niedziela, 24 lutego 2013

Dobre fantasy istnieje

fragment grafiki autorstwa Richarda Pace, całość tutaj.

…co z mojego punktu widzenia nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Bo nie lubię fantasy. Od razu zaznaczę, że popełniam tu karygodne semantyczne nadużycie, bo pod terminem „fantasy” rozumiem „Medival Generic Fantasyland* z questem i epicką bitwą w tle” pomijając całą resztę (urban fantasy na przykład bardzo lubię). Tak pojmowana fantasy prezentuje się dla mnie po prostu nieatrakcyjnie – wciąż te same elfy siedzące w tych samych krzakach i ścierające się z tymi samymi orkami pod okiem tego samego Saurona – a to, że Sauron będzie się akurat nazywał Galbatorix, a magowie będą paplali pesudołaciną, a nie pseudoceltyckim (czy tam na odwrót) to są dla mnie kwestie naprawdę czwartorzędne. Problem polega głównie na tym, że tak pojmowana fantasy jest gatunkiem jak chyba żaden inny konserwatywnym – średnio zdolny redaktor w czasie przerwy na kawę zdołałby trzy kompletnie autonomiczne powieści fantasy przeredagować tak, by uczynić z nich trylogię. Z tego też powodu mnóstwo miernych autorów rzuca się do klawiatur, pisać o krasnoludach i smokach, bo przecież nic nie trzeba wymyślać, dziadzio Tolkien wszystko za nas odwalił, tylko się Aragorna podmieni na Eragona, orki na urgale i jedziemy trylogię, a jak się da, to i tetralogię, a co się będziemy.

Po prawdzie, to poza żelaznym kanonem (Tolkien/Howard/Le Guin) i cyklem Wiedźmińskim jedyną sagą fantasy, jaka zdołała mnie do siebie przekonać był cykl o nieśmiertelnym rudowłosym rębajle imieniem Kane, który na pierwszy rzut oka wygląda niczym dopakowana wersja Conana, zaś przy głębszym poznaniu zarówno postać, jak i cykl powieściowy to coś autentycznie fenomenalnego. Fantasy z paraśredniowiecznym uniwersum, mieczami, epickimi wojnami i górą mięśni w roli głównej, które wbrew wszelkim pozorom mi się podoba. Rzecz niepojęta.

Karl E. Wagner, autor sagi, postacią był dość interesującą – karierę psychiatry porzucił po opublikowaniu swojej debiutanckiej powieści będącej zarazem pierwszym tomem cyklu o Kane’ie. Autor wszechstronny – scenarzysta (komiksowy i filmowy), pisarz, redaktor, poeta. Jeden z licznych kontynuatorów Howarda. Śmierć miał dość literacką – Wagner zmarł z przepicia będącego rezultatem ciężkiej choroby alkoholowej.

W naszym kraju saga o rudowłosym nieśmiertelnym pojawiła się za sprawą charakterystycznego dla początku lat 90-tych boomu na zagraniczną fantasy. Po opadnięciu żelaznej kurtyny jak grzyby po deszczu wyrastały nowe wydawnictwa, zazwyczaj o długości życia jętek. Phantom Press było jednym z nich, aczkolwiek w ciągu swojej niedługiej egzystencji wydało naprawdę sporo powieści mniej lub bardziej znanych autorów (spośród tych popularniejszych wymienić można choćby Ursulę k. Le Guin, Harry’ego Harrisona i Franka Herberta). Standard wydawniczy oficyny pozostawiał dużo do życzenia – paskudne, kiczowate okładki, liczne literówki, błędy interpunkcyjne, fatalne niekiedy tłumaczenie… Nic zatem dziwnego, że Phantom Press szybko wylądował na śmietniku historii. Nim jednak to się stało, oficyna wydała większą część powieści i opowiadań wchodzących w skład sagi. Jak nietrudno się domyśleć, wydanie to nie było najwyższych lotów. Na szczęście mniej więcej równolegle za wydawanie powieści o Kane’ie zabrał się Amber i tu już było znacznie lepiej – twarda oprawa, lepsze tłumaczenie, okładki Frazetty i redakcja Przewodasa. W ogóle ta pionierska fala pulpowego fantasy zalewająca nasz kraj na początku ostatniej dekady XX wieku zasługuje na własną notkę, którą zresztą być może kiedyś napiszę.

Ale miało być o Kane’ie, bohaterze kilku niedługich powieści i garści opowiadań. Co w nim jest takiego, co skłoniło mnie do napisania o nim notki? To jest właśnie ciekawe – na pierwszy, bardzo pobieżny rzut oka zupełnie nic. Mamy tu napakowanego jak ciężarówka olbrzyma z mieczem, który wycina w pień rzesze wrogów. Mamy nieskomplikowane w sumie intrygi owocujące epickimi bitwami czy to na morzu, czy to na lądzie. Mamy też w końcu paraśredniowieczną rzeczywistość pełną magów, kapłanów i demonów. Czyli właściwie wszystko jest jak trzeba, nie ma żadnej rewolucji. Tyle możemy przynajmniej stwierdzić po jednorazowym przekartkowaniu któregoś z wagnerowskich tekstów. To jednak tylko pozory. Po przeprowadzeniu bardziej wnikliwego śledztwa okazuje się, że bohater jest znakomicie skonstruowaną postacią, fabuły są soczyste i zajmujące, zaś świat przedstawiony jest oryginalny i świetnie pomyślany.

U Wagnera wszyscy bohaterowie są źli. Jeśli nie są źli to są (umyślnie skonstruowanymi w ten sposób przez autora) idiotami albo szaleńcami. Jeśli król – to podły tyran i despota. Jeśli syn marnotrawny – to już w chwili pojednania planujący wbić nóż w plecy. Jeśli magiczka – to wściekła wariatka opętana rządzą zemsty. Jeśli rycerz – to obleśny drab. Jeśli poeta – to zbereźny nihilista na prostej drodze do autodestrukcji. Na takim założeniu ufundowana jest cała saga. Na palcach jednej ręki można policzyć postaci, które nie zdradziłyby najbliższego przyjaciela dla wymiernych korzyści. Nie oznacza to bynajmniej, że bohaterowie są płascy, czy źle skomponowani. Przeciwnie – niektóre kreacje postaci drugoplanowych są po prostu mistrzowskie. Do moich absolutnych ulubieńców należy Arbas Zabójca, były wykładowca akademicki, który – znużony marazmem zakurzonych bibliotek i korytarzy uniwersyteckich – rzuca karierę bakałarza i zostaje wziętym skrytobójcą-filozofem.

Kwintesencją takiego podejścia jest oczywiście sam Kane – postać ściśle związana z mitologią świata przedstawionego. Kane jest bowiem jednym z pierwszych ludzi, którzy w wagnerowskiej przestrzeni fabularnej stworzeni zostali ze zwierzęcych nieczystości rękoma szalonego boga. Bóstwo pragnęło zaspokoić swoją próżność przez wykreowanie rasy, której celem egzystencji będzie bezwarunkowe czczenie go. Kane stanął na czele rebelii przeciwko Stwórcy, w związku z którą zabił swojego brata i pokazał młodej ludzkości ogień buntu i gwałtownej śmierci, za co został przeklęty nieskończonym życiem i szaleństwem kłębiącym się w źrenicach błękitnych oczu. Oczywiście – odwrócenie porządku starotestamentowej Księgi Wyjścia nie jest może szczytem oryginalności, jednak biorąc poprawkę na czas powstania sagi (lata siedemdziesiąte) i fakt, że to żadna wielka historia, tylko pulpowe w sumie fantasy taka decyzja jest czymś odważnym.

Kane jest zły – przynajmniej z naszego punktu widzenia. Po niezliczonych stuleciach mniej lub bardziej burzliwej egzystencji Kane traktuje świat już tylko jako plac zabaw, na przestrzeni którego stara się walczyć z ogarniającym co bezsensem egzystencji. Trudno spekulować tu o moralności postaci, która przeżyła kilka stuleci, podczas których nabyła unikalnej perspektywy. W niektórych powieściach serii (przede wszystkim Bloodstone) to właśnie Kane jest „Sauronem” – głównym złym, którego należy powstrzymać przed zagarnięciem przezeń władzy absolutnej. W pozostałych (Dark Crusade, Darkness Weaves With Many Shades) Kane oferuje swoje usługi Sauronom tego świata, w perspektywie mając oczywiście przewrót, strącenie z tronu mocodawcy i przejęcie władzy. Przyznam, że taki zabieg – przejście na drugą stronę tradycyjnej barykady – kupiło mnie od razu. W końcu, ile razy mamy okazję kibicować Wielkiemu Mistrzowi Zła?

Świat przedstawiony to zaś nietypowe dark fantasy o silnym zabarwieniu lovecraftowskim i elementami science-fiction. Dominującą rasą jest ludzkość, inne rozumne istoty zredukowane zostały do rangi na wpół zapomnianych mitów, bóstw i jednostkowych osobników trzymających się na uboczu. Wiele z tych ras to istoty z innych planet, które znalazły się w świecie Kane’a wbrew własnej woli lub też przeciwnie – przybyły wziąć we władanie planetę. Wszystkie te cywilizacje spotkał upadek, niektóre jednak wciąż czają się w morskich głębinach czy na ośnieżonych szczytach gór, pielęgnując pamięć o dawnej chwale. Magia świata Kane’a to głównie magia demoniczna – związana z istotami nadnaturalnymi (demony), bogami (Shenan, Thoem), protobogami (Sataki, Yslsl) i psychopompami (Lord Demon). Czasem bohaterowie posługują się osiągnięciami technologicznymi starych ras (Krwawnik, Scylredi). Generalnie uniwersum jest bardzo bogate (choćby z tego powodu, że cykl swym zasięgiem chronologicznym ogarnia niemal dwa tysiąclecia). Warto też nadmienić, że w pewnym momencie świat Kane’a zmienia się w coś podobnego do naszej rzeczywistości (z XX-wiecznym Londynem i Nowym Orleanem), zaś w jednym z utworów Kane wsiada do rakiety kosmicznej, by polecieć na spotkanie ze swoim Stwórcą (poważnie!) i ostatecznie wyjaśnić z nim sobie kwestie dotyczące wolnej woli, wiecznych klątw i Nietzschego. Niestety, niedługo potem Wagner zapił się na śmierć, a szkoda, bo jestem niemożebnie ciekaw, jakie przygody czekałyby Kane’a w czasach ponowoczesności.

Utwory wchodzące w skład sagi powstawały niechronologicznie i są zupełnie niepowiązane ze sobą fabularnie – każda powieść to zamknięta całość, którą można czytać oddzielnie. Sprawia to, że poustawianie utworów wchodzących w skład serii w jakimś w miarę logicznym porządku stanowi nie lata wyzwanie, bowiem napomknięcia o wydarzeniach z innych powieści są nieliczne i mało konkretne. Znaleziona przeze mnie na jakimś forum internetowym sugerowana chronologia wygląda dość logicznie, aczkolwiek równie dobrze można by pomieszać niektóre wydarzenia z jej środka i wciąż miałaby sens.

Nie bardzo potrafię napisać, czemu tak bardzo podoba mi się saga o nieśmiertelnym Kane’ie. Może to te pasjonujące, wielowątkowe fabuły, w których wszystko jest na swoim miejscu i biegnie ku widowiskowemu finałowi. Może to te ciekawie zarysowane postaci, interesujące, oryginalne i realistycznie przedstawione. Może to sam Kane – tajemniczy, fascynujący i wymykający się wszelkim schematom. Może to te horrorowe wstawki. A może to kwestia wszystkiego po trochu. Nie wiem i jakoś w toku lektury jest to dla mnie kwestią drugorzędną. Najważniejsze, że powieści Wagnera czyta mi się z prawdziwą przyjemnością. Polecam z czystym sumieniem.

____________

21 komentarzy :

  1. U mnie na półce leży stare, zielone wydanie Phantom Pressu. Pięć tomiszczy, na okładkach mięśniaki, cycate dziewoje oraz potwory, a w środku wysokiej jakości teksty. Ponure, ale nie do przesady, jak w "Ogrodach Księżyca", okazjonalnie przeplatane niezgorszą poezją, interesująco skonstruowane.

    Co ciekawe, jest to jedna z niewielu serii, która po latach wciąż jest zdatna do czytania. "Pajęczynę utkaną z ciemności" czytałem w liceum i wtedy bardzo mi się podobała. Odświeżyłem ja sobie na studiach. Myślałem, że po pierwszym rozdziale cisnę ją w kąt, w końcu to taka stara historia, pisana dla zupełnie innego czytelnika niż współczesny, że nie wytrzyma konkurencji innych powieści, które do tego czasu przeczytałem... A tu psikus, bo knigę pochłonąłem w dwa dni. Dla mnie to najlepszy wyznacznik jej jakości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest akurat fakt. Po czterdziestu latach wciąż się to czytam znakomicie i nie czuć naftaliny, mało tego - współczesne fantasy wygląda przy tym na zacofane.

      Usuń
  2. Co ja bym dał za porządne wznowienia tego cyklu na kształt tych, które doczekał się Conan. Uwielbiam tę sagę, a Kane to w ogóle jedna z moich ulubionych postaci ever. Na mnie duże wrażenie robiło podejście Wagnera do nieśmiertelności. Mam wrażenie, że praktycznie zawsze w dziełach kultury jest to stan poszukiwany i pożądany, a tu? Po jednym tomie idea wiecznego życia staje się absurdalnie głupia.

    A na marginesie, czytałeś może wznowienia Conana wydane niedawno przez Rebis? Moim zdaniem Howard też w ogóle się nie zestarzał i czyta się to znakomicie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie wznowienia Kane'a dopadła mnie identyczna myśl dwie chwile po tej, jak zerknąłem na półkę z reedycją "Czarnej Kompanii". W sumie tych pięć małych knig miałoby szansę zmieścić się w jednym, max dwóch tomach.

      Usuń
    2. @pięć małych knig miałoby szansę zmieścić się w jednym, max dwóch tomach.

      Knig jest w sumie trzy - reszta to zbiory opowiadać.

      I byłaby to wyśmienita okazja do uzupełnienia cyklu o teksty nieopublikowane w naszym kraju (choćby The Gothic Touch będący oficjalnym crossoverem Kane'a i Elrica Melniboné znanego z powieści Moorcocka) czy paru opowiadań z Kanem jako wielkim przedsiębiorcą czy mafiozem w czasach współczesnych swojego świata.

      Usuń
    3. Powieści są trzy, zbiory są dwa, co daje razem pięć knig, czyli książek. Rachunek się zgadza :P

      Usuń
    4. Zbiorów jest więcej, niż dwa - dwa zostały wydane w Polsce. W naszym kraju nie ukazał się zbiór "The Book of Kane". Są do tego jeszcze opowiadania ze antologii "Why Not You and I?" oraz "Exorcisms and Ecstasies". Wszystko to (plus fragment nieukończonej powieści o Kanie) ukazało się zbiorczo w "Midnight Sun: The Complete Stories of Kane" wydawnictwa Night Shade Books.

      Usuń
    5. W tym sensie... No cóż, bazowałem na antologii wydanej przez Phantom Press, a na tę składa się pięć książek. Bo jeśli miałoby wyjść wznowienie, to, podejrzewam, bez dodatkowych tekstów.

      Usuń
  3. Nad rolą takich wydawnictw jak Phantom Press warto się pochylić. Zastanawiam się czy zrobili więcej złego czy dobrego:) Chyba jednak ich działalność można ocenić na plus.

    Sam pochłaniałem, bo czytaniem to ciężko nazwać wszystko co wydawali:) Robiłem to bez większego namysłu i zastanowienia. I tak dobrze, że moja biblioteka była dość dobrze zaopatrzone w ten rodzaj literatury.

    Ileż to razy czytając sobie jakiegoś klasyka science-fiction łapałem się za głowę w akcie zdziwienia. W większości przypadków byliśmy kilkadziesiąt lat do tyłu!


    OdpowiedzUsuń
  4. No wiesz co, "Eragon" jako przykład? Toć to jak kopanie parchatego szczeniaczka.;)
    Od siebie jeszcze mogę zachęcić do Martina, jeśli nie znasz. To też Medival Generic Fantasyland, ale tam wszyscy są Sauronami i gracko się wzajemnie mordują. Choć przyznam, że im dalej, tym autor bardziej przynudza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem do Martina uprzedzony z powodu serialu HBO, który wbrew obowiązującym trendom kompletnie mi się nie podoba, o czym zresztą miałem tu nawet notkę.

      Usuń
  5. Jako niekryty fanboj prozy Wagnera w postaci sagi Kane kliknął bym lajka gdybym mógł.
    W każdym razie fajnie, że ktoś jeszcze czasem pisze o Kane. Właściwie to w ostatnim czasie nawet jakby więcej jest w sieci (i PL i zagranicznej) o Kane. Co jakiś czas robię sobie serczowanie w Googlach i co raz trafiam na nowsze rzeczy. Zazwyczaj w postaci forumowych lub blogowych wpisów ale na FB działa grupa Wagnerowska, na yahoo grupa dyskusyjna itd.
    Kiedyś miałem nawet przelotny pomysł zorganizowania jakiegoś zlotu fanów K.E.W. i jego bohatera ale wtedy naprawdę wydawało się, że o Wagnerze pamięta 2k6 osób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Adam

      "Jako niekryty fanboj prozy Wagnera w postaci sagi Kane kliknął bym lajka gdybym mógł."

      Możesz polubić profil Mistycyzmu Popkulturowego na FB .

      Dzięki za komentarz. Mnie się marzy renesans tej postaci za sprawą HBO-skiego serialu adaptującego sagę o Kanie (bo to jest naprawdę dobra historia na ekran i bardzo w stylu produkcji HBO), przy czym ja bym tu widział stosunkowo swobodną adaptację, z uzupełnieniem luk w timeline przez scenarzystów (i tą wielką wojnę Nieba z Piekłem, którą można sobie wywnioskować z napomknięć w sadze).

      Also - daj znać, jeśli kiedyś dojdzie do takie zlotu, byłbym pierwszy, który zadeklaruje obecność :) Ale, patrząc na trzeźwo, faktycznie, w Polsce jest bardzo mało osób choćby kojarzących tego autora. A szkoda.

      Usuń
    2. Dlatego będziem go promować jak tylko się da :>

      Usuń
  6. Ja staram się. m.in. na swoim blogu na Polterze wrzuciłem parę miesięcy temu napisaną przez siebie biografię K.E.Wagnera, a niedawno opis Scylredi.
    Ponadto od jakiś kilku dobrych lat (chyba od 2008) baaardzo powoli rodzi się system RPG osadzony w świecie Kane i mocno z nim związany.
    A tak na marginesie, to może by założyć jakiś panel dyskusyjny o Wagnerze i Kane. Moglibyśmy tam skupiać powoli wynajdowanych w necie fanów KEW. Nie kryję, że brakuje mi ludzi, z którymi mogę porozmawiać o sadze i którzy na dźwięk nazwy Yhosal-Monyr lub Allorri - Zrokros nie robią miny jakbym urwał się z Ashertiri ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nom, przydałoby się mieć miejsce, w którym można by było kłócić się na temat osadzenia opowiadania "Gothic touch" w chronologii albo snuć domysły o Dualistach :) Jestem za.

      Usuń
    2. Jak ktoś założy niech pisze ;) Ja mam teraz pracę, która na 10h dziennie odcina mnie od komputera więc wolał bym się nie zajmować takim obowiązkiem.

      Usuń
    3. No ja też niestety nie dam rady, bo i tak zawiaduję już zbyt wielką ilością projektów i czasu nie mam... Łukasz?

      Usuń
    4. Chorujemy na tę samą chorobę :] Poza tym muszę sobie odświeżyć pięcioksiąg. Notka na blogu to jeszcze nie jest problem, ale panel dyskusyjny? Forum bądź cokolwiek w tym guście? Niet.

      Usuń
    5. Gdyby tylko notka na blogu umożliwiała jakąś sensowniejszą dyskusję to nawet było by nieźle ale komentarze pod nią nie do końca się sprawdzają w tej roli :/

      Usuń
    6. Jak się nie ma, co się lubi...

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...