visserem Trzy na czele. Visser szantażuje Davida - jeśli nie odda kostki, jego ojciec umrze śmiercią szybką i tragiczną. Chwilowy impas przełamuje Marco nad którym biorą górę instynkty kobry - odruchowo atakuje przywódcę Yeerków, niestety bezskutecznie. Wywiązuje się walka - sytuacja wygląda niewesoło, na szczęście pozostali bohaterowie przybywają z odsieczą, na czele z Rachel zmienioną w niedźwiedzia grizzly. Rozpętuje się nieziemska demolka, z której dom Davida nie wychodzi cało - na najmniej kilka ścian zostaje rozwalonych, o licznych mniejszych szkodach nawet nie wspominając. Visser zmienia się w jakąś wyjątkowo dziwaczną poczwarę z kosmosu. David planuje mu oddać kostkę (mimo nalegań Marca, by tego nie robił), ale Rachel ma już powoli dosyć tej sytuacji - porywa chłopaka i ogłasza odwrót. Ojciec Davida wpada w łapy Vissera, Marco byłby podzielił ten sam los, gdyby nie fakt, że Yeerk pomylił go z wężem, od którego Marco pobrał morpha.
Po opuszczeniu przez Yeerków domu Davida - a raczej tego, co zostało z domu Davida - Marco zypełza ze swojej kryjówki, transformuje się i dołącza do pozostałych Animorphów, ukrywających się obecnie na farmie Cassie i opiekujących się nieprzytomnym Davidem. Tobias informuje Marca, że mama Davida również została przechwycona przez Yeerków, co oznacza, że dzieciak nie ma, gdzie się podziać. Marco proponuje, by jego też podrzucić Yeerkom - David nie zna tożsamości Animorphów, więc nawet jeśli najeźdźcy umieszczą mu w głowie pasożyta, nie otrzymają od niego żadnej użytecznej informacji. Tobias, co było do przewidzenia, ostro sprzeciwia się takiemu rozwiązaniu, Rachel - co również nie jest zaskakujące - widzi w tym jakiś sens. Ax natomiast proponuje jeszcze coś innego - uczynienie z Davida kolejnego Animorpha. Cassie podchodzi do tego pomysłu dość entuzjastycznie, Rachel wręcz przeciwnie. Marco celnie zauważa, że nie mają najmniejszego pojęcia, kim jest ten dzieciak, czy będzie pasował do drużyny, czy będzie w stanie poświęcić się walce z inwazją i tak dalej. Cassie natomiast twierdzi, że jeśli to wypali, to dzięki sześcianowi będą w stanie sukcesywnie powiększać swoją drużynę o nowych członków. To nieco przekonuje Marca, któremu wizja małej armii Animorphów wyraźnie przemawia do wyobraźni. Jake zarządza więc głosowanie. Tobias i Cassie - dwoje najbardziej empatycznych członków drużyny - głosują za. Ax - co zaskakujące w świetle faktu, że to on wysunął propozycję obdarzenia Davida mocami - głosuje przeciw i wysuwa bardzo sensowne kontrargumenty o tym, że nie zaczyna się budowania potencjalnej armii w tak nieodpowiedzialny, wymuszony okolicznościami sposób. David jest dziką kartą - może okazać się kimkolwiek, zarówno cennym nabytkiem, jak i obciążeniem, czy nawet jeszcze gorzej. Marco również głosuje przeciw. Rachel, która ma rozstrzygający głos… ostatecznie decyduje się zaryzykować. David odzyskuje przytomność i Animorphy wprowadzają go w sytuację. Marco nie zamierza łagodzić sytuacji i w bardzo obrazowy sposób tłumaczy nowemu członkowi ich grupki, co Yeerkowie zrobią jego rodzicom i dlaczego prawdopodobnie już nigdy więcej nie będzie mógł się z nimi zobaczyć. Oczywiście przemawia przez niego gorycz - jego matka jest przecież nosicielką najpotężniejszego Yeerka, z jakimi do tej pory mieli styczność. David wciąż nie do końca to kupuje, dopiero morphujący się na jego oczach Ax rozwiewa jego podejrzenia.
David nocuje w domu Marca. W pewnym momencie postanawia zadzwonić do swoich rodziców. Marco, z pewnym wahaniem, pozwala mu na to, ale tylko, jeśli zrobi to z budki telefonicznej na zewnątrz - Yeerkowie bez większego problemu potrafią namierzyć rozmowę telefoniczną. Rodzice Davida oczywiście próbują go przekonać, że wszystko to było gigantycznym żartem. Marco przerywa rozmowę i odciąga Davida od budki telefonicznej i obaj ukrywają się nieopodal. Parę chwil później na miejscu pojawiają się Kontrolerzy, co ostatecznie przekonuje Davida, że wszystko to dzieje się naprawdę. Minutę później na miejscu pojawia się Jake w morphie nosorożca, rozganiając całe towarzystwo. Marco tłumaczy Davidowi, że Animorphy na zmianę pilnują go, by ruszyć mu z pomocą, gdy stanie się coś nieprzewidzianego. Nazajutrz bohaterowie spotykają się u Cassie, by udostępnić Davidowi jego pierwszego morpha - sokoła drzemlika. Tymczasem David woli orła przedniego, który również przebywa obecnie w lecznicy rodziców Cassie, motywując swoją decyzję tym, że to większy i silniejszy ptak. Tobias stara się go od tego odwieść, twierdząc, że orły przednie są dupkami - polują na inne ptaki drapieżne (nic zatem dziwnego, że Emohawk ich nie lubi) i mają parę innych, równie nieprzyjemnych nawyków. David obstaje przy swoim, nawet mimo tłumaczeń Tobiasa, Cassie i Jake’a, co budzi pierwsze zgrzyty w drużynie, bo chłopak zaczyna być dupkiem dla pozostałych i trochę histeryzować. Można (i trzeba w sumie) to oczywiście tłumaczyć faktem, że przed chwilą rozleciał mu się cały jego świat i generalnie przywykł do większej niezależności, niż panuje w szeregach Animorphów… ale niesmak pozostał, nawet mimo faktu, że Rachel, of all people, rozładowała sytuację, obracając ją w żart.
Ostatecznie nie jest to jednak kwestia, o którą byłby sens kruszyć kopię, więc dzieciaki odpuszczają. Zaraz potem zajmują się planowaniem nowej akcji - ochrony głów państw na szczycie, o którym poinformował ich Erek. W międzyczasie towarzyszą Davidowi w jego pierwszej transformacji. Idzie nieźle - do momentu, w którym instynkty orła przejmują nad nim kontrolę i David atakuje Tobiasa. Szczęściem, dzięki interwencji Cassie, nie dochodzi do niczego poważnego… do czasu dziewiczego lotu, w trakcie którego David atakuje i uśmierca jakiegoś dzikiego ptaka. Tłumaczy widzącemu to Marcowi, że ponownie dał się ponieść świadomości orła… ale Marco, jako wirtuoz kłamstwa, nie kupuje tego wyjaśnienia. Zanim jednak jest w stanie to przetrawić, Animorphy dostrzegają prezydencki helikopter w asyście niewidzialnych (dla ludzkiego oka - ptasie jest wystarczająco dobre, by je zobaczyć) krążowników Yeerków. Krążowniki przechwytują w powietrzu helikopter jednocześnie wyświetlając w powietrzu jego trójwymiarową, holograficzną replikę, by zatuszować całą akcję (przepraszam, muszę - Macierewicz byłby zachwycony). Marco, niewiele myśląc, szturmuje zamykający się właz krążownika, na którym umieszczono porwany helikopter. Udaje mu się przedrzeć, zanim właz się zamknął - podobnie jak reszcie Animorphów, wyłączając Rachel i Tobiasa, którzy zostali na zewnątrz. Jake każe Axowi przeprowadzić dywersję a reszcie pozmieniać się w karaluchy. David panikuje - trudno mu się dziwić, to dopiero jego druga transformacja i od razu tak hardkorowa - co alarmuje Yeerków. Cassie udaje się uspokoić Davida na tyle, by był w stanie dokończyć transformację i uciec razem z pozostałymi. Unikając najpierw rozdeptania, później zagazowania, bohaterowie odnajdują prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i dowiadują się, że Visser Trzy wcale nie chce władować mu do głowy jednego ze swoich podwładnych - chce pobrać jego DNA, by móc się w niego przemienić. Bohaterowie wycofują się, nim Visser jest w stanie ich namierzyć i ukrywają się z powrotem pod helikopterem. W tym samym momencie otwiera się właz i Animorphy tracą grunt pod nogami - dosłownie. Ciąg dalszy nastąpi…
Powiem tak - to był niesamowicie dobry tom. I to nie tylko dlatego, że w ramach The Discovery autorka robi wiele rewolucyjnych dla tego cyklu rzeczy, takich jak wprowadzenie trwającego więcej, niż jeden tom wątku, wykorzystanie cliffhangera, mocne wstrząśnięcie status quo poprzez wprowadzenie nowego Animorpha i sześcian, który otwiera drogę do obdarzenia mocami nowe osoby. Dzieje się dużo, dzieją się rzeczy fabularnie ważne - dlatego nic dziwnego, że ekspozycja postaci schodzi na nieco dalszy plan. Ale tylko nieco, bo narracja to sto procent Marca w Marcu, co oznacza, że ponownie dostajemy bardzo błyskotliwe dialogi, cięte riposty, zabawne (acz na ogół celne) spostrzeżenia i mnóstwo humoru słownego i sytuacyjnego, który bynajmniej nie osłabia intensywności wydarzeń. Zdziwiło mnie, że naprawdę niewiele dowiedzieliśmy się o Davidzie - choć oczywiście dostajemy dużo mniej lub bardziej subtelnych sugestii, że ten bohater nie do końca nadaje się na Animorpha, a swoją nową moc może zacząć wykorzystywać w naprawdę paskudny sposób i dla równie paskudnych celów. Mimo wszystko jednak ten tom nie daje nam zbyt wielu przesłanek co do prawdziwego charakteru tego bohatera - jego głupie, lekkomyślne zachowania można przecież spokojnie wytłumaczyć traumą, jaką doznał wskutek wydarzeń, które doprowadziły do uzyskania przez niego mocy. Dzieciak stracił dom, jego rodzice zostali niewolnikami kosmicznych najeźdźców, a on sam - pariasem ściganym przez potężne siły, który musi zaufać grupie obcych dzieciaków oczekujących od niego, że będzie uczestniczył w bardzo niebezpiecznych akcjach dywersyjnych przeprowadzanych przy użyciu technologii morphowania, wykraczającej poza ludzkie zrozumienie i skutkującej naprawdę paskudnie wyglądającymi transformacjami cielesnymi. To więcej, niż jest w stanie udźwignąć przeciętny nastolatek, dlatego na tym etapie trudno mi jest potępiać Davida za jego lekkomyślne zachowania. Ja sam, choć jestem dwa razy starszy, nie wiem czy udźwignąłbym coś takiego. Applegate, jak już wiele razy wspominałem, jest niesamowicie utalentowana w kwestii wiarygodnego przedstawiania ludzkich zachowań i relacji, co udowadnia subtelnie kreśląc postać Davida. To był naprawdę świetny tom i już nie mogę się doczekać, aż będę miał chwilę, by zasiąść do jego bezpośredniej kontynuacji, o której napiszę następnym razem.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz