niedziela, 26 sierpnia 2012

Zapolemizuj z brodaczem

http://desmond.imageshack.us/Himg641/scaled.php?server=641&filename=sdccyearofthewriterbyjd.jpg&res=landing
fragment grafiki autorstwa Julie Dillon, całość tutaj.

Ostatnio nie czytam w ogóle polskiej literatury fantastycznej. Z wielu względów. Dlatego, że to najczęściej bardzo zła literatura (nie tylko w sensie bad, ale też czasem wręcz evil i zdecydowanie zbyt często po prostu so wrong) zaś wyłapywanie nielicznych pereł ze strumienia kozich bobków nie jest, moim przynajmniej zdaniem, grą wartą ryzyka zapaskudzenia sobie rąk. Poza tym – patologicznie komercyjna sytuacja, jaką wywołała hegemonia Fabryki Słów oraz gloryfikacja powieści dramatycznie wręcz słabych. Na jednej z analizatorni (dla nieoblatanych w tych sprawach – chodzi o blogi, których autorzy lub autorki poddają analizom publikowane w Internecie przejawy radosnej twórczości wszelakiej, w szczególności fanfikowej) opublikowano niedawno długi tekst rozkładający na części pierwsze (i, przy okazji, na łopatki) pierwszy tom cyklu Achaja pióra Andrzeja Ziemiańskiego, w pełni ukazujący ogrom głupot i absurdów zawartych w tej, tak powszechnie zachwalanej, powieści. Achai nigdy nie czytałem (wyjąwszy niewielkie fragmenty publikowane w jednym, upadniętym już, piśmie fantastycznym) i to chyba bardzo dobrze. Tekst, choć długi, polecam – gwoli ostrzeżenia i śmiechawki. Zazwyczaj nie popieram działalności rozmaitych analizatorni (bo – powiedzmy sobie szczerze – jechanie po internetowej twórczości domorosłych pisarzy w wieku gimnazjalno-licealnym to po prostu kopanie leżącego), ale w tym przypadku była ona w stu procentach słuszna. Z niemałą trwogą dołączam Achaję do książek, które powinny, wzorem wyrobów tytoniowych, być opatrzone stosownym ostrzeżeniem: „Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ostrzega – czytanie tej książki może prowadzić do śmierci szarych komórek i ogólnego zidiocenia”.

Innym powodem, dla którego po polską fantastykę sięgam rzadko i z oporami jest typowa dla niej zaściankowość, mizoginizm, homofobia, ciasnota umysłowa i idiotycznie pojmowany patriotyzm tej najbardziej znaczącej części autorów (red. Orliński, nawiązując do lemowskiego Kongresu Futurologicznego nazywa ich brodaczami). Jako iż przytoczone wyżej cechy są mi, oględnie mówiąc, wstrętne, zaś ogólny poziom twórczości „brodaczy” nie motywuje do użerania się z bucowatymi autorami, najczęściej po prostu olewam rodzimy rynek literatury fantastycznej. Myślę, że gdyby zaczepić przeciętnego konwentowicza na Polconie i zadać mu pytanie „Jakich możesz wymienić najpopularniejszych obecnie polskich pisarzy fantastycznych?” to w przytłaczającej większości przypadków podałby nazwiska „brodaczy” właśnie. Daruję sobie przytaczanie tu konkretnych przykładów, każdy mniej więcej wie, o kogo chodzi, bo nasi rodzimi trubadurzy (czy też raczej – błędni rycerze) nieraz prezentowali wachlarz swoich poglądów, czy to przemycając odautorskie przemyślenia do swoich dzieł, czy to pisząc sążniste felietony do któregoś z magazynów parających się fantastyką, czy to osiadając na jakimś forum internetowym, gdzie, otoczeni wianuszkiem domorosłych pisarzy i fanów spijających słowa z ich ust, podbudowują sobie własne ego. Dodajmy do tego jeszcze kilometry żenująco słabej fantastyki kompensacyjnej (a jest to odmiana, która żenadę niejako ma wpisaną w definicję, jak disco polo) i… już mi się nie chce ciągnąć tej wyliczanki. Podsumowując – cały mikroklimat tego środowiska wybitnie nie służy mojemu zdrowiu, toteż preferuję raczej zagraniczne terytoria. Jest jeszcze jedna rzecz, która niebywale irytuje mnie w przypadku polskich autorów fantastycznych. Tą rzeczą jest wybitnie cienka skóra autorów, którzy lubią wdawać się w polemiki z recenzentami krytykującymi ich książki. A to już jest głupota czystej wody.

Ostatni tego typu przypadek odbił się głęboką czkawką na sympatycznym skądinąd portalu esensja.pl. Poszło o recenzję autorstwa Beatrycze Nowickiej debiutanckiego zbiorku opowiadań Zima mej duszy autorstwa Marcina Pągowskiego. Szybki gugiel mówi o tej książce więcej, niż recenzja Nowickiej, ale – napiszmy to sobie szczerze – chyba nikt nie czyta recenzji Nowickiej po to, by dowiedzieć się czegoś o recenzowanej pozycji, bo Beatrycze Nowickiej bliżej jest jednak do przywoływanych już analizatorni (które bardzo często popadają w grzech nadmiernego czepialstwa, byleby tylko wyzłośliwić się w możliwie najbardziej prześmiewczy sposób), niż do tradycyjnej formy krytyki. Może to niektórych denerwować, ja od czasu do czasu śledzę krytyczne dokonania autorki – gwoli rozbawienia i zdrożnej rozrywki.

Tym razem jednak trafiła kosa na kamień. Przeczytawszy prześmiewczą recenzję Nowickiej autor nie wytrzymał i napisał przeraźliwie długą polemikę, która z jakiegoś powodu* wylądowała na Esensji. Polemika w zamierzeniu miała zapewne pełnić rolę sprostowania pewnych nieścisłości zawartych w kontrowersyjnej recenzji, w praktyce zmieniła się jednak w festiwal niskich lotów złośliwości pod adresem Nowickiej przeplatanych z mało odkrywczymi dygresjami odnośnie powtarzalności motywów w literaturze fantasy. Wiedziony szczerym oburzeniem Pągowski przeoczył fakt, że tym tekstem wyświadczył sobie niedźwiedzią przysługę – jak zresztą każdy autor, który stara się polemizować z krytykami. Personalny atak na recenzentkę i charakterystyczne dla debiutantów przeświadczenie o własnej nieomylności sprawiły, że repeta autora bardziej, niż intelektualny dialog twórcy z krytykiem przypomina internetową pyskówkę. A to szkodzi samej książce, której autor, własną osobą, robi piękną antyreklamę na jednym z najstarszych i najbardziej znanych portali fantastycznych w naszym kraju. Szczególnie, że gra tak naprawdę nie jest warta świeczki – patrząc po opublikowanych w sieci fragmentach Zimy mej duszy (swoją drogą – czyż można wymyślić bardziej pretensjonalny tytuł?) książka okazuje się po prostu kolejną pulpową fantasy w klasycznym, jak ja to określam, standardzie fabrycznym. To po prostu kolejny mało ambitny komiks bez obrazków pokroju inkwizytorskiego cyklu Piekary czy Achai Ziemiańskiego. Nie wiem, jak z fabułą, ale językowo nie wybija się to ponad fabryczną średnią. Dialogi, zgodnie z recenzją Nowickiej, faktycznie rażą drętwością. Oczywiście, nie podejmuję się oceny książki po przeczytaniu dwóch króciutkich fragmentów opublikowanych na stronie wydawcy, ale wątpię, by chciało mi się przeczytać całość. Nie dlatego, że jest jakoś spektakularnie grafomańska – bo nie jest. Po prostu inni robią to lepiej, sprawniej, z większym wyczuciem.

Autor wdający się w dyskusję z recenzją – choćby i kłamliwą, nieudolnie napisaną i pełną przekłamań – stoi na z góry przegranej pozycji, bo wygląda to tak, jakby się usprawiedliwiał. A skoro się usprawiedliwia, to ma sobie coś do zarzucenia, ergo – coś w tej recenzji musi być. Albo jeszcze gorzej – prezentuje postawę typu „Nie, nie, zupełnie nie o to mi chodziło. Zaraz wytłumaczę ci, co miałem na myśli, a wtedy zrozumiesz i na pewno zmienisz zdanie”. Ewentualnie zachowuje się jak Pągowski w wyżej opisanym przypadku i ostatecznie zraża do siebie ewentualnych czytelników, którym autor mówi, coś takiego: „Jeśli ktoś zarzuca mi drętwe dialogi czy złą kreację postaci, cóż, to jest jego problem. Jednym się podobają, innym nie. Takie życie.” Otóż nie, panie Pągowski. Pozwolę tu sobie udzielić panu przyjacielskiej rady – to jest pański problem, bo pisze pan pulpowe fantasy, które ma za zadanie przede wszystkim się sprzedać, więc musi się podobać odpowiednio dużej liczbie odbiorców. A jeśli wydaje się panu, że pisze pan wzniosłą literaturę dla wybranych, która przełamie granice gatunku i na stałe zapisze się w świadomości czytelników, to ma pan rację – wydaje się panu. Skąd to wiem, skoro nie czytałem pańskiej książki? Z prostego faktu, iż wydała ją Fabryka Słów, która nigdy nie splamiłaby się wydaniem czegokolwiek, co wybija się ponad tę casualową przeciętność. I dlatego – to dalsza część mojej przyjacielskiej porady – warto czasem włożyć dumę do kieszeni, wyłapać najbardziej merytoryczne uwagi i wciągnąć je na listę rzeczy do dopracowania w następnej książce.

Takie życie.

______________
*czymś trzeba sobie nabić klikalność.

20 komentarzy :

  1. Hej, czytam Twój blog od jakiegoś czasu, ale właściwie dopiero ten wpis skłonił mnie do pozostawienia śladu ;) Jak bardzo się cieszę, że ktoś napisał to,co myślę XD Smutno, ale prawdziwie. Nie miałabym nic przeciwko większej ilości wpisów około-literackich :)

    Pozdrawiam i - jak zwykle - czekam na kolejny wpis :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło. Zapraszam do częstszego komentowania, a ze swojej strony mogę obiecać, że postaram się częściej pisać o literaturze.

      Usuń
  2. Ja tam bardzo lubię recenzje Nowickiej i intuicyjnie jestem pewien, że racja jednak jest po jej stronie. :-) Robi na polu fantasy trochę to, co Barańczak w swoich Książkach Najgorszych robił z kryminałem milicyjnym. No, Barańczak robił to lepiej, ale Nowicka też dostarcza sporo zabawy. A jak słusznie zauważyłeś, jak się pisze puplową literaturę, to trzeba mieć świadomość, że ona ma w sobie duże pokłady ewentualnej śmieszności.

    Oczywiście polska fantastyka jest okropna i poza nielicznymi wyjątkami nie da się jej czytać, ale to już wiemy od dawien dawna. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja też twórczość Nowickiej lubię, czego wyraz dałem zresztą w notce. Po prostu są recenzje i recenzje, a recenzje Nowickiej są raczej recenzjami, niż recenzjami :)

      Usuń
  3. Na początku chciałam napisać, żem chyba burak, bo polską fantastykę lubię, ale po krótkim namyśle stwierdziłam, że dawno już żadnej książki z tej półki nie czytałam, a to też o czymś świadczy.

    A co do Achaji - zgrzytam zębami na sam dźwięk tego słowa. Przeczytałam całą trylogię ale myślałam, że przypłacę to wyzgrzytaniem wszystkich zębów, bo ta książka to zwyczajny debilizm, głupota i ... No, jest kiepska. Tak bardzo kiepska.

    Borze, trauma wróciła...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ładny tekścik - i niestety, bardzo prawdziwy. Cóż, jestem nałogowym czytaczem i nawet polska fantastykę pochłaniam na kilogramy (ze złowieniem jakiejś perełki jest tak, jak mówisz, ale przynajmniej szybko się to wszystko czyta). Szczerze mówiąc, czekam na polski odpowiednik Le Guin (oczywiście jeśli chodzi o poglądy, nie o poziom, bo chyba bym się nie doczekała) - ciekawe, czy coś takiego w ogóle miałoby szansę wyjść.

    OdpowiedzUsuń
  5. Homofobia? Mizoginizm? Litości, naprawdę nie wystarczą już zwyczajne kryteria do oceny literatury? Barwność świata, wielowymiarowość postaci, język, etc.? Trzeba wchodzić od razu w tę całą genderową ideologię, ideologię wyjątkowo mętną i tworzoną przez fanatyków/fanatyczki? A en argument o zaściankowości? To pachnie tożsamościowymi kompleksami. Mimo wszystko polecam dokształcić się w polskiej historii, bo w wielu sprawach ten mityczny Zachód wyprzedzaliśmy, mieliśmy wybitną literaturę i fascynującą kulturę.
    Co do polskiej literatury fantasy, to jest ona taka jak gdzie indziej - tona fatalnych pisarzy, a wśród nich garstka świetnych twórców (a że nas jest trochę mniej, to logiczne, że w j. angielskim wypada statystycznie więcej dobrej literatury). Naprawdę chętnie przeczytałbym krytykę merytoryczną polskiej fantasy, bo sam mam wiele wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Mimo wszystko polecam dokształcić się w polskiej historii, bo w wielu sprawach ten mityczny Zachód wyprzedzaliśmy, mieliśmy wybitną literaturę i fascynującą kulturę".

    To dopiero pachnie tożsamościowymi kompleksami i ("w wielu sprawach ten mityczny Zachód wyprzedzaliśmy") mitomaństwem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Może jakiś argument? Moich kilka to np. Paweł Włodkowic, konfederacja warszawska, neminem captivabimus, Zamość, nadanie kobietom praw wyborczych, brak myśli eugenicznej przed wojną -> przykłady chaotyczne i wybrane z głowy na zasadzie pierwszych skojarzeń. A Twoje?

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że problemem będzie interpretacja pewnych... yyy... faktów. Bo to że Paweł Włodkowic wybitnym prawnikiem był, to jeszcze nie znaczy, że w XIV wieku wyprzedziliśmy kulturowo zachód.
    Co do konfederacji warszawskiej i generalnie XVIego wieku to pełna zgoda -> przegoniliśmy Zachód (ależ to głupio brzmi). No, ale moim zdaniem to słabo jest budować dumę narodową na bazie poziomu cywilizacyjnego kraju sprzed 400 lat! Dla mnie znaczące jest raczej to co było w XIX i XX wieku jako że wtedy kształtowało się tak naprawdę to, co teraz nazywamy Polską. I efekty są widoczne wciąż dookoła nas. Niestety.
    Nie wiem, czy jest sens wyszukiwać przykłady, bo raz, że tak czy siak będą one nacechowane właśnie ideologicznie i to będzie często kwestia interpretacji, dwa - według mnie nie liczą się pojedyncze przykłady, ale ogólny trend. A ogólny trend był i jest taki, że ktoś coś najpierw wymyśli na zachodzie i potem dopiero my to absorbujemy. Tak było z łaciną, tak było z wszelkimi nurtami literackimi, architektonicznymi. Wreszcie tak jest teraz z poziomem świadomości obywatelskiej i poszanowaniem wartości demokratycznych (bo na dziś dzień dla mnie to jest najważniejszy składnik... poziomu cywilizacyjnego).

    I teraz najważniejsze: To że mam takie poglądy i że uważam, że Polska była i jest zapóźniona cywilizacyjnie w stosunku do Zachodu (który oczywiście często gęsto nie jest tak wspaniały jak się wydaje), to nie znaczy, że mam tożsamościowe kompleksy, że się Polski i bycia Polakiem wstydzę i nie czuję patriotą. Po prostu -> jedno drugiego nie wyklucza.

    OdpowiedzUsuń
  9. No i o to mi chodzi: merytoryczną wymianę zdań. Z częścią Twoich opinii się zgadzam, z częścią nie (owszem, powinniśmy być dumni z XVI wieku, bo poza nami nikt o tym nie wie). Nie miejsce i czas na ich rozstrzyganie. Chciałbym tylko podkreślić, że niczyjego patriotyzmu podważać i oceniać nie zamierzam.

    Oczywiście, że w pewnych dziedzinach Polska była i jest zapóźniona. Temu nie przeczę. Nie cierpię jednak takiego przemądrzałego gadania: u nas wiocha, a na Zachodzie to jest wspaniale.

    Zwłaszcza, gdy wypowiada je osoba, która krytykuje książkę, której... nie czytała. Przykro mi, ale taka opinia jest intelektualnie ośmieszająca dla jej autora. Czegóż jednak wymagać, gdy 22latkowi wydaje się, że ze swoją wiedzą i doświadczeniem może oceniać tak złożone zjawisko jak polska fantasy. Gdzie Rzym, a gdzie Krym?
    Tak się składa, że ja Achaję czytałem (tom pierwszy) i mogę podać szereg argumentów za tym, że jest to mierna powieść (np. słaby język, "płaskie" postacie, głupia konstrukcja świata). Zgodził bym się z argumentem autora bloga, że duża część polskiej fantasy jest słaba (podobnie jak w innych krajach zapewne). Ale ta homofobia i mizoginizm... No litości. Słowa klucze - kiedyś ucisk i walka klas, dzisiaj homofobia. Słabe intelektualnie to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyś zadał sobie trud przeczytania tej notki z tak zwanym zrozumieniem, z pewnością zrozumiałbyś, że nie oceniam książki, tylko postawę autora względem krytyki. W notce wyraźnie zaznaczyłem, że - tu cytat: "Oczywiście, nie podejmuję się oceny książki po przeczytaniu dwóch króciutkich fragmentów opublikowanych na stronie wydawcy, ale wątpię, by chciało mi się przeczytać całość."

      Argument odsądzający mnie od czci i wiary z powodu wieku pominę milczeniem.

      Homofobia i mizoginizm to charakterystyczne cechy dużej części najpopularniejszych autorów polskiej fantastyki, co oczywiście rzutuje na całą niszę. Przykłady można mnożyć. Ziemkiewicz w jednej ze swoich powieści (tytułu nie pomnę) zgwałcił psychicznie głównego bohatera przy pomocy operetkowo przedstawionego bossa mitycznego homoseksualnego lobby. To było tak głupie, że aż zabawne. Co do mizoginizmu - tu już przecież jest zatrzęsienie przykładów. Mogę je oczywiście przywoływać, ale jeśli czytałeś cokolwiek Pilipiuka czy ziemiańskiego, sam na pewno to dostrzeżesz.

      I jeszcze jedno - o ile podobają mi się Twoje argumenty (mimo, że, a może nawet - właśnie dlatego, że się z nimi nie zgadzam) to jednak prosiłbym uprzejmie o powstrzymanie się od pozamerytorycznych uwag pod moim adresem. Nie zgadzasz się - super, dyskutujmy. Ale argumenty ad personam są na tym blogu bardzo niemile widziane i następne Twoje komentarze utrzymane w tym tonie wylecą. To pierwsze i jedyne ostrzeżenie.

      Usuń
    2. szmermel -> No widzisz i sam w tym komentarzu dałeś kwintesencję tego, co ja myślę w temacie. Co z tego, że XVI wiek, co z tego, że wyborcze prawa kobiet po I wojnie światowej, skoro na początku XXI wieku dla ciebie kwestie homofobii i mizoginizmu to jest kwestia "genderowej mody" i pisanie o tych zjawiskach w literaturze jest słabe. Skoro to są autentyczne problemy społ. naszych czasów.

      A prawicowość literatury fantastycznej. Na serio uważasz, że polska fantasy jest po równi lewicowa, prawicowa i centrowa??? Czy po prostu tego typu rzeczy Cię nie interesują i nie zwracasz na nie uwagi? Bo widzisz, jak ktoś wie, że nie lubi mizoginizmu, homofobii itp. to w literaturze mu te rzeczy przeszkadzają tak po prostu, nie dlatego, że to jest "modne", ale dlatego, że taka redystrybucja stereotypów społecznych jest szkodliwa i zwyczajnie głupia.

      I teraz masz książkę fantasy, która jest źle napisana, bohaterowie źle skonstruowani, słaba fabularnie PLUS mizoginistyczna i homofobiczna. I co teraz w swoim wpisie na blogu krytykować tylko stronę konstrukcyjną powieści, a światopoglądową już nie? Dlaczego skoro w sumie strona światopoglądowa robi więcej szkody, niż słabość literacka? Ja akurat jestem zwolennikiem pisania o swoich poglądach w recenzjach. Ostatecznie wpisy zawsze są wtedy ciekawsze.

      Usuń
    3. Moim zamiarem nie było atakowanie Ciebie jako osoby, lecz Twoich argumentów, które uważam za słabe czy nieprawdziwe.

      Przypinanie swoich przeciwnikom łatek, to prosty sposób to zamazania rzeczywistości. Homofobia to właśnie taka łatka. Czytałem trochę polskiej fantasy, obie cyberpunkowe powieści Ziemkiewicza i szczerze mówiąc nic takiego nie zauważyłem. A jeśli Ziemkiewicz taką scenę opisał, to cóż w tym złego? Lobby homoseksualne istnieje, to przecież fakt. Są organizacje, które (btw - za pieniądze publiczne i unijne) dążą do zmian w ustawodawstwie - jeśli nie tak definiować pojęcie lobby, to nie wiem jak. Zmian - dodajmy - które są kontrowersyjne. Czy posiadane do tego sceptycznego stosunku, od razu musi świadczyć o "fobii"? Mam dwóch znajomych homoseksualistów. Nigdy ich czynem, ani słowem nie obraziłem, ani nic złego im nie zrobiłem. Jednemu nawet płaciłem za jego pracę. Nie przeszkadza mi to jednak mieć sceptycznego stosunku np. do postulatów legalizacji związków partnerskich. To mnie czyni jakiś prześladowcą? Homofobem?

      I nie. Problemy homofobii i mizogini nie są autentycznymi problemami społecznymi. Jeśli homoseksualiści mają jakieś problemy, to dotyczą one bardzo małej (choć głośnej) mniejszości. Autentycznym problemem społecznym jest bieda, żeby daleko nie szukać. A jeśli chce się stawać w obronie pokrzywdzonych homoseksualistów, to proponuję poszukać takich zachowań choćby w krajach islamskich. Podobnie jest z mizoginią - to w dużej mierze wymyślony problem, wymyślony przez inna mniejszość, która mieni się reprezentacją kobiet. Takie jest moje stanowisko - dlatego też uważam, że odnoszenie się do zjawisk niszowych i niszy dotyczących nie jest rzetelną próbą opisania szerszej rzeczywistości. Oczywiście, że takie zjawiska istnieją, pewnie można doszukać się ich przykładów w polskiej fantasy, ale to nie powód, aby przywoływać je na pierwszy miejscu!

      I tak, uważam, że "genderowe mody" istnieją - popatrz po uniwersytetach. Nie jest trudno, nawet w Polsce, dostawać granty na badania genderowe. Sam mam takich znajomych, który świetnie sobie radzą zajmując się tą paranauką (w ich wykonaniu to prawdziwa paranauka).

      A na koniec, odniosę się krótko do argumentu wieku. Nie jest on wbrew pozorom głupi. Gdy 14latek pisze o sensie życia, to wzruszamy ramionami. Ty podjąłeś się zadania podsumowania CAŁEJ polskiej fantasy, której przecież nawet znać nie możesz. Masz "tylko" 22 lata, więc takie opinie wywołują sprzeciw, jako zbyt duże uproszczenie.

      Usuń
    4. @homoseksualne lobby

      Sam sobie wystawiasz laurkę takimi poglądami. oczywiście wolno Ci posiadać takie, a nie inne poglądy, ale ja uważam je za krzywdzące dla mniejszości LGBT. Piszesz, że "Problemy homofobii i mizogini nie są autentycznymi problemami społecznymi". Powiedz to lesbijce, która nie dostała pracy jako przedszkolanka, gdy wyszła na jaw jej orientacja albo parze gejów, którym ktoś nabazgrał na drzwiach mieszkania "PEDAŁY DO GAZU". Gdzie było lobby homoseksualne, które siłą międzynarodowych nacisków by ich ochroniło? A takich historii są setki.

      Argument odnośnie wieku jest dla mnie pozbawiony sensu.Dużo czytam, na bieżąco śledzę trendy w rodzimej fantastyce i nie podoba mi się jej ogólny klimat. Wiek nie ma tu nic do rzeczy. Choć przyznam, że trochę mi schlebiłeś, na tej samej zasadzie, na jakiej barman w pubie poprosił mnie o dowód przy zamawianiu piwa. Zresztą - zauważ, że ja Cię o Twój wiek nie pytam, bo mnie on totalnie nie interesuje. Interesuje mnie to, co masz do powiedzenia i nie ma dla mnie znaczenia, czy pisze to osoba mająca lat 30, 40 czy 50. Tak czy owak nie zgadzam się z Twoją opinią odnośnie spraw społecznych. to moja jedyna odpowiedź na Twoje wątpliwości.

      I drobna uwaga - ta dyskusja robi się odrobinę zbyt gorąca (i zbyt polityczna) jak na klimat tego bloga. Dlatego informuję, że jeśli temperatura będzie wzrastała, podejmę odpowiednie środki. Dyskutujmy - o polskiej literaturze, o jej obyczajowości. O prawach gejów i lesbijek i problemie mizoginizmu (albo braku tego problemu) proszę rozmawiać gdzie indziej.

      Usuń
    5. Słusznie, trzeba zakończyć tę dyskusję.

      Jeśli nie zgadzasz się z definicją słowa "lobby", to pretensje miej do słownika języka polskiego. Lubię dyskutować z ludźmi o innych poglądach, ale najpierw trzeba się zgodzić na dyskusję na poziomie faktów. Są różne lobby: hazardowe, kościelne, mafijne, etc. Jest i takie, które zwie siebie homoseksualnym. I to są naukowo weryfikowalne fakty.

      Idealne potwierdziłeś moją opinię: napisałem, że takie problemy występują, ale są niszowe. Podane przez Ciebie przykłady są niszowe, a zwracanie na nie nadmiernej uwagi świadczy właśnie o zaburzonej perspektywie. Prawdziwym problemem społecznym jest wspomniana bieda (albo alkoholizm), a to dlatego, że dotyczy wielu ludzi. Chcesz walczyć z problemami o których wspomniałeś? Popierasz taką walkę? W porządku. Ale miej świadomość, że dotyczą niedużej mniejszości i próba stawiania ich na piedestał zawsze spotykać się będzie z logicznym sprzeciwem.

      Tyle ode mnie. Polecam ciągłe krytyczne mierzenie się ze swoimi poglądami. Pozdrawiam i życzę miłego dnia.

      Usuń
  10. Spokojnie można przebrnąć przez poglądy autora jeśli dobrze piszę. Ja to samo mam z tym blogiem. 70% czyta się bardzo dobrze, świetna analiza popkultury z którą dość mocno się zgadzam. Natomiast jak widzę notatkę o polityce, etyce, seksualności czy religii to zgrzytają mi zęby bo jednak jestem zadeklarowanym Korwin-istą i dla mnie w porażającej części to głupoty.

    Wiem że to ponad rok po notatce, ale może autor to przeczyta :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor przeczytał. Drogi korwinisto - analiza popkultury nie może ograniczać się tylko i wyłącznie do samej popkultury, ale też do tego, jak na nią wpływa polityka, etyka, seksualność i religia. I odwrotnie - jak na te rzeczy wpływa popkultura. Otóż popkultura nie egzystuje w próżni, tylko właśnie w społeczeństwie, jej odbiorcami i wytwórcami są ludzie żyjący w pewnych warunkach. Nie da się pisać o popkulturze w oderwaniu od świata realnego, ponieważ to świat realny nadaje jej kontekst, wymowę i ostateczny kształt. Możemy się rozmijać w interpretacji pewnych faktów, ale nie możemy zaprzeczać ich istnienia.

      Mam lewicową wrażliwość i nigdy tego nie ukrywałem, mogę jednak poświadczyć, że ani jedna notka na tym blogu nie tyczy się TYLKO religii, TYLKO seksualności czy TYLKO polityki. Za każdym razem, gdy poruszam ten temat, występuje on jedynie W KONTEKŚCIE danego aspektu kultury popularnej.

      Usuń
    2. I ja tego nie neguję. Każdy ma prawo do własnych poglądów. Tylko nie rozumiem czemu próbować odcinać się od dobrej literatury tylko dlatego że autor jest "brodaczem". W jednej z notatek, napisałeś np. o książkach Pilipiuka które kurzą się teraz na półce głównie dlatego, że nie zgadzamy się z poglądami bohatera który w nich występuje, mimo że sam przyznałeś że książki były genialne i czytanie ich sprawiało Ci dużo przyjemności.

      I tak z innej beczki, bo nie chce mi się szukać właściwego artykułu. . Narzekałeś kiedyś na postaci kobiece ogólnie w grach, książkach itd. A zetknąłeś się może z książkami Mileny Wójtowicz?

      Usuń
    3. " Tylko nie rozumiem czemu próbować odcinać się od dobrej literatury tylko dlatego że autor jest "brodaczem"."

      No więc ja się nie odcinam. Jeśli autor jest dobry, to - nawet jeśli propaguje złe, drażniące mnie memy - czytam jego książki. Myślę, że modelowym przykładem będzie tu Orson Scott Card, który w kwestii wiary i homoseksualizmu jest niewyobrażalnie wręcz pryncypialny i coraz częściej zdarza mu się przemycać te kwestie do swoich książek. Jednak jeśli chodzi o literacki plankton do poczytania w pociągu, to nie mam zamiaru katować się pisarzami i pisarkami, którzy nie dość, że nie mają nic genialnego do powiedzenia, to jeszcze walą co drugi akapit homofobią czy mizoginią. Miałem gdzieś notkę, w której wyłożyłem zasady tzw. "krzywej wypadkowej" - im lepszym pisarzem jest autor, tym więcej jego niekompatybilnych poglądów przemycanych do treści jestem w stanie znieść. I tak jest chyba z każdym.

      "W jednej z notatek, napisałeś np. o książkach Pilipiuka które kurzą się teraz na półce głównie dlatego, że nie zgadzamy się z poglądami bohatera który w nich występuje, mimo że sam przyznałeś że książki były genialne i czytanie ich sprawiało Ci dużo przyjemności."

      No więc trochę źle mnie zrozumiałeś - w tej notce pisałem o moim młodzieńczym zauroczeniu Pilipiukiem, zanim się wyrobiłem czytelniczo na tyle, by wiedzieć, że on produkuje straszny szajs. I przestałem go czytać nie ze względu na jego głupie poglądy zawarte w treści, tylko z powodu słabości fabularnej i literackiej jego utworów. Więc to trochę inna kwestia. Nawet, gdyby Pilipiuk pisał książki 100% zgodne z moimi poglądami, to i tak byłyby strasznie szajsowate, bo problem tkwi - w tym przypadku - w czymś zupełnie innym.

      "I tak z innej beczki, bo nie chce mi się szukać właściwego artykułu. . Narzekałeś kiedyś na postaci kobiece ogólnie w grach, książkach itd. A zetknąłeś się może z książkami Mileny Wójtowicz?"

      Chyba nie, ale widzę, że ta pani publikuje w Fabryce, co już sporo mówi o jej potencjalnych zdolnościach pisarskich. Ale nie będę się wypowiadał bez znajomości jej dorobku.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...